DOMINIC
Szary świt przebił się przez okno. Przez smog i drapacze chmur inne światło nie dociera na taką wysokość. Deszcz skończył sie zaraz przed świtem i teraz przez otwarte okno czućbyło straszny smród. Nagle mały pokój wypełnił hałas głośnej ostrej muzyki. Po dziesięciu minutach ktoś z góry rozpoczął dobijanie się waląc czym ciężkim w podłogę. Pilotem ściszyłem muzykę i wstałem. Zamknąłem okno i włączyłem klimaztyzator. Szybki zimny prysznic, kawa i jakieś bio-paskudztwo, które można kupić wszędzie za kilka centów, na śniadanie. Szybko się ubrałem. - Kurwa jeszcze 15 minut, znowu się spóźnię. - Biorę sprzęt i wybiegam na ulice. Siadam na trzy-kołówkę Harleya i wąskimi przecznicami, podwórkami i asfaltowymi boiskami do kosza, skracając drogę, jadę jak najszybciej do tej parszywej nory.
__________________ And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom. |