Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2012, 01:20   #31
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Po nieprzespanej nocy Ivein wciąż oczekiwał ataku goblinów, czujnie obserwując obie strony leśnej drogi przez cały następny dzień. Żałował, że Wosse się z nimi rozstał. Jego niezbyt dobrze skrywane poczucie wyższości nie czyniło z niego najłatwiejszej osoby do zaprzyjaźnienia się, ale zawsze to dodatkowe ramię i miecz, gdyby przyszło się naprawdę bronić. Ivein rozumiał jednak, że Archibald, który dołączył do ich kompanii już po tym, jak Edgar Stock odszedł na emeryturę, nie widział powodu, aby udawać się do Kurtwallen.

Słońce znajdowało się już po zachodniej stronie nieba, a gobliny wciąż nie nadchodziły. Mimo to Alsburgczyk nie pozwalał sobie na opuszczenie gardy; zanim zwiadowcy zniknęli w lesie dostrzegł wszak wilka, wielką bestię, i wiedział, że mają do czynienia z jeźdźcami, jednymi z najbardziej zażartych zielońców, jakich można spotkać. Przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie z nimi, ledwie parę lat temu, gdy wraz z towarzyszami zawędrował daleko na południowy-wschód, aż do Przełęczy Czarnego Ognia. Wyruszyli wiosną, a dotarli na miejsce jesienią. Teraz wydawało się to surrealne i ciężko było zrozumieć, po co się tam wyprawiali, ale wówczas byli w poważnych kłopotach i wydawało się mądrym ruchem opuścić na jakiś czas Middenland. Tak więc szli i szli, szukając jakichś dobrych fuch, aż dotarli do Gór Krańca Świata, gdzie nie dało się już iść dalej, i wpakowali się w całą tę kabałę z zielonoskórymi.

Ivein wyrwał się ze swojego cichego zamyślenia i odlepił wzrok od zielonych zarośli, które dotąd obserwował tępo. Spojrzał na Imraka siedzącego zaraz obok niego, po drugiej stronie wozu.
Te gobliny były z tego samego klanu, z którym walczyliśmy na Przełęczy Czarnego Ognia — stwierdził. — Albo tak się zdaje.

Krasnolud kiwnął tylko głową, a Ivein powrócił znowu myślami do tych wydarzeń. Co to była za bitwa! Chyba największa, jaką widział, a był przecież swego czasu żołnierzem — choć trzeba dodać, że nie walczył nigdy w żadnej wojnie. Na Przełęczy było brutalnie. W owym czasie stanowili sporą gromadkę, lecz potem nigdy się do końca nie pozbierali — zginęło pięciu… Dietrich, Sanders, Fritz, Pieter, Rybak, Uszko, Duży Hans… Nie, zginęło siedmiu Chłopców, a do tego cała gromada innych biednych sukinsynów, którym się zdawało, że przy zgrai najemników nic im się nie stanie. Prawdziwa masakra. No, ale ostatecznie im się udało. Zwyciężyli.

Aż do wieczora nic groźnego się nie wydarzyło i w nocy także. Wyspawszy się tym razem porządnie, Ivein zyskał lepszy humor i pozbył się strachu przed zasadzką. Nie żeby nie pozostawał przygotowany — napięta kusza leżała zaraz obok niego przez cały czas — ale uznał, że nie warto się tak bardzo przejmować. Podczas gdy inni złorzeczyli na warunki na drodze, on czuł się całkiem szczęśliwy. Oto przecież wreszcie nie ścigali żadnych bandziorów, nie szli na wojnę, nie uciekali przed nikim, tylko zwyczajnie zdążali na wesele. Do tego las był o tej porze roku bardzo ładny i uspokajający, a on mógł zbijać bąki, siedząc sobie wygodnie na wozie i popijając gorzałkę.

Nastrój łowcy popsuł się jednak trochę trzeciego dnia wraz z odnalezieniem rannego kapłana.
Co on powiedział? — spytał Ivein, spoglądając z zaniepokojeniem na towarzyszy, zwłaszcza na Edgara. — Że wilki zniszczyły Kurtwallen?

Może go nie zeżarły, bo im nie pozwolono — odparł Gottemu. — Ledwie trzy dni temu sami natknęliśmy się na goblińskich jeźdźców wilków, no nie? Może go zabiły i zostawiły… jako ostrzeżenie? Ale z tymi krzakami, to nie wiem. Magia jakaś. Też mi to śmierdzi. — Instynktownie zrobił znak młota, po czym spojrzał na nieprzytomnego mężczyznę. — Może on nam więcej powie… jeśli przeżyje.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 06-04-2012 o 01:24.
Yzurmir jest offline