Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2012, 12:49   #56
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Wstawanie Fernasa odbyło się jak zawsze... jeśli pominąć jeden detal – jego delikatną luteńkę, która zazwyczaj przy nim leżała. Kilkanaście sekund minęło, nim skojarzył wszystko. Ostatni wartę miał Yarkiss, któremu przeszkadzało jego brzdękanie. No, i Korenn – ale Korenn był dziwakiem i odludkiem, który widać czerpał radość z krzywdzenia innych. Wszystko jasne!
- Dlaczego ukradłeś moją lutnię? - zwrócił się oskarżycielskim tonem do Yarkissa.
- Słucham? - Odparł zdziwiony Yarkiss.
- Przeszkadzała ci muzyka. Dlatego ukradłeś moją lutnię – wyjaśnił spokojnie Fernas, odpowiadając na swoje poprzednie pytanie.
- Przeszkadzała, nie zaprzeczę i co z tego? Przeszukaj swoje manatki, a później zgłoś się do mnie. - Yarkiss nie miał zamiaru wykłócać się z samego rana i to jeszcze o głupią lutnię. Zamiast tego sprawdził, czy przypadkiem czegoś i jemu nie brakuje. Ku jego zaskoczeniu nie mógł znaleźć w torbie swojego gwizdka. ~Po co komu mój gwizdek?~ - Popatrzył podejrzliwie na towarzyszy. Nie robił jednak o to awantury. Równie dobrze mógł gdzieś zgubić. Nie musiał od razu ktoś go kraść.

Eillif nie spała już od dłuższego czasu, cały czas uważnie słuchała “rozmowy” Yarkissa i Fernasa. Dopiero kiedy zobaczyła, że łowca zaczął uważnie przeszukiwać swoją torbę, przyszło jej do głowy, że złodziej nie poprzestałby na jednej rzeczy. Dziewczyna nie martwiła się zbytnio. Dużo rzeczy i tak nie zabrała. A na pewno nic wartościowego.
Jednak kiedy ułożyła wszystkie przedmioty z plecaka na ziemi i okazało się, że nie ma wśród nich woreczka z komponentami do czarów zielarka szeroko otworzyła zielone oczy. Przeszukała jeszcze raz. Po raz kolejny. I nic. Ani śladu.
Eillif usiadła z powrotem. Nie mogła się na niczym skupić, a bardzo ciekawiło ją kto mógł być złodziejem. Dziewczyna nie podejrzewała nikogo z grupy. Może i była naiwna, ale nawet nie dopuszczała do siebie takiej myśli.
~ Tu dzieje się coś dziwnego.

Gdy Jarled się obudził, kilka osób szukało czegoś w swoich plecakach. Niektórzy wykrzykiwali coś o kradzieży. Przejrzał swoją torbę, wyglądało na to że wszystko jest. “Grobokop” zastanowił się jeszcze raz co zabrał ze sobą.
~ Chwila... gdzie jest moja kreda? ~ Pomyślał i rozejrzał się wokół. Nagle zauważył kamień na którym wyrysowane były obelżywe obrazki. I przy tym nieprzyzwoite, należałoby dodać. Bardzo nieprzyzwoite.
- Dobra, pokazywać mi łapska! Mam nadzieje że nikt nie będzie miał brudnych z mojej kredy! - wykrzyczał zdenerwowany kradzieżą Jarled.
Grajek obejrzał się bez specjalnego zainteresowania.
- Kto chciałby kraść głupią kredę? - fuknął na Jarleda – To nie moja cenna lutnia z cedru najprawdziwszego.
- Moją kredę zabrał najpewniej ten sam osobnik który bazgrał po kamieniu - odpowiedział mu
Jarled wskazując na bohomazy wyrysowane kredą na głazie.
- Musiał to zrobić artysta nie lada. Fernas, ty masz zacięcie do sztuki. - Yarkiss z uśmiechem popatrzył na barda. - Nie wstydź się. Pochwal się.
- Jasne - Fernas uśmiechnął się wrednie - I którego ze swych pomagierów podejrzewasz o bezczynne stanie z wybałuszonymi oczyma, gdy mazałem po głazie? Rafaela może? - prychnął, choć bardziej niż bezsensowne podejrzenie o kradzież kredy zabolała go sugestia, że jego sztuka prezentuje taki poziom.
- Szkoda tylko, że się nie podpisałeś. - Stwierdził łowca.
Bard tylko krytycznym okiem spojrzał na głaz. Rysunkom daleko było do maestrii jego dzieł... Z drugiej strony, wykonane były całkiem sprawnie, co klasyfikowało dzieło powyżej możliwości Yarkissa. Choć...
- Wiecie, co ja o tym sądzę? Albo widzi mi się, że to sprawka tego ducha – niezrównoważony jak diabli był, a jego opowieść pełna była dziur większych niż te na trakcie do Viseny... choć oczywiście nigdy nie chcielibyście słuchać dobrych rad zawczasu! Bo on miał możliwości – duchy chyba przez przedmioty przenikają, nie? - zawiesił pytanie trubadurAlbo to sprawka ostatniej warty. Eillif, Solmyr – czy na waszej warcie też już tak było? - zwrócił się do dwójki. ~Bo jeśli nie...~
- Nie było. - Głos Solmyra, brzmiał jakby w tych dwóch słowach rozgościło się jakieś przerażające zaklęcie, które torturuje przez wieczność ale nigdy nie zabija. Eillif tylko pokiwała głową na potwierdzenie słów Solmyra. W kilku chwilach Solmyr z spokojnego niczym skała stał się najkrwawszym mścicielem. Przez moment jego ciało wypowiedziało najgorsze możliwe klątwy po czym zaklinacz wrócił to swojej nieprzejednanej postawy głazu.
Jego ręce wyskoczyły w powietrze kreśląc kilka znaków i ukazując plątaninę symboli.
- Habet potestatem. Manifestasti mihi latentem intra me. - Wypowiedział spokojnym tonem mordercy. I wrócił do swojej pozycji, tylko w niej był w stanie powstrzymać się od wybuchu.
- Ktoś rzucił jakiś czar. Niezbyt silny. - Stwierdził rzeczowo.
- Właśnie widzieliśmy. Ty przed chwilą. - Stwierdził odkrywczo łowca. Yarkissowi wcale nie podobało się, gdy zaklinacz wypowiadał niezrozumiałe dla niego słowa. Bał się co z tego może wyniknąć.
- Ktoś rzucił jakiś czar przede mną, durniu. - Rzekł jakby informował o pogodzie, szczególnie ostatnie słowo, które było wypuszczone w przestrzeń.
- Zważ na słowa. - Yarkiss posłał ostrzegawczę spojrzenie Solmyrowi, a jego ręka powędrowała na rękojeść miecza. - Lepiej powiedz nam coś więcej, oświecony magu, bo na razie nic z twoich słów nie wynika.
- Dużo nie mogę powiedzieć. Wiem, zaklęcie było rzucone na otoczenie, przestrzeń a nie na szczególną osobę. Nic więcej. - Pojedynczo rzucał słowa w przestrzeń. - Nie jestem jeszcze wszech-potężny. - Ostatnie zdanie wypowiedział tonem, który sugerowałby, że za tydzień będzie władcą wszechświata.– I tak nadal ducha podejrzewam. W sumie... zarośnięty i zapuszczony on był jak omszały głaz. Obraz maga, który z ukrytego laboratorium nie wychodzi, jak się nie pali... - bard podtrzymał swoją poprzednią tezę. Nie, by w to naprawdę wierzył – ale należało być konsekwentnym.
- Zachowaj swoje tezy dla siebie. Bardzo cię proszę. - Myśliwy zwrócił się do Fernasa, a potem zapytał Solmyra. - Chcesz na powiedzieć, że jakiś mag przychodzi sobie niepostrzeżnie do nas, rzuca jakieś nie znane tobie zaklęcia, a przy okazji kradnie kredę Jarledowi. Dobrze rozumiem?
Fernas w odpowiedzi jedynie prychnął, wyraźnie rozwścieczony, ale odszedł. Najwyraźniej nie zamierzał już się udzielać w rozmowie – zapewne z powodu mieszanki zdenerwowania kradzieżą lutni, urażonej dumy i ogólnego przekonania, że do idiotów dotrzeć się nie da.
- Zostało rzucone zaklęcie. - Kolejne słowa rozbiegły się po przestrzeni. - Tyle na ten temat. Nie będę się powtarzał. - Skoro tak twierdzisz nie będę się z tobą sprzeczał, bo nie mam na ten temat zielonego pojęcia, ale zaginione rzeczy to już inna sprawa. Fernas bez swojej lutni się zapłacze, więc trzeba ją koniecznie znaleźć. - Yarkiss nie mógł odmówić sobie kolejnego pstryczka w nos barda. - Może Sealim coś nam opowie o tym? Nie nudziło ci się zbytnio? - zapytał złodzieja.
- Odwal się. Ja nic nie zabrałem - burknął Oszust. Wyglądało na to jakby wręcz oczekiwał, że podejrzenia towarzyszy skupią się na nim.
- Zginęło ci coś? - Dopytywał się dociekliwie syn Petera.
- Tak - skrzywił się chłopak.
- Okradli złodzieja. Haha... - Łowca nie mógł się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. - Koniec świata, jeśli do czegoś takiego dochodzi.- To nie jest śmieszne! - wrzasnął Saelim, zrywając się na równe nogi. - Nie mam... Aaach, demony nadały! - chłopak z rozmachem usiadł z powrotem. Yarkisowi wydawało się, że złodziej lekko się zaczerwienił.
Reakcja towarzysza wydawała się łowcy na tyle autentyczna, że ten był skłonny, że to nie on pozbawił grupę części dobytku. ~Skoro nie on to kto?~ - Jeśli tylko mi nie daje spokoju, że ktoś okrada nas w środku puszczy to ja dalej nie będę drążył tematu. Sprawa prędzej czy później sama się wyjaśni. - Jasne, o ile to tylko wyjątkowo durny żart – prychnął Fernas ze swego oddalenia. – Wtedy sprawca może się już przyznawać, a co najwyżej ktoś na durnia nakrzyczy. Bo jeśli to jakiś obcy, to następnym razem może nie być tak łagodny. Choć... zaraz... - chłopak popatrzył na głaz. Rysunki były dość nisko... jakby złodziej nie mógł dosięgnąć wyżej – Żyje tu coś na tyle małego, by mogło ukryć się w trawie, na tyle dużego, by tam dosięgnęło, i na tyle inteligentnego, by mogło to namalować? - zwrócił się do łowcy jako do znawcy lokalnej fauny - zarówno tej myślącej, jak i nie. Bo niby złodziej mógł się czołgać - co wyjaśniałoby umiejscowienie obrazków na głazie, ale wówczas wcale nie byłby mniej widoczny.
- Jak namalowało to pewnie istnieje. - Zażartował Yarkiss, ale jak się zastanowił nad słowami Fernasa to uznał, że może mieć racje. - Według mnie do twojego opisu mogły pasować skrzaty. Znane są robienia ludziom figli. Co o tym sądzisz Rafaelu?
- To bardzo prawdopodobne. Byłem sprawdzić moje wnyki, nie ma po nich śladu. Do diaska, czy ja wyglądam na praczkę? - odpowiedział Ralfi, który właśnie obrócił z porannego obchodu. Nie wnikając w dalszą rozmowę, ruszył w stronę swojej torby.
- Tak czy siak póki nie złapiemy kogoś na gorącym uczynku to mu tego nie udowodnimy. Choć... - Yarkiss dokładnie rozejrzał się po obozowisku, czy przypadkiem złodziej nie zostawił jakiś dodatkowych śladów, poza bazgrołami na kamieniu. Łowca, nie widząc nic interesującego wokół ogniska, pokwapił się jeszcze, żeby poszukać troszkę dalej. W końcu jak ktoś tu był musiał zostawić po sobie ślady. Tropiciel nie wierzył w teorie barda o wrednym duchu. Jak się okazało słusznie. Syna Petera zaciekawiła wygnieciona trawa w stronę traktu. Wyglądało na to, że dla złodziejaszka lutnia barda była zbyt ciężkim łupem. Myśliwy podążył tropem, jak mu się wydawało skrzatów i wkrótce znalazł etromowy toporek. A za tropicielem kroczył Fernas, który połknął własną dumę, aby tylko czym prędzej odzyskać swoją własność. - Tylko wiesz, że jeśli to skrzaty to możemy nie wrócić żywi. - Nabijał się z barda, widząc, że idzie za nim.- Od razu widać, kto słuchał historii, a kto nie – zripostował bard. – Myślałby kto, że tropiciel wie, że skrzaty nie zabijają. Sakiewkę, odzienie ci mogą ukraść, tyle. Ale to i Saelim może ci zrobić - parsknął.
- Czyli całe szczęście, że idziesz ze mną. - Odparł ironicznie Yarkiss, a następnie skupił się na tropieniu złodziei. Ślady choć mnie wyraźne, nie urwały się - czego obawiał się myśliwy - na trakcie. Długo się nie zastanawiając przeciął gościniec i zaczął szukać śladów po drugiej stronie traktu. - Najczęściej można je spotkać przy rzecze, więc może akurat natkniemy się na nie, albo przypadkiem na nasze rzeczy, o ile już dawno nie popłynęły z nurtem Wartki. - zwrócił się Yarkiss do barda.- Pewnie wciąż rozstrajają moją biedną lutnię – mruknął Fernas, nasłuchując, czy skądś nie dobiegają fałszywe tony albo ktoś nie bawi się yarkissowym gwizdkiem. I faktycznie, gdy nadstawił ucha wyłapał kilka brzdęknięć, przebijających się przez szum rzeki. A może mu się tylko zdawało...? - Czekaj... chyba słyszałem ją. Gdzieś... w tamtym kierunku...? - zawahał się, próbując jakoś zlokalizować źródło dźwięku.
Yarkiss zatrzymał się, ale niczego szczególnego nie usłyszał.
- Pewnyś? Zresztą, prowadź. - Łowca wskazał ręką Fernasowi, żeby to on teraz szedł pierwszy.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 06-04-2012 o 12:57.
Velg jest offline