Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2012, 15:02   #24
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Maura & Kelly

Noc taka piękna!... Z błękitów patrzy gwiazd plejada,
Fala gwarzy i błyska ponad tonią ciemną,
...
Tam, w ogrodzie dwie lilie zakochane rosną,
Woń rozkoszna z kielichów pochylonych płynie...
Tam, za rzeką, dwa głosy nucą pieśń miłosną,
Tęskne echo po wodnej ściele się równinie...
Pieśń zamilkła... Cyt... Słyszę plusk płynącej łodzi...
Łódź przemknęła i znikła, …


Bogusław Adamowicz


- Pokażę ci najpiękniejszą rzecz w tej posiadłości.
Doris pociągnęła Waltera za sobą, skoro tylko udało im się dobić do brzegu. Rozpierało ją dziwne uczucie, podobne do szczęścia - coś w rodzaju euforii dzieci w przededniu Bożego Narodzenia. Chciało jej się psocić jak małej dziewczynce, a zarazem czuła całkiem dorosłe wyrzuty sumienia z powodu tego, że wciąga Waltera w swoje dziwactwa. Powinien być tam, na balu, sączyć drinki, rozmawiać z mężczyznami, cieszyć oczy dekoltami dam ... A tymczasem ciągnęła go do domku ogrodnika, gdzie miała zamiar zostawić latarenkę. Ona już sobie reputacji nie zepsuje, ale Walt?
- Popatrz, jaki cudowny...

Rzeczywiście, domek ogrodnika przypominał zagubione gdzieś w baśniach miejsce, cudem przeniesione tu za sprawą jakichś czarów. Pnąca róża wspinała się po kamiennych ścianach, zasłaniając niemal dach i nadproża. Doris przypomniał się wiersz, bodajże Corassiniego: ciemność nad portykiem dawno zamkniętym ... Był pusty. Albo Hastingsowie nie mieli ogrodnika, co raczej nieprawdopodobne, albo siedział on razem ze służbą w kuchni, dojadając resztki. W środku pachniało wędkami, ziemią, zapachem wełny, tytoniu i róż. Piekielna mieszanina, ale dziwnie miła. I w tej ciemności,postawiwszy na stole zdmuchnięta latarnię, pod festonem róż, Dora cmoknęła przyjaciela w policzek, a potem zaśmiała się cicho:
- Dziękuję za wszystko, Walt...
Boso, z butami w ręce czmychnęła na dwór i ruszyli z powrotem ku balowi, gościom, nudnej, pretensjonalnej i pełnej hipokryzji zabawie. Przynajmniej tak Dora myślała w tej chwili...

Naprawdę Montagu był zadowolony z wycieczki oraz najwątpliwiej, jeszcze bardziej, ze słodkiego całusa, którego nie wiadomo za co otrzymał. Za wszystko, czyli właściwie co? Słyszał kiedyś, jak Virginia Woolf, sama wszak przedstawicielka płci piękniejszej, rzekła: "Serca kobiet są zawiłe ..." Tutaj miał dobitny tego przykład.

Wcześniej wziął sobie bujany fotel i stoliku z szampanem oraz kanapkami, huśtał się oglądając gwiazdy. No, ale ileż można tak bezproduktywnie siedzieć patrząc na nocne niebo? Niewątpliwie towarzystwa Walter raczej nie znosił, ale jeszcze mniej miał, po dłuższym siedzeniu, ochotę pozostać tutaj nic nie robiąc. Zakładał powrót lub drzemkę na fotelu. Wtedy właśnie nadeszła Doris ze swoją żywiołową energią oraz pragnieniem zrobienia czegoś, czego nikt się nie spodziewa. Trochę swoim entuzjazmem zaraziła hrabiego. Toteż wycieczka nie tylko ucieszyła go, ale współgrała doskonale z jego potrzebami. Ponadto wesoły pocałunek Doris uświadomił mu, że cała wymuszona sytuacja zaczyna wymykać mu się spod emocjonalnej kontroli.

Nie mniej, najwspanialsze nawet wyprawy mają wreszcie swój koniec podczas powrotu. To ich właśnie czekało teraz. Palący cygara panowie ględzący o pierdołach, szczebioczące panie poruszające tematy, które tak naprawdę niezwykle są mało istotne. Głośna muzyka, szampan oraz udawana radość. Tfu, naprawę zdecydowanie, gdyby nie Doris, wolałby swoją pracownię. Pewnie właśnie dlatego inni uważali go za nudziarza.
- Hm, moja droga – zastanowił się nagle głośno zwracając niezwykle naukowo do panny Peel czy nie uważasz, że powinno być teoretycznie nieco głośniej? Może orkiestra ma jakąś dziwną przerwę – domyślał się, gdyż rzeczywiście odnosił wrażenie powracając, iż choć gwar rozmów nie spadł, to inne odgłosy, toasty, muzyka oraz tym podobne, jakoś umilkły.

Dora była empatką; nie trzeba było wiele, by zrozumiała, ze podczas ich nieobecności zaszło coś, co radykalnie zmieniło nastroje na balu. Gdzieś podziali się niemal wszyscy, instynkt tłumu parł w stronę potencjalnego źródła sensacji. Szli z Walterem jakimś korytarzem, minęli jakieś drzwi, sama nie pamiętała jakie- ktoś krzyczał, usłyszała histeryczny śmiech, 'morderstwo'
- Jakie morderstwo?
Niedorzecznie czuła się, bosa, z wieczorowymi szpilkami w ręku, w sukni, ubrudzonej ziemią i trawą, mokrej jeszcze od jeziornej wody. Dźwięk szkła. Ktoś przy barze. Pokojówka, biegnąca z obłędem w oczach, jakaś kobieta - tłum gęstniał. Nagle Dorze zrobiło się zimno, gdy przepchnęli się bliżej obleganych drzwi. Spojrzała na Waltera ze strachem w oczach i jej usta poruszyły się w niemym pytaniu:
- Kto?

Początkowo hrabia jeszcze nie wierzył.
- Grają w coś, czy coś? To jakaś zabawa w stylu Sherlocka Holmesa? - zdziwił się odruchowo najpierw Walter. Po chwili jednak uznał, ze na zabawę ponurych min oraz niepewnych głosów jest coś za dużo.
- Stało się coś? - złapał jakiegoś przebiegającego kelnera za ramię.
- Milord, milord ... - wykrztusił tamten.
- Zawał, zastrzelony, otruty? - nie ustępował Walter dalej trzymając służącego.
- Nie nie, to ... sami państwo zobaczycie - wyrwał się wreszcie hrabiemu.
- Podejdźmy może - zaproponował swojej medialnej narzeczonej.
Nie wyczuwając stopami podłogi podeszła, a raczej przecisnęła się na tyle, by dostrzec leżącego mężczyznę i poznać jego twarz. Wciągnęła ze świstem powietrze, czując, jak lodowacieje jej krew w żyłach, I wtedy do gabinetu wpadła Isobel, wrzasnęła coś krótkim, urywanym szlochem i osunęła się na podłogę. A raczej osunęłaby się, bo Doris rzuciła się ku niej, łapiąc dziewczynę w objęcia.
 
Kelly jest offline