Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2012, 18:47   #43
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Selby, Boone, Blackwood


Boone czuł szarpnięcia Japończyka pod sobą, kiedy z wbitym w szyję wroga sztyletem, przyciskał konającego do ziemi.

Krew wypływająca z gardła, w szarym świetle monsunowego poranka, wydawała się być gęsta i czarna, jak smoła. I nie było jej tak wiele, jakby można się było spodziewać.

Kiedy Boone kończył z przeciwnikiem, Selby zajął się obserwacją okolicy. Z doświadczenia wiedział, że Żółtki są jak mrówki i rzadko chodzą w pojedynkę. Gdzieś w tych mokrych, czarnych zaroślach mogli kryć się kolejni napastnicy gotowi serią z karabinu posłać ich trójkę w objęcia śmierci.

Słowa Boona zaciekawiły Blackwooda. Pielęgniarz podszedł bliżej. W tym samym jednak momencie Boone poczuł, że zadźgany japoniec drga pod jego kolanami. Dziwaczne drżenia przeszły przez klatkę piersiową śmiertelnie rannego i nagle... kolana Boona znalazły się w środku klatki piersiowej przeciwnika, jakby ciało Japończyka zamieniło się w kruchą glinę.

Boone syknął z odrazą a tedy wszyscy zobaczyli, jak z ust, rozwalonego gardła, klatki piersiowej i pustych oczodołów martwego wroga, wysypują się roje dziwnych, czarnych insektów, przypominających nieznany im gatunek pająków.

Część z nich spływała z ciała na ziemię, część jednak wdrapywała się po kolanach Boona na jego nogi, błyskawicznie przemieszczając się w górę ciała. Kapral Boone mógł przyjrzeć się najlepiej pająkom. Były małe, czarne jak opale wielkości kciuka dorosłego mężczyzny. I było ich zatrzęsienie.







Harikawa, Collins, Noltan, White, Summers


Siedzieli cicho z napięciem przypatrując się pobliskim chaszczom. Wyobraźnia podsuwała im obrazy najstraszliwszych potworów, których lękali się jako dzieciaki. Mimo tego, iż wiedzieli przecież, że potworów nie ma, a w zaroślach kryje się raczej jakieś egzotyczne zwierzę.

Dlaczego więc się bali? Dlaczego odczuwali tą dziwną, dławiącą ich obawę. Pozornie spokojni wypatrywali wzrok, by w gęstwie dżungli zobaczyć coś, co mogło wydać z siebie ten paskudny skowyt.

Doczekali się.

Krzaki poruszyły się nagle po lewej od nich, gwałtownie i energicznie, jakby coś lub ktoś, kto się przez nie przedzierał, nie zważał na to, że może zostać wypatrzony.

Raz, drugi, trzeci ...

A potem w polu widoczności pojawił się owalny, ale niewysoki kształt. Ludzki kształt.

To był gruby Japończyk. Taki, jak zawodnicy sumo. Całkiem nagi i cały mokry. Mimo, że nie należał do strachliwych, Harikawa zacisnął zęby i na ułamek sekundy zamknął oczy.

Grubas stał chwiejąc się na opasłych nogach i rozglądał czujnie, by za sekundę otworzyć usta, jak do krzyku.

Chyba był sam.

- Zdjąć go w miarę cicho – rozkazał dowódca. – Nim nas zobaczy.

Przeciwnik nie był jednak sam. Gdzieś z boku, kawałek dalej, wyraźnie ujrzeli światło latarki poruszającej się przez dżunglę. Grubas też je zobaczył.Powoli zaczął odwracać się w jego stronę.







Demspey, Dean, Yoshinobu, Wickman


Dźwięku ostrza katany przecinającej ludzkie ciało nie da się zapomnieć. Nigdy.

Czwórka ludzi na plaży podjęła się nierównej walki z silniejszym i najwyraźniej szalonym przeciwnikiem. Przyciśnięci do muru, zdesperowani ludzie, gotowi spojrzeć w oczy swojemu oprawcy.

Sally zachodziła komendanta od tyłu. Osłabiona, była zbyt powolna by zdążyć przed tym, nim Sho Fujioka zadał pierwszy cios. Ronald Dempsey był zbyt wolny i ostrze japońskiego miecza przecięło ciało brodatego jeńca posyłając go na piasek z wyciem, tym razem bólu.

Natasha uderzyła nisko, podcinając szaleńca, który zachwiał się. Sakamae doskoczyła celując w ręce żołnierza kamieniem, ale ten krótkim cięciem trafił dziewczynę w lewe przedramię. Japonka krzyknęła z bólu i odskoczyła w bok.

Sally dopadła celu i walnęła z całej siły w plecy Sho, który zachwiał się. Wykorzystała to Natasha, która uderzyła kijem wroga prosto w oko. Cięcie katany wytrąciło jej broń z ręki, ale wtedy Sally zdołała zamachnąć się drugi raz i zdzieliła komendanta w bok żuchwy. Japończyk krzyknął krótko, plując krwią i zębami i upadł na piasek. Katana wyleciała mu z rąk wbijając się w piasek zaledwie krok dalej.

Sho kucał przez chwilę na piasku, potrząsając głową jak zbity pies, a potem zaczął na kolanach brnąć w stronę utraconej broni.

Ronald ocknął się, czując zimny i mokry piasek na policzku. Czuł ogień w boku, gdzie dosięgło go ostrze katany i żelazisty smak krwi w ustach. Sakamae widziała, jak z głębokiego rozcięcia leje się krew.






Webber


Michelle tymczasem oddalała się od miejsca walki. Świst wiatru i szum oceanu zagłuszały jej odgłosy potyczki, a po chwili ludzie znikli w mroku przedświtu. Drżąc z zimna kobieta przeszukiwała w gorączkowym pośpiechu mijane ciała. W większości byli to jeńcy – tacy jak ona. Wyrzucone przez fale ciała tych, którzy mieli mniej szczęścia.

W pewnym momencie spełniły się marzenia kobiety. Na brzegu natrafiła na ciało japońskiego żołnierza. Nie był oficerem, więc nie miał broni krótkiej, ale miał bagnet. Drżącą ręką wyjęła znalezisko i przyjrzała mu się z powagą.

I wtedy, przez szum fal, przebił się dziwny dźwięk. Michelle odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że od strony lądu nadciąga jakiś człowiek. Był zbyt daleko, by mogła ocenić, kim jest. W szarówce dopiero budzącego się dnia widziała ledwie jego sylwetkę. Sylwetkę, która nagle przygarbiła się, pochylając nad czymś na ziemi. Innym, ludzkim kształtem.

Czyżby nie tylko ona i grupka straceńców broniących się przed komendantem z mieczem przeżyła katastrofę. To było bardzo prawdopodobne, lecz coś w zachowaniu majaczącej na skraju widzenia postaci powodowało, że Michelle czuła dreszcz niepokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 06-04-2012 o 19:02.
Armiel jest offline