Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2012, 08:36   #41
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Zgodnie z jej przwidywaniami, komendant rzucił się na nich z szarżą. Taki amok widziała jeden, jedyny raz... Wiedziała, że dla Sho nie liczy się już nic, poza walką. Nieważne z kim, nieważne jak. Ważne, żeby walczyć. Być może w tym szale była ich nadzieja...

Wdzięk walczących samurajów nieodmiennie ją fascynował, zwykle nie mogła oderwać od nich wzroku, chłonęła każdy, najdrobniejszy ruch, zmianę ułożenia ciała, niedostrzegalną dla tych, którzy się jej nie spodziewali. To były inne walki, pokazowe, organizowane w różne święta. Taki szał bojowy widziała tylko raz, jeden, jedyny, i nie zapomni go do końca życia. Ronin walczył o życie. Przegrał, jego przeciwnik był zbyt dobrze wyszkolony, on zbyt zdesperowany. Popełnił jeden błąd i przypłacił go głową. Też szarżował z wysoko uniesionym mieczem. Nie trafił, stracił na ułamek sekundy równowagę, wystarczyło delikatnie popchnąć, by upadł niesiony siłą rozpędu. Kiedy padł na kolana, jego przeciwnik zdjął mu głowę z ramion. Dokładnie tak, jak przed chwilą komendant zdjął głowę temu nieszczęsnemu jeńcowi.

A jednak ich wróg nie poruszał się z taką gracją, na jaką mogło to wyglądać. Doświadczone oko rejestrowało drobne zakłócenia rytmu, lekkie pochylenie ciała na jedną stronę... Widziała, że komendant dostał kamieniem w głowę. Może adrenalina nie dopuszcza urazu do świadomości, ale ciało na pewno go odczuwa. Trzeba było to wykorzystać.

Sakamae odzyskała równowagę w przeciwieństwie do mężczyzny, który zwrócił na nich uwagę komendanta. Najwyraźniej był w szoku, Sho nie zareagował zgodnie z jego zamiarem. Krzyczał, ale to dobrze. Może dzięki temu trochę się uspokoi. Gorzej, że się nie ruszał. Jeśli nie uskoczy, zanim spadnie ostrze, zostanie przecięty wpół. Japonka nie chciała wybierać między życiem swoim a tego, który tak bezmyślnie ich naraził. Modliła się, by mężczyzna doszedł do siebie, zanim będzie za późno.

Za szarżującym komendantem Sakamae zauważyła dwie pozostałe kobiety, jak zachodzą go od tyłu, najwyraźniej zamierzając go uderzyć równocześnie w głowę i nogi. Dobrze, chociaż spowoduje to nieprzewidywalną reakcję ciała. I jeszcze bardziej nieprzewidywalny ruch katany. Yoshinobu, puszczona już przez towarzysza, oparła się pewnie na obu nogach, odciążając trochę stłuczone kolano. Będzie potrzebne za chwilę. Jeśli komendant upadnie do przodu, będzie musiała uskoczyć spod ostrza i wytrącić miecz z rąk. To było najważniejsze, Sho musi puścić katanę... Zacisnęła w dłoniach kamienie. Nie potrafiła walczyć, ale uderzając w czułe miejsca na dłoniach i nagdarstkach ostrymi krawędziami powinna osiągnąć zamierzony rezultat. Głęboko wciągnęła powietrze do płuc, sycąc się jego smakiem i czekając przygotowana na szarżującą śmierć.

Nie zamierzała umierać.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 06-04-2012 o 08:39.
Viviaen jest offline  
Stary 06-04-2012, 11:00   #42
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Michelle zadrżała. Szeroko otwarte oczy rejestrowały to co się dzieje. Huk bicia serca dudnił w uszach. Przerażające. Pierwotne i potężne jak żywioł. I nie, nie chodziło bynajmniej o skośnookiego szaleńca z mieczem. Webber poczuła jak zasycha jej w ustach. Problem człowieka z kataną przestał właściwie istnieć. Mojry już szykowały nożyczki, a Hades wysyłał Charona na drugi brzeg Styksu. Czerwone światełko wewnątrz głowy błyskało ostrzegawczo. Chodziło o grupę niezrównoważonych psychicznie ludzi doprowadzonych do ostateczności, którzy z pełną determinacją chieli upolować chińczyka. Zatłuką go jak psa. Z reguły jednak agresja grup nie kończy się na ubiciu prześladowcy.

Z osłupienia wyrwał ją plusk kamienia który wypadł jej z dłoni. Podniosła go tak raptownie, jakby był drogocennym skarbem. Nawet nie myślała o tym, że takich kamieni jest tutaj bez liku. Schyliła się po ten konkretny. Teraz potrzebowała broni bardziej niż kiedykolwiek, a ten kamień dawał jej namiastkę bezpieczeństwa. Początkowo kroczyła powoli co chwila upewniając się, że nikt nie zwraca na nią uwagi, a następnie niemal biegiem rzuciła się do ciał. Już ich nie przeszukiwała. Zrywała guziki, szarpała kieszenie. Głównie po omacku zajmując wzrok grupką jeńców.

Boże, daj mi broń bym mogła się przed nimi obronić!
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 06-04-2012, 18:47   #43
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Selby, Boone, Blackwood


Boone czuł szarpnięcia Japończyka pod sobą, kiedy z wbitym w szyję wroga sztyletem, przyciskał konającego do ziemi.

Krew wypływająca z gardła, w szarym świetle monsunowego poranka, wydawała się być gęsta i czarna, jak smoła. I nie było jej tak wiele, jakby można się było spodziewać.

Kiedy Boone kończył z przeciwnikiem, Selby zajął się obserwacją okolicy. Z doświadczenia wiedział, że Żółtki są jak mrówki i rzadko chodzą w pojedynkę. Gdzieś w tych mokrych, czarnych zaroślach mogli kryć się kolejni napastnicy gotowi serią z karabinu posłać ich trójkę w objęcia śmierci.

Słowa Boona zaciekawiły Blackwooda. Pielęgniarz podszedł bliżej. W tym samym jednak momencie Boone poczuł, że zadźgany japoniec drga pod jego kolanami. Dziwaczne drżenia przeszły przez klatkę piersiową śmiertelnie rannego i nagle... kolana Boona znalazły się w środku klatki piersiowej przeciwnika, jakby ciało Japończyka zamieniło się w kruchą glinę.

Boone syknął z odrazą a tedy wszyscy zobaczyli, jak z ust, rozwalonego gardła, klatki piersiowej i pustych oczodołów martwego wroga, wysypują się roje dziwnych, czarnych insektów, przypominających nieznany im gatunek pająków.

Część z nich spływała z ciała na ziemię, część jednak wdrapywała się po kolanach Boona na jego nogi, błyskawicznie przemieszczając się w górę ciała. Kapral Boone mógł przyjrzeć się najlepiej pająkom. Były małe, czarne jak opale wielkości kciuka dorosłego mężczyzny. I było ich zatrzęsienie.







Harikawa, Collins, Noltan, White, Summers


Siedzieli cicho z napięciem przypatrując się pobliskim chaszczom. Wyobraźnia podsuwała im obrazy najstraszliwszych potworów, których lękali się jako dzieciaki. Mimo tego, iż wiedzieli przecież, że potworów nie ma, a w zaroślach kryje się raczej jakieś egzotyczne zwierzę.

Dlaczego więc się bali? Dlaczego odczuwali tą dziwną, dławiącą ich obawę. Pozornie spokojni wypatrywali wzrok, by w gęstwie dżungli zobaczyć coś, co mogło wydać z siebie ten paskudny skowyt.

Doczekali się.

Krzaki poruszyły się nagle po lewej od nich, gwałtownie i energicznie, jakby coś lub ktoś, kto się przez nie przedzierał, nie zważał na to, że może zostać wypatrzony.

Raz, drugi, trzeci ...

A potem w polu widoczności pojawił się owalny, ale niewysoki kształt. Ludzki kształt.

To był gruby Japończyk. Taki, jak zawodnicy sumo. Całkiem nagi i cały mokry. Mimo, że nie należał do strachliwych, Harikawa zacisnął zęby i na ułamek sekundy zamknął oczy.

Grubas stał chwiejąc się na opasłych nogach i rozglądał czujnie, by za sekundę otworzyć usta, jak do krzyku.

Chyba był sam.

- Zdjąć go w miarę cicho – rozkazał dowódca. – Nim nas zobaczy.

Przeciwnik nie był jednak sam. Gdzieś z boku, kawałek dalej, wyraźnie ujrzeli światło latarki poruszającej się przez dżunglę. Grubas też je zobaczył.Powoli zaczął odwracać się w jego stronę.







Demspey, Dean, Yoshinobu, Wickman


Dźwięku ostrza katany przecinającej ludzkie ciało nie da się zapomnieć. Nigdy.

Czwórka ludzi na plaży podjęła się nierównej walki z silniejszym i najwyraźniej szalonym przeciwnikiem. Przyciśnięci do muru, zdesperowani ludzie, gotowi spojrzeć w oczy swojemu oprawcy.

Sally zachodziła komendanta od tyłu. Osłabiona, była zbyt powolna by zdążyć przed tym, nim Sho Fujioka zadał pierwszy cios. Ronald Dempsey był zbyt wolny i ostrze japońskiego miecza przecięło ciało brodatego jeńca posyłając go na piasek z wyciem, tym razem bólu.

Natasha uderzyła nisko, podcinając szaleńca, który zachwiał się. Sakamae doskoczyła celując w ręce żołnierza kamieniem, ale ten krótkim cięciem trafił dziewczynę w lewe przedramię. Japonka krzyknęła z bólu i odskoczyła w bok.

Sally dopadła celu i walnęła z całej siły w plecy Sho, który zachwiał się. Wykorzystała to Natasha, która uderzyła kijem wroga prosto w oko. Cięcie katany wytrąciło jej broń z ręki, ale wtedy Sally zdołała zamachnąć się drugi raz i zdzieliła komendanta w bok żuchwy. Japończyk krzyknął krótko, plując krwią i zębami i upadł na piasek. Katana wyleciała mu z rąk wbijając się w piasek zaledwie krok dalej.

Sho kucał przez chwilę na piasku, potrząsając głową jak zbity pies, a potem zaczął na kolanach brnąć w stronę utraconej broni.

Ronald ocknął się, czując zimny i mokry piasek na policzku. Czuł ogień w boku, gdzie dosięgło go ostrze katany i żelazisty smak krwi w ustach. Sakamae widziała, jak z głębokiego rozcięcia leje się krew.






Webber


Michelle tymczasem oddalała się od miejsca walki. Świst wiatru i szum oceanu zagłuszały jej odgłosy potyczki, a po chwili ludzie znikli w mroku przedświtu. Drżąc z zimna kobieta przeszukiwała w gorączkowym pośpiechu mijane ciała. W większości byli to jeńcy – tacy jak ona. Wyrzucone przez fale ciała tych, którzy mieli mniej szczęścia.

W pewnym momencie spełniły się marzenia kobiety. Na brzegu natrafiła na ciało japońskiego żołnierza. Nie był oficerem, więc nie miał broni krótkiej, ale miał bagnet. Drżącą ręką wyjęła znalezisko i przyjrzała mu się z powagą.

I wtedy, przez szum fal, przebił się dziwny dźwięk. Michelle odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że od strony lądu nadciąga jakiś człowiek. Był zbyt daleko, by mogła ocenić, kim jest. W szarówce dopiero budzącego się dnia widziała ledwie jego sylwetkę. Sylwetkę, która nagle przygarbiła się, pochylając nad czymś na ziemi. Innym, ludzkim kształtem.

Czyżby nie tylko ona i grupka straceńców broniących się przed komendantem z mieczem przeżyła katastrofę. To było bardzo prawdopodobne, lecz coś w zachowaniu majaczącej na skraju widzenia postaci powodowało, że Michelle czuła dreszcz niepokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 06-04-2012 o 19:02.
Armiel jest offline  
Stary 06-04-2012, 19:26   #44
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Boone wpatrywał się w jego twarz, w te kilka kropli krwi, której przecież powinno być więcej. Przebił tchawicę i pociągnął w bok, ostrze zgrzytnęło na kości gnykowej kiedy przeciął tętnicę. Nie robił tego pierwszy raz. Krwi powinno być więcej. Powinna rzucić się trzema falami pulsującej czerwieni, co najmniej na tyle pozwalają prawa fizyki. Biologia śmierci. Powinien usłyszeć jak umierający, charczący gook zasysa powietrze i własną juchę do płuc.
Wpatrywał się w niego nieustannie, przez moment nie zwracając na nic innego uwagi, szukał strachu i cierpienia, drgawek. Kurczowego łapania się życia.

Coś było nie tak. Coś było cholernie nie tak. Kolana którymi przygniatał go do ziemi zapadły się w nim jak w piasku. Po prostu osunęły się do środka, tak że zaskoczony Boone zachwiał się i oparł jedną ręką o mokre liście. Potem zaś zerwał się gwałtownie, otworzył nawet usta do krzyku, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Odskoczył omal nie przewracając Blackjacka. Plugastwo, jakieś koszmarne robale wysypywały się z truchła gooka, zaczęły pełzać , wspinać się po nim. Jednym szarpnięciem rozciął siatkę maskującą z góry na dół i zerwał ją z siebie po czym okręcił kilkoma zamaszystymi ruchami na dłoni. Odskoczył w tył kolejny krok i zaczął zgarniać, strząsać z siebie czarne pająki omotaną siatką ręką.
- Z tyłu, doc! – wysyczał do kompanów – Otrzepcie mnie z tyłu! Pełno ich wszędzie!
Na razie jego umysł przerabiał widok włochatych insektów, na pewno jadowitych jak co drugie kurewstwo w tym zielonym piekle. Nawet nie doszedł do tego skąd, jak... skąd one się wzięły?!
 
Harard jest offline  
Stary 07-04-2012, 12:15   #45
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Każdy zmysł Zeba wydzierał się „Nie idź tam!”, łącznie z tym dziwnym czymś, przeczuciem, które nie raz ocaliło jego skórę. Bez co najmniej butelki Wędrowniczka w życiu by się nie przyznał do posiadania czegoś takiego.
Rozkaz jest rozkaz. Fucha dowódcy to posyłanie ludzi na śmierć. A on wykonywał rozkazy przez pół życia i żył dobrze na koszt amerykańskiego podatnika. A czasem i chińskiego kupca, hehe…

Collins krytycznie spojrzał na swoją broń. Pistolet i sztylet na taką górę tłuszczu. Przecież on będzie walczył jeszcze dziesięć minut po śmierci, zanim przez warstwy sadła do mózgu dobije się sygnał „nie żyjesz”. Na takie okazje wymyślono śrutówki.

Zeb przełożył pistolet do lewej ręki, sztylet ujął w prawą. Miał nadzieję, że któryś z kolegów przeprowadzi atak główny, przy pomocy karabinu z bagnetem. Sam by to zrobił, gdyby go miał. On wtedy będzie miał sekundę, by doskoczyć do wroga i jakoś przedrzeć się przez fałdy tłuszczu. Najlepiej chyba ciąć go pod pachą, albo włożyć nóż pod żebra. Tak, jak wyciągnie rękę (rękę – jak obie nogi Collinsa!), wtedy marine wbije ostrze w jego pachę i będzie modlił się, by w tym tłuszczu znaleźć naczynia krwionośne.

Była tez druga możliwość (chociaż mało prawdopodobna, to weterani, a przed sobą mają tylko jednego bezbronnego Japońca. Poza tym, treningi Marines są oparte na brutalnym przejmowaniu inicjatywy, w końcu są Raidersami, a nie Kółkiem Miłośników Egzystencjalnych Refleksji). Chłopaki się przestraszą, a „sumoka” zwróci się ku niemu. Wówczas Zeb będzie próbował zejść na bok i wślizgiem obunóż trafić w jego piszczel lub kolano z boku. Takiemu gigantowi muszą zdrowo dokuczać stawy kolanowe, dźwigać taki ciężar…Dobrze, że po deszczu było błoto, to ułatwi sprawę. Może któryś z żołnierzy też wpadnie na pomysł, by grubasa najpierw przewrócić.

Collins gestem pokazał towarzyszom broni, że zajdzie „sumokę” z boku i wskazał tych z karabinami, imitując sztyletem nakładanie bagnetu, a następnie wskazując grubasa. Na koniec wskazał naszywki sierżanta na swoim mundurze, by nie mieli wątpliwości, jak odczytać jego sygnał.
Zeb zaczął flankować grubasa. Obniżył środek ciężkości ze względu na błoto. Starał się utrzymać krok na tyle szybki, by nie zagroziło to jego stabilności. W zależności od reakcji „sumoki”, zamierzał zrealizować jeden z dwóch obmyślanych przed chwilą planów. Pistoletu zamierzał użyć jedynie w wypadku zagrożenia jego życia.
 
Reinhard jest offline  
Stary 07-04-2012, 14:45   #46
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Wola przeżycia z każdą chwilą była coraz większa, popychając młodą kobietę do podjęcia nierównej walki. Natasha jednak nie była osamotniona w tej bitwie. I choć nie było w tym ani cienia taktyki, to dzięki niememu porozumieniu, kobiecej intuicji – ich szanse przeciwko uzbrojonemu w zabójczy, samurajski miecz komendantowi wzrosły z zerowych do minimalnych.

Nim jednak któraś z kobiet zdążyła cokolwiek uczynić, Japończyk już dotarł do swojej pierwszej ofiary.
Krew trysnęła z rozcięcia, a Natasha z ledwością utrzymała zimną krew. Nie było wtedy czasu na to, by doskoczyć do rannego i zatamować krwawienie. Priorytetem był Sho. Stanowił śmiertelne zagrożenie, które trzeba było jak najszybciej wyeliminować.

Natasha Wickham zamachnęła się kijem, który trzymała oburącz i z całej siły uderzyła w nogi komendanta. Nie było w tym finezji, do jakiej była przyzwyczajona, ale na szali ważyły się ich własne losy i estetyka nie była istotna.

Kolejną ofiarą ataku komendanta padła młoda Japonka. Gdyby nie desperackie i głupie zachowanie rozbitka, na pewno by do tego nie doszło. Jednak wzrok Wickham zarejestrował, że rana Azjatki nie była na tyle poważna, by zagrażać jej życiu. Gorzej miał się mężczyzna, leżący na piasku pośród własnej krwi. Szlag by to!

Krew pulsowała w jej skroniach, serce chciało przebić się przez klatkę piersiową i najchętniej przepłynąć wpław cały Pacyfik. Natasha nie myślała o niczym innym, jak o skutecznej eliminacji przeciwnika. Musiała przeżyć i tylko z tą myślą zamachnęła się po raz kolejny, uderzając komendanta prosto w oko.

Stracił wzrok. Przynajmniej na moment. Dzięki temu rozbitkowie zyskali chwilową przewagę. Trzeba było działać szybko. Natasha czuła jak adrenalina nadal buzuje w jej ciele, pozwalając na to, czego normalnie nie byłaby w stanie uczynić. Nie przy takim skrajnym wyczerpaniu.

Szczęściem uniknęła ostrza, które jedynie wybiło jej z rąk prowizoryczną broń. Nie było czasu na omawianie dalszej strategii. Komendant klęczał na piasku, to była ich jedyna szansa. Natasha wstrzymała oddech. Wszystkie mięśnie zaczęły działać jej na pełnych obrotach, kiedy w szaleńczej desperacji rzuciła się ku wytrąconej z rąk Sho katanie.

Musiała być pierwsza. Musiała do niej dotrzeć przed Japończykiem. W tamtej chwili życie rozbitków zależało od niej.

Zupełnie jak wtedy, w Jugosławii, gdy przez granicę musiała przeprowadzić pięciu czeskich oficerów. Jedynie jej zimna krew zdołała całą szóstkę uchronić przed zdekonspirowaniem przez niemiecki patrol.

Nie mogła zawieść, bo inaczej czekała ich pewna śmierć. Śmierć z rąk takiego śmiecia, jakim był Sho.

Z niemałym wysiłkiem doskoczyła broni i uniosła ją w górę. Ciągle miała nadzieję, że któraś z kobiet, wyczuwając odpowiedni moment, spowolniła w jakiś sobie znany sposób komendanta. Inaczej na nic zdałoby się dotarcie do miecza.

Jedyną styczność z taką bronią białą miała na treningach w ośrodku na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Jednak katana Sho była znacznie lżejsza od tych przeznaczonych do ćwiczeń. Nie było to istotne. Natasha miała zamiar rozpruć nią komendanta. Gdyby ten upadł tuż przed nią, ostrze wbiłoby się w jego kark, a następnie drugi raz, trzeci... Do momentu, kiedy głowa przestałaby być integralną częścią jego ciała.

- Witamy w MI6, panno Wickham.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 07-04-2012 o 15:00.
Cold jest offline  
Stary 07-04-2012, 23:23   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przez chwilę Yamestu gapił się z otwartymi ustami na grubasa, by potem z niesmakiem odwrócić twarz. Właściwie bardziej zaskoczony niż zszokowany tym widokiem.
Bo owszem, spodziewał się Japończyków, ale ubranych i uzbrojonych.
Światło latarki oznaczało kolejnych gości. Tym razem niekoniecznie w negliżu.
Yametsu zacisnął dłonie na karabinie. Wskazujący palec znajdował się blisko spustu broni.
Przyczaił się i czekał na rozwój wydarzeń.

Po chwili padł jednak rozkaz. - Zdjąć go w miarę cicho. Nim nas zobaczy.
No i pojawił się problem, zwiadowcy wszak udali się na poszukiwanie. Harikawa umiał się skradać, ale niezbyt dobrze. Ot, tyle by móc się poruszać po dżungli bez informowania wszystkich w okolicy o swojej obecności.
Daleko mu było do prawdziwych skrytobójców, ale rozkaz to rozkaz.
Ostrożnie zaczął się podkradać w stronę grubasa, gotów go powalić i zabić nożem.
Ale wtedy ruszył i Collins. Po czym gestami zaczął pokazywać, że on się tym zajmie.
No cóż... Jake nie zamierzał w chodzić Monkowi w paradę.
I tak pewnie poradzi sobie lepiej od niego.
Skinął więc wyraźnie głową, by ten zauważył, że Yametsu go zrozumiał i przestał się skradać.
Pozostało się więc skupić na innych zagrożeniach. Lufa karabinu Tongue’a skierowała się w stronę migoczącego w mrokach dżungli światła latarki.
Collins mógł wszak jeszcze sprawę zawalić, a wtedy... trzeba będzie być gotowym na wymianę ognia z Japończykami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-04-2012, 07:44   #48
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
- Zdjąć go w miarę cicho. Nim nas zobaczy.
Komenda dowódcy była prosta i łatwa do wykonania. Jeden Japoniec. Wielki i opasły, ale jeden. Nic prostszego. Było ich zdecydowanie zbyt wielu, żeby zdaniem Whitea mogli sobie nie poradzić. Statystycznie nawet jakby od każdego wyhaczył po razie, i tak dostał by niezły łomot. Łatwa robota - myślał sobie. Dopiero pojawienie się światła latarki nieco skomplikowało sytuację. Nie, żeby przeląkł się kolejnego Japońca. W końcu w ostateczności to oni tkwili w zasadzce i dysponowali sporą siłą ognia. To co wciąż trzymało Whitea w miejscu to było dziwne, nienormalne zachowanie tych żółtków. Nie był ekspertem, cóż, pewnie znaleźli by się tacy co nazwali by go żółtodziobem w temacie walki w dżungli, ale nawet dla takiego lamusa jak on łażenie po lesie nago, drąc ryj i do tego przyświecając sobie latarką, to nie było zachowanie, którego spodziewałby się po wrogu. Zdrowym na umyśle wrogu. I nie tłumaczyło nic. Nawet to, że Japońce byli u siebie i mogli czuć się panami wyspy.

Żółtek, ich żółtek ruszył się jakby miał zamiar wykonać rozkaz kapitana. White wciąż pozostawał w miejscu. Coś, jakiś szósty zmysł podpowiadał mu, darł się niemal za uchem, żeby na razie nie wychylał głowy z zarośli. Zająć się grubasem zawsze zdążą - myślał sobie. Bardziej go w tej chwili ciekawiło, kto i po jaką cholerę niósł to światło.
Tymczasem zauważył kolejny ruch wśród swoich. To Collins. W kilku oszczędnych gestach przekazał im czego oczekiwał. White zrozumiał przekaz. Calusieńki. A to sierść cholerny..! Z szarżą wyjeżdża!... Nie znał ich, ale przez te kilka godzin o niejednym już tego i owego się dowiedział. O tym sierściu na przykład, że najwidoczniej musiał być z tych, co to hołdowali zasadzie, że dobra młoty, za mną, ale jak mi który zostanie z tyłu to mu osobiście, jak przeżyję, jajca wytargam przez gardziel. To menda… Chociaż plan miał niegłupi. Bo prosty. Obskoczyć Japońca niczym sfora psów i zadźgać bagnetami. Prostota planu dawała poważne szanse na powodzenie przedsięwzięcia. No oczywiście jeśli się zakładało że szlachtowany spaślak nie puści pary z gęby. Ani nie zacznie drzeć mordy już w momencie zauważenia pierwszego z nich…

Tak czy inaczej, pomimo wątpliwości trzeba było się ruszyć. Już mocował na lufie karabinu bagnet, kiedy nagle go olśniło. Kurwa! Jak mógł być tak głupi? Przecież to zasadzka! Japońce w jakiś sposób musieli dowiedzieć się o ich tu obecności i zastawili pułapkę, w którą jak dotąd nie wpadli tylko dzięki szczęściu i temu, że ktoś w porę zauważył zniknięcie tylnej straży. A teraz zniecierpliwieni wysłali samobójcę, który ma wywabić ich spomiędzy drzew wprost pod ogień japońskich karabinów. No pewnie! Tyle się przecież słyszało i tych ich wariackich samobójcach. Jak oni ich… kamikaze… boski wiatr… ja pier… głupszej nazwy sobie nie mogli wymyślić dla zwykłego fanatyka przekonanego, że to honor umierać za cesarza. Podobno zamykali nawet takich w torpedach… Wszystko pasowało. Najpierw udawali dzikie zwierzęta, potem wysłali gołego straceńca, a jak to nie pomogło zaczęli przyświecać światłem. Cierpliwi to oni nie są, ale jak pokazała praktyka byli na dobrej drodze do osiągnięcia celu. W końcu Collins już zakradał się z zamiarem oflankowania grubasa, a i kilku z chłopaków też wyraźnie szykowało, żeby wyskoczyć z krzaków. Wprost pod lufy Japończyków!!!
Musiał coś zrobić! Tylko co? Najprościej było strzelić żółtkowi między oczy… Ale rozkazy były wyraźne. Gówno! Gówno mógł zrobić w tej popapranej sytuacji. No poza jednym. Wciąż mógł uratować swoje własne życie.
 
Bogdan jest offline  
Stary 09-04-2012, 15:03   #49
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Noltan, na wszelki wypadek wcisnął się w jakąś groblę, tak, aby żółtek go nie wypatrzył w czasie jakiejś błyskawicy. Wymierzył w niego rewolwer, będąc gotowy na to że może wypatrzyć Collinsa lub ich żółtego kolegę. Wtedy, po prostu wpakował by kulkę w bebechy.

Wtedy też zauważył kątem oka światło nieco z boku, dalej. Nie wiedział czy to aby okrężną drogą nie wracają chłopaki z tylną strażą, ale, wydało mu się to bardziej niebezpieczne, niż goły jak święty turecki japs. Teraz muszka rewolweru celowała w światło, pomiędzy listowiem. A raczej trochę w bok, biorąc poprawkę na to, że latarkę przeważnie trzyma się w wyciągniętej ręce.

Kusiło go, żeby nie pociągnąć za cyngiel i zobaczyć co się stanie. Ale opanował się, sąd wojenny za tą nieprzemyślaną decyzję mógłby kosztować go życie. A on kochał swoje życie, i to bardzo. Nie chciał się z nim rozstawać przed czasem. Dlatego też po prostu celował w nikłe światło, będąc gotowym w każdej chwili pociągnąć za spust. Uśmiercić to, co tam było. Cokolwiek to było.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 09-04-2012, 23:50   #50
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Powoli, kropla po kropli jak legendarna chińska tortura wodna zmysły wracały do Ronalda.
Smak, słony, metaliczny posmak czegoś, mmm, znany, ale trudny do określenia.
Zapach, mokrego piasku, słony, zbutwiały zapach.
Otworzył oczy podnosząc powoli głowę. Kątem oka zauważył ruch. Komendant na kolanach.
Udało się jednak.
Wyciągnął ku niemu rękę chcąc złapać za rozpruty mundur, przytrzymać, udusić.
I wreszcie czucie i świat zawirował. Przypomniał sobie wszystko to co zapomniał. Chyba stracił przytomność, na chwile.
Spod palców wypływała mu krew, strumieniem, którego nie potrafiłby powstrzymać nawet gdyby potrafił. A nie potrafił teraz niczego innego poza przytrzymywaniem rany i płaczliwym zawodzeniem pomieszanym z wykrzykiwanymi przekleństwami we wszystkich językach jakie znal, no może poza wzywaniem matki i stwórcy.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172