Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2012, 14:16   #2
pppp
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Nastolatek odruchowo wyrzucił nogi w górę, a następnie odbił się od ziemi rękami wykonując popisową sprężynkę. Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał skoczyć w bok, ale jakby jakaś nadnaturalna siła osadziła go w miejscu. James przez moment lustrował twarz mężczyzny starając się odgadnąć z jej rysów z kim ma do czynienia.
- Dobry wieczór - powiedział, kłaniając się głęboko - Piękny wieczór, prawda? W sam raz na spacer.
Chłopiec mówił w scouse, ale akcent nie był na tyle silny, aby osoby spoza Liverpoolu nie były w stanie go zrozumieć. Jednocześnie ustawił się tak, aby móc w dowolnej chwili wystartować do biegu. W tej chwili nie myślał jednak o ucieczce - żeby skutecznie uciekać trzeba wiedzieć nie tylko gdzie, ale również przed kim.
- Proszę, proszę. Ktoś dobrze cię wychował chłopcze - w jego głosie znać było jakiś obcy akcent, James szybko poradził sobie jednak z jego rozpoznaniem, greka. - Zostaje mi więc odwdzięczyć się tym samym.
Rzecz jasna nie ukłonił się, ale skinął mu lekko głową z miłym uśmiechem.
- Jestem Grekiem, synem Eola i królem Koryntu. Me imię brzmi Syzyf.
- Nazywam się James Papageorgiou i proszę mi wybaczyć, że potraktowałem Waszą Wysokość tak obcesowo - powiedział młodzieniec kłaniając się dwornie - Jestem zaszczycony - James w miarę płynnie przeszedł na grekę. Nie zadawał pytań, ponieważ nie wiedział jak bardzo Syzyf jest czuły na punkcie swojej królewskiej godności i jak zniesie podobne indagacje. Z mitologii Gravesa, którą podczytywał w bibliotece pamiętał mniej więcej los władcy i z ciekawością oczekiwał na rozwój sytuacji. Ciekawość, oczywiście, nie oznaczała braku ostrożności i James pozostawał cały czas w gotowości do biegu.
Kilka trzasków za plecami pozwoliło stwierdzić, że goniący go "ludzie" zdołali wreszcie pokonać dzielącą ich odległość. Póki co pozostawali jednak w bezpiecznej odległości.
- Dość już tych niepotrzebnych uprzejmości. Wiem o tobie wszystko, podczas gdy ty nie wiesz o mnie nic - zmiana w jego głosie była bardzo wyraźna, w chwili obecnej mówił jak prawdziwy monarcha. - Mnie i twego ojca łączy wspólna historia. Powiedz mi więc, czy Hermes o mnie wspominał?
- Nie, nie powiedział ani słowa.
- Powiedz mi zatem co wiesz o Syzyfie, wielkim królu, który bawił się kosztem samych bogów? - Zapraszali go na swoje uczty i częstowali ambrozją, ale on zraził ich zdradzając boskie sekrety przed ludźmi. Był na tyle potężny i przebiegły, że wymigiwał się karze. Uwięził boga śmierci, a potem uciekł z Tartaru oszukując Persefonę. Za to ukarano go niekończącą się, bezużyteczną pracą - wpychaniem wielkiego głazu na górę, głazu, który cały czas się staczał po jej zboczu. Jednakże ponieważ widzę tutaj jego Królewską Mość, sądzę, że i ta kara nie sprostała sprytowi Syzyfa, wielkiego króla, który bawił się kosztem samych bogów - swoją opowieść James zakończył cytując słowa, które przed chwilą powiedział sam Syzyf.
- Z bólem przychodzi mi to przyznać, ale ten jeden raz to im przyszło przechytrzyć moją skromną osobę - zamilkł i zmierzył Jamesa. - Nie, nie im, Hermesowi.
Uniósł prawą dłoń i postukał się w brodę palcem wskazującym. Chwilę później za plecami młodego Brytyjczyka pojawiły się dwa, dobrze znane mu garnitury. Zupełnie jakby przywołani tym prostym gestem Syzyfa.
- To za jego sprawą zostałem zmuszony do pchania tego przeklętego kamienia wciąż i wciąż i wciąż ... - oderwał palec od brody i zaczął kreślić nim kręgi w powietrzu. - Zmuszony jestem więc stwierdzić, że twój ojciec obarczył cię długiem, po który przybyłem się upomnieć.
Sprawy po prostu nie mogły ułożyć się gorzej. Albo lepiej.
- Postaram się zrobić, co w mojej mocy - krótko stwierdził James - Jeśli Wasza Wysokość ma jakieś zatargi z moim ojcem, to wydaje mi się, że najlepiej zwrócić się będzie w tych sprawach właśnie do niego. Ja jestem gotów pomóc, ponieważ - młodzieniec spojrzał na Syzyfa z niekłamanym podziwem - przecież to było niesamowite! Grać im wszystkim na nosie! Ja... To przecież wspaniałe. Cały Olimp nie mógł dać sobie rady z jednym człowiekiem - głos Jamesa wyrażał szczery zachwyt.
Król Koryntu pokiwał głową z uznaniem. Wyraźnie dało się zauważyć, że pochlebstwa skutecznie drażnią jego ego. Chyba, że zwyczajnie grał. Ostatecznie potrafił oszukać bogów. Jakim wyzwaniem mógł być dla niego jeden z boskich synów? Nawet gdyby za ojca miał kogoś tak przebiegłego.
- Do rzeczy. Nie wiem czy jesteś świadom, ale od niedawna Liverpool za swój dom obrała całkiem spora i hałaśliwa grupa amazonek - westchnął zrezygnowany. - Z jakiegoś powodu upatrzyły sobie moją skromną osobę. Łaskawie postanowiłem jednak odstąpić ci swoje miejsce.
- W jakim sensie miejsce? - oczy Jamesa otworzyły się szeroko.
- Jesteś całkiem inteligentny, na pewno domyślasz się czego stado feministek może chcieć od mężczyzny - uśmiechnął się i puścił mu oko. - Jeśli postanowisz przyjąć zadanie, powinieneś udać się na Lord Street, niedaleko pomniku Królowej Victorii. Tam znajdziesz bar Crimson Letter. Powołaj się na mnie, reszta powinna być czystą formalnością.
Już miał odwrócić się i ruszyć w swoją stronę, kiedy nagle stanął jak wryty.
- A i jeszcze jedno … Rozsądnie byłoby się zgodzić.
James lekko się uśmiechnął słuchając Syzyfa. Kiedy ten swoją wypowiedź podsumował nie całkiem zawoalowaną groźbą, młodzieniec podbiegł parę kroków za nim:
- A jak przekażę wiadomość, że zrealizowałem moje zadanie?
- We właściwym momencie to ja skontaktuje się z tobą.
Syzyf machnął kilkukrotnie ręką. Łatwo było dojść do wniosku, że ich rozmowa dobiegła końca. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję zaczął iść w swoją stronę, z dwoma garniturami po jego prawej i lewej stronie.
Nie było sensu zatrzymywać dłużej Syzyfa. Skonfundowany James przez dłuższą chwilę patrzył na znikające w ciemności parku plecy króla Koryntu i jego goryli. Jeśli Syzyf zdołał w końcu uporać się ze swoim kamieniem, to znaczyło że stał się kimś grającym w niemal boskiej lidze. Zadrzeć z nim oznaczało zadrzeć z kimś dostatecznie potężnym, aby bez problemu uporać się z niedoświadczonym synem Hermesa.
Dlatego też James po krótkiej chwili wahania ruszył biegiem przez alejkę i wybił się mocno chwytając jednej z niższych gałęzi rosnącego obok drzewa. Konar nieprzyjemnie ugiął się pod ciężarem chłopaka, ale wytrzymał. Wykorzystując impet skoku, James zahaczył nogami o następną, grubszą gałąź i po chwili przemierzał już park skacząc niczym małpa z drzewa na drzewo. Sposób wydawał się cokolwiek zabawny, jednakże syn Hermesa wiedział, że nawet doświadczeni ochroniarze mogą się nie spodziewać, że ktoś podąży za nimi w ten sposób. James planował podążać za Syzyfem przynajmniej przez park i zobaczyć w którą stronę zmierza antyczny heros. Wtedy podejmie decyzję, czy dalej śledzić króla Koryntu, czy lepiej bardziej nie kusić losu.

[ukryj=Cas][Knack: Hapless Cool (1 Legend)]
[Willpower: Stealth roll (1 punkt)][/ukryj]
 
pppp jest offline