| Powątpiewające spojrzenie wyrażało całą konsternację Aarona. Sytuacja robiła się powoli... absurdalna. Wzrok przeniósł na Brigid. Nie sprawiała wrażenia jakoby miała chęć rozpoczęcia rozmowy.
- Matko, mogłabyś co nieco wyjaśnić? - zapytał. Jednocześnie podniósł Alice. Zaniósł ją na ‘łóżko’, wciąż nie mógł pojąć jak można spać na podłodze. Ułożył ją delikatnie, odwrócił się do postaci bogini.
- Wyjaśnić? - Powtórzyła za nim nadal wyraźnie rozbawiona. - Co takiego? Chcesz spytać o swoją przyjaciółkę, o to dlaczego tu jestem, o te obrazy, czy o to co przed chwilą miałeś okazję zobaczyć? Tak wiele pytań ... tak mało czasu.
Chłopak skrzywił się. Czasami nie pojmował poczucia humoru swej Pani.
- Zacznijmy od obrazów - poprosił. Pierwszy przypomina pewnego rodzaju rytuał, sądząc po barwach istot na płótnie, Afryka? Azja? Drugi... Przerwał na chwilę rozmyślania, przyglądając się dziełom Śmierć? Coś z tym związane? Może Morrigan? Trzeci kojarzył mu się z Loa, a przynajmniej na tyle na ile zdołał wywiedzieć się z internetu. Czwarty znów nawiązywał do śmierci, kosa, jakże starodawny symbol. Ostatni, wywołany przez Brigid, był również związany z tym aspektem, kształt kaptura mógł wskazywać na Egipcjańskie obrządki jak i równie dobrze na Kuklux Klan.
Brigid nieco spochmurniała. Podeszła do Aarona i nim przemówiła, pozwoliła sobie pogładzić dłonią jego policzek.
- Bardzo dobrze, ale pamiętaj, że nie wszystko jest tak oczywiste jak może się początkowo wydawać - westchnęła cicho. - Przykro mi, ale sama nie wiem zbyt wiele. To przyszłość mój słodki. Bardzo mroczna i obawiam się, że daleko poza mym zasięgiem. Niestety nie posiadam talentów twej przyjaciółki. Wiem tylko tyle, że to twoja przyszłość. Twoja i tych, których przyjdzie ci spotkać na twej drodze.
Chłopak skinął głową. Nie było sensu zadawać kolejnych pytań z tym związanych. Pewnie by nawet nie zrozumiał odpowiedzi.
- Dobrze - odparł po prostu - W takim razie... Pani, jak się tu dostałaś? W sensie, skąd wiedziałaś gdzie i kiedy? - Wtedy przypomniał sobie z kim rozmawia - Właściwie to po co? - zdał sobie sprawę, że zadaje bardzo chaotyczne pytania. Uśmiechnął się przepraszająco.
Jej drobna dłoń uniosła się i wskazała na ostatni namalowany obraz, nadal ustawiony na sztaludze.
- Być może nie dane jest mi ciągnąć za nici plecione przez Los, na sposób podobny do Alice. Mam jednak swe własne talenty - ruchem głowy wskazała na pozostałe cztery dzieła. - To przyszłość ale odległa. Ten jeden obraz pokazuje to co wydarzy się lada dzień. Kto wie, może to co już się dzieje.
Zamilkła i jeszcze raz uważnie przyjrzała się wszystkim szczegółom umieszczonym na płótnie.
- Przynajmniej taką mam nadzieję. Jak już mówiłam, nie wszystko jest tak oczywiste, jak może się początkowo wydawać. Nie kiedy igra się z takimi potęgami.
Czyli najgorsze na początek. Świetnie!
- Śmierć? Najoczywistsze. Więc poszukam innych znaczeń tego znaku. Co w takim razie mam zrobić? Czekać, czy starać się przygotować? - zapytał. Przyszłość nie była zbyt kolorowa. Ciekawe czy Alice będzie znała odpowiedzi.
- Śmierć? Nie byłabym tego taka pewna. Nie ulega jednak wątpliwości, że to zagrożenie.
Odwróciła głowę i posłała długie spojrzenie Alice.
- Na mnie już czas, ty zajmij się wyrocznią - odwróciła głowę z dość zawadiackim uśmiechem. - Mam nadzieję, że nie ma potrzeby na którąś z tych krępujących rozmów?
Aaron przez chwilę patrzył zdumionym spojrzeniem na boginię, nie wiedząc zbytnio co powiedzieć. Następnie wybuchł śmiechem.
- Dziękuje Mamo za troskę, jakoś dam radę - odpowedział, łapiąc oddech po salwie śmiechu. Nagle coś sobie przypomniał.
- Czy Ty wywołałaś tą ostatnią wizję? Czy potrafisz kontrolować jej dar - tu skinął na leżącą dziewczynę.
- Imbas Aaron. Myślałam, że to oczywiste. Jej wizje objawiają się poprzez sztukę, na tą natomiast jestem w stanie wpłynąć. Poczułam coś mrocznego, niestety nie potrafiłam nadać temu kształtu. Postanowiłam więc skorzystać z pomocy Alice. Przelałam na nią swoje uczucia - ponownie spojrzała na obraz. - Oto rezultat.
Zbliżyła się do Camfreya i kolejny raz ucałowała jego policzek.
- Na mnie już czas - kiedy skończyła, ruszyła w stronę drzwi, po chwili odwracając jeszcze na moment głowę. - Uważaj na siebie mój Drogi. Nadchodzi czas próby.
Mężczyzna skrzywił się wyraźnie. Zabrzmiało niesamowicie melodramatycznie, czuł się jak w pieprzonym serialu.
- Do zobaczenia, Mamo - pożegnał się. Teraz czas ocucić artystkę i dowiedzieć się, co jest grane. Jak zwykle, najgorszy obraz miał się wydarzyć najszybciej, po prostu kurwa pięknie. Podszedł do dziewczyny i potrząsnął nią, chcąc ją wybudzić. Miał nadzieję, że nie padnie raz jeszcze kiedy zobaczy syf w swoim gniazdku. Kto by pomyślał, że zwykłe omdlenie może sprawić kłopot.
Ku jego zdziwieniu Alice była przytomna. Leżała z otwartymi oczami w absolutnym bezruchu, przynajmniej dopóki Brigid nie opuściła jej mieszkania. Wtedy też nieznacznie podniosła się i oparła na łokciach.
- Ta kobieta - przygryzła delikatnie dolną wargę. - Kim ona była?
Aaron ewidentnie się zasępił. Nie był pewien, czy informowanie dziewczyny o Brigid to dobry pomysł... Choć po tym wszystkim...
- To była... moja Mama - powiedział niepewnie. Poszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki karton soku. Wyciągnął szklanki z półki i powrócił do łóżka, siadając przy niej. Nalał do obu szklanek identyczną ilość soku, po czym podał Campbell. Rozmowa pewnie będzie męcząca. Taak, jego szczęście było niesamowite.
- Tyle zdążyłam usłyszeć - powiedziała odbierając napój. - Ta sensacja, to co czuję nawet teraz. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak niesamowitego.
Podniosła się i usiadła po turecku. Dopiero teraz było widać, że jej oczy nadal pokrywała ta dziwna poświata. Rzecz jasna nie tak intensywna jak jeszcze niecałą godzinę temu.
- Te obrazy, teraz to. Dlaczego mam wrażenie, że jestem jedyną osobą na całym świecie, do której jeszcze nie dotarł e-mail z informacją, że wszystko stanęło na głowie - zdobyła się na lekki uśmiech. - Ciekawe kiedy świnie zaczną latać.
- Podobno zapowiadali nagłe loty na wtorek, ale nie jestem pewien - odparł półżartem półserio. Miał wrażenie, że to niby nic nie znaczące zdanie, dobrze odwzoruje nadchodzące wydarzenia.
- Alice. Jak doszło do pierwszych czterech prac? - zadał najprostsze pytanie - Poczułaś potrzebę, coś zobaczyłaś w telewizji, wstrząsnęły Tobą jakieś wiadomości? - dodał pomocnicze pytania. Wiedział, że mimo udawanego spokoju, jest roztrzęsiona.
- Ja ... - zająknęła się na moment, wyglądała jakby właśnie sobie o czymś przypomniała. - Słuchałam tej nowej audycji.
To zdanie nawet ją wprawiło w zdumienie. Chwilę później poderwała się z łóżka i pobiegła do niewielkiego radia stojącego przy przeciwległej ścianie.
Muzyka wypełniła pokój. |