Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2012, 17:31   #25
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Wykrakałeś

Lobo, spojrzał na swojego przyjaciela, który ze zbolałym uśmiechem na twarzy wzruszył ramionami.
- Zdaje się, że powiedziałem to w złej godzinie, hm? - niewysoki francuz ruszył nieśpiesznie w stronę, z której dobiegał kobiecy krzyk - Nazwij to profesjonalną ciekawością, ale nie mogę się powstrzymać, kiedy słyszę ten dźwięk - mówił żywo gestykulując, co pozostawało w ostrym kontraście z nonszalancją jego kroków - Wszystko we mnie zaczyna śpiewać … morderstwo, morderstwo.
- To dość niepokojące - zauważył z uśmiechem Morgan.
- Mais, bon - machnął ręką Dubois.


Ciało

Morderstwo, morderstwo … Oczywiście nie mógł być pewien, póki nie zobaczył zwłok na własne oczy, jednak potrafił czytać nastrój tłumu. A nastrój tłumu śpiewał do niego krwawą arię.
Przeczucie mówiło mu, że trudno będzie w tym domu odnaleźć mordercę. Dookoła dostrzegł zbyt wielu ludzi zdolnych do pozbawienia życia. W powietrzu unosiła się woń nienawiści. Dubois odetchnął głęboko i wkroczył do gustownie urządzonego gabinetu, w którym całe stado cywilów niszczyło samą swoją bezużyteczną obecnością dowody zbrodni. Miał ochotę kląć i pluć im w twarz. Z charakteru był jednak bardziej włochem, po matce.
To co od razu rzuciło mu się w oczy, to krew.
- Interesujące - przykucnął przy ciele i okupującej je służącej. Wyraz jej twarzy też był zaskakujący. Zadziwiająco intensywna mieszanka nienawiści, żalu i frustracji. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, czasem więcej można wywnioskować z obserwacji ludzkiej natury, niż z twardych dowodów. Jego uwagę przykół wysoki mężczyzna, który pojawił się w drzwiach pokoju i zamarł w szoku. Prawdziwy żal, ten człowiek kochał ofiarę. Odwrócił się jednak na pięcie i odszedł. Zrozumiałe.
Wciąż krzycząca, urocza młoda dama z szopą rudych loków na głowie. Szok, nigdy wcześniej nie widziała człowieka pozbawionego życia w brutalny sposób. Miała mocne płuca i ślady tuszu na dłoniach. Chyba nauczycielka. Ktoś próbował ją uspokoić. Ekscentryczne ubranie, ciekawe co miał w tej lasce?
Dubois uśmiechnął się do siebie, ale mina mu zżedła, gdy do pokoju wpadła kolejna młoda kobieta. Wyzywająco ubrana i umalowana, cienka blizna na ramieniu, pewnie po nożu do cięcia papieru, może nożyczkach. Dziewczę zemdlało prosto w ramiona kolejnej nowej postaci. Suknia w nowoczesnym kroju, plamy z trawy na stopach, delikatna woń papierosów. Artystka.
Jego rozmyślania przerwał aksamitny głos Lady Aston.
- Kto to zrobił? Gael? Kto? - błagalne tony w jej głosie sprawiły Dubois niemal fizyczny ból. lady Aston darzyła ofiarę silnymi uczuciam. Cóż, nie od dziś wiedział, że Christina nigdy nie spojrzy na niego w ten sposób. Wypuścił z siebie te przygnębiające uczucia wraz z kolejnym oddechem.
Rozejrzał się dookoła, dostrzegł porządnie wyglądającego młodego mężczyznę z wąsem. Gael doceniał porządny, zadbany wąs.
- Pardon, monsieur, czy ktoś wezwał już policję?


Guwernantka

Celia poczuła dotyk na swoich ramionach i dopiero w tym momencie zorientowała się, że zdziera sobie gardło jak idiotka. Spojrzała na mężczyznę, który próbował ją uspokoić, jakby była spłoszonym zwierzątkiem. No pięknie, Ian Ramsay, dar boży dla kobiet na całym świecie. Celia skrzywiła się i strząsnęła jego ręce. A wiadomo gdzie to się szlajało?
- Panie Ramsay - w jej ustach brzmiało to jak przekleństwo - Już się uspokoiłam, proszę się nie krępować i wspomóc jakąś inną pannicę swoim męskim ramieniem. O, proszę, Isobel akurat zemdlała.


Wilk na tropie

Gdy Morgan dostrzegł Doris Peel łapiącą Isobel Hastings tuż przed tym jak jej bezwładne ciało miało uderzyć o twardą posadzkę, załkał nad faktem, że nie ma aparatu fotograficznego. Westchnął i przepchnął się w ich stronę. Morderstwo było ciekawe, ale Lobo miał swoje zadanie i była nim słodka Doris.
Podszedł udając zaniepokojonego prawożądnego obywatela, przyklękł przy kobietach i sprawdził puls hastingsówny.
- Może przeniesiemy ją do jakiegoś pustego pomieszczenia? - zaproponował Doris. Chciał ją dorwać na osobności, odciągnąć od stada i zatopić w niej zęby.


Błaganie o pomoc

Guy kroczył przez korytarze Hall wściekły, zbolały i zagubiony. Jego brat był martwy, jego starszy brat był martwy. Ktoś go zamordował. Ktoś zabił go szpikulcem do lodu. Guy dał mu ten szpikulec przed wielu laty, gdy obaj byli jeszcze bardzo młodzi, a Harold odkrywał uroki whisky na lodzie.
Skręcił w pierwszy lepszy korytarz, wszystkie były w tym domu identyczne, ponure, pachnące środkami czystośći, obwieszone nudnymi portretami przodków. Zorientował się, że te dzikie pomruki, któe słyszał od jakiegoś czasu wydostają się z jego gardła. Brzmiał jak zranione zwierze. Niedźwiedź? Tak, kiedyś z Haroldem polowali we dwójkę na niedźwiedzia. Byli wtedy w jednym z tych zacofanych kraików na wschodzie Europy. Guy postrzelił tylko bestię, to Harold ją dobił, nożem.
Meżczyzna załkał, lecz zdławił łzy. Poczuł się nagle całkiem sam.
Otworzył jakieś drzwi i stanął twarzą w twarz z Annabell Durand. No tak, oczywiście.
- Annabell.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline