Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 10:55   #302
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
~Cicho, cicho, tylko cicho, nie gadać bez myślenia trzy razy…bo Czerep ubije…bo Twardy wsadzi topór w ten piękną twarzyczkę, czy olaboga zadek. Olaboga tylko nie w zadek. Cicho, iść cicho…Ale są tam, są tam za mną? Jak tak po cichu…nie da się po cichu…głupio po cichu. Może lepiej zawołać, a jak ktoś odpowie z tyłu to dobrze, a z przodu to wrogowie. Tak zawołać!...Nie, nie wołać…Twardy…Czerep...topór…źle by było, oj źle...Mutanty, olaboga mutanty, złe pewno. Iść, iść przed siebie, żeby mutanty nie zauważyły. Zwiad trzeba ukończyć zwiad, przejść ich i zrobić zwiad...Kamień...Pieprzony kamień...Widzą mnie? Zauważyli?...Kurczak zielony zauważyli...Co robić, co robić? Strzelać? Nie strzelać, nie nie strzelać! Dać sobie radę inaczej. Dawit dzielny! Dawit da!~ natłok myśli zamiast gadania, prawdopodobnie relaksował niziołka.

- Dobra Pany nie ma nerwów. Skarbów tu nie macie. Nic tu nie macie, same rdzewiaki jakieś. Nic tu po mnie, nic nie wziąłem, zapominamy, rozchodzimy. Po co włócznie, po co bronie? Ja niegroźny, ja do domu! Zapominamy! Ja do domu, wy do yyy domu. Się tu niepotrzebnie zapędziłem w tą jaskinie. Jak to dom wasz i wasza jaskinia, to ja idę pa pa. Pa pa Dawit gna! - wstał i ruszył w kierunku mutantów 'włączając' paplaninę i rozkładając ręce. Był ciekaw jak zareagują, był przygotowany do pochwycenia broni białej i tarczy, tym razem Victorię miały zostać za pasem. Jednakże miał nadzieję, że potraktują go jak idiotę i nie wywołają alarmu, choć w sumie czy mieli powody, by tak o nim myśleć? Ciężko zgrywać głupka, będąc takim mądrym. Dawit wiedział, że to jego wielki minus.

Mutanci wejrzeli na siebie nawzajem. Byli zaskoczeni słowami niziołka. Ten, choć był wystraszony nie dawał tego po sobie poznać, lecz kiedy tylko przeszedł kilka kroków dwójka zachodzących w jego stronę maszkar, rzuciła się z włóczniami. Jak niziołek szybko się przekonał żaden z jego przeciwników tak na prawdę nie miał obycia z bronią, a przynajmniej nie włócznią. Pierwszy minął małego zwiadowcę grotem o dobry metr, drugi zaś o mało co sam się nie wywalił na śliskiej powierzchni podłoża. Niziołek wiedział, że to jego szansa. Bez namysłu skoczył w stronę wyjścia z jamy, szukając ucieczki, jednak oślizgły stwór zdołał złapać malca za rękę. Był bardzo silny i trzymał tak mocno, że niziołek czuł ból. Kątem oka Dawit dostrzegł, że jego kamraci biegną mu już na ratunek. Wystarczyło dać im chwilę czasu na dobiegnięcie.

Twardy gdy tylko zobaczył, że niziołek wchodzi do środka ruszył wraz z resztą ku wejściu. Wszak zwiad miał się odbyć do pierwszego wroga. Skoro Dawit wszedł z pewnością nie ma go tam. Tak rozumował krasnolud, wszak tak się umówili. W pewnej odległości od wejścia dostrzegli mutanta. Stojącego w wejściu i ewidentnie blokującego wejście. Cholera nie dobiegnę... Skoro blokuje wejście to albo go mordują, albo łapia... Nie można było ryzykować.
-Nie możemy pozwolić go zabić-powedział na głos- Osobiście go ukatrupie. Felix, Benjamin, Gottwin, Albert. Do przodu i zdejmijcie go z odległości. Reszta zostawić szczapy i biegiem za mną. Strzelajcie dopiero jak dostrzeże nas, biegnących. Lepiej było wyznaczyć czterech strzelców by mieć pewność zabicia zwierzoczłeka. Zwolni to Dawitowi drogę ucieczki.

Warto było podejść jak najbliżej, skoro chodziło o dwie rzeczy równocześnie - otwarcie drogi ucieczki dla Dawita oraz szybkie pozbycie się pierwszego przeciwnika. Nisko pochylony, z kuszą gotową do strzału, Gottwin ruszył do przodu. Była duża szansa, że jeśli nie narobi hałasu, zdoła zaskoczyć tamtego, który w tym momencie interesował się bardziej sytuacją w jaskini, niż tym, co się działo za jego plecami.

Kompani widzieli jak niziołek prawie wymknął się z jamy, jednak w ostatniej chwili został schwytany przez grubego, pokrytego dziwnym śluzem mutanta. Ten jednak wciąż był odwrócony plecami do wyjścia z jamy i choć nie był idealnym celem do ostrzału, to jednak wciąż mieli szansę go trafić z daleka.

Felix pobiegł z Gottwinem. Widział, co ten jegomość zamierza zrobić. Gdy kusznik kucnął Felix wyprostowany stanął za nim. Wymierzył w łeb tego gównopodobnego mutanta i wypuścił strzałę. Nie widział wiele.
~ Niech ktoś do cholery przyniesie tu pochodnie... - pomyślał.


- Ajajaj, boli, boli, puść. puść! – Wyjazgotał niziołek, po czym gdy odmieniec lekko wyszczerzył swe parszywe zęby, wyjął drugą dłonią sztylet zza pasa. Spróbował ciąć w oślizłą rękę trzymającego go mutanta i uwolnić się z uchwytu. Widział, że kompani nadciągają…tego się obawiał. Nie chciał by wrogowie myśleli, że to zmasowany atak i ostrzegli pozostałych. Teraz już jednak za późno, teraz trzeba ich wybić nim zdążą cokolwiek zrobić.

Dawit bronił się jak tylko mógł, jednak ostrze jego sztyletu niechybnie minęło się z celem, choć ten był sporych gabarytów i w bliskiej odległści. Paskudny stwór zrobił kwaśną minę i trzasnął malca z otwartej dłoni w twarz. Dawit poczuł, jak mu w uszach zapiszczało.
 
AJT jest offline