Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 12:32   #59
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podróż - doba czwarta do piąta (świt)

No, i klops, pomyślał Fernas. Byli oplątani... i zapewne byli otoczeni. Szanse na ucieczkę? Żadne? No, mogli choć mścić się na skrzacie... właśnie! Skrzat! Mała istota ukryta w luteńce nie miała szans uniknąć ciosów nożem – niezależnie od tego, jak bardzo magiczna by nie była. Bard wyszarpnął więc sztylet i zawołał do ścigających istot.
- Ejże, załatwmy to po cywilizowanemu! Wy macie mego towarzysza i możecie mu zrobić krzywdę... a ja mam skrzata – i też mogę mu zrobić krzywdę! Bo z luteńki się nie wywinie przecież. To proponuję – wy wypuścicie Yarkissa i dacie mu chwilę na odbiegnięcie... a ja wypuszczę mego jeńca – zawołał, gotów zaryzykować uszkodzenie strun luteńki nożem. Tak po prawdzie, to nawet Yarkissa nie lubił. Tylko, że jakoś nie wierzył, by skrzaty pozwoliły mu odejść z jednym z nich. Więc tylko o Yarkissa paktować mógł. Mimo wszystko nie chciał, żeby skrzaty dorwały jedną osobę więcej. A on sam... cóż... podobno skrzaty jeszcze nikogo nie zabiły, nie?

Łowca nie długo nie cieszył się wolnością. Jego plan może nie był wcale takie zły, ale niestety nie przewidywał on Fernasa, który postanowił pobiec za tropicielem. Bard na ich nieszczęście zabrał za sobą pasażera na gapę, który narobił takiego rabanu, że chochliki nie miały większego problemu z ich odnalezieniem. Wredne stworzenia ponownie użyły swojej magii, żeby unieruchomić Yarkissa. Syn Petera wywinął orła i nie liczył, że szybko zdoła się uwolnić. Wszędzie gdzie nie spojrzał, widział ruchome pnącza. “Tym razem im się chyba tak łatwo nie wywinę.” - Pomyślał zrezygnowany łowca. Przeklinał siebie w duchu za swoją głupotę. “Za chciało mi się ratować Fernasa.” Yarkiss skończył się jednak użalać nad sobą, kiedy usłyszał propozycje barda skierowaną do skrzatów. “ To nie może się udać, ale z drugiej strony nie ma nic do stracenia.” Wątpił, żeby jakiś argumenty trafiły do chochlików.

Ale ku jego zdziwieniu nieopodal barda - w bezpiecznej odleglosci - pojawił się spory skrzat i rzekł: Dobrze. Ludź za Ifida. Po chwili pnącza wokół Yarkissa zaczęły się uspokajać i łowca mógł uciec. Z lutni zaś zaczął wygrzebywać się jej pasażer - ciężko mu to szło, ponadto burczał strasznie na temat porzucania zdobytego abordażem okrętu (widać opuszczenie zdobyczy nie było mu na rękę), ale najwyraźniej negocujący chochlik miał wśród nich autorytet. Tylko czemu rozmówca Fernasa tak złośliwie się uśmiechał...?
- Ludź niech szybko idzie - powiedział do Yarkissa.
- Szybko - syknął i Fernas, nie chcąc jakoś specjalnie dotykać gramolącego się skrzata. Słyszał, że kto ich dotykał, ten... no, nie miał dużo szczęścia. Ifid wrogo spojrzał na barda i wypełzł wreszcie z pudła, po czym wzniósł się w powietrze, klnąc siarczyście. Syn karczmarza zobaczył, że myśliwy wieje co sił w nogach - umowa została dotrzymana przez obydwie strony.
- No to papa! - gdy ponownie się odwrócił zobaczył, że jego uśmiechnięty rozmówca celuje do niego z łuku... i była to ostatnia rzecz jaką ujrzał, nim zapadła ciemność.

***

Rafael, Solmyr i Eillif biegli zakosami wzdłuż rzeki. Szum skrzydeł dopingował ich do utrzymywania tempa, ale jeszcze bardziej motywowały ich bojowe okrzyki i ciche świsty, które nieprzyjemnie kojarzyły się z dźwiękiem lecących strzał. A potem się zaczęło... Jeśli młodzi podróżnicy słyszeli czasem opowieści o wielkich magicznych bitwach, teraz mieli wrażenie, że znaleźli się w środku jednej z nich. Wokoło słuchać były wybuchy, krzyki, co i rusz spod stóp z nienacka wydobywały się płomienie lub jaskrawe światło - zaklęcia nie robiły nikomu krzywdy, ale wystarczały, by biegnący zmieniali kierunek, potykali się i upadali, a przede wszystkim - rozdzielili. Chwilami wśród traw viseńczycy widzieli swoje własne ciała - martwe, zakrwawione - które zaraz znikały, a Eillif omal nie zemdlała, gdy obok niej wyrosła iluzja trzymetrowego orka, celującego w nią wyrwanym z korzeniami drzewkiem. No i te strzały, które z pewnością iluzją nie były - a to jakaś odbiła się od torby, a to od skórzni, a to stuknęła w jakiś liść. W pewnej chwili Rafael uczył mocne ukłucie w kark - młodzieńca lekko zamroczyło, lecz biegł dalej. W uszach piszczało im od wybuchów i radosnych pohukiwań rozochoconych pogonią chochlików.

Wreszcie - mokrzy i zziajani - dotarli do obozowiska. Yarkiss już tam był, odzyskując powoli oddech. Na szczęście dla niego chochliki skupiły się na pozostałej trójce. Saelim, Etrom i Jarled patrzyli na nich pytająco. A Solmyra i Fernasa nie było i nie było... i nic nie wskazywało na to, by mieli zamiar wrócić!



◈◊◈


Gdy wreszcie uporano się z problemem zaginionych bagaży oraz zaginionych towarzyszy podjęto wędrówkę; jednak w nerwowej atmosferze. Teraz już każdy widział w krzakach a to duchy, a to wilki, a to inne stworzenia dybiące na dobrostan wędrowców. Zresztą nerwowość udzielała się też chowańcom.. a może to one zarażały nią swoich właścicieli? Podniecona Sigrid biegała od lasu do Solmyra i z powrotem, ale w nawale emocji zaklinacz nie umiał rozpoznać, co i dlaczego wprawia ją w taki stan. Thorbrand kołował wysoko w przestworzach, lecz Eillif umiała rozpoznać jego głos - a ten świadczył o zaniepokojeniu i zaciekawieniu. Gdy jastrząb wrócił do niej na wieczorny spoczynek miał dziób umazany krwią i cały śmierdział padliną. Zresztą miejsce na wieczorny popas również musieli zmienić - gdy Rafael wybrał się w las zastawić wnyki natknął się na grupę młodych wilków, pożerających roczniaka.





Zwierzęta warknęły ostrzegawczo ani myśląc zostawiać zdobyczy i łowca musiał się wycofać. Młodzież wędrowała kolejne dwie godziny nim tropiciele uznali, że jest bezpiecznie, ale i tak rozpalono większe ognisko niż do tej pory i podtrzymywano ogień aż do świtu. Co prawda wszyscy zbudzili się spoceni jak myszy - bo i noce były nadal ciepłe - ale lepsze to, niż pobudka w brzuchu wilka. Mimo to bliskość drapieżników i dziwne rozedrganie chowańców nie wróżyły dobrze.

◈◊◈



 
Sayane jest offline