Pudło... Znów pudło...
Gottwin zaklął pod nosem, gdy wystrzelony przez niego bełt, zamiast trafić mutanta w szerokie plecy, poszybował sobie w świat.
Z drugiej strony - mogło być gorzej. Mógł trafił i utrupić niziołka, a to już by było z pewnością zdarzenie niemile widziane, tak przez zainteresowanego, jak i przez kompanów Gottwina.
Na szczęście innym powiodło się lepiej i mutant padł, wypuszczając Dawita z rąk. A w końcu o to chodziło, prawda?
Co prawda, jeśli Gottwin dobrze widział, jakieś mutanty uciekły w głąb jaskini,ale na to nie można było nic poradzić - atakując z tej strony nie byli w stanie odciąć tamtych od pozostałych znajdujących się w jaskini stworów. |