Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 18:10   #16
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
O ile dzielnica portowa zdawała się Amaltei barwna i interesująca, tawerna wprawiła ją w całkowity zachwyt. Wyszorowane do białości deski podłogi, zawieszona pod sufitem gęsta rybacka sieć, długie stoły - to wszystko idealnie wpisywało się w Amowe wyobrażenie Prawdziwej Tawerny, takiej z opowieści o dzielnych żeglarzach, którzy przybijali do portu, by pić rum, śpiewać szanty i flirtować z pięknymi kelnerkami. Sama tawerna była zresztą niczym wobec barwnego towarzystwa, które się w niej zebrało! Ludzie, elfy, orki i t’skrangi jedli, pili, toczyli burzliwe dyskusje, wznosili toasty i generalnie wyglądali jakby w jednym miejscu zebrała się nagle cała śmietanka najciekawszych osobowości okolicy. Ot, choćby ta kobieta z tatuażami, siedząca na kolanach wielkiego trolla i wymachująca nabitym na widelec rakiem! Albo wysoki, smukły t'skrang w stroju we wszystkich chyba kolorach tęczy i opaską na oku, opowiadający o czymś z takim zaangażowaniem, że w opowieść zaangażowane było całe jego ciało, a ogon wymusił na pozostałych gościach pozostawienie całkiem sporej wolnej przestrzeni za jego plecami. Albo potężny troll, górujący nad otoczeniem nie tylko zwalistą sylwetką, ale też ogromnym toporem, którym nie zdołałby się posługiwać przeciętnie zbudowany Dawca Imion. Albo, żeby daleko nie szukać, sam właściciel przybytku...

- A, słuchaj – szepnął Awicenna, wyciągając siostrzyczkę poza krąg świateł – Widzisz tamtą kobietę? O, tę z kwiecistym tatuażem? - zapytał, zwracając głowę ku Pustułce, która, nachylona nad stołem, groziła łysemu orkowi rakiem nabitym na czubek długiego noża. Ama skinęła głową, już wcześniej zwróciła uwagę na dziewczynę. – Będzie płynąć ze Scalorem, a ja i tak muszę jej złożyć podziękowania. Zaraz wrócę, chyba, że też chcesz pogwarzyć.
- A pewnie, że chcę! Chyba, że koniecznie chcesz z nią zamienić kilka słów sam na sam, chociaż w tym lokalu i tak masz marne szanse - Ama mrugnęła do brata z łobuzerskim uśmiechem, na chwilę przerywając intensywne rozglądanie się po imprezie. Spróbowała już raków, ale bardziej niż morskie przysmaki fascynowało ją tutejsze barwne towarzystwo. Tylko obecność Awicenny powstrzymywała ją przed szybkim zawarciem kilku nowych znajomości. - Właściwie nie powiedziałeś mi, skąd się znacie - zauważyła, łapiąc elfa za rękę, gdy ten zaczął się odwracać w stronę namierzonego celu.

Z pomysłu chodzenia w postaci orka Awicenna już zrezygnował – brak mu było cierpliwości, żeby symulować powolne i ociężałe ruchy przynależne tej konkretnej posturze. Siostra świadkiem, że przesłuchującego go wcześniej łucznika próżno było w tej izbie szukać! A trzykrotnie prędzej by się zdradził niedostosowaniem zachowania do przebrania, niż pozostając w zwykłej postaci. W ramach zabezpieczeń tylko zakrył płaszczem ranę. Nie chciał, by ktoś szczególnie zainteresował się jej pochodzeniem.

- Oj, to grobowo nudne sprawy - odpowiedział Amie z uśmiechem, odwracając się ku Aune i machając jej lekko, gdy tylko stwierdził, że skierowała wzrok w tym kierunku.

Zauważyła go. Rzuciła łysemu nóż z nabitym rakiem, powiedziała coś do towarzyszy, którzy natychmiast wzięli swoje kufle w ręce. Z kolan trolla weszła na ławę, wzięła krótki rozbieg i skoczyła płaskim, niemożliwym skokiem ponad głowami siedzących. Wylądowała pół sali dalej, na jednym z krótszych stołów, tuż obok iluzjonisty. Awicenna puścił się biegiem ku stołowi, w który rąbnęła kobieta. Skorzystał z nagłej próżni – nadlatująca Aune sprawiła, że kilka osób się nagle odsunęło – i bezczelnie usiadł na stole, tuż koło Pustułki, pozostawiając osłupiałą siostrę samej sobie.

- Skaczesz tak dobrze, jak ja umieram – rzucił wesoło.
- Umierasz tak często, jak ja skaczę? - zaśmiała się w odpowiedzi.
- A jakże! – iluzjonista również się zaśmiał – Z miłości, z ciekawości, z niecierpliwości... a o mych śmierciach bohaterskich trubadurzy mogliby pisać hurtem! A przy okazji – poznaj Amalteę, moją siostrę – wskazanie, która to dziewczyna, było zbędne.

Podekscytowana elfka, która zapewne nigdy wcześniej nie widziała Powietrznego Łupieżcy... tego nie dało się przeoczyć. Ama najpierw otworzyła usta w wyrazie zdumienia i podziwu, następnie pozbierała szczękę z podłogi, ale za to wyszczerzyła się w bardzo szerokim uśmiechu, a na końcu wyciągnęła rękę w kierunku Aune. Widać było, że pokaz możliwości zrobił na niej naprawdę duże wrażenie.

- Amaltea, fechmistrzyni drugiego kręgu. Bez skłonności do częstego umierania, przynajmniej na razie - przedstawiła się, rozgwieżdżonym wzrokiem wpatrując się w kobietę.

Pustułka wzięła dłoń elfki w swoją – szorstką, poznaczoną zgrubieniami i odciskami wieloletniej, fizycznej pracy – i uścisnęła mocno, pewnie.

- Aune. Aune Sala – do imienia dorzuciła jeszcze nazwisko, przyglądając się z ciekawością to Amie, to jej bratu. - Słyszałam o tobie.
- Naprawdę?... - elfka wyraźnie się zdziwiła. Dopiero co przybyła do miasta, a najbliższą okolicę też widziała tylko przejazdem. Nie przypuszczała, że plotki o tym, z kim rozmawiała, z kim się pojedynkowała i komu pomogła, tudzież zrujnowała reputację, roznoszą się tak szybko.

Awicenna zgrabnie podniósł się, stając na stole. Skoro już i tak ściągali na siebie lwią część uwagi, mógł przynajmniej prezentować się godnie!

- A to bardzo możliwe. Guwenerka już pewno połowę Barsawii obiegła, o tobie wykrzykując – uśmiechnął się.

Amaltea przewróciła oczami i przysiadła na brzegu stołu, żeby nie odstawać za bardzo od towarzystwa. Guwernantka chyba dostałaby zawału, gdyby to widziała, ale na szczęście była gdzieś daleko.

- Jestem dorosła! - prychnęła. - I Hewelia nie będzie mi zabraniać podróżować gdziekolwiek chcę. - Słowa były przeznaczone tylko dla Awicenny, ale powiedziane nieco zbyt głośno - tak, że stojąc bądź siedząc blisko, dało się je usłyszeć.
- Tylko raków nie podepcz – fuknęła ostrzegawczo piratka. - O guwernantce nic nie wiem – powiedziała do elfiej dziewczyny, podając jej przezornie usuniętą z zasięgu stóp iluzjonisty tacę z jedzeniem i sadowiąc się obok. - Na południe od Urupy zagrałam z ludzkim kupcem o opowieści. Jak mu było... A! Rotaro Wielki. Przydomek prawdziwy, bo olbrzym był z niego tak ciężki, że aż lina trzeszczała. Tłuszczu miał zresztą tyle, że i kilka beczek sadła dałoby się wytopić. Jedna z jego historii była o tobie – wyjaśniła, sprawnie zgarniając z tacy niesionej przez córkę Kresa kilka pełnych kufli.

Ama kojarzyła kupca - kupowała u niego kilka eliksirów przed wyruszeniem w podróż. Był sympatyczny, rubaszny i bardzo ciekawski - tak bardzo, że oni się obejrzała, wyciągnął z niej, skąd przyjechała, z kogo zrobiła po drodze idiotę i dlaczego nie może się. doczekać, aż zobaczy Barsawię na własne oczy. Tyle dobrego, że opowieści o tym, kto dla odmiany z niej zrobił idiotkę, dyskretnie pominęła - istniała więc szansa, że nie krążą po okolicy. Chyba, że sprzedał je kupcowi ktoś inny, oczywiście.

- W takim razie masz nade mną przewagę, bo plotki omijają mnie złośliwie, przez co jakimś cudem udało mi się przeoczyć opowieści o Aune o imponującym skoku - roześmiała się elfka, sięgając po kufel, w ostatniej chwili zmieniając zdanie i ostatecznie częstując się rakiem. - Mam przynajmniej nadzieję, że ta opowieść okazała się być warta twojego czasu!

Awicenna kucnął – na tyle, by szybkim ruchem wziąć jeden ze zgarniętych przez Aune kufli.

- Podejrzewam, że na opowieści będzie dużo czasu. I dobrze, bo tutejsza dzieciarnia powiedziała już chyba wszystko o mnie, a nic o Aune... A skacze chyba nie gorzej od legendarnej Pustułki – rzucił ze śmiechem, odpędzając od swego miejsca jakiegoś wstawionego orka – Chyba dołączasz do załogi Scalora?
- Va! Już dołączyłam - przymrużyła podkreślone złotą barwiczką oczy i posłała iluzjoniście kpiące spojrzenie. - Mówiąc po prawdzie, to tylko dzięki tej Pustułce Scalor mnie chciał na swoim pokładzie. Właśnie dlatego, że nie jestem gorsza od niej a ona nie jest lepsza ode mnie.
- Pustułce...? – na początku się zdziwił, lecz wnet zrozumiał. Słowa, te oczy, legenda... Roześmiał się gromkim śmiechem – Zanim umrę, każę sobie wyryć epifatum, że miejsce mojego niegdysiejszego pochowku odwiedzały takie sławy! – spojrzał z rozbawieniem – Choć nikt mi nie uwierzy, boć brakowało jej przepięknych, osławionych rogów... – westchnął z dobrze imitowaną boleścią.

Amaltea dopiero po chwili zorientowała się, o czym mówił jej brat. Jeśli do tej pory wpatrywała się adeptkę rozgwieżdżonym wzrokiem, to teraz w jej oczach tańczyły słońca i księżyce. Nie przerywała konwersacji, ograniczając się do cichego “łał!” pod nosem i pozwalając Pustułce odpowiedzieć..

- Dlatego w epitafium koniecznie nie zapomnij o nich wspomnieć. - Przechyliła drewniany kufel i wychyliła prawie połowę jego zawartości. Sapnęła zadowolona i otarła przedramieniem mokre od miodu usta. - Nie ma dobrej opowieści bez przynajmniej jednej pary rogów.
- Będą wielkie. I zawsze splamione krwią wrogów – parsknął lekko – Później będę musiał prosić cię do tańca na tym stole – inaczej ma legenda będzie niekompletna, nawet jeśli wreszcie naprawię wszystkie niesprawiedliwości świata, od therańskich poczynając – stwierdził pod wpływem impulsu. Ot, kaprys.
- Najpierw porozmawiajcie ze Scalorem. To tamten t’skrang - pokazała palcem przepasanego zieloną szarfą kapitana. - Rekrutuje od zachodu słońca i jeśli chcecie się załapać, lepiej zróbcie to teraz. Widziałam, że dogadał się z tym pucułowatym blondaskiem - przesunęła palec na uzbrojonego w długi łuk człowieka, siedzącego niedaleko. - Możliwe, że z Płomienistą Nissą i tym ksenomantą, co wygląda jakby nigdy słońca nie oglądał, także - wskazała na kolejnego konkurenta. - Kto jeszcze? A! Tamten ork w kącie i stojący obok elf, co na fechmistrza wygląda. I tamta wojowniczka. Szkoda, że nie widzieliście jak strzeliła w twarz marynarza, który przypadkiem szarpnął ją za ogon. Bo po to tu jesteście, prawda? Żeby na “Smoczą Tancerkę” się dostać?

Ama w milczeniu wodziła wzrokiem po wymienionych osobistościach, próbując zapamiętać co ważniejsze osoby i już wyobrażając sobie, jak się z nimi zapoznaje. W myślach niemal skonstruowała już sobie dokładny obraz przyszłej dzielnej kompanii i jej dzielnej wyprawy.

- Ha. I owszem – Awicenna zeskoczył ze stołu, lądując przy Pustułce – A skoro już o tym... wiadomo, po co tylu zbiera? Bo nawet piraci tu tylu adeptów nie mają. Jakby się na jakąś wojnę gotował... – powiedział już ciszej, ignorując pełen urazy wzrok, którym obrzucił go ork, którego przez dobre pięć minut uprzednio odganiał od siedzenia przy swoim miejscu na stole.
- Potrzebuje grupy wypadowej na ląd. Małej, ale skutecznej. Od czterech do ośmiu osób, zależy kogo znajdzie. O szczegóły jednak jego spytać musicie. Ja wiem tyle, że zapłacił ile zażądałam. Reszta to drobiazgi - wzruszyła niefrasobliwie ramionami absolutnie nieprzejęta potencjalnym ryzykiem wyprawy.

- Zgadza się na ile ktoś zażąda? To muszę mieć duże żądania – zażartował, przygotowując się do odejścia w stronę Scalora. – Oby szybko poszło, inaczej słynna pogromczyni dopadnie wszystkie raki beze mnie – mrugnął okiem, odchodząc ku t'skrangowi i nie widząc już pełnego namysłu spojrzenia Pustułki.

Amaltea podążyła za nim i gdy odeszli kawałeczek, zawiesiła się bratu na ramieniu.

- Widziałeś, widziałeś? - pisnęła cicho. - Pustułka, ta Pustułka! I moglibyśmy być z nią na jednej wyprawie! Jest strasznie fajna! - W zasadzie powinno jej przeszkadzać, że w nowej znajomej nie było ani odrobiny arystokratycznego blichtru, ale elfka zupełnie o to nie dbała. Aune skakała, opowiadała i częstowała rakami - w dowolnej kolejności. To wystarczało. - Ale jeśli ten Scalor rekrutuje takich adeptów, to naprawdę myślisz, że będzie chciał ze mną rozmawiać?

Nie to, żeby się czuła gorsza, ale jej sława w końcu mogła jeszcze nie sięgnąć w te okolice! A jedna opowieść jeszcze nie czyni legendy.

- A myślisz, że bym przedstawiał ci kogoś nudnego i nieciekawego? Pustułka była świetną kompanką przez cały okres naszej znajomości! – żachnął się, zupełnie przemilczając, że zna ją ledwo pół dnia – I przyjmie. Nie ma siły. A jak będzie się opierał, to mu opowiesz o swoich wyczynach – uśmiechnął się konspiracyjnie. - O, tam jest|!

Oboje ruszyli w kierunku wskazanego przez Aune t’skranga. Ama, wciąż uwieszona na ramieniu brata, naprawdę miała nadzieję, że rozmowa zakończy się pomyślnie. Przygoda była na wyciągnięcie ręki i nawet wizja Awicennowej kontroli, która z pewnością nie będzie zupełnie bezproblemowa, nie mogła zmniejszyć jej entuzjazmu.
 
Serika jest offline