Konto usunięte | Dopiero spotkanie ze siostrą uzmysłowiło iluzjoniście, jak bardzo zmienił się przez dwa lata spędzone w prowincji barsawiańskiej. Gdy po raz ostatni opuszczał Wielką Therę, był modelowym arystokratą – no, na tyle, na ile jest to możliwe dla dysydenta i osoby dość rubasznej. A teraz odruchowo opuszczał nawet „prowincję” przed „Barsawią” - jakby był jakimś niedouczonym tłumokiem. Awicenna coś czuł, że przed powrotem do domu będzie musiał trochę przejrzeć swój słownik...
Ale najpierw trzeba było dożyć momentu, w którym mógłby powrócić do Miasta. Czyli – w przełożeniu na teraźniejszość – rozmówić się z Scalorem Tryskinem, aby zdobyć miejsca na pokładzie „Smoczej Tancerki”.
T'skranga wypatrzył dość łatwo. Scalor właśnie kończył rozmowę z jakimś... czarodziejem? No, o ile można było wnioskować z abstrakcyjnych wzorów na szatach. A smętnie opadający, tryskinowy ogon, świadczył, że rozmowa nie przebiegała po myśli kapitana. Dopiero po chwili t'skrang zauważył podchodzące rodzeństwo.
- Witajcie, drodzy... hmm... droga zakochana parko?
- Ha, niestety więzy pokrewieństwa trzymają mnie na wodzy – odpowiedział na powitanie Awicenna, wzdychając teatralnie - A szkoda, bo sławna Amaltea to w równym stopniu dobra towarzyszka mężczyzny, jak i nieustraszona wojowniczka? Nie mów, że o niej nie słyszałeś! - Niewątpliwie to zaszczyt mieć tak uroczą siostrzyczkę, ale łączy się z tym obowiązek opędzania od niej natrętnych niczym muchy adoratorów? - rzekł Scalor, uśmiechając się czarująco - przynajmniej w swoim mniemaniu. Chwilę później wykonał układ dziwnych wygibasów, które zapewne miały być ukłonem. Jego ogon ze świstem przecinał powietrze. - Amaltea, Amaltea...to imię wydaje się znajome. Wygrałaś może jakiś turniej ostatnio, moja droga?
Elfka, do tej pory przyglądająca się Scalorowi z uwagą, słysząc pytanie wyraźnie się rozpromieniła.
- Nawet organizowałam! Ale nie tutaj. Tutaj wygrałam tylko główną nagrodę trzy tygodnie temu w Omarcie, ale musimy się chyba zgodzić, że nie było to wielkie wydarzenie na miarę bohaterskiego czynu. - Małe, lokalne turnieje były dobrym źródłem zarobku, ale niekoniecznie wielkiej sławy. - Poza tym czuję się zaszczycona komplementem, ale muszę zauważyć, że od natrętnych adoratorów jestem w stanie opędzać się zupełnie samodzielnie. I... również witam - przypomniała sobie, z karygodnym opóźnieniem, o tym, że o maniery należy dbać zawsze i wszędzie. - Skromność nie przystoi podczas takich rozmów jak ta - rzekł wesołym głosem t’skrang i wyszczerzywszy zęby, dodał: - Acz... w połączeniu z niewinnością dodaje ci uroku, młoda damo.
Ama skinęła głową z uśmiechem zdradzajacym, że komplementy t’skranga trafiały w jej gust.
- Przeto właśnie dlatego los pobłogosławił mnie powołaniem iluzjonisty - by łatwo strzec piękna przed oczami niegodnych - odpowiedział iluzjonista, nie odnosząc się do słów siostrzyczki, po czym konspiracyjnie mrugnął i rzekł już w języku t'skrangów - I gotów jestem powiedzieć, że jest pod wrażeniem. Aż gotowa byłaby chyba rozpowiadać o waszej śmiałości, hojności i zuchwałości nawet w swoim odległym domu! - „wsród t'skrangów sycz jak t'skrang“... na Scalora wizja sławy ciagnącej się w dalekie strony chyba powinna dobrze podziałać. - Iluzjonista? A godność twa, przyjacielu? - spytał Scalor z zaciekawieniem przyglądając się i Awicennie. - I czyż równie, czy bardziej chwacki niż siostra? Bo też i wyprawa dla chłopów na schwał jest... No i dziewcząt na schwał też.
- A to się zmienia... – mówił po t'skrangowemu, aby jeśli ktoś by przypadkiem usłyszał rozmowę, to jej nie zrozumiał – Choć zazwyczaj zwą mnie Awicenną – popatrzył uważniej na Scalora – I w mieście już o mnie całkiem sporo słyszano od czasu, kiedy umarłem – uśmiechnął się kpiąco – A sądzę, że kiedy znajdą truchło skaryfikowanego zabójcy-kultysty, to usłyszą jeszcze więcej.
Awicenna ani trochę się nie zawahał – jak na dłoni widać było bijącą od niego pewność.
- To powinno dobitnie świadczyć o moich umiejętnościach. Kwestią jest więc bardziej, co oferujesz... i do czego dążysz tą wyprawą – odwrócił się gwałtownie i teatralnie therańczyk – Bowiem jeśli wyprawa będzie nieopłacalna i nieciekawa, mogę zgoła mniej teatralnie skorzystać z innego parostatku. - No nie wiem. Liczę na to że przynajmniej ta piękna panna zaszczyci mój okręt swą obecnością. - rzekł t’skrang wesoło kierując swe słowa do Amaltei. Po czym znów spojrzenie oczu spoczęło na Awicennie. - Co oferuję? Sekret. Ogólnie rzecz biorąc wyprawę, po... okręt i jego zawartość. Nic więcej nie powiem, poza jednym... wyprawa będzie wielce zyskowna. I tylko od ciebie zależy czy i ty zdecydujesz się dołączyć i coś przy tej okazji zarobić.
- Czyli obiecujesz nieznaną część nieznanego łupu? Oj, to może być mniej niż miska owsianki – westchnął teatralnie elf – Nie, chcę przynajmniej wiedzieć, jaką część obiecasz. Bo na nieznaną część i kilka kości ze statku to możesz łapać Burka, a nie mnie... – westchnął znów.
- Wybrzydzasz straszliwie - mruknęła cicho Ama. Przysłuchiwała się konwersacji i z coraz bardziej niechętną miną patrzyła na brata - Dajmy spokój zyskom, liczy się przygoda! - Ach... Czyż iluzjonista nie powinien być Dawcą Imion, który umie dostrzec możliwości płynące z sytuacji? - spytał z lekką ironią w głosie t’skrang biorąc w łapę gotowanego na parze raka. - Podróż statkiem z wiktem i opierunkiem, misje po drodze do zrealizowania i łup, dla ktorego ja narażam swój okręt. Możliwości i zysk, które...-przesunął rakiem przed twarzą Awicenny. - ...są czymś więcej niż tylko tym co widać przez oczami. Mógłbym ci prawda zaproponować sumkę, ale potem nie narzekaj jeśli uznasz, że cię oszukałem.
- Mówisz, jakbyś chciał, żebym skrócił sobie wycieczkę w połowie – obojętnie podsumował część o wikcie i opierunku Awicenna – A to wcale kusząca wizja. Ale ponieważ widzę, że inaczej do konkretnych umów nie dojdziemy... Chcę tyle, co Pustułka. – zarzucił propozycją. Nie przypuszczał, by kobieta ceniła się nisko, więc... -Tyle, że... ona nie zażądała nic dla siebie - rzekł, wzruszając ramionami Scalor.
- Nie szkodzi – stwierdził iluzjonista – Jakoś nie przypuszczam, by odeszła ze statku niezadowolona – uśmiechnął się kpiąco – A przynajmniej – sądząc z jej sławy – jej zadowolenie byłoby najlepsze dla losów wszystkich. - Wątpisz w moją hojność lub honor? - spytał kapitan Tryskin z ciekawością w głosie uśmiechając się niemalże wyzywająco. - Albo... co gorsza, w moją reputację? Zapewniam, że stratny nie będziesz na tej wyprawie. Masz na to słowo szlachcica.
- Nie, ale w wysokie wymogi Aune wierzę równie mocno – mrugnął okiem – Jeśli zaś w to nie wierzysz, to poczekaj – gdzieś tu mam kilkanaście stron poematów o kobietach kapryśnych, pióra mego zmarłego kompana... – zażartował... - Swoją drogą, gdzie dostaliście tyle raków? - rozejrzał się z zaciekawieniem. Niby pytanie nie mieściło się w temacie rozmowy, ale Awicennę nurtowało, skąd w małym Selenthiel znalazło się tyle skorupiaków na kolację. - O to trzeba by gospodarza spytać, ale jak znam życie to z dopływów do Pyros. Owoce rzeki, że tak powiem. Raków jest pełno, a mój lud ma wprawę w ich łowieniu - odparł z pewną dumą Scalor.
- Więc... skoro powiadasz, że ręczysz za moje zadowolenie, to chyba mogę pominąć kłótnię o warunki na pokładzie, towarzyszy podróży i rodzaj raków w śniadaniu... i zwyczajnie zaliczyć się w poczet załogi – wyciągnął rękę ku Scalorowi, aby przypieczętować umowę. Nie, by nie mógł się handlować jeszcze dłużej – ale najwyraźniej jaszczuroludź był istnym wzorcem t'skranga, więc ponad słowo szlachcica nic by nie wyciągnął. - Cóż... zrozumiesz więcej jak już wypłyniemy poza osadę - odparł enigamtycznie t’skrang, uśmiechając się tajemniczo i ściskając dłoń iluzjonisty. I spojrzał na Amalteę, uśmiechając się i dodając: - Rozumiem że i ciebie, górski fiołeczku, mogę zaliczyć w poczet załogi?
- Tak jest, kapitanie! - wykrzyknęła radośnie Amaltea, skupiając na siebie spojrzenia sporej części pobliskich ucztujących. -Więc wypijmy za to.- rzekł radośnie t’skrang nalewając wina do trzech kielichów.-A potem stawcie się w ciagu dwóch dni na pokładzie “Smoczej tancerki”, a ja zaś... muszę jeszcze połowić parę talentów do tej wyprawy.
Ujął jeden kielich w dłoń i rzekł głośno.-Za sławę, bogactwo i powodzenie. Oby nigdy nas te trzy córki szczęścia nie opuszczały.
- Taa... – mruknął Awicenna – Sława, bogactwo i powodzenie, choćby nam same Pasje w oczy dmuchały! – wzniósł toast, chwytając jeden kielich tuż po tym, jak opuścił ręce t'skranga. Chwycił dość żywiołowo, godzi się powiedzieć - gdyby Scalor nie był niezłej budowy, to mógłby się zatoczyć. Awicenna jednak nie przejął się tym, podniósł naczynie do ust i wychylił większą część jego zawartości. Wreszcie, niby przypadkiem, zasłonił usta dłonią, aby nie czynić gospodarzowi afrontu zbyt jawnie zlizując ostatnie krople wina.
- Za sławę, sławę i sławę! I przygodę godną bohaterów!... Oraz łupy! - dołączyła do toastu Amaltea. W przeciwieństwie do brata jednak, nie wychyliła kielicha do dna, tylko jak przystało na dobrze wychowaną panienkę, najpierw powąchała dyskretnie delikatny aromat wina, ciekawa jego bukietu, a dopiero potem skosztowała trunku.
Wypiwszy trunek jednym haustem Scalor odstawił z impetem kielich na stół i rzekł.-No to... bawcie się dobrze na imprezie. A mnie niestety obowiązki wzywają. Bohaterowie się sami nie zbiorą, prawda?
Po czym pożegnawszy się chwiejnym wygibasem w ramach ukłonu, oddalił się łowić nowe “rybki”.
Awicenna krytycznym okiem spojrzał na kielich. Był miedziany. Całkiem ładny, ale irytująco wytrzymały. Przebić gestu kapitana i rozbić go na kawałki się nie dało. Odłożył więc kielich w tempie normalniejszym.
- Zbierzcie więc bohaterów – powiedział z uśmiechem – A ja mogę wam powiedzieć, że to z pewnością był najdostojniejszy toast, jaki kiedykolwiek widziały te kielichy!
Pożegnawszy się, iluzjonista odszedł w swoją stronę. Wypadało nie tracić czasu i porządnie pożegnać się ze wszystkimi urokami lądu - bo następną noc spędzić miał już pewnie na pokładzie 'Smoczej Tancerki'.
Ostatnio edytowane przez Velg : 09-04-2012 o 20:49.
|