Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 11:22   #129
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Trakt, którym podążali wiódł między niezbyt wysokimi, porośniętymi jarzębiną i wrzosami wzniesieniami. Co rusz spomiędzy zarośli zrywał się spłoszony ptak lub zając, robionym przez siebie hałasem przyprawiając wszystkich o mocniejsze bicie serca. Gdyby nie bliskość Korony Władzy i ekscytacja związana z eksplorowaniem Krainy, Argena uznałaby tą część wyprawy za krajoznawczą, sielską wycieczkę.

Jednak wkrótce krajobraz zaczął się zmieniać. Wzgórza z każdym przebytym kilometrem robiły się coraz wyższe i postrzępione. Bogata roślinność ustąpiła skałom i porastającym je rachitycznym trawom. Zwierząt było coraz mniej, aż w końcu towarzyszył im tylko krzyk krążących wysoko nad głowami drapieżnych ptaków.

Dotarli na wysoką przełęcz. Przed nimi, w dole rozciągała się rozległa niecka, całkowicie wypełniona lasem, nad którym zalegały pasma białej mgły. Ku górze wiał wiatr, niosący wilgoć i zapach lasu. Cała niecka rozbrzmiewała odległym, urywanym wyciem wilków. Najwidoczniej zbliżali się do siedziby wilkołaka, żyjącego w przyjaźni z watahami wilków zamieszkującymi las. Droga biegła zakosami w dół i niknęła między drzewami. Argena bez wahania zaczęła schodzić ku mrocznej ścianie lasu.

Gdy znaleźli się już między wiekowymi pniami, spowił ich półmrok i wilgoć. Poza nieustannym wyciem wilków dobiegającym z głebi lasu, nic innego nie było słychać. Szeroki do tej pory trakt, zamienił się w wąską, kluczącą między wykrotami i powalonymi pniami ścieżkę. Wśród paproci i jałowców stanowiących poszycie lasu, co jakiś czas błyskały czerwone ślepia, jednak nic nie starało się ich zaatakować. Wędrując ścieżką mieli wrażenie, że znajdujące się w pobliżu wilki stanowią ich eskortę. Pilnują aby nie zboczyli ze ścieżki.
W końcu, po całym dniu marszu dotarli na polanę. Otaczały ją wiekowe dęby, których obwód wynosił co najmniej kilka metrów. W cieniu dębów, w równych odstępach ułożone były kamienne kopczyki, przyozdobione kawałkami tkanin, resztkami zbroi i ekwipunku. Na szczycie każdej kamiennej piramidy spoczywała czaszka. Wycie wilków od jakiegoś czasu narastało, aż stało się ogłuszające. Argena widziała pomiędzy drzewami krążące, szare kształty zwierząt.

Wtem, całkiem blisko rozległ się przeszywający wizg, wybijający się ponad kakofonię wycia i na polanę, jednym wielkim susem wskoczył mający co najmniej trzy metry wzrostu wilkołak. Cały porośnięty był czarnym, błyszczącym futrem. Jego szpony miały po kilka cali długości, a ostre zęby wystające z długiej paszczy lśniły złowieszczo. Zawył przeciągle i wyprostował się, ukazując w całej okazałości swoje rozmiary.


Popatrzył na Argenę i pokiwał palcem, równocześnie wykrzywiając pysk w złośliwym grymasie.


Irg


Droga, jaka odsłoniła się po pokonaniu strażnika kopalni, wiodła we wnętrze góry. Irg nie wahał się ani chwili, jego krasnoludzka dusza aż wołała o to, żeby tam wejść i sprawdzić co kryje się w trzewiach ziemi. Towarzysze krasnoluda jednak nie podzielali jego entuzjazmu. Nie mieli jednak wyjścia, musieli podążyć za Irgiem, który już znikał w mroku.


Przejście było wąskie i niskie. Ściany nosiły ślady obróbki, a więc korytarz został wykonany czyjąś pracą. Irg przypatrywał się przez chwilę obróbce kamienia, nielicznym zdobieniom i inskrypcjom na kamieniach, ale musiał ze smutkiem przyznać przed samym sobą, że nie miał pojęcia kto ów korytarz wydrążył. Był pewien, że nie była to ani gnomia ani krasnoludzka robota. Tunel obniżał się stopniowo, ale wciąż wiódł prosto, bez jakichkolwiek załomów ani zakrętów. Szli nim przez bardzo długi czas, aż zupełnie stracili orientację, jak długo. W końcu jednak podłoga przestała się obniżać i znaleźli się w niewielkiej, wysoko sklepionej komnacie. Na jej ścianach widoczne były stare, zamazane upływem czasu rysunki.

- Co my tu mamy? – mruknęła Cassandra i potarła dłonią o dłoń. Magiczny płomień zatańczył na jej ręce, rozświetlając komnatę. Rysunki nabrały życia, ukazując stojącą na pustkowiu wieżę. Smukła sylwetka zwieńczona była szeroką, kolczastą koroną. Z okien emanował blask. Wokoło wieży wymalowane były tajemnicze symbole, których jednak nikt z nich nie był w stanie odcyfrować. Było w nich jednak coś, co mroziło krew w żyłach. Czy to ich kształt czy może niezrozumiałe przesłanie. Trudno było określić o co chodzi. Czarodziejkę przeszedł dreszcz. Otrząsnęła się szybko i spojrzała na towarzyszy. – Nie rozumiem tego, ale czeka nas coś strasznego. Coś co związane jest z tą wieżą. Chodźmy dalej.

Od momentu opuszczenia komnaty z rysunkami, korytarz zaczął się wznosić. Nadal wiódł w tą samą stronę co poprzednio, ale tym razem zmierzali ku powierzchni. W końcu dotarli do wylotu korytarza. Przed nimi, dokładnie taka jak na rysunku, wznosiła się wieża. Stała w wielkiej niecce, której dno wypełnione było murszejącymi kośćmi wszelakich stworzeń. Wysmukły budynek skąpany był w tajemniczej, szkarłatnej poświacie, emanującej z umieszczonych wysoko okien. Nic się nie poruszało, tylko wiatr świszczał pomiędzy stosami połamanych kości.
- Irgu, musisz tam iść – głos Gogona był ledwo słyszalny. – My nie możemy Ci teraz pomóc.
- Im szybciej zmierzysz się z czającym się w wieży złem, tym szybciej wyruszymy w dalszą drogę – dodała Cassandra i usiadła na kamieniu, kryjąc twarz w dłoniach.

Irg, wiedziony jakimś tajemniczym instynktem ruszył przed siebie, w kierunku czarnych drzwi wieży. Gdy przebył już zwaliska kości, drzwi bezszelestnie otwarły się przed nim, ukazując mroczne, pełne pajęczyn wnętrze wieży.
 
xeper jest offline