Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 20:21   #28
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gdy ruszyli dalej powoli już świtało. Na czele karawany jechał wóz czarodziejki obstawiony przez niemal wszystkich pozostałych przy życiu żołnierzy. Za nim w dość chaotycznym szyku posuwały się częściowo uszkodzone wehikuły reszty ocalałych, w tym wóz więzienny przekształcony w ruchomy lazaret dla rannych. Co stało się z jego poprzednimi mieszkańcami ciężko było stwierdzić, choć mogły mieć z tym coś wspólnego spopielone ludzkie zwłoki, które zalegały miejscami w opuszczanym właśnie obozie. Czy to czarodziejka w ten sposób ukarała korzystających z bitewnego zamieszania uciekinierów? Jakoś nikt nie miał odwagi dociekać. Teraz, gdy tajemniczy dygnitarz okazał się krewną królowej ludzie generalnie mało gadali i starali się zbytnio nie wychylać, sama Andara również nie wydawała się zadowolona z całej sytuacji. Najwyraźniej bardzo zależało jej na podróży incognito.

Dziewczyny tymczasem większość dni spędzały w wozie więziennym zajmując się ciężko rannymi i zdrowiejącymi.
- To bogaci kupcy o wielu kontaktach, często na skraju śmierci - tłumaczyła się z altruizmu Betty. - Idealne źródło informacji.
David poznał je jednak wystarczająco, by wiedzieć, iż nie było to ich główną motywacją. Miały miękkie serca i tyle. Sam też raz zbliżył się do wozu pogadać ze ślusarzem.
- To wy dobrodzieju! - rozpromienił się bardziej zarumieniony już ranny. - Powiedziano mi coście dla mnie zrobili, żeście się postawili tej wiedźmie! I to tylko dla mnie! Nie zapomnę wam tego! - uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, choć widać było, że ból nadal ściska mu kiszki. - Jak będziecie mieli czas to przywołajcie mi tu też tego dziadygę, co mnie poskładał, na niego też spłynie trochę grosza. Może mu tę resztkę lichego żywota trochę osłodzę! - roześmiał się serdecznie.

O ile wszyscy to przeżyją.

Jeśli wierzyć gadaniu ludzi, to miała to być już ostatnia noc, w której mógł im grozić atak. Dalej były już tereny opanowane przez cheliańską armię. Wczesnym wieczorem zjechali z głównego traktu marnując dwie godziny na lawirowanie po zarośniętych bezdrożach. W końcu jednak znaleźli to, czego najwyraźniej szukała czarodziejka. Bezpiecznego miejsca na nocleg.


Mury starego zamku zdawały się być w dobrym stanie, gorzej ze spalonym, splądrowanym i zarośniętym zielskiem środkiem. Ale przecież nie na luksusie im zależało. Mogli wybrać jeden z trzech oddzielonych wewnętrznymi murami sektorów zamku.
- Widzieliście? Dzisiaj ciągle oglądała się za siebie... Jakby wyraźnie widziała, że coś za nami idzie. - rzucił jakiś zlękniony kupiec.
Zaklęcie Davida również wykryło, że posuwał się za nimi obszar magicznych zawirowań, tu granica między rzeczywistością, a demonicznymi wymiarami była bardzo cienka.

Starał się nad tym zbyt wiele nie rozmyślać. Jasne było, że czekała ich walka, a ta banda ludzi nie bardzo miała tu przywódcę. To także było niezbyt pomyślne. Spojrzał co robi magiczka.
- Musimy obozować w jednym miejscu. Najmniejszym, otoczonym murami. Będzie trzeba wzmocnić bramy. Kto tu wcześniej dowodził?
David był zirytowany, przewodzenie grupie ludzi, niezależnie od jego zdolności, nie było jego ulubioną czynnością. Tak jak odpowiadanie za kogoś więcej niż samego siebie. Zbliżył się do Drusilli, jeśli miał komuś tu zaufać to chociaż jej. Mówił cicho.
- Będziemy walczyli tej nocy. Coś za nami idzie. Na czarodziejkę nie możemy liczyć, będzie chroniła tylko siebie. Jedyna nasza szansa to walczyć. A tych ludzi opanuje panika, jak tylko pojawi się wróg. Czy wiesz coś lub dysponujesz czymkolwiek, co mogłoby przełamać ich strach? Wiem, że masz ograniczone zdolności, ale może cokolwiek?
Uśmiechnął się słabo, patrząc w jej oczy.

Czarodziejka wraz z dużą grupą żołnierzy zajęła większość najbardziej oddalonej od bramy części twierdzy. Reszta żołdaków wdrapała się na mury, podejmując tam ostrożne patrole. Nie wyglądało na to, by specjalnie kwapili się do pomocy innym.
- Dowódca karawany poległ w czasie bitwy - rzucił jeden z grupy pachołków, którzy tamtej nocy również pozbawieni zostali swojego pracodawcy.
- Moglibyśmy naciąć drwa przed twierdzą i wzmocnić nim bramy, narzędzia mamy - dodał jakiś stolarz.
- Durny chłop! Chybaś już zupełnie zmysły postradał! - wcięła się Betty - Teraz? Wyłazić? Toż słońce prawie zaszło.
- To skryjmy się przynajmniej w części twierdzy, gdzie siedzą żołdacy! A nuż cali przetrwamy bitwę! - zaproponował jakiś wąsaty handlarz.
- Za mało miejsca - pozbawił go złudzeń uzbrojony we włócznie chłop. - Jak się tam wszyscy wepchniemy to żołdacy nie będą mieli miejsca walczyć i wszyscy zostaniemy wyrżnięci!

Drusilla też nie miała zbyt dobrych wiadomości. Na pytanie łotrzyka tylko pokręciła przecząco głową.
- Mogłabym jedynie spróbować rzucić urok na jedną osobę. Jak się uda, to będzie nam bardziej przychylna...
Skrzywił się, ale szybko to zamaskował, kręcąc głową.
- To na nic, nie przeciw temu, co nadciąga - jeszcze bardziej ściszył głos. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby polowało na naszą czarodziejkę. Dlatego wcale niekoniecznie musimy być blisko niej.
Z drugiej strony ta banda odrapańców nie miała tu większych szans. Nienawidził robić za dowódcę. Co nie znaczy, że miał zamiar patrzeć bezczynnie na te cielaki.
- Jazda ludzie! Jak chcecie przeżyć tę noc to musicie ruszyć swoje pieprzone dupy! Zablokować bramy, skoro za późno na ścinanie podpór to zrobić to wozami. Jesteście rzemieślnikami, wasza w tym głowa! I lepiej jutro wlec się na piechotę bez towarów niż być martwym i zimnym trupem! Ci którzy nie są w stanie walczyć niech przygotują jakąś wodę na ewentualne pożary. Róbcie cokolwiek, co uważacie, że może się przydać!
Najwyraźniej jego słowa trafiły do ich wyobraźni, niemal natychmiast ruszyli bowiem do wykonywania zleconych im prac.

Łotrzyk nie był ekspertem od obrony przed czymś kompletnie nieznanym. Dlatego następnie skierował swoje kroki ku czarodziejce, mając zamiar dopytać czego mogą się spodziewać. Nie musiał jej długo szukać, siedziała z zamkniętymi oczami na środku swojego wozu. Jej usta poruszały się w rytm szeptanych w transie zaklęć.
- Jesteś cichy niczym kot, sługo Asmodeusa. - przemówiła nagle, gdy był już blisko niej. Otworzyła oczy, a łotrzyk dostrzegł w nich gasnący już blask piekielnych płomieni.
- Czy nie powinieneś szykować się teraz na spotkanie ze swoim Panem? - odparła.
David był pewien, iż nie była to tylko gra. Czarodziejka sprawiała wrażenie, jakby naprawdę spodziewała się, że tej nocy wszyscy oni zginą.
Przyglądał się jej przez chwilę, ale niezbyt natarczywie. W końcu przybył tu po informacje.
- Obawiam się, że nie jestem skłonny opuszczać tego ciała jeszcze przez dłuższy czas. Dlatego też przyszedłem. Czego możemy się spodziewać tej nocy? Jak się przed tym bronić? Motłoch nie posiada zbyt wielkich umiejętności, ale wciąż, może pomóc.

Zamilkła, przyglądając mu się ciężkim do zdefiniowania wzrokiem.
- Wszystkiego. - rzekła w końcu, poprawiając nerwowo wiszący jej nad piersiami medalion. - Bogowie jedni raczą wiedzieć, jakie moce przyzwali ci głupcy, by z nami wygrać. Granica między wymiarami jest tu dosłownie rozszarpana, w każdej chwili może się przez nią coś przedostać.
Podeszła do krańca wozu, podając mu dłoń, by pomógł jej zejść. Omiótł go jej intensywny zapach. Pachniała żarem słońca.
- Czuję, że te byty... Polują na mnie. Dziesiątki lat temu przyzwano je bądź stworzono, by unicestwiły mój ród. Mimo że wyrwały się na wolność, nadal jest w nich niepohamowana żądza zabijania nas, Thrune.
Wydawało się, że miano jej rodu tchnęło w nią znowu jakąś wewnętrzną siłę, obawa odpłynęła bowiem z jej oczu, ustępując miejsca rzeczowej determinacji.
- Próbowałam wysłać wiadomość do pobliskiego garnizonu. - spojrzała na południe, w okryty mrokiem las. - Gdyby przypadkiem mieli czarodzieja mógłby ją wyłapać. Niestety zakłócenia magiczne są tu zbyt silne. Nie mamy więc prawdopodobnie co liczyć na odsiecz.
Tknęła go palcem w pierś.
- A co do ciebie, sługo Asmodeusa - albo mu się wydawało, albo wypowiedziała to miano z jawnym szyderstwem w głosie. - Gdy rozpocznie się zabijanie spróbuję obronić moją magią tę jedną część twierdzy. Jeśli chcesz przeżyć, to wtedy tu będziesz. Mówiono mi, że dobrze szyjesz z łuku, będziesz mnie więc chronił z murów. Zadbasz o to, by nic nie zdołało do mnie podejść, gdy będę koncentrowała się na zaklęciach.
Jeden z kącików jego ust lekko uniósł się do góry. Z co najmniej kilku powodów. Czuł niepokój, ale na pewno nie przed tą kobietą. W porównaniu do tego czegoś poza murami, ta tutaj była niczym.
- Jeśli potrafisz ochronić czarami kawałek tego zamku, dlaczego nie pozwolisz pozostałym znaleźć się pod tą ochroną? A przynajmniej ochotnikom. W zamian za ich pomoc w obronie ciebie. Oboje dobrze wiemy, zresztą sama przyznałaś, że wabi ich twoja krew, pani. Tam w wiosce jedna z bestii praktycznie nie reagowała na trafienia moimi strzałami, jedna osoba nic nie da. Oczywiście masz jeszcze żołnierzy...
Nie spuszczał wzroku z czarodziejki, nie mógł sobie pozwolić na okazanie jakiejś słabości. Zastanawiał się tylko, gdzie tak na prawdę będzie bezpieczniej. Czy tutaj przy tej kobiecie, czy w innym sektorze zamku. W głowie mu się kotłowało, w końcu ochrona tak ważnej osoby to też teoretycznie nie było byle co... ale miał prawie pewność, że we wcześniejszym życiu nie służył ani temu rodowi ani Asmodeusowi. Teraz zaś zwyczajnie robił wszystko to, co było konieczne do przeżycia.
- Najwyraźniej źle cię oceniłam. - odparła zimno. - Przez moment sądziłam błędnie, że jest w tobie potencjał i okażesz się przydatny. A ty tylko marnujesz mój czas ględząc mi ciągle o tym plebsie i biednych spasionych kupcach, co to ledwo wiedzą, którą stroną miecz dzierżyć. Nie potrzebuje ich tutaj. - ucięła krótko. - Miejsca jest mało i nie będę marnowała go na nieprzydatną hołotę, która tylko utrudni pracę moim żołnierzom.
Odetchnęła głęboko łapiąc oddech po długim wywodzie.
- Raz ci darowałam twoją irytującą słabość, ale nie zrobię tego ponownie. Wynoś się! - zagrzmiała, a w jej oczach pojawiły się płomienie. - I nie pokazuj mi się więcej na oczy!

Skłonił się lekko, maskując w ten sposób irytację. Kobieta była głupia, ale nic mu do tego. Nie był w stanie nawet udawać, że ją lubi choć odrobinę, więc odszedł, wracając do owej hołoty, jak to określiła czarodziejka. Większość z nich pewnie sam byłby w stanie zostawić samym sobie, lojalność czuł bowiem tylko w stosunku do dziewczyn, do których kroki skierował. Zdjął łuk z pleców i sprawdził cięciwę.
- Nasza jedyna szansa, sądząc ze słów tej kobiety, to to, że większość tego wszystkiego rzuci się na nią, a nie na nas.
Reakcja na jego słowa była dość zaskakująca. Drusilla co prawda zatroskana spuściła oczy, ale za to Betty uśmiechnęła się drapieżnie jak wilk.
- Pogadałyśmy trochę z ludźmi, gdy zajęty byłeś swoją czarodziejką. - wyjaśniła półszeptem, posyłając mu złośliwy uśmieszek. - Duza część strażników i co mądrzejsi z kupców doszli do podobnych wniosków. Chcą wiedźmę chyłkiem ubić i wyrzucić jej ciało z twierdzy nim zlecą nam się tu wszystkie okropieństwa z okolicy. - Wskazała mu trójkę stojących na murach żołnierzy. Jeden z nich, dzierżący duży obosieczny topór brodacz spojrzał w jego stronę.
- Pytał o ciebie. - wyjaśniła mu Betty. - Chciał wiedzieć po której będziesz stronie. - Powiedziałam, że pójdziesz z nim pogadać, gdy wrócisz.
- Nie rób tego! - sprzeciwiła się jej drżącym głosem Drusilla. - W ten sposób pozabijamy się tu wszyscy, nim jeszcze rozpocznie się walka! Musi być jakieś inne wyjście! - ścisnęła go mocno za rękę, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Było jasne, że atak na czarodziejkę zabije tych idiotów. Nawet jeśli nie wszystkich, to większość. Wyrzucenie ciała nic nie da. Nie w chwili, gdy już czuł to co nadchodziło. Reakcja Drusilli mówiła mu wszystko, ale ciekawie spojrzał na Betty.
- A ty co sądzisz? Zabicie jej może przynieść odwrotny skutek, być może tylko ona może powstrzymać to co nadchodzi. A jeśli nawet nie, to zmasakruje tych ludzi. Te bestie już tu praktycznie są, nawet ja to czuję. Nie zaspokoją się martwym truchłem. Ale tym żądnym krwi ludziom przecież tego nie powiem - uśmiechnął się krzywo. - Może poszukamy tutejszych podziemi i się ładnie schowamy, czekając na świt? - mrugnął, dodając tym samym, że nie mówi do końca poważnie. Co nie zmieniało faktu, że ciekawy był czasami co tkwi w głowie Betty, której serce nie było tak miękkie jak drugiej z kobiet.
- I Iomedae dupa, gdy wrogów kupa... - odparła sentencjonalnie dziewczyna. Widząc jednak, że imie bogini niezbyt wiele łotrzykowi mówi, westchnęła zrezgynowana. Postanowiła przedstawić rzecz łopatologicznie.
- Już ich głowa w tym, by nie spodziewała się ataku z ich strony, a wtedy i długiej bitwy nie będzie. Ten brodaty, Yalon, wyglądał na całkiem łebskiego chłopa, gadał, że planują jakiś podstęp, ino nie chciał mi wyjawić szczegółów. A czy to zadziała? - rozłożyła ręce. - Ja tu jeszcze żadnych bestii nie widzę, nawet jeśli jakieś tu przybędą, to może bez niej będzie ich mniej? - uchwyciła jego powątpiewające spojrzenie. - Nie jestem czarodziejką! Nie znam się na tym! Zrobisz jak chcesz! - dodała w obronie, sama najwyraźniej rozumiejąc, iż szanse na powodzenie planu mogły być minimalne.

Westchnął. Ostatnio przyciągał zbyt wiele różnych dziwnych sytuacji, ciekawe, czy poprzednie życie miał także takie... interesujące? Zaklął jeszcze pod nosem a potem zostawił dziewczyny i poszedł do wskazanego mu człowieka. Chciał wysłuchać co ma do powiedzenia, wątpiąc, że przychyli się do tego planu,
- Słyszałem, że chciałeś ze mną rozmawiać. A potem zrobić coś głupiego. Nie zrozum mnie źle, mam gdzieś tę wiedźmę, ale moja wiedza o magii mówi mi, że takiej jak ta wystarczy jedno zaklęcie, aby wasza broń jej nawet nie połaskotała. Nie będzie musiała się nawet wysilać, jej ludzie załatwią resztę.
Brodacz rzucił mu harde spojrzenie.
- Jej ludzie? Raczej moi! - wyszczerzył dumnie poczerniałe zęby. - Większość jest już znami. Im bardziej będzie się spodziewała ich wsparcia, tym łatwiej nam będzie ją zaskoczyć. - łypnął na niego okiem. - A żeby gładko i szybko poszło przydasz się ty - wskazał łotrzyka paluchem.
- Obserwowaliśmy was. - rzekł z miną profesjonalnego konspirtatora. - Z tobą jako jedynym gada, innych odprawia tylko z rozkazami, a jak się na ciebie zezłości, to wnet zapomina o całym świecie. Żeśmy to wykorzystali, jak żeście gadali i dosypali jej conieco do tej fikuśnej flaszki, co tylko z niej pija.
Topornik zmierzył go wzrokiem.
- Przydałbyś sie, by ją znowu tak rozeźlić, wtedy z chłopakami odpowiednio byśmy się zakradli... I nie zdołałaby nawet krzyknąć... O ile ją wpierw ziółka nie powalą... powinny zacząć działać jakoś niebawem...
Wojak zbliżył się jeszcze bardziej buchając na łotrzyka odorem próchnicy.
- To jak? Piszesz się? Jeśli nie to i tak zaczniemy bez ciebie i lepiej byś nie wchodził nam w drogę!
Pomachał groźnie wielkim toporzyskiem. David rozpoznał na nim jakieś lśniące słabo runy.
- Jak mnie teraz zobaczy, to zaatakuje. Obiecała mi to na odchodnym. A jej atak oznacza magię, zresztą użytą na mnie, co niezbyt mi się podoba.
Plan nie podobał mu się wcale, tak czy inaczej. Nie zamierzał im wchodzić w drogę.
- Ha! A ja myślałem, że będziesz miał jaja! - orzekł brodacz z wyraźnym zawodem. - Wracaj sobie tedy do bab i rannych i czekaj, aż prawdziwi męzowie wyratują cię z opresji!

Nie musiał długo czekać na dalsze wydarzenia. Zaledwie parę chwil później w części zamku, którą zajmowała czarodziejka doszło do serii ogłuszających wybuchów, fala gorąca była tak potężna, iż dotarła nawet do nich, wystraszając konie i rannych. Ułamek sekundy później rozbrzmiały krzyki palonych żywcem żołnierzy, ale i samej czarodziejki, którą najwyraźniej również wielokrotnie ugodzono w boju.
A potem gwiazdy na niebie zgasły. Nienaturalna czerń rozlała się po nieboskłonie odcinając ich od naturalnego światła. Zapadły całkowite ciemności, nawet ogień wydawał się dawać jedynie znikomy ułamek normalnego światła. Ogniska paliły się jak pochodnie, zaś pochodnie jak świeczki. Już po chwili wszystko okryte zostało nieprzeniknionym mrokiem rozjaśnionym gdzieniegdzie tylko nieznacznymi kropkami świateł, przy których desperacko tłoczyli się przerażeni ludzie.
 
Sekal jest offline