Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 21:18   #104
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Spanikowany Drogbar, nie do końca jeszcze zdając sobie sprawę z tego co się dzieje, w szoku rzucił się w kierunku najbliższych drzwi, chcąc odciąć się od potwora i zyskać trochę czasu.

W jego kierunku poleciało jakieś oko. Zdołał jakoś uniknąć zderzenia z nim, a gałka oczna uderzyła o ścianę wybuchając zielonkawym gazem. Część oparów dotarła do ust krasnoluda wywołując zawroty głowy i krztuszenie, gdy biegiem dopadł do drzwi. Gazy zawarte w lewitujących oczach były zapewne trujące, i gdyby nie łut szczęścia i krasnoludzka wytrzymałość brodacz leżał by już zatruty na ziemi.

Drzwi zostały zawarte, ale alchemik wiedział jak marna to bariera. Zaparł się plecami o drzwi i czując upływ krwi szybko wypił ekstrakt leczący. Następnie otwierając fiolkę z antytoksyną krzyknął:

- Bogu oko! Czy to twoi ludzie? Chcę być po twojej stronie! Dlaczego nie wyślesz mi drowa, z którym bym mógł pomówić tylko jakieś maszkary! - nie bardzo liczył na odpowiedź, był to jedynie akt desperacji i bezradności. Złodziej oczu od razu skojarzył mu się z bożkiem z posągu. A krasnal na razie był w takim szoku, że nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie stracił oko.

Bóstwo jednak nie odpowiedziało, może miało ważniejsze sprawy na głowie. A może po prostu było sadystycznym sukinsynem jak reszta istot w podziemiu. I bardziej od ratowania wod walki z wrogim bóstwem, czy też istotą... wolał patrzeć, jak inni cierpią.

Zerkając jednym ocalałym okiem, na ścianę obok, przez moment zamarł w przerażeniu. Ona się rozpadała... w ścianie obok drzwi w szybkim tempie tworzyła się spora dziura. Szybko przełknął otwartą antytoksynę i poprawił ostatni granat tak, aby był pod ręką i mógł go momentalnie odpalić. Kiedy to uczynił przygotował sobie bombkę i z reagentami w ręku czekał na to co pojawi się w dziurze.

Najpierw przeleciały gałki oczne obserwując Drogbara, po czym jedna ruszyła na niego w samobójczym ataku. Brak oka dał się we znaki alchemikowi. Był pewien że zatrzyma oko ręką, tym czasem ono przeleciało niby nigdy nic obok niej. Ból jaki mu zadało tym wybuchem i rany były odczuwalne. Jego twarz pokrywały ranki i poparzenia co koszmarnie komponowało się z wyłupionym okiem. Niemniej mgiełka trucizny, nie wpłynęła na niego w żaden sposób. Antytoksyna działała a zresztą z gorszymi jadami miał w życiu do czynienia. Po chwili zjawił się sam władca oczu unosząc się w powietrzu, cicho i bezszelestnie.

Gdy tylko ujrzał latającego stwora, zacisnął mocno powieki wyrwanego oka, licząc na to, że organizm zareaguje wtedy naturalniej i jego celność będzie na tyle skuteczna że uda mu się go uszkodzić. Szybko zmieszał reagenty i cisnął w niego fiolkę. Nie było łatwo go trafić, stwór nagle przemieścił się w bok unikając bezpośredniego wybuchu. Znalazł się zaledwie a granicy wybuchu, toteż jego rany były nieznaczne. Natychmiast ruszył w kierunku alchemika po swe trofeum... drugą gałkę oczną.

Widząc szybko zbliżającą się do niego kreaturę, postanowił użyć czegoś co go nie porani na bliższy dystans a i czym łatwiej będzie trafić. Łyknął ekstrakt ognistego oddechu i zionął w kierunku stwora.Ten znalazł się w zasięgu stożka płomieni, które momentalnie ogarnęły jego ciało. Odsunął się gwałtownie ale nie zdołał uniknąć poparzeń, za to... zniknął.

Mając wciąż ogień w płucach Gurnes nie zastanawiał się tylko zionął w miejsce w którym zniknął złodziejaszek. Liczył, że to jedynie iluzja a nie pełna dematerializacja. Ogień chybił. Stożek ognia zapewne nie dosięgnął stwora, który krył się gdzieś w pobliżu. A dokładniej, za plecami krasnoluda, bowiem to właśnie z tyłu, zaatakowały Drogbara macki, trafiając w tułów i wbijając się w niego boleśnie.

Czując wbite odnóża, krasnolud spróbował je złapać i przeciągnąć tak aby potwór znalazł się w zasięgu ostatniego podmuchu. Potwór był całkiem lekki, toteż bez problemu udało mu się tego dokonać. Gdy znaleźli się twarzą w “twarz”, użył płomiennego tchu licząc iż cios z bliska okaże się skuteczny. Udało się...ogień objął stwora zmuszając go do “puszczenia” krasnoluda. I ze wzajemnością, bowiem alchemik musiał puścić stworzenie, by uniknąć ataku na drugie oko. Stwór uniósł się nieco w górę i wokół krasnoluda zapanowała głęboka ciemność, skrywająca wszystko przed jego wzrokiem.

Nie wiedząc co się dzieję brodacz wyszarpnął szybką pochodnię i zerwał woskową pieczęć. Magiczny mrok przytłumił jednak światło pochodni, sprawiając że Drogbar z trudem przebijał ciemność wzrokiem. Za to jego przeciwnik nie miał z tym najwyraźniej problemów. Ponownie z mroku wynurzyły się macki, trafiając między żebra i wywołując koszmarny ból.

Krasnolud czuł, jak krople krwi spływają z jego ran, a w głowie zaczyna mu się mącić. Było źle, bardzo źle. Przewidział to już na początku i właśnie na taką okazję przygotował granat. Nie musiał widzieć, żeby go odnaleźć. W końcu robił to już tyle razy... i teraz robi to po raz ostatni...

Pierwszą myślą było to, że jednak prawdą jest, iż tuż przed śmiercią przeżywa się jeszcze raz swoje życie. W jednej chwili ujrzał tysiące scen jakie utkwiły mu w pamięci. Pierwsze jeszcze gdy był małym szkrabem, kolejne zmieniały się wraz z jego dorastaniem. Najdziwniejsze było, że nie było żadnej sceny z miasta. Zupełnie jakby jego życie zakończyło się już przed tą przygodą.

Cieszył się z tego. To chore miejsce w kilka dni potrafiło go kompletnie wypaczyć... Teraz to szaleństwo się kończy... Może i lepiej... Może uda mu się ocalić resztki jego dawnej duszy... Może przy okazji zabierze ze sobą część tego piekła...

Zawleczka upadła z cichym brzdękiem na podłogę. To był już koniec. Ten który prawie co zaprzedał duszę by ujść z życiem teraz sam sobie je odbierał. Czuł, że to słuszne... jedyna słuszna rzecz odkąd zdecydował się tutaj wyruszyć.

- Miałaś rację Kochana... Przepraszam - roniąc łzę wyszeptał cicho... a potem nie było już nic.

Eksplozja była olbrzymia. Umieszczone w plecaku chemikalia podsyciły ogień, wywołując potężny huk i pochłaniając ciało krasnoluda oraz stwora w olbrzymiej kuli ognia.


Wybuch zniszczył również ściany pokoju, w tym i ścianę nośną. Budynek runął, grzebiąc pod gruzami zarówno szczątki Drogbara Gurnesa jak i bestii z którą walczył.


***



Drogbar Gurnes
Alchemik Browarnik

Epitafium - piwo temu kto wymyśli jakiś fajny
 
Radioaktywny jest offline