Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 21:30   #4
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Podróż. Dialog podczas popasu współredagowany z Feataur.

Nominacja biskupa nie była dla Alinarda wielkim zaskoczeniem. Cieszył się jego zaufaniem. Nie był oczywiście na tyle głupi by popaść w zadufanie i pewność siebie, która pozwoliłaby mu na zbyt wielką poufałość. Znał granicę, której nie przekraczał. Jednak cieszył się względami, na które inni liczyć nie mogli. Skoro więc Gersard życzył sobie, żeby jego zausznik wybrał się w tę podróż, znaczy że tego wymagała sytuacja a nie miał w zwyczaju pytać o podłoża decyzji Jego Ekscelencji. Po pierwsze - marna szansa, żeby taką odpowiedź mógł otrzymać. Po drugie - nie trzeba było dużej lotności żeby samemu domyślić się jakiej służby wymaga od niego biskup. I chociaż podróż do Addsburga będzie kosztowała go dużo wyrzeczeń, to przecież był w końcu tylko narzędziem w rękach Pana i jeśli jego wolą jest srebrnym widelcem przerzucać gnój, to on, Alinard z Grottaferraty, postara się przy tym błyszczeć jak nie przymierzając psu jajca.

Lista uczestników wyprawy wydawała się cokolwiek długa. Czterech inkwizytorów z Hezu plus piąty, który miał do nich dołączyć... Gdy czarne płaszcze zaczną tańczyć, może się okazać, że w tym tłoku zaczną sobie po tych płaszczach deptać. Grupa wydawała się być dobrana przypadkowo lecz nie zdziwiłby się gdyby w jej doborze od początku do końca maczał palce biskup.

Xavier Baserto, inkwizytor o największym doświadczeniu i nieposzlakowanej opinii, o jego spektakularnym procesie, po którym spłonął na stosie poseł Palatynatu słyszał chyba każdy, wydawał się być człowiekiem, którego wiara jest tarczą, o którą rozbije się każde zatrute ostrze herezji. Na kim, jeśli nie na nim wesprzeć się może prawdziwy obrońca wiary, za jakiego uważał się Alinard. Bardzo ciekaw był poznać tego człowieka, którego znał z widzenia, nigdy jednak nie dane mu było zamienić z nim słowa.

Do tego dwóch żółtodziobów.
Dante de Sica, sądząc po nazwisku Włoch. Nie lubił Włochów. Byli krzykliwi i narcystyczni. Nade wszystko jednak drażniła go ich jedna narodowa cecha. Gestykulacja. Wymachiwanie rękami podczas rozmowy jakby odganiali się od natrętnego gza. Wiedział, że jest to irracjonalne. Wiedział, że jest to głupie. Nic jednak nie potrafił na to poradzić i już.
Ostatniego z inkwizytorów z Hezu, Jerarda Kohlraabe nie kojarzył wogóle.


Przed wyjazdem Alinard zaszedł do inkwizytorskich stajni. Nie lubił podróżować wierzchem. Zwierzęta miały dla niego coś z Bestii. Bał się ich. Nie rozumiał a one wyczuwały jego niepewność. Jeśli już dosiadał konia, była to raczej trudna walka z przeciwnikiem niż przyjemna przejażdżka. Jeśli już musiał wyjeżdżać z Hezu, jechał wozem. Jednak podróż do Addsburga ‘na koniec świata’ wymagała od niego poświęcenia. Wolał więc wcześniej wybrać sobie Bestię, której dosiądzie. Jego wybór nie padł więc na żadnego młodego ogiera, których było niemało, na żadną narowistą klacz. Bestia była niskim, krępym wałachem ciemnej maści, dobrze ułożonym i łagodnym. Znawcy rzeczy, którym wszak nasz mistrz nie był, poznaliby, że jest to rasa walijskiego górskiego kuca. Nie był to rumak, którym pochwalić by się mogła inkwizytorska stajnia. Był wolniejszy, ale silny i wytrzymały.






I widziałem, a oto biały koń,
ten zaś, który siedział na nim,
miał łuk, a dano mu koronę,
i wyruszył jako zwycięzca,
aby dalej zwyciężać.

(...)
I wyszedł drugi koń, barwy ognistej,
a temu, który siedział na nim,
dano moc zakłócić pokój na ziemi,
tak by mieszkańcy jej zabijali się nawzajem;
i dano mu wielki miecz.

(...)
I widziałem, a oto koń kary,
ten zaś, który siedział na nim,
miał wagę w ręce swojej.
I usłyszałem jakby głos pośród czterech postaci mówił:
Miarka pszenicy za denara
i trzy miarki jęczmienia za denara;
a oliwy i wina nie tykaj.

(...)
I widziałem, a oto siwy koń,
a temu, który na nim siedział,
było na imię Śmierć,
a piekło szło za nim



Wyruszyli w podróż zaraz po jutrzni. Zapalczywy lis, mistrz Baserto przodem, tuż za nim na swym przysadzistym wałachu tłusty Alinard. Pochód zamykali najmłodsi, Dante de Sica i Jerard Kohlraabe. Szybko zostawili za sobą mury Hez-hezronu. Tłuścioch wyglądał wśród reszty czarnych płaszczy, oschłego Baserto i szczupłych młodzików, doprawdy jak Sancho Pansa wśród Don Kichotów.

Po kilkugodzinnej jeździe Alinard miał już serdecznie wszystkiego dość. Bestia, której dosiadał spowalniała tempo całej grupy, która musiała się do niego dostosować. Mimo tego wydawało mu się, że pędzi na złamanie karku. Swoim tyłkiem poznał już każde załamanie siodła i miał wrażenie, że przybrał on jego kształt. Bolało go już dokładnie wszystko i przy każdym ruchu kuca balansował ciałem, jeśli można tak nazwać kurczowe trzymanie się łęku i padaczkowe podrygiwania.

Dlatego też z prawdziwą ulgą przyjął słowa Xaviera, który zarządził popas. Korzystając z chwili oddechu podszedł do najstarszego z inkwizytorów.

- Mistrzu Baserto - wydyszał, gdyż jego oddech jeszcze nie uspokoił się po ‘szaleńczej’ jeździe - jeśli mistrz pozwoli, nie mieliśmy okazji się poznać, Alinard z Grottaferraty - ukłonił się niezręcznie. Było zimno a jego czoło perlił pot. - Doprawdy cieszę się, że będę miał okazję pracować z tak znakomitym inkwizytorem. Oczywiście jeśli przeżyję podróż.


Brzuszysko Alinarda zaczęło podskakiwać a on sam wydawać gardłowe odgłosy, które okazały się być śmiechem.

Xavier bez żadnego zniesmaczenia czy też widocznego obrzydzenia uścisnął pulchną dłoń inkwizytora.

- Xavier Baserto, jeśli uprzejmości ma się stać zadość. Praca z tak dobraną drużyną będzie samą przyjemnością - uśmiechnął się dobrodusznie, po czym odwrócił się do łęku siodła i zaczął rozkulbaczać wierzchowca - A czemu mielibyśmy jej nie przeżyć, mistrzu Alinardzie? Chrystus strzeże swoich żołnierzy, szczególnie tak oddanych jak my, skromni inkwizytorzy.

- Miałem na myśli dokładnie to co powiedziałem - zaczerwieniona twarz grubasa ciągle się śmiała. - Jeśli PRZEŻYJĘ. Ta podróż mnie wykańcza. Zdaje mi się, że wyzionę ducha nim dotrzemy do celu podróży.

Baserto z widocznym wysiłkiem ściągnął siodło z grzbietu konia.

- Zwierzętom również należy się odpoczynek - powiedział siadając na stojącym na ziemi siodle - Każdy spełnia jakąś rolę dla Pana. Nam przypadła ta najmniej ceniona, lecz najbardziej bliska Jego sercu. Usiądź, mistrzu Alinardzie - wskazał niewielki głaz wystający z ziemi - Tak będzie wygodniej i przyjemniej rozmawiać. Byle nie długo, bo zaziębimy się i Pan wezwie nas niepotrzebnie do siebie. A mamy powinność do wypełnienia.


- Pozwolicie, że postoję. Dość już to zwierzę pastwiło się nad moim tyłkiem. Na samą myśl, że będę musiał na nie znowu wsiąść zbierają mnie mdłości - westchnął i rękawem otarł czoło. - Widzicie mistrzu, dla mnie każde zwierzę ma coś z Bestii. Jakże może ono być miłe Panu gdy nawet nie może słowami chwalić jego czynów?

Xavier sięgnął do jednej z sakw i wyjął kawałek sera. Odkroił część sztyletem i wsunął do ust, żując powoli. Alinard poszedł za jego przykładem i wyciągnął pętko podsuszanej kiełbasy. Odgryzł sporą jej część.

- A czy niemowa jest również częścią Bestii, mistrzu, skoro słowami chwalić nie może Boga? - stary inkwizytor uśmiechnął się szeroko - Oczywiście, żartuję. Wiem o co ci chodzi. Lecz z drugiej strony, jak mówi Pan w Piśmie: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi. I rzekł Bóg: Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem." Każde zwierzę czy roślina służy Panu w różny sposób. Konie pomagają nam przemieszczać się, aby chwytać heretyków. Psy chronią nasze domostwa przed złymi występkami. Koty pilnują naszych spiżarń przed myszami i szczurami. Kury dają nam jaja i mięso, abyśmy nie pomarli z głodu. Tak więc brak głosu nie wyklucza posiadania wiary czy czynienia chwały Bożej.


Baserto zamilkł, przeżuwając resztkę sera. Sięgnął do bukłaka i pociągnął solidnie. Woda pociekła mu kącikiem ust, ten zaś przetarł rękawem.

- Oczywiście wątpię, żeby cokolwiek wiedziały o Bogu i Jego woli - uzupełnił - One są tylko narzędziami pozbawionymi duszy. My zaś jesteśmy stworzeni na podobieństwo Pana.

- “Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.” - skontrował z pełnymi ustami tłuścioch. - Nawet z niemową można się dogadać. Nawet niemowa może chwalić Pana. Nie tylko słowa przecież świadczą o naszej wierze. Tak, wiem co chcecie mi przekazać. Mądre słowa mistrzu. Moje rozdrażnienie wynika przecież tylko i wyłącznie z tego, że nie było mi dane poznać TEGO narzędzia i nie mam zdolności w jego używaniu.


- Prawdą też jest - kontynuował przełknąwszy, - że narzędzie, jak każde narzędzie może służyć w dobrym jak i w złym celu. Ważne jest kto go używa a to które dostałem, zapewne przez marne zdolności używającego, służy przede wszystkim do zwiększenia pokory tegoż, pokazania jak wielki i niezbadany jest świat Pana naszego Zbawiciela.

- Za twoją radą mistrzu Baserto, postaram się używać narzędzia, którą dał w me ręce Pan, najlepiej jak potrafię, ku jego chwale - Alinard uśmiechnął się przyjaźnie. - A teraz czas już chyba na nas. Jedźmy rozpalić kilka stosów, żeby ogrzać nasze kości, bo ziąb na dworze.


Roześmiał się rubasznie aż echo dudniło. Xavier skinął głową w milczeniu i osiodłał wierzchowca. Ruszyli w dalszą drogę.


Sędziwy mentor Otto Klepenberga, mistrz Emanuel Lohentopf zrobił duże wrażenie na Alinardzie. Tyle lat w służbie Jedynego musiało robić wrażenie. Chociaż, czy tutaj, na prowincji, z dala od Inkwizytorium, ta wiara mogła być równie mocna? Dlatego ciekaw był Ottona. Czy stary zaszczepił mu solidne podstawy wiary? Czy w jego zachowaniu nie znajdzie ziarna herezji? Z całego serca miał nadzieję, że Otto będzie prawdziwym źródłem wiary. Świat potrzebował dobrych inkwizytorów. Inkwizytorium nie mogło sobie pozwolić na stratę swoich żołnierzy. Lecz jeśli trzeba będzie odciąć dłoń, którą toczy gangrena, żeby ocalić zdrowy organizm, on Alinard z Grottaferraty gotów jest zostać lancetem odcinającym tą dłoń.

Dzban piwa przyjął z wdzięcznością i opróżnił szybko. Trunek był doprawdy wyśmienity, miał w sobie goryczkę, która znakomicie drażniła podniebienie. Ten nektar był nagrodą za dwa tygodnie wyrzeczeń w siodle i zapowiedzią końca podróży.

Ciepły posiłek poprawił podły nastrój Alinarda, chociaż nie zaspokoił jego głodu. Bardziej rozdrażnił tylko żołądek.


Ostatni odcinek okazał się być najtrudniejszym. I chociaż silny kuc Alinarda najlepiej radził sobie z napotkanymi przeszkodami, z podchodzeniem pod wzniesienia, przeprawianiem się przez trzęsawiska to jednak nieraz bywało, że tłuścioch musiał zsiadać z niego prosto w marznące błocko i wyciągać Bestię ciągnąc za uzdę.

Po dojechaniu do bram Addsburga Xavier rozmówił się ze strażnikami. Było to całkiem naturalne, jako że z nich wszystkich był najstarszy. Poradził sobie zresztą znakomicie ale tego po nim się właśnie można było spodziewać.

Alinard z prawdziwą radością minął mury miasta. Trzeba jednak przyznać, że coś się w nim podczas tej długiej podróży odmieniło. Mimo, że wszystkie gnaty go bolały, Bestia zdobyła jego sympatię. Docenił jej wytrwałość, jej służbę narzędziu Pana.

Koniec jazdy. Koniec katuszy. Początek śledztwa. Jeszcze niezbędne formalności i będzie można trochę odpocząć, napełnić brzuch nim przysłuży się biskupowi a ten głośno już przypominał się o swoim istnieniu.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline