Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2012, 23:49   #5
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Franklin przybył na Ilsadorę punktualnie, dokładnie pół godziny przed jej wypłynięciem na pełne morze. Przybył sam, z plecakiem i średniej wielkości walizką, odziany niczym na przyjęcie na dworku alfheimskiego szlachcica - ubrany był w garnitur, na nosie miał binokle, jego włosy były nienagannie uczesane, a wąsy odpowiednio podwinięte.
No dobra, nie przybył sam. Towarzyszyła mu jego siostrzenica, panienka imieniem Emily Cron, którą się nieoficjalnie opiekował. Nie pochwalał pomysłu zabrania dziewczynki (dla niego nadal była dziewczynką, słodką i niewinną) na niebezpieczną wyprawę do Lemurii, ale nie potrafił odmówić swojej starszej siostrze, a matce Emily - Isobell Cron. A ona z kolei nie potrafiła odmówić swojej córce...
Przed wyjazdem musiał obiecać siostrze, że będzie dbał o Emily i postara się, by nic jej się nie stało. Mogło być to trudne biorąc pod uwagę jej talent do pakowania się w kłopoty... Ale nawet gdyby nie złożył takiej obietnicy nadal opiekowałby się Emily. To jego mała, słodka siostrzenica, jak by mógł dopuścić by się jej coś stało?

Franklin Joseph Payne, bo tak brzmiało jego całe miano, był znany głównie z dwóch powodów.
Pierwszym powodem był jego ojciec - sir Gregor John Payne. Sławny dowódca alfheimskiej armii, a także zapalony myśliwy, którego trofea zdobiły niemal każdą powierzchnię w ich rodowej posiadłości. To głównie za jego sprawą ród Payne'ów stał się powszechnie szanowany i "wkroczył na salony".
Franklina niezmiernie irytowało to, że ciągle żył w cieniu swojego ojca. Z tym poszukiwaniem niezależności wiąże się właśnie drugi powód, mianowicie zastrzelenie ogromnego tygrysa, który nie dość, że był albinosem to jeszcze pożerał ludzi! A konkretniej to biednych Dekańczyków, którzy przezeń sterroryzowani bali się wychodzić z własnych chat (co i tak im nie pomagało).
Wielu próbowało wytropić Ludojada, lecz jedynie Franklinowi udała się ta sztuka. A raczej jako jedynemu udało się przeżyć spotkanie z tygrysem (i nie stracić przy tym jakiejś ważnej części ciała).
Całą sprawę nagłośnił dziennik "Życie Lyonesse". Ba! Jeden z reżyserów nawet chciał nakręcić film o tym wiekopomnym polowaniu!

Podróż spędził głównie w swojej kajucie. Prawdę mówiąc, źle znosił morskie podróże, o wiele bardziej lubił podróżować lądem. W kajucie zajmował się czytaniem dzienników swojego ojca. Choć nie lubił żyć w jego cieniu, to jednak warto było wykorzystać zebrane przez niego doświadczenie. Franklin, chcąc czy nie chcąc, musiał przyznać, że jednak jego ojciec miał "na koncie" więcej trofeów.

Jak wspomniano wcześniej, Payne źle znosił morskie podróże, dlatego ucieszył się gdy wreszcie zeszli na ląd. Choć nie mógł narzekać na wygodę Ilsadory, to jednak o wiele lepiej wypoczywało się na twardym gruncie, który nie trząsł się pod nogami.
Po tak długiej podróży nie mógł się doczekać wyruszenia na wyprawę. Chciał w końcu coś upolować, najlepiej coś dużego i niebezpiecznego, czym mógłby się pochwalić ojcu.
W oczekiwaniu na lunch rozkręcił i przeczyścił swój wyborowy karabin, podarowany mu przez ojca. Prawdę mówiąc, czynił to każdego dnia, nawet gdy go nie używał. Opieka nad karabinem była dla niego równie ważna co zajmowanie się Emily... O ile nie ważniejsza.
Złośliwi twierdzili, że strzelba była jego jedyną miłością, jako że Franklin nadal był kawalerem, mimo wieku odpowiedniego by już dawno znaleźć sobie jakąś pannę.
 
Wnerwik jest offline