Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2012, 18:16   #5
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Błysk bólu i na moment cały świat zniknął. Po chwili zza zasłony cierpienia przedarł się głos:

- Kolejny raz źle się ustawiłeś. A teraz wstawaj. Zaczynamy ponownie.


Jerard powoli wstał z ziemi starając się zignorować ból promieniujący ze szczęki. Cios rękojeścią miecza (bo to właśnie on był powodem chwilowego zaćmienia), od nauczyciela fechtunku mistrza Florentina, był już którymś z kolei tego dnia. Ból promieniował już nie tylko ze szczęki ale i z obtłuczonych (na szczęście walczyli ćwiczebnymi mieczami) rąk, nóg i pleców. Jak co dzień młody chłopak starał się jak mógł by pokonać swojego nauczyciela i jak co dzień dostawał cięgi.

- Och Jerardzie, Jerardzie. Jeśli nie weźmiesz się w garść to Twój ojciec niezbyt długo cieszył się będzie młodszym synem, ponieważ każdy najzwyklejszy śmieć będzie w stanie cię poszatkować na kawałki jeśli tylko najdzie go taka ochota. A wtedy szanowny Twój pan Ojciec pożytku nie będzie miał z Ciebie żadnego.- zakpił nauczyciel.

Tego typu stwierdzenia Jerard słyszał codziennie. „Nie ma z ciebie pożytku”, „Jesteś do niczego”, „Całe szczęście, że to Twój brat będzie dziedziczył po ojcu, a nie ty”. Nie wiedzieć czemu tym razem wywołało ono u niego falę złości. Zapragnął odpłacić się nauczycielowi za wszystkie poniżenia. Podniósł z ziemi miecz, przyjął wyćwiczoną postawę, po czym ruszył w kierunku swego mentora. Wymienili ze sobą całą serię ciosów po czym odskoczyli od siebie. Złość dodawała młodemu Kohlraabe sił. Znów zaatakował. Wyprowadził cięcie z prawej strony od dołu, które mistrz Florentina zręcznie sparował. Wtem zauważył odsłonięty lewy bok nauczyciela i jego miecz pomknął w tamtą stronę. Poczuł że broń sięgnęła celu. Ogarnęła go fala radości, pierwszy raz bowiem udało mu się trafić nauczyciela. Nie zauważył nawet, że w tym samym czasie pięść mistrza mknie w stronę jego szczęki.

Rozbłysk bólu… ponownie…

- Nie ciesz się zwycięstwem dopóki twój wróg jeszcze oddycha.


*****

Koń parsknął i wyrwał młodego inkwizytora z zadumy. Ten pierwszy raz… to było jakieś 10 lat, oraz bardzo wiele siniaków, kontuzji i upokorzeń temu… dokładnie w jego 14 urodziny. Od tamtego czasu wiele się nauczył. Sam mistrz Florentina przyszedł pewnego dnia do jego ojca i powiedział że nie jest już w stanie lepiej Jerarda wyszkolić. Ciekawe co powiedziałby teraz widząc, że jego uczeń został inkwizytorem i to w stolicy, a teraz wyrusza na pierwszą misję z polecenia Biskupa Hez - Hezronu. I to w jakim towarzystwie.

Alinard z Gottaferraty
i Xavier Baserto. Słyszał o nich bardzo wiele i to jeszcze zanim został inkwizytorem. Wszystkie te wieści jednak opowiadane były przyciszonym głosem, jakby ludzie bali się tego, że zza rogu wyskoczy na nich któryś ze wspomnianych Mistrzów i rozpali stos pod ich stopami. Obecnie zdawał sobie sprawę, że stos jest szansą dla grzesznika na odkupienie win, dawniej jednak bał się na równi z innymi.

A teraz taka szansa. Bo czyż istnieje lepsza droga do rozsławienia nazwiska, niż nauka u tak znanych mistrzów? Co prawda mistrz Alinard swą aparycją wręcz odpychał i mógł wzbudzać pogardę, jednak Jerard słyszał już w Hezie, że jest on wielki duchem.

Mistrz Xavier natomiast znany był z swej nieustępliwości i olbrzymiej gorliwości w zwalczaniu wszelkich oznak grzechu.

Jerard postanowił, że trzeba będzie od nich uczyć się jak najwięcej, jednocześnie mając się na baczności przed nimi. Obaj byli bowiem gotowi zapewnić młodemu inkwizytorowi miast drogi na szczyt, prostą drogę do klasztoru Amszilas.

Spojrzawszy w prawo ujrzał jadącego obok młodego Włocha. Wiedział o nim niewiele, a i to co wiedział pochodziło tylko z plotek i opowieści. Historii zaczynających się od „podobno” słyszał o tym Bracie całkiem sporo. Kto wie ile z nich było prawdą? W swoim życiu nie spotkał wielu Włochów. W zasadzie to młody Dante był jedynym Włochem jakiego dane było mu do tej pory poznać. Może więc zlecona misja będzie też okazją do poszerzenia horyzontów… kto wie…

Jechał chwilę zastanawiając się nad ogromem świata, który dał ludziom Bóg w posiadanie niemniej jego myśli nieuchronnie zbaczały z wytyczonej ścieżki i kierowały się do zleconej misji. O niej też nie wiedział zbyt wiele. Tylko tyle ile przekazał mu mistrz Gotfryd jeszcze w Hezkim oddziale Inkwizytorium:

- Biskup wysyła Cię wraz z trzema innymi Braćmi do Addsburga. Macie tam poprowadzić sprawę o opętanie. Więcej informacji poznasz na miejscu. Po drodze dołączy do was któryś z miejscowych Braci. Bóg z Tobą chłopcze…

Jerard podejrzewał że więcej informacji może posiadać któryś ze starszych Mistrzów. Miał w sobie na tyle pokory by nie traktować nie wtajemniczenia w szczegóły misji jako przytyku. Był młody i pomimo kilkuletniej działalności inkwizytorskiej stosunkowo niedoświadczony. Szczególnie biorąc pod uwagę Mistrzów Alinarda i Baserto. Postanowił czekać. Zdawał sobie sprawę, ze jeśli starsi bracia wiedzą coś więcej, to podzielą się z nim tą wiedza w najwłaściwszym momencie.

Tymczasem postanowił skupić się na trasie i nie dopuścić by jego koń okulał na tym zmarzniętym, błotnistym trakcie.

***

Po dotarciu do Bechyně Jerardowi przypomniały się czasy, wcale nie tak odległe, gdy zaczynał swą inkwizytorską karierę w miejscu dość podobnym do tego: prowincjonalnym oddziale Inkwizytorium, lub jak mówili niektórzy na totalnym zadupiu.

Ujrzawszy Otta Kleppenberg zobaczył siebie zaczynającego służbę w Inkwizycji. Choć Otto wyglądał mniej więcej na tyle samo lat co Jerard, to i tak przypominał mu siebie sprzed kilku lat. W równej mierze zaciekawiony jak przestraszony wizją misji i współpracy z Braćmi z Hezu. Pewnie słusznie. Nigdy nie wiadomo dokąd taka współpraca może zaprowadzić.

***

Gdy w dali ujrzeli wieżę… była to chyba dzwonnica… (bo cóż innego tak wysokiego mieli stawiać mieszkańcy na tym pustkowiu), Jerard poczuł się jakby zdjęto mu z pleców spory ciężar. Podróż była koszmarem i choć surowe wychowanie i długie szkolenie pozwoliło mu nie okazywać zmęczenia i niechęci do każdego pokonywanego kilometra, to w duchu miał już serdecznie dość tego „pieprzonego końca świata”. Zastanawiał się jak Mistrz Alinard ze swoją tuszą na tym niedużym koniku dał radę przetrwać tą podróż, gdy jego samego, choć był jeszcze młody, bolała każda kosteczka, każde ścięgno i każdy mięsień w wytrenowanym ciele. Widać w trakcie tej podróży nie tylko wytrzymałość ciała, ale i siła ducha zostały poddane próbie. Potwierdzało się zatem to co opowiadano o grubym inkwizytorze. Jego siła ducha był godna pozazdroszczenia i młody inkwizytor postanowił właśnie tej cechy uczyć się pilnie od starszego towarzysza.

Dojechawszy do bramy Mistrz Xavier rozmawiał chwilę ze strażnikami. Strasznie tępymi strażnikami, trzeba dodać. Zadziwiające było jednak to, że pomimo ewidentnego niedopilnowania obowiązków i nie okazania należytego szacunku funkcjonariuszom Inkwizycji, Mistrz nie ukarał żadnego z nich co więcej po otwarciu bramy rzucił strażnikowi monetę… Może i dobrze że tak to się skończyło, bowiem Jerard miał już wyciągnąć miecz i nauczyć bęcwałów kultury… Ot i kolejna lekcja od starszych inkwizytorów. OPANOWANIE… z każdym przebytym metrem Kohlraabe uświadamiał sobie jak wiele musi się jeszcze nauczyć by zyskać upragnioną sławę…
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline