Emerahl i Irial
Słudzy co jakiś czas donosili kolejne potrawy, dolewali wina, kolacja trwała w najlepsze. W pewnym momencie drzwi jadalni otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, skłonił się nisko, po czym podszedł do Anchel. Szeptem wymienili kilka uwag, z każdym kolejnym słowem kobieta wyglądała na coraz bardziej poruszoną, wreszcie gestem odprawiła sługę. Ten, jak chwilę wcześniej, skłonił się i wyszedł.
-
Zmuszona będę opuścić was, przyjaciele – powiedziała, gdy drzwi za sługą zamknęły się. –
Dokończcie jednak w spokoju wieczerzę.
-
Czy coś się stało? – zapytał grzecznie Irial. –
Może możemy jakoś pomóc?
-
To nie będzie konieczne, ale dziękuję za szczere chęci. Nie sądzę, byśmy się jeszcze dziś widzieli, dlatego życzę was spokojnej nocy, niech Melia ześle na was kojące sny. – mówiąc to wstała od stołu. Po chwili wyszła w towarzystwie kilku sług.
Zostali sami, nie licząc jeszcze jednego służącego – tego, który przyprowadził ich na wieczerzę. Jednak i ten po chwili wyszedł polecając zawołać, gdyby czegoś było im potrzeba.
Wymianę zdań między nimi przerwało ciche stukanie w szybę. To Villain usiłował się dostać do jadalni. Irial wstał od stołu i otworzył okno, pozwalając zwierzęciu wejść. Ptaszysko poszybowało pod sufit, zatoczyło koło wokół najeżonego świecznikami żyrandola, po czym wylądowało na stole obok patery z przekąskami i, nie pytając nikogo o pozwolenie, uszczknęło kawałek sera. Połknąwszy kąsek, zwróciło czarne jak smoła oczka na swego pana, który zdążył już z powrotem usiąść.
-
Tarrrrrapaty, krrrra – dobyło się z czarnego dzioba. –
Firrrrmament za krrratami. Prrróba rrrrekonesansu, porrrrażka.
Irial niewiele mógł zrozumieć ze słów swego upierzonego przyjaciela, toteż nie pozostało mu nic innego, jak spróbować porozumieć się z nim na płaszczyźnie myśli. Gdy mag-wojownik sięgnął do umysłu zwierzęcia, szybko stało się dla niego jasne, o cóż chodziło Villainowi. Próbował on rozejrzeć się po okolicy, jednak nie był w stanie zbyt daleko odlecieć od zamku. Jakaś niewidzialna bariera, niczym mydlana bańka wokół grodu, nie pozwalała mu wylecieć dalej niż kilka metrów od muru. Wyglądało na to, że byli uwięzieni.