Ponowny atak demonów, choć za pewne nie wypełniły swojego zadania, nie nastąpił. Poza Detlefem i Arabellą, resztą spędziła dużą cześć pozostałej nocy na medycznej opiece. Knut, o własnych siłach dotarł do Grety. Zebedeusz, gdy tylko demon zniknął, z trudem wyczołgał się z pokoju, gdzie został odnaleziony i również zaprowadzony do miejscowej cyruliczki. Albert musiał sam się zająć sobą, a raczej ciężej rannym Erykiem. Było mu ciężko to zrobić, nie miał ani narzędzi, ani medykamentów. Jednak koniec, końców z samego rana Eryk jeszcze dychał, ciężko, ale dychał.
Knut z Zebedeuszem spędzili resztę nocy w łóżkach niedaleko łowcy. Tamten był przytomny, maści i mikstury Grety przynosiły efekty. Tak samo jak w przypadku nowych rannych. Zebedeusz przedstawił Ludwigowi co zaszło, Knut tylko dopowiadał, że to te same ‘dziady’ co dzień wcześniej próbowali unicestwić. Zaniepokojony Łowca nie miał pojęcia skąd się one wzięły w Heisenburgu, wcześniej nie było tu żadnego problemu z przybyszami z domeny Chaosu. Przypuszczał, że intensywność ich występowania nasiliła się ze względu na przyjazd elektorki. A nocny atak, akurat na nich, musiał świadczyć iż nadepnęli komuś na odcisk. Wypytał ich dokładnie o wydarzenia, odkąd przybyli, jednak nie znalazł żadnego rozwiązania. Wiedział jednak, że mimo iż jest ciężko ranny, musi rano wstać i również zabezpieczać przyjazd Elektorki.
***
Od samego świtu wioska na nowo ożyła. Wszyscy się krzątali, jakby zapominając o wydarzeniach wcześniejszego dnia. Ważniejsze były teraz dla nich przygotowania do najważniejszego, od bardzo, bardzo dawna, dnia. Wioska nabierała kolorów, powoli była cała ozdabiana w lampiony i kwiaty. Niektórzy po cichu podśpiewywali. Tylko bohaterowie i Łowca mieli morowe miny.
Knut z rana zjawił się w strażnicy. Czuł się dużo lepiej, po opatrzeniu przez Gretę, ból był niewielki. Za zadanie dostał zrobienie dokładnego obchodu i takowy wykonał. Nie było nic podejrzanego. Poza tłumem zebranym w mieście i gwarem związanym z przygotowywaniami, nic nadzwyczajnego. Poza murami również cisza i spokój. Gdy wrócił widział wtaczane na rynek wielkie beczki z winem. Miały tam stać w trakcie święta, by wszyscy mieli do nich spokojny dostęp i mogli radować się z przyjazdu ważnego gościa.
Gdy wrócił do strażnicy, kapitan był już przywdziany w galowy mundur. Tak jak i jego najbliżsi pomocnicy. Dwóch z nich trzymało zdobioną skrzynię, dodatkowo wyścieloną bogatym materiałem. W środku znajdowały się równie bogate butelki z miejscowym trunkiem najlepszej jakości. W strażnicy, jak i na zewnątrz wszyscy byli podnieceni zbliżającą się wielkimi krokami wizytą.
Było już popołudnie, praktycznie wszystko już było gotowe, wszyscy zbierali się na ryneczku. Burmistrz już czekał, a zaraz do niego miała dojść straż z prezentem. Wszyscy wyczekiwali na przyjazd. Gdzieś też krzątał się Łowca z pomocnikami, wypatrując zagrożenia.
***
W strażnicy, z więźniami, został jeden strażnik. Albert zauważył, że stan Eryka się pogorszył. Dostał dreszczy i bardzo wysokiej gorączki. |