Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2012, 12:09   #107
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Sylve usiadł na burcie, tuż obok Bahadura. Przyglądał się przez moment bezkresowi morza, ograniczonemu przez mgłę. Poprawił ułożenie skrzydeł, po czym upewniwszy się, że nie ma w pobliżu nikogo zagadnął.
- Przepraszam za moje zachowanie podczas narady.- przeprosiny były szczere, co Bahadur mógł bez trudu stwierdzić.
- Nie ma o czym mówić - stwierdził Pesarkhal, wzruszając ramionami - Wszystkim nam ta pogoda szalenie działa na nerwy.
- Ponadto mam pewną propozycję. Jesli kuk i bosman posiadają informacje, które mogą być dla nas przydatne, to czy nie dobrym pomysłem będzie zdobycie zaufania kuka i próba pociągnięcia go za język?-
smok mówił powoli i wyraźnie, nie okazując przy tym żadnych emocji.
- Ów gnom czy niziołek, nigdy nie widziałem różnic między tymi rasami, jest przekonany iż nie pałam do was Bahadurze sympatią. Wykorzystajmy to.- zaproponował Sylve, po czym zamilkł czekając na odpowiedź Bahadura.
- Niech będzie – stwierdził caliszyta – Choć uważaj, bo nieudanych pochlebców kuk ponoć do gara wrzuca. – mrugnął.
- Wyobrażasz sobie potrawkę ze smoka?- pytanie Sylve było na wpół poważne, na wpół żartem.
- Wygląda jak coś, co mogłaby wymyślić Noa .– mruknął i wzruszył ramionami człowiek. Nawet nie chciał o tym myśleć – to, że mieli kogoś o temperamencie ludożercy na pokładzie, było... niepokojące.
Smok prawie się roześmiał.
- Pozostaje też sprawa tej małej. - tym razem Sylve mówił poważnie.
- Stanowi zagrożenia dla nas i całego statku. Może i dla całych krain.- smok powiedział to tak, jakby mówił o odnalezieniu zagubionego worka na kartofle.
- Co o niej wiesz? - spytał się bezpośrednio Bahadur. Chciał oszacować, ile Atuar mówił smokowi o Papuszy.
- Na statku chciałem ją zbadać. Nie zdążyłem nawet oszacować dokładnie jej mocy. Jej obrona była utkana lepiej, niż niejednego maga. Jej moc jest ogromna. Prawdopodobnie większa niż moja czy waszego kapitana.- smok nie miał najmniejszego powodu by kłamać. Bahadur był jego sojusznikiem, przynajmniej póki co. Poza tym kłamstwo na nic by się nie zdało w tej chwili.
- Nie jestem w stanie określić, czy potrafi panować nad swoją mocą, czy nie. Jeśli tego nie potrafi, jesteśmy zgubieni. Jeśli potrafi, również. Oznacza to bowiem że nie jest to mała dziewczynka, a potężna magiczna istota która opanowała jej ciało.- ponownie w głosie starego smoka nie było słychać emocji.
Bahadur zastanowił się. Atuar powiedział mu to w zaufaniu, ale z drugiej strony... Sylve był przyjacielem człowieka z Chult, a ów najwyraźniej nie zdążył porozmawiać..
- Rozmawiałem o tym przed chwilą z Atuarem .- spojrzał na smoka – I rzekł mi, że w dziecku jest coś. Jakiś pasożyt. To się zgadza z tym, co mówisz.
Chwilę milczał, po czym znowu podjął.
- Z tym, że na moje, to nie oznacza, że dziewczynka się nie kontroluje – mówił cicho
– Bo nikt na razie nie ucierpiał na kontakcie z nią i jej bratem. Poza dwoma przypadkami – kiedy badaliście ją. I kiedy jej brat zginął. Jakby to jego śmierć wyzwoliła istotę – stwierdził, zamyślając się.
-Nie wiem, czy moje dociekania mają sens, ale mieszkańcy ją mieli wypchnąć na morze. Widzi mi się, żeby jej nie prowokować i badać dyskretnie. Bez żadnych „syropików” Noi, które mogłyby oddać „pasożytowi” panowanie nad jej ciałem – spojrzał bacznie na Sylve – A ja na wyspie spróbuję się dowiedzieć, co to dokładnie jest, i jak to działa. I jak temu przeciwdziałać. Myślisz, że tak będzie dobrze?
Smok zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Nie mamy innego wyjścia, więc zaproponowane przez Ciebie jest w tym momencie najrozsądniejsze. Chciałbym żebys wiedział, że jeśli będzie zagrażać życiu kogokolwiek na tym statku, zabiję ją.- Sylve nie lubił zabijać, jednak jeszcze bardziej nie podobała mu się myśl o śmierci jego towarzyszy i jego samego.
- Jeśli wiedziałbym, że jest wielkim zagrożeniem dla załogi, dawno bym optował przeciw niej – westchnął caliszyta – Tyle, że na razie na dwoje babka wróżyła, a jej śmierć właśnie może na nas równie dobrze sprowadzić zgubę. – wzruszył ramionami Bahadur.
- Dziękuję że podzieliłeś się ze mną informacją otrzymaną od Artuara, nie przekażę jej nikomu.- docenił gest mężczyzny.
- Jasne – zresztą, z tego, co się orientuję, to nie zdążył jeszcze z tobą porozmawiać - była to zresztą prawda.
- Muszę z nim porozmawiać, nie wiesz gdzie może być?
Mężczyzna kiwnął głową w kierunku, gdzie ostanio widział kapłana. Smok podziękował gestem, po czym już zrywał się do lotu gdy o czymś jeszcze sobie przypomniał.
- Gdybyś potrzebował mojej pomocy, służę.- po tych słowach złote skrzydła uniosły nieduże ciało smoka w powietrze.


Atuar stał oparty o reling i wpatrywał się w fale.
Sylve opadł delikatnie na lewe ramię kapłana, wbijając mu boleśnie pazury w skórę.
- Możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie?- spytał zupełnie tak, jakby Arutar doskonale wiedział o czym mówił smok.
- Które z moich licznych zachowań masz na myśli? - spytał Atuar. W najmniejszym stopniu nie przejął się pełnym wyrzutu tonem wypowiedzi smoka.
- Chodzi mi o sytuację jaka miała miejsce na statku. Chciałbym dowiedzieć się co tobą kierowało, gdy podpalałeś statek, co zmusiło nas do zabrania tej dziewczynki.- smok nie był opryskliwy ani chamski.
- Jak rozumiem, chciałeś na tamtym wraku pozostawić Chui i Verasa? - spytał Atuar. - Czy też chciałeś tracić czas na bezowocne dyskusje?
- Veras mnie nie interesuje. Jeśli chodzi o Chui to wróciłaby z nami. To rozsądna kobieta. -
-Bzdury opowiadasz - przerwał mu kapłan. - Nie zostawiłaby tej dziewczynki, Papuszy, na tamtym statku.
- Mam przeczucie że nie masz racji. Ale teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Miejmy nadzieję, że ta decyzja nie przysporzy nam kłopotów. -
Sylve po prostu stwierdził to, bez cienia wyrzutów czy pretensji. Ufał towarzyszowi i szanował jego decyzje, nawet jeśli w jego opinii były one błędne.
- To się nazywa “instynkt macierzyński” - powiedział cicho Atuar, starając się, by jego słowa nie dotarły do Chui. - Na widok małych dzieci znaczna część kobiet zaczyna nieco inaczej myśleć, nawet te rozsądne. No a na razie dziewczynka jest spokojna. Pod warunkiem, że nikt jej nie zaczepia. Gdyby nas ktoś zaatakował, zapewne jej zdolności do obrony będą przydatne - dodał.
- O ile będzie w stanie ich użyć zgodnie ze swoją wolą. - smok umilkł na moment.
- Nie rozumiem jednak dlaczego samice zmieniają swoje zachowanie pod wpływem młodych?
- Na to chyba nikt nie znalazł jeszcze odpowiedzi - odpowiedział Atuar. - Zagadka natury. - Uśmiechnął się lekko.
Złotołuski wyraźnie nie rozumiał, jednak nie zamierzał drążyć tematu.
- Czy badałeś już kapitana i nawigatorkę?- zmienił temat po krótkiej chwili milczenia.
- Nawigatorka wyjdzie z tego wszystkiego już wkrótce - powiedział kapłan. - Zwykłe obrażenia. Niedługo będzie mogła chodzić, a i mowa pędzej czy później wróci. Za to kapitan... Jakaś paskudna magia go dopadła. Nie bardzo wiem, jak sobie z tym poradzić w tej chwili. Zapewne minie trochę czasu, zanim będe mógł się zmierzyć z tym problemem.
- Może będę w stanie ci jakoś pomóc? - zaoferował swoją pomoc smok.
- Wiesz, co to jest klątwa? - spytał Atuar.
- Za kogo mnie masz?- z wyraźną urazą w głosie odpowiedział smok. - Oczywiście że wiem.
Kapłan stłumił uśmiech.
- Klątwę ktoś musi rzucić - powiedział. - A ja nie wiem, ani kto, ani dlaczego i, co najważniejsze, jak się jej pozbyć. Na dodatek klątwa jest paskudna. Całkiem tak, jakby ktoś wbijał w Lanthisa niewidzialne szpile, tylko po to, by go dłużej dręczyć. I nie mam pojęcia, jak powyciągać owe szpile, nie zabijając Lanthisa przy okazji.
- Zaprowadź mnie tam, zbadam go. -
zakomenderował smok.
Smok na ramieniu Artuara ruszył do kajut znajdujących się pod pokładem. Nie był tam wcześniej, przyglądał się więc z zaciekawieniem pomieszczeniom do których nie miał wcześniej dostępu.
Kajuta kapitana była strzeżona przez członków załogi, którzy z niechęcią patrzyli na smoka. Ten jednak nie przejmował się tym, zdążył bowiem przywyknąć do podejrzliwych i nieufnych spojrzeń.

Kajuta nie należała do największych. Na łóżku spoczywał nieprzytomny kapitan, do którego Sylve podleciał. Przygotowywał się przez kilka minut, by w końcu rozpocząć to, po co tam przybył. Zamknął powieki, gromadząc swoją energię. Zaczął od sprawdzenia otoczenia kapitana pod względem emanacji magicznej mocy. Kiedy skończył pierwszy etap badania, skupił się na kapitanie. Poruszał się bardzo ostrożnie i powoli, nie chcąc naruszyć niezwykle skomplikowanej i misternie stworzonej sieci mocy, która była klątwą. Gdyby u smoka istniała mimika pyska, byłby teraz mocno zdziwiony. Sylve miał do czynienia niejednokrotnie z klątwami. Silniejszymi, słabszymi, nie istniejącymi po za wyobraźnią tego kto chciał ją rzucić. Jednak tak skomplikowanego i złożonego tworu nie widział w swoim życiu. Praktycznie każdy z organów wewnętrznych był "zaatakowany" osobno. Naruszenie jednej z "nici" mogło doprowadzić do śmierci kapitana. Twór ten przerażał i zachwycał smoka jednocześnie. Ktoś, kto stworzył coś tak wspaniałego i okropnego zarazem musiał być na prawdę potężny. A walka z kimś o tak wielkich umiejętnościach nie miała prawa być łatwa.

Smok zakończył badanie kapitana po kilkudziesięciu minutach. Sam złotołuski nie wiedział jak długo to trwało, stracił całkowicie poczucie czasu. Na jego pysku wymalowało się zdziwienie połączone z zamyśleniem. Po chwili milczenia oznajmił że skończył, po czym na ramieniu Atuara opóśćił pokój. Gdy wraz z mężczyzną znaleźli się na pokładzie z dala od uszu innych, Sylve zaczął dzielić się z kapłanem zdobytą wiedzą.
- To nie jest zwykła klątwa. - zaczął zaklinacz.
- To, co zostało rzucone na kapitana jest o wiele bardziej skomplikowane. Ta klątwa to coś na kształt... wielopoziomowej pułapki.- smok szukał najodpowiedniejszego określenia.
- Z tego co udało mi się ustalić, każdy z jego organów wewnętrznych atakowany jest osobno. Ten, kto rzucił tą klątwę po pierwsze zna się świetnie na swojej robocie, po za tym uważam że chce on zadać naszemu kapitanowi jak najwięcej cierpienia. W jego rękach leży też żywot Lanthisa. Może go zabić w każdej chwili. - Po tych słowach zamilkł, czekając na reakcję kleryka na te rewelacje.
- Wiem, że mógł zabić go od razu - odparł Atuar - i że nie z rozmysłem tego nie zrobił. Przypomina mi to trochę zabawę kota z myszą. Przyjemność płynąca z dręczenia. Nie rozumiem tylko, czemu nie pozwala Lanthisowi na odzyskiwanie przytomności. To by było jeszcze gorsze. Ale może kapitan, gdyby odzyskał świadomość, coś by zdołał powiedzieć. Na przykład podać imię swego wroga.
- Lanthis prawdopodobnie byłby w stanie się obronić. Nieprzytomny nie jest w stanie nic zrobić. -
odpowiedzial smok.
- Widzę dwa wyjścia z tej patowej sytuacji. Pierwsza jest niemożliwa bez udziału kapitana bądź chocby nawigatorki. Drugi ryzykowny i może zakończyć się jego śmiercią. - stwierdził Sylve, wpatrując się w oczy kleryka.
- Życie jest pełne ryzyka, a i tak kończy się śmiercią, bez względu na to, co zrobimy - odrzekł Atuar. - Czy mówiąc o udziale nawigatorki masz na myśli ulotnienie się z tego pięknego świata? - spytał.
- Tak. Kiedy stąd znikniemy prawdopodobnie klątwa przestanie działać. - odparł gad.
- Nawigatorka powoli dochodzi do siebie, a dokładniej - jest w stanie myśleć i wyrażać te myśli na piśmie. Za parę dni przemówi - wyjaśnił kapłan. - Boję się jednak, że zanim zdążymy uciec ten ktoś od klątwy zdoła zauważyć nasze wysiłki i, że tak powiem, sfinalizuje klątwę, zanim Lanthis znajdzie się za jej zasięgiem.
- Zgadzam się. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem w tej walce. Musimy w takim razie podjąć ryzyko zdjęcia klątwy. -
smok podjął już decyzję. Teraz musiał znaleźć wystarczające poparcie, by wykonać swój plan.
- Mogę liczyć na twoją pomoc?- spytał Artuara.
- Prawdę mówiąc wizja zawiśnięcia na rei niezbyt mi odpowiada - odrzekł zapytany. - Czy sobie wyobrażasz, że ujdziemy z życiem gdy kapitan, dzięki naszym staraniom, powędruje do królestwa Kelemvora?
- Jeśli kapitan umrze bądź pozostanie w obecnym stanie najprawdopodobniej nie będziemy w stanie stąd uciec, co wiąże się z szybszą bądź wolniejszą śmiercią. Jak sam zresztą zauważyłeś, życie jest pełne ryzyka, a i tak kończy sie śmiercią, bez względu na to, co zrobimy -
stwierdził smok.
- Zawsze istnieje szansa, że nawigatorka nas stąd wyprowadzi. W końcu... po co nosi taki tytuł? Poza tym wolę żyć długo i szczęśliwie, niż krótko - uśmiechnął się kapłan. - Co planujesz i jak chcesz to zrobić pod bacznym okiem medyka i strażników?
- Postaramy się o wsparcie jak największej ilości osób, które będą w stanie nam pomóc. Mam na myśli czarodziejów i Bahadura. Jeśli bosman nie przyjmie logicznych argumentów, użyjemy podstępu. Do pokoju kapitana prowadzą jedne drzwi, strażników można uśpić i zabarykadować się wewnątrz. Magia i mięśnie potrafią w odpowiednim połączeniu zdziałać cuda. Jednak będę potrzebował pomocy kogoś znającego się na magii. Dlatego potrzebujemy pomocy kogoś jeszcze. - mówił nieco ciszej niż wcześniej, spokojnie rozglądając się po pokładzie w poszukiwaniu jakiegokolwiek ruchu. Nie chciał być podsłuchany.
- Co najmniej trzy osoby? - spytał Atuar. - Kogo chcesz jeszcze zaangażować?
- My, Bahadur i Yagar. Nie ma potrzeby narażania innych. -

- W takim razie, gdy zbierzemy komplet, możemy spróbować.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie będzie już odwrotu?-
smok wolał się upewnić. W końcu Atuar był jego... przyjacielem?
- Żyje się raz, potem się najwyżej straszy. - Atuar zacytował znane powiedzenie.
- Zatem czekamy na powrót bahadura i Yagara. - kiwnął łbem na pożegnanie, po czym wzbił się w powietrze, kierując się do bocianiego gniazda. Tam miał mieć wystarczająco dużo czasu aby obmyślić szczegóły swojego szalonego planu.

Tym razem wachta mijała zdecydowanie za szybko. Miliony myśli kotłowały się w łbie smoka. Sylve analizował każdy możliwy scenariusz, jaki mógł mieć miejsce w czasie planowanego zadania. Co więcej, starał się przygotować na to, czego kompletnie się nie spodziewał. Układanie planu musiało jednak poczekać, gdy czujne i bystre oko złotołuskiego dojrzało na horyzoncie zbierające się chmury burzowe. Nie miał zielonego pojęcia czy są one zagrożeniem dla statku, ale instynkt podpowiadał mu że bogowie po raz kolejny chcą zakpić z żałosnych śmiertelników i pobawić się ich kosztem. Smok pokręcił z rezygnacją łbem, po czym zleciał z gniazda w poszukiwaniu kucha aby przekazać mu rewelacje. Przynajmniej drugi z jego planów mógł nieco ruszyć do przodu.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline