Stało się tak jam się spodziewał. Małe "chodzące utrapienie" niemal doprowadziło do całkowitej klęski przedsięwzięcia.
Od razu ściągnął na siebie wszystkich wrogów, a później jęczał żałośnie w uścisku mutanta.
Mimo to Zirnig ruszył z kopyta do ataku. Zanim jednak dobiegł do pierwszego przeciwnika ten leżał powalony.
Jeden z wrogów starał się uciec zaalarmować pozostałych. Nie zwalniając biegu krasnolud ruszył za nim.
Chyżość ludzi okazała się przydatna, jeden z ludzi dopadł mutanta.
Los jednak zawsze jest sprawiedliwy i nie da się go oszukać. Za głupotę jednych muszą zapłacić inni. W szczelinę skalną wpadł młody Karl.
Zirnig nie zamierzał pogodzić się z tym. Towarzyszowi należało udzielić pomocy lub przynajmniej potwierdzić jego śmierć.
Khazad odwiązał przytroczony do plecaka zwój liny. Splunął zieloną flegmą w dłonie i roztarł ją dokładnie. Wrzuciła zwój liny w szczelinę trzymając za jej koniec. Spojrzał ponuro na "szynkę z przodu" i rzekł.
- Ty złazisz na dół! Ino gibko. Przynajmniej tego nie spartol. Jak będzie dychał obwiąż go pod pachami. Jak nie żyje... zabierzemy go w drodze powrotnej.
Przeciągnął linę za plecami i zaparł się silnie patrząc czy któryś z krasnoludów nie będzie go asekurował. Chyba, że wolą żeby Frontham spadł w przepaść.
Hmmm, a może to nie taki głupi pomysł.... |