Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2012, 20:23   #9
pppp
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Zindelo i Syzyf? Ta noc zapowiadała się na naprawdę ciężką. James zawsze bardzo ufał Cyganowi. Trudno było mu uwierzyć, aby jego mentor i przyjaciel mógł wystawić go na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, młodzieniec z doświadczenia wiedział jak niekonwencjonalne są metody dydaktyczne Zindelo.
Najpierw należało się na coś zdecydować. James nie rzucał monetą, po prostu w paru skokach znów dostał się na dach domu, z którego obserwował budynek do którego wszedł Syzyf. Warto się przekonać jakich antyczny heros przyjmuje gości.
Jednakże sama obserwacja to było zdecydowanie za mało. Co prawda syn Hermesa nigdy nie parał się prawdziwą przestępczością, lecz w swoim życiu poznał zbyt wielu włamywaczy, aby sekrety ich sztuki były mu obce. James uważnie przyjrzał się domowi w którym zniknął Syzyf. Nie wątpił, że król Koryntu ma również jakieś zabezpieczenia przekraczające ludzkie pojmowanie, ale warto wiedzieć jak najwięcej o miejscu do którego ma się nieprzepartą ochotę zajrzeć.
Spacerując po dachu, James nagle usłyszał szelest za swoimi plecami. Napięcie dało o sobie znać i syn Hermesa pięciometrowym, kangurzym susem znalazł się za kominem. Dopiero wtedy obejrzał się za siebie i odetchnął, kiedy zobaczył tylko ogon zwiewającego gdzie pieprz rośnie kota. Chwila strachu miała też swoją dobrą stronę. Inaczej James prawdopodobnie nigdy by nie zwrócił uwagi na znajdujący się w wyjątkowo kiepskim stanie komin. Starczy wyjąc parę cegieł i można wykorzystać jego akustykę do podsłuchiwania osób w środku budynku. O ile, oczywiście, kominek nie został zabudowany.
Niestety, dom, chociaż nie należał do nowoczesnych twierdz z bogatych przedmieść, okazał się być trudnodostępny. Zdecydowane za wysokie progi na krótkie odnóża Jamesa. Co więcej, komin nie okazał się być szczególnie użytecznym znaleziskiem. Być może był zatkany, albo zabudowany, po prostu nie sposób było cokolwiek przez niego usłyszeć. Syn Hermesa przez następny kwadrans siedział w kucki na krawędzi dachu przypominając bardzo ponurego gargulca w tenisówkach.
Jakkolwiek James miał liczne wady, to jego mocną stroną na pewno był niesłychany optymizm. Po chwili medytacji chłopak wstał, przeciągnął się i znalazł sobie dogodny punkt obserwacyjny. W zasadzie dawno nie był na South Street. Nawet gdyby musiał przesiedzieć tutaj całą noc i nie dowiedzieć się niczego nowego o Syzyfie, to w końcu będą to chwile spędzone ukochanym mieście syna Hermesa, w dodatku w dzielnicy do której tak dawno nie zachodził. James odetchnął głęboko nocnym powietrzem i przez chwilę pozwolił sobie w rozmarzeniu chłonąć światła Liverpoolu. Trzeba tutaj poczekać. A nuż Syzyf będzie miał jeszcze jakiegoś niespodziewanego gościa?
Król Koryntu nie miał więcej wizyt tej nocy. Jedynym wydarzeniem, które na chwilę przerwało monotonię obserwacji był wyjazd ochroniarzy Syzyfa. Ponieważ odjechali samochodem, a James był zbyt rozleniowiony w gruncie rzeczy sympatycznym wieczorem, nie trudził się próbą podjęcia pościgu. Usadowił się tylko wygodniej i ze spokojem dalej obserwował dom Syzyfa. Planował siedzieć tutaj do świtu.

Pierwsze promienie słońca wybudziły Jamesa z drzemki w jaką zapadł. No cóż, nie zdołał się niczego ciekawego dowiedzieć, miał jednak pewność, że Syzyf jest w jakiś sposób związany z tym budynkiem. Bardzo mało, ale co poradzić - nawet syn Hermesa nie zawsze wpada na najlepsze pomysły.
James leniwie wstał i przez chwilę zastanawiał co zrobić dalej. Świtało. Zindelo zapewne zajmuje swoje miejsce na Broodway’u. Należy złożyć mu wizytę. Młodzieniec przeciągnął się i po chwili pomknął skacząc z dachu na dach. Nie żeby wyjątkowo się śpieszył, po prostu sprawiało mu to przyjemność.

Syn Hermesa wypatrzył Cygana, gdy ten wolnym krokiem zmierzał pod sklep ogrodniczy pod którym zwykle występował. Tym razem, zamiast swoich zwyczajowych akcesoriów, Zindelo trzymał pod pachą duży, czarny futerał. James zrównał się z nim i spytał:
- Zindelo! Cześć! Czy wiesz, że wczoraj spotkałem w parku Syzyfa?
Cygan obrócił tylko głowę. Chwilę potem jego ręka wystrzeliła zupełnie nieoczekiwanie w kierunku twarzy Jamesa. Próbował się odsunąć, ale na próżno. W sumie kiedy palce mężczyzny zacisnęły się na nosie chłopaka i spotęgował tylko ból gwałtownym ruchem głowy, pożałował, że w ogóle wpadł na taki pomysł.
- Do jasnej ... chłopcze, ciszej, ciszej. Całe miasto nie musi od razu wiedzieć, że zaczynasz prowadzać się z rodziną królewską.
- Uch, przepraszam - James natychmiast się zmitygował kiedy wyswobodził swój szlachetny organ powonienia - Tak, to było głupie. Ale wciąż czuję się jakbym miał bardzo dziwny sen. W ogóle skąd on się tutaj wziął? - młodzieniec zapytał, po czym dodał - Proszę, Zindelo, porozmawiajmy o tym. Czuję, że wpakowałem się w straszne kłopoty.
Cygan uśmiechnął się i klepnął go w plecy. W zasadzie nie klepnął. Przez moment James był niemal pewien, że wypluje płuca.
- Widać, że jednak wykorzystujesz do czegoś ten wielki nos. Prawda chłopcze, prawda, dobrze czujesz. Słyszałem, że w tym całym chaosie znalazł dla siebie jakiś sposób na ucieczkę z podziemi - wzruszył ramionami i pokręcił głową. - Powiedz, czego od ciebie chciał?
- Niesamowite - James pokręcił głową - Myślałem, że stamtąd nikt nie może uciec. Chciał abym za niego poszedł do Amazonek. Wiesz coś o nich? Podobno można je spotkać w klubie Crimson Letter. Dlaczego Syzyf chce ich unikać?
- Nie byłoby tej wojny gdyby nie można było stamtąd uciec - skwitował, po czym zasępił się rozważając resztę słów syna Hermesa. - Przykro mi ale nie wiem wiele o tych amazonkach, ani ich stosunkach z ... ekhem ... sam wiesz kim. Co planujesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem - James również nie robił wrażenia wesołego - Z jednej strony podziwiam go bardzo i choćby dlatego chciałbym mu pomóc, z drugiej zrobił na mnie nieprzyjemne wrażenie. W zasadzie na początku mi groził, boję się, że mógłby potem chcieć czegoś jeszcze. Nie boję się o siebie, ale jeśli ktoś jest w stanie wrócić z zaświatów, to na pewno stanowi duże zagrożenie. Wątpię, abym był w stanie ochronić przed nim mamę. Czy on ci coś wspominał o mnie?
- Jak to wspominał o tobie? - Zindelo skrzywił się, ale łatwo można było dostrzec, że coś zmieniło się w jego mimice. James widział takie zachowanie niepierwszy raz i mógłby przyrzec, że jego mentor coś przed nim ukrywa.
- Nie rozmawialiście ze sobą? - zdziwił się James.
- Dobrze, że możesz nadrabiać węchem, bo głuchyś jak but. Nie nie rozmawiałem, a o czym miałem rozmawiać? - Ciekawe, tym razem można by przyrzec, że powiedział prawdę.
- Sądziłem, że go spotkałeś - powiedział rozczarowany James - wczoraj w nocy szedłem za nim, aż do pewnego domu na South Street - młodzieniec podał dokładny adres - Byłem w okolicy i czekałem aż on wyjdzie, ale zobaczyłem tylko ciebie, a po paru godzinach jego silnorękich.
- Owszem zawędrowałem na South. Żadnego króla tam jednak nie spotkałem - zmrużył oczy mierząc Jamesa. - Nie próbuj na mnie tych swoich sztuczek, nie ty pierwszy i nie ostatni stępisz sobie na tym zęby. Powiesz mi teraz wreszcie co masz zamiar zrobić?
- Nie próbuję żadnych sztuczek - James rozłożył ręce - Przecież mnie znasz. Miałem po prostu nadzieję, że czegoś się dowiem - zrezygnowany syn Hermesa włożył ręce w kieszenie i kopnął leżącą nieopodal puszkę - Poruszam się bardzo po omacku. Na razie chcę się dokształcić o tych Amazonkach no i poczytać trochę o królu... Pojęcia nie mam dlaczego upatrzył sobie akurat mnie. Boję się, że chce mnie w coś wplątać - James w końcu się otworzył - W coś naprawdę dużego i nieprzyjemnego. To bardzo, bardzo sprytny człowiek. Co to za dom, do którego on wszedł?
- Powiedzmy, że to miejsce jest czymś na wzór bramy. Najzwyczajniej w świecie jeden z dwóch końców tunelu. Gdzie prowadzi? Odpowiedź jest nie zawsze jednoznaczna. Jeśli kogoś tam zgubisz możesz zapomnieć, że ponownie spotkasz go w okolicy - pogładził brodę i szybko zmienił temat. - Dokształcić? Myślisz, że w książkach znajdziesz jakąkolwiek odpowiedź? Jedno mogę ci poradzić chłopcze. Nie przechytrzysz oszusta, szczególnie tego kalibru. Jedyne co możesz zrobić to zagrać w jego grę. W każdym planie jest luka, musisz jednak stać się jego częścią, by móc ją dostrzec i w odpowiednim momencie wykorzystać.
- Masz rację. Na początku wydawało mi się, że ojciec byłby ze mnie dumny, gdybym dał radę własnoręcznie ściągnąć tego człowieka do Tartaru, ale to chyba dużo za wysokie progi na moje nogi - James westchnął - Planuję pójść dziś wieczorem do Amazonek i rozmówić się z nimi. Wiesz może czego szukają w mężczyznach? Czym mógłbym im zaimponować?
Zindelo odpowiedział mu przeciągłym westchnięciem.
- Te kobiety szukają możliwie najlepszego konia rozpłodowego. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nie musisz martwić się o to czy im zaimponujesz. One same sprawdzą czy nadajesz się by spełnić tą rolę.

James pokręcił głową. Ale szambo... A dodatkowo miał niejasne wrażenie, że Zindelo coś kręci. Syn Hermesa cały czas wierzył, że Cygan jest jego przyjacielem i jeśli coś przed nim ukrywa, to tylko aby czegoś Jamesa nauczyć. Być może to była jakaś próba, bo w zdradę młodzieniec nie mógł uwierzyć.
- Nie będę ci już przeszkadzać - powiedział James, widząc że Zindelo powoli się rozkłada ze swoim majdanem.
- Nigdy nie przeszkadzasz - Cygan wyszczerzył zęby - Ale teraz lepiej zastanów się dobrze, co chcesz zrobić. Przemyśl.
- Dziękuję za radę - uśmiechnął się James - może na coś wpadnę.

Prawda była taka, że pewien pomysł już kiełkował w głowie chłopaka. Tak jak co dzień poszedł pracować jako dostawca w chińskim barze Wonga. Tym razem jednak po paru godzinach ciężkiej harówki poszedł poprosić swojego pracodawcę o wypłatę dniówki.
- Nie wydaj niemądrze tych pieniędzy, synu - oczka Wonga zza filigranowych okularków świdrowały Jamesa - Pens jest ojcem gwinei.
- Och... Własnie o to chodzi - wyjaśnił półprzytomny James - Znajomy ojca prosił mnie o przysługę.

Zmierzchało się, gdy James szedł w kierunku Crimson Letter. Zdołał jeszcze złapać parę godzin snu w domu, ale przedtem wykonał niezbędne zakupy. W olbrzymiej parcianej torbie, którą niósł w ręce znajdowała się cała bateria rozmaitych sprayów. Amunicja, za pomocą której zamierzał stoczyć zwycięską bitwę z szarzyzną murów dookoła baru.
 
pppp jest offline