Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2012, 20:48   #126
Allehandra
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
W drodze do Silverymoon

2 Ches(Marzec)
popołudnie


Saebrineth nie rozmówiła się wiele więcej z Jasmirem.
Niestrudzenie podążała za tropem, czasem przystając tylko na chwilę, by się im przyjrzeć, i znów gnać na prędkich elfich nogach. Cisnęło się jej na usta nie jedno pytanie zadać dziwnej dla niej ludzkiej postaci, lecz stwierdziła, że musi to poczekać, niech tylko nie sprawia trudności. Nie było dość ciepło dla niej, i dalej odziana była w śnieżnowilcze futra. Pędziła wytrwale niczym głodna wilczyca za swą zwierzyną.




(***)

[media]http://www.youtube.com/watch?v=VZgDl8Masi4&[/media]

Może już nie otrzyma odpowiedzi, na pytania jakie chciała zadać. Nie będzie komu.

Okrzyk boleści, do tego właściwie dziecka, wzmógł w niej zabójcze instynkta, żółte ogniki zapłonęły i zawirowały w jej ślepiach. Odturlała się w bok, przykucając wystrzeliła z kuszy w właściciela rdzewiejącego miecza.


Bełt poniósł ze sobą część mrocznej mgły, jaka zaraz zaczęła kłębić się po kuszy. Trafiony w prawe płuco Ork zawył, po czym upuścił oręż, łapiąc się za swoje ślepia i zaczął dziko “tańcować” w miejscu, oślepiony. Pozostałych trzech jednak nadciągało... i nagle jeden z nich wyłożył się prosto na mordę w trakcie zbiegania ze stromizny.

Zostało więc dwóch.

Jeden zaatakował Elfkę, drugi rzucił się prosto na zranioną, młodą dziewoję. Orczy topór śmignął w kierunku Saebrineth, ta zdążyła jednak odskoczyć na czas. Gorzej jednak było z Jasmirem. Duża maczuga opadła na ranną, próbującą w desperacji zasłonić się rękami. Rozległ się trzask łamanych kości i pełen bólu wrzask...

Saebrineth wyprostowała się po odskoku, odpinając kuszę na miejsce. Wyszarpała zaraz wściekle szable z pochwy, oraz krótki miecz do drugiej ręki, który wytargowała. Natarła z furią zamachując się z ugięcia łokcia i tnąc w prawe ramię adwersarza. Jej szabla napotkała jednak po drodze toporzysko Orka, którym ów się zasłonił, jednak nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Koniec końców oręż Elfki siłą rozpędu i tak ześliznął się z gardy zielonoskórego, opadając w dół, i raniąc go po prawej nodze.
Przeciwnik, sycząc z bólu, kontratakował, jego raz został jednak odparty gardą szabli.

- Nieeeeeee!!!!!!! - Rozległ się ryk Jasmira. I była to ostatnia rzecz w jego życiu. Maczuga najpierw połamała jej ręce, a następnie zmiażdżyła twarz i czaszkę...

Trzeci z Orków, pozbierał się w końcu, po czym zaatakował Saebrineth perfidnie z zaskoczenia, tnąc mieczem, kobieta jednak uskoczyła w ostatniej chwili.

Wzięła na siebie impet topora, ripostując uderzenie i tnąc poziomo w bok, by w mgnieniu oka wykonać taneczny półpiruet po skosie, unikając jego miecza, który miał wbić się w jej plecy, przy tym szerzej prując korpus orka. Agonalne jęki które przeniknęły do jej uszu jeszcze przyspieszyły jej ruchy i dodały ponurej gracji. Krew kamrata trysnęła na niedoszłego skrytobójcę. Szabla zakręciła krwawy łuk, i po zręcznym wyminięciu gardy Orka zostawiła na jego torsie długie, głębokie cięcie. Zielonoskóry z jękiem runął na plecy... Saebrineth jednak nie próżnowała, okręcając się ponownie wokół własnej osi, atakując drugiego z nich. Tego cięła po łapie, dotkliwie raniąc...

Niedoszły zabójca Jasmira spojrzał na Elfkę, po czym warknął groźnie, i ruszył na nią szarżując.

Zakręciła się w bok, próbując zejść z drogi szarży, jednak otrzymała osłabiony unikiem, ale jednak cios w udo. Bardziej niż zaboleć, rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej.

- Rrr...rrrRRRGHH! - wydała z siebie z goła nieelfi niski pomruk godny niejednej rozsierdzonej bestyi.

Ork zarechotał radośnie, znów zamachnął się maczugą, lecz tak samo, do tego biorąc mocny zamach, przy tym wolny wielce, przeniosła ciężar na drugą nogę dolnym unikiem z łatwością go wymijając, czyniąc głęboki wypad do przodu, podparła się przy tym zaciśniętą na krótkim mieczu ręką. Pióro szabli wgryzło się łakomie w brzuch maczugisty. Zacharczał, krwią zdobiąc tylną część kożucha Saebrineth. Strąciła go brutalnie, który zaczął pokładać się na niej.

Ork zbrojny w topór na tyle znalazł siły, by umieścić go w drugiej sprawnej ręce, choć pierwsza ręka i jego bok mieniły się intensywnie karminowo.

- Stój w miejscu, ty Pushdug AlbaiIIiiII!! - Zamachnął się toporem rozpaczliwie, bulgocząc coś w swojej mowie, zapewne o przymiotach Elfki.

Posłuchała go, stojąc nieruchomo, właściwie bezdźwięcznie przy zipaniu orczym.

O całą stopę ominęło ją ostrze topora, ork prawie się nie przewrócił z tego wszystkiego. Uśmiechnęła się szczerząc drobne elfie zębiska.

Kopnęła niewdzięcznie w krwawiący bok, jednym z skórzanych traperskich butów. Zaskrzeczał coś przez przeszywający go ból, upadając na kolano. Wbiła pod kątem w jego kark szablę i krótki miecz chciwie, kończąc jego cierpienia. Rozejrzała się za ostatnim, który ciągle rozpaczał z utraty wzroku i zipiał z utraty płuca. Wytarła krótki miecz i szablę w odzienie poległych, i schowała je do pochew. Chwilę przypatrując się desperacji orka, sięgnęła po sztylet i cisnęła w niego, by i mu ulżyć w cierpieniach. Wyciągnęła z ciepłego jeszcze truchła, także by zadbać o jego czystość.

Zdjęła kaptur z głowy, uwalniając swe włosy. A rude pasma na nich zdawały się zanikać, końcówki włosów coraz bardziej przypominać półprzeźroczyste, poruszające się na nieznanym źródle wiatru... spojrzała po ubitych Orkach, spojrzała na martwą Jasmir. W jej oczach coś zamigotało. Wtedy też dobiegły do niej odgłosy dochodzące z obozowiska zielonoskórych, spojrzała więc w tamtą stronę. Ciągle w tym czasie kłębowiska emocji i uczuć wirowały w Łotrzycy niczym lawa w najgłębszych otchłaniach planu żywiołu Ognia...

Mogłam ją uratować.... mogłam...

...sama zajęta byłam walką...

I tak by poległa...

...wcześniej czy później.

Dzieci na wojnie najłatwiej umierają...
...umierają...


umarła...
...zatłuczona.
Zatłuc... ich zatłuc.

Orcze siły już pędziły w jej kierunku, coś ze dwa tuziny rozwścieczonych obdartusów, a Szaman potrząsał swym kosturem.

Wtedy też coś wokół Elfki zaczęło rozbłyskiwać, a ona, wiedziona instynktem, rzuciła się w bok dosłownie w ostatniej chwili. W miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze stała, pojawił się wir szalejących, magicznych ostrzy, które jak nic poszatkowałyby ją na drobnicę.

Wykorzystała go jako barierę przeciwko tym, którzy ją do istnienia powołali. Rozsądek zarządził odwrót, choć rwała się by więcej jeszcze upuścić im krwi. Pognała w przeciwną stronę byle dopaść jakikolwiek skrawek cienia, rzucany przez cokolwiek, by się w nim zanurzyć.. zanurzyć w krągłości tej Ciemności..
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."

Ostatnio edytowane przez Allehandra : 15-09-2012 o 23:46.
Allehandra jest offline