Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2012, 10:01   #30
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tym razem nie było czasu na podejmowanie skomplikowanych decyzji i cofanie się. Czarodziejka obecnie niewiele mogła pomóc, a w razie gdyby przeżyła, jej zemsta... byłaby nieciekawa. David szczerze wątpił, że wykazałaby się jakąkolwiek wdzięcznością. Z drugiej strony była ważną osobistością. Gdyby tylko odzyskał już więcej swoich dawnych umiejętności, mógłby się z tym zmierzyć. Obecnie zważył w dłoniach miecz i zerknął jeszcze raz na towarzyszących mu ludzi. Nie miał pojęcia co dobijało się do zamku, ale miał nadzieję, że zadowoli się ciałem czarodziejki. Wredna suka nie zasługiwała na współczucie. Ruszył w jej kierunku, na wszelki wypadek zachodząc tak, aby go nie widziała. A potem uderzył. Doskonale znał się na słabych punktach ludzkiego ciała. Zaskoczona i skoncentrowana na toporniku kobieta nie zdążyła nawet zasłonić się ręką. Klinga zagłębiła się w niej gładko, odbierając jej momentalnie życie.
- Giń suko! - zacharczał radośnie Yalon, opadając na kolana z pełnym satysfakcji grymasem na poparzonych ustach. Najwyraźniej twardy skurczybyk nadal żył, choć ciężko było stwierdzić, ile jeszcze pociągnie bez pomocy.

Za murami rozbrzmiał potężny, wstrząsający posadami zamku ryk bestii. Czy to możliwe, by wyczuła, iż jej cel umarł? Łotrzykowi wydawało się, że słyszy jak ryk stopniowo cichnie, jakby bestia oddalała się od twierdzy. Na dziedzińcu zostały już tylko te potwory, które wdarły się wcześniej do środka i nawiązały walkę z ludźmi. David szybko obszukał ciało czarodziejki, uznając, że może mieć przy sobie jakieś magiczne lub niemagiczne świecidełka. Później już mógł nie mieć takiej okazji. Potem wyciągnął miksturę leczniczą i wlał ją do ust Yalona. Żywy topornik mógł się przydać znacznie bardziej, w twierdzy wciąż było mnóstwo potworów.
- Powinniśmy spróbować pomóc pozostałym. Przynajmniej na odległość.
Schował miecz, zamiast tego uzbrajając się w swój łuk i ruszył w stronę przeciwników.

Przy czarodziejce było trochę biżuterii, którą widział już wcześniej. Ciężko było stwierdzić na szybko, co z niej było magiczne, nabrał więc tyle ile zdołał pomieścić w torbie i pospiesznie ruszył do wykonywania innych czynności.
Eliksir najwyraźniej podziałał i to porządnie. Siłacz dźwignął się na nogi i skinął porozumiewawczo głową w stronę łotrzyka.
- A jednak masz jaja.
Towarzyszący Davidowi kusznicy i obie dziewczyny wyglądały na nadal oszołomione ostatnimi zdarzeniami. Ciężko było stwierdzić, jak zareagują, gdy już dojdą do siebie, póki co nie mieli jednak na to szansy. Czym prędzej wspieli się bowiem na mury, ostrzeliwując walczące na dole potwory, wszystkim, co mieli w zapasie. Yalon zajął się sprawą osobiście, wpadając między ścierające się w boju grupki i kosząc potwory jak łany zboża swym magicznym toporem.

Wiele chwil później było już wreszcie po wszystkim. Na dole pozostało jedynie parę grupek poranionych i zmęczonych podróżników. Zaledwie nikły ułamek tego, co wyruszyło pierwotnie w podróż na południe. Pokrwawiony jeszcze bardziej niż poprzednio Yalon wdrapał się do nich na blanki. Otarł krew spływającą mu z poparzonego, zdeformowanego czoła. Łotrzyk rozejrzał się po towarzyszach. Drusilla wyraźnie unikała jego wzroku, Betty pokazała mu kiwnięciem głowy, iż popiera jego decyzje, kusznicy zaś spoglądali zlęknieni na topornika, wszak byli świadkami zabójstwa członka rodziny królewskiej. Niewygodnymi świadkami.
- Cholera - rzekł Yalon podążając za wzrokiem łotrzyka, który najwyraźniej zauważył coś za murami.
W oddali ku twierdzy sunęły karne rzędy pochodni.
- Imperialni.
Spojrzał na swój topór, a później na kuszników, w końcu na Davida.
- Jeśli mają ze sobą tych cholernych kapłanów mogą być w stanie wyciągnąć z naszych głów prawdziwe zdarzenia.

David prawie się roześmiał. Ilość zbiegów okoliczności i niefortunnych zdarzeń, od czasu ataku na farmę staruszków, była wręcz imponująca. Zaczynał się dziwić, że wciąż jeszcze żyje. Dobił czarodziejkę, wina była więc oczywista. Pomijając już biżuterię, którą zabrał kobiecie. Decyzję podjął szybko.
- Mój czas w tej karawanie się skończył.
Tylko tyle. Spojrzał na dziewczyny, kręcąc głową. Mogły zostać, były niewinne, podobnie jak kusznicy. David nie zamierzał ich przecież zabijać. Ale też nie zamierzał zdradzić nic więcej. Zerknął w dół muru, zastanawiając się, czy da radę zjechać tędy po linie. Nie wyglądalo to na specjalnie trudne. Chwilę potem znalazł się na dole... Podobnie jak reszta zbiegowiska z murów.
- Może i nie my żeśmy ją dźgnęły, ale gdyby przypadkiem chcieli czytać w naszych myślach... - popatrzyła na niego porozumiewawczo Betty.
- Słyszęliśmy, co robią z ludźmi, gdy chcą dostać się do ich głów! I co robią, gdy znajdą coś, co im się nie podoba - wytłumaczył swoją decyzję niższy z kuszników, cały roztrzęsiony. - Już wolimy zdać się na bogów i ruszyć przez te przeklęte krainy! - spojrzał błagalnie na reszte uciekinierów. - Jestem Jon, uczeń stolarski, a to Gyn z wiejskiej milicji, miejcie litość, pozwólcie nam uciec z wami!
Milczał jedynie Yalon, na którym skupiły się wszystkie spojrzenia.
- No co? - odburknął, marszcząc oszpeconą twarz. - Kaprys taki mam i tyle.

- Potrzebujemy podstawowych zapasów i sposobu na pozbycie się liny. Nie ma czasu na gadanie. - stwierdził w końcu łotrzyk.
Im mniej osób orientowało się w tym, co się działo, tym lepiej. David nie zamierzał wychodzić bramą, bowiem za łatwo można było ich dostrzec. Wrócił na dół, zabierając linę i z powrotem umieszczając część biżuterii na ciele martwej czarodziejki. Wątpił, by udało się tamtych oszukać w pełni, ale mogli zyskać trochę czasu. Przy okazji wyszeptał własne zaklęcie, szukając śladów magii. Znalazł je w medalionie wiszącym na jej szyi. Wyposażona w krwisty, głębokoczerwony klejnot błyskotka wyglądała na mistrzowską robotę, sporządzona specjalnie dla szlachcianki. Mogła być bardzo wiele warta, lecz był to zapewne i unikat, ciężki do sprzedania.
- Może byś się ruszył... - burknął pospieszająco obładowany nakradzionymi zapasami brodacz. - W Macini znajdziemy ci jakieś inne zwłoki, które będziesz mógł sobie obłapiać...
David skrzywił się z lekką irytacją, zabierając tylko trochę niemagicznych świecidełek. Ten klejnot był zbyt rozpoznawalny, jednocześnie być może mozna byłoby za jego pomocą ich wyśledzić. Zostawił w spokoju zwłoki i pospieszył na mur, wiążąc mocno linę, po której w końcu zeszli na dół.
- Zauważą ją, jeśli w jakiś sposób się jej nie pozbędziemy.
Yalon spojrzał na niego spode łba, po czym bez słowa przystawił do liny płonącą pochodnie, czekając aż ta złapie ogień.
Chwilę później zniknęli w pobliskim lesie na tyłach twierdzy. Wojsko było jeszcze tak daleko, iż nie było szans, by ich zobaczyli.

David w końcu przystanął i rozejrzał się po okolicy. Dziury w pamięci były zbyt duże.
- Ktoś z was podążał tym szlakiem już wcześniej? Przez noc moglibyśmy przejść spory kawałek, ale zamiast tego proponuję zatrzymać się niedługo. Trzeba zająć się ranami i odpocząć. No i chciałbym się przekonać, czy będą nas szukać.
Betty energicznie przytaknęła.
- No ja myślę! Może ktoś łaskawie wreszcie zajmie się ranną niewiastą! - wskazała oburzona swoje krwawiące nadal udo. - Bogowie jedni wiedzą, czy ta maszkara mi czegoś nie wstrzyknęła!
Oszpecony siłacz spojrzał przychylniej na awanturującą się dziewczynę.
- Wstyd się przyznać, ale też bym sobie po tym wszystkim przysapnął.
Jemu to akurat nikt się dziwił, był w takim stanie, że powinien już umrzeć ze trzy razy.
- Jesteśmy jakieś dwa dni od morza - orzekł niespodziewanie czarnowłosy kusznik, ten od wiejskiej milicji. - Rodzice mieli chatę nad zatoką tedy wiem jak to pachnie. Południe powinno być gdzieeeś... tam. - ocenił spoglądając na pobliskie drzewa i ściółkę.

Szli jeszcze jakieś trzy godziny, aż w końcu zostawili twierdzę daleko za sobą. Pierwsze promienie świtu stopniowo rozpraszały już nocny mrok. Niemal przypadkiem trafili na pozostałości chaty drwala, postawionej na środku otoczonej sosnami polany. Budynek zdawał się być opuszczony od wielu lat, miał jednak jeszcze część dachu i ścian. David nie wyczuwał w otoczeniu żadnych magicznych aur.
- Z tego co mi wiadomo, to do tej pory nie było zniknięć tak daleko na południu. - poinformował uspokajająco Yalon, widząc niepokój łotrzyka- miejmy więc nadzieję, że bestyjki przyszły tu żerować jedynie ze względu na naszą wspólną... byłą... przyjaciółkę.
Wykrzywił zęby w wesołym grymasie, tak że spalona skóra na jego twarzy przybrała jeszcze bardziej makabryczny wygląd. Najwyraźniej efekt jaki tym wywierał na ludziach całkiem mu się podobał. Drusilla odwróciła się z odrazą. David zauważył, że od wydarzeń w twierdzy starała się trzymać od żołnierza z daleka. Od niego, swoją drogą też.

Po paru chwilach rozstawili swoje manatki i usiedli blisko tlącego się nieznacznie paleniska. Jon i Gyn próbowali nad nim podpiec trochę zabranego ze sobą mięsa, żar był jednak zbyt słaby.
- Skorośmy już w komitywie jako zdrajcy i mordercy szlachetnie urodzonych - odparł radośnie żołnierz, jakby miał to być wesoły piknik. - Warto by było się co nieco poznać. Wiedźcie zatem, żem Yalon, najemnik ze wspaniałego Absalomu, miasta Centrum Świata, do niedawna w służbie cheliańskiego wojska ze względu na godny żołd i znaczne przywileje społeczne - wyszczerzył znów poparzoną mordę. - Gyna i Jona już znamy... - kontynuował. - A wy? Niech zgadnę! - zmierzwił nieistniejącą brodę. - Dwie urocze babeczki i młodzieniec o zręczności lisa. Cyrk niewątpliwie jakiś! Albo obwoźny burdel dla obojga płci! - zarechotał.
- Ja ci dam cyrk, ja ci dam burdel, ty nadpalony popaprańcu! - wyrwała się Betty, rzucając w niego pochwyconą gałęzią. - Dowcipniś się znalazł zawszony!
 
Sekal jest offline