Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2012, 10:27   #10
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Agent wyjechał samochodem na powoli zatłaczające się ulice Bostonu. Jego drugi dom, tak wypełniony historią tego kraju i tak mocno z nim związany. Na zawsze miało pozostać w jego pamięci, teraz będzie się z nim wiązało kolejne nieprzyjemne wspomnienie.

-Nigdy w historii, nikt kto wiódł łatwe życie, nie zostawił imienia wartego zapamiętania -

-Słucham?- zapytał Kevin, który zdecydowanie na chwilę zamyślił się obserwując drogę, mijające go samochody i ludzi.

-Słyszałem, to co zostało powiedziane ... ale ... -

-Już to kiedyś powiedziałem, ale doskonale pasuje do twojej obecnej sytuacji. -

Kevin pokręcił głową. Jego przewodnik miał rację, po raz kolejny. Cóż życie potrafi być przewrotne. Jego ojciec wykiwał go, gdy ten zdołał umknąć z podziemi. W ten sposób, że jego duch został związany z mistycznym reliktem, którym później został obdarowany McGregor, a jednak charakter miał ogromne znaczenie. Teddy zdawał się całkowicie objąć swój los i nie raz i nie dwa okazał się nadzwyczaj pomocny. Lata spędzone w podziemiach, powiększyły tylko jego wiedzę. Cóż, nawet największy samotnik potrzebował czasami stanowiska, a przecież Kevin, aż takim samotnikiem nie był. To raczej jego praca i jego dziedzictwo zostawiły go w obecnej sytuacji. Nie zamierzał jednak narzekać.

Znów zgubił się w swoich myślach. Zdał sobie z tego sprawę, gdy wjechał na dobrze mu znane uliczki Cambridge. Tym razem pełne były policji i gapiów. Kevin już dawno nie miał żadnych wątpliwości dotyczących tego zdarzenia, ale jakaś jego część chciała tu przyjechać. Zaparkował swój samochód w pewnym oddaleniu, obserwując stare budynki, miejsca, w których tak naprawdę znalazł się jeszcze jako dziecko. Miejsca, które odcisnęło na nim swoje piętno.

-Miłe wspomnienia? -

-Mógłbym zapytać o to samo - odpowiedział agent wytężając swój wzrok. Krzątanina mundurowych i detektywów z wydziału zabójstw. Nie wyglądało na to, żeby agencja ściągnęła swojego koronera. Cóż, do najbliższej bazy, z której mogli ściągnąć swojego "człowieka" był kawałek, rozsądnym byłoby skorzystanie z pomocy w jakimś zakresie, z lokalnych sił. Jednak, ta decyzja należało do prowadzącego śledztwo. Jeśli oczywiście już się tutaj pojawili. Nakładające się na siebie jurysdykcje bywały kłopotliwe.

Odczekał, aby jego odjazd nie wydał się podejrzany i ponownie ruszył. Miał pracę do wykonania, potem przyjdzie czas na opłakiwanie zmarłych. To bolało, ale jeżeli chciał wykonać pracę dobrze, jeżeli chciał przeżyć musiał o tym pamiętać.

Zaparkował samochód przed Bostońską Biblioteką Publiczną. Jedną z największych w całych Stanach Zjednoczonych. Jeżeli gdzieś mógł znaleźć informacje, które mogłyby okazać się pomocne w śledztwie, to tylko tutaj.

W bibliotecznej czytelni jak zwykle panowała cisza. Przerywana od czasu do czasu przez młodego mężczyznę, który z ogromną szybkością pochłaniał kolejne książki, artykuły i dokumenty. To był jeden z jego darów, boskie dziedzictwo. Ogromne tomiszcze były pochłaniane w niesłychanie krótkim czasie.

Cóż boska krew, Ichor miał ogromny potencjał. Mu wystarczył czas potrzebny na mrugnięcie, aby zrozumieć dwie pełne strony tekstu. Zaczął od informacji o Kubie Rozpruwaczu, gdyż on był najbardziej znanym wcieleniem "Zachary'ego". Następnie przechodził do kolejnych podobnych morderstw. Egipt na początku XIX wieku, Japonia po "wizycie" eskadry Parry'ego. Co kilkanaście lat. Różne ofiary, różne organy ... ale zawsze część z nich zabierał.

McGregor starał się znaleźć w jego zachowaniu jakieś wzory, coś co mógłby wykorzystać, aby przewidzieć jego następny krok. Tak naprawdę zadowalał się jednak każdą kolejną informacją, która pozwalała mu lepiej zrozumieć mordercę. Każdy popełniał błędy, nawet najlepsi. A Kevin jeżeli tylko miał dostać taką okazję, chciał wykorzystać błąd przeciwnika.

W porze obiadowej opuścił bibliotekę, bogatszy o zdobytą wiedzę. Zjadł posiłek w jednej z mało rzucających się w oczy restauracji. W miejscu, w którym mógł zlać się w jeden z tłumem mu podobnych ludzi. Tak naprawdę nie zniknął całkowicie z radaru, wszakże miał przy sobie telefon ... był jednak dobrze wyszkolony i gdyby była taka potrzeba ... to nawet jego koledzy po fachu mieliby problem z odnalezieniem go ...

Jeszcze przed samym spotkaniem przeszedł się alejkami Boston Public Garden dla odprężenia i wstąpił do sklepu jubilerskiego, w którym kupił małą błyskotkę, nie chciał przychodzić do bogini z pustymi rękami ...

================================================
Kevin przez chwilę uważnie obserwował boginię, zastanawiając się co tak właściwie przed chwilą zaszło w tym miejscu. Jednak nie miało to, aż tak dużego znaczenia. Do baru i na to spotkanie, sprowadziła go znacznie poważniejsza sprawa. Na całe szczęście te kilka godzin pozwoliło mu na pewną stabilizację. Znał śmierć, jej różne aspekty … a wraz z głębszym zrozumieniem, gdzieś znikał pewien strach i niepewność. To była kolejna rzecz, która odróżniała go od śmiertelników … a nawet od niektórych innych jemu podobnych. W końcu nie każdy miał szczęście być synem władcy zaświatów. Przerwał jednak te jałowe rozważania uśmiechając się szeroko do bogini siedzącej obok niego.

-Szkoda, że nie spotykamy się w przyjemniejszych okolicznościach - powiedział spokojnym tonem głosu. -A do tego, czuję się tak jakbym przychodził w sprawach służbowych - dodał po chwili przepraszająco. Sięgnął do kieszeni kurtki wyciągając z niej małe pudełeczko, owinięte kolorową wstążką.

-Chciałem jakoś podziękować, za to, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Masz pani z pewnością wiele innych ważnych zająć - podał bogini pudełeczko, w którym znajdowała się broszka w kształcie kota … nie było to wiele, ale estetycznie sprawiało miłe dla oka wrażenie. Agent cały czas uśmiechał się dodając

-Wiem, że to nic wielkiego … ale nie wypadało przychodzić z pustymi rękami - dodał wesołym tonem.

Pociągnął łyk wody ze szklanki przyniesionej przez barmankę, aby po chwili ponownie skupić pełną uwagę na swojej rozmówczyni. Gdy tym razem się odezwał, mówił poważniej, z wyczuwalną determinacją

-Potrzebuję pomocy. A ojciec polecił ciebie. Ścigam - jego intonacja wyraźnie podkreśliła to słowo. Jakby miało ono większe znaczenie. Jakby koniecznie należało je wypowiedzieć - bardzo groźnego przestępce. Wiem, że nazywa się Zachary i jest seryjnym mordercą … jednak działa od bardzo dawna … prawdopodobnie zaczął gdzieś w okolicach XVIII wieku. Morduje swoje ofiary i zabiera jakieś ich organy. A teraz pojawił się w Bostonie … zabijając po raz kolejny - przerwał na chwilę, powstrzymując emocje … nie chciał aby zdradził go głos czy mimika.

-Ktoś musi go powstrzymać. Problem w tym, że doskonale potrafi się ukrywać … pani proszę o wszelką pomoc, jaką jesteś mi w stanie udzielić -

Bastet chwyciła niewielki podarek i przejechała palcem po krawędziach broszki. Uśmiech pozwalał stwierdzić, że prezent przypadł jej do gustu. Odłożyła go do pudełeczka i skupiła uwagę na Kevinie.

- Ty uważasz, że ktoś musi. Tak jak wielu przed tobą - oparła głowę na prawej dłoni, następnie delikatnie przechylając ją na bok. - Wiem, że czasem trudno się z tym pogodzić, ale śmierć jest naturalnym porządkiem rzeczy. Nie myślisz chyba, że błyskotki i jedna stracona dusza przekonają mnie bym ci pomogła.

-Nie boję się śmierci - powiedział agent powoli, a jego ręka automatycznie powędrowała do wisiorka przy szyi.

-Czasami myślę, że jest moją towarzyszką … od dawna. Parę razy zaglądałem jej w oczy - położył dłoń z powrotem na stole, patrząc Bastet w oczy

-Prawda jest taka, że tym razem … ta śmierć boli bardziej … ale, nie dlatego chcę powstrzymać tego “człowieka” - przerwał na chwilę obserwując reakcje egipskiej bogini

-Tu chodzi o sprawiedliwość. Zebrałem trochę informacji i przez wieki, zebrało się wiele ofiar. Tu nie chodzi o jedną duszę, nie chodzi nawet o liczby … każda ofiara miała swoje marzenia, a Zachary je przerwał … cały czas uciekając od kary … może przynajmniej w jakimś sensie, ukaranie go … da zamknięcie -

- Ojciec naprawdę niczego cię nie nauczył - pokręciła z dezaprobatą głową. - Nie w mojej gestii leży odwoływanie się do twojego rozsądku. Dobrze zatem, pomogę ci, na tyle na ile mogę, choć to i tak niewiele. Wcześniej jednak jedno proste pytanie. Czy po raz pierwszy w swoim ułożonym życiu jesteś w stanie naprawdę złamać reguły?

-Zostałem Agentem NCIS … to chyba oznacza, że nie jestem do końca rozsądny - na sekudnę na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech, tak samo jak w jego oczach … na chwilę pojawiła się radość … mimo wszystko jego charakter … wygrywał.

Po chwili już poważniej odpowiedział -Zrobię to co jest konieczne. Reguły i prawo są ważne, ale są rzeczy ważniejsze … wyższe dobro -

- Nie mogę powiedzieć ci wiele o Zacharym. Próbowałam, ale nawet dla mnie jest ledwie cieniem. Nie wiem jakiego rodzaju to magia. Wiem tylko, że jest obrazą dla życia i jest w stanie odsunąć istotę znającą jej sekrety poza wpływ wszechobecnych nici Losu. Przynajmniej na sposób, w który my je postrzegamy.

Przerwała i przyjrzała się Kevinowi. Czekała jeszcze przez chwilę dając mu czas na przyswojenie wszystkich informacji. Dopiero wtedy odezwała się ponownie.

- Innymi słowy nawet boska wyrocznia nie przyda ci się do niczego. Jedynie dzieci Sesheps są w stanie nagiąć zasady tej gry.

Kevin spodziewał się, że sprawa nie będzie łatwa, że ma do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. Dopiero jednak po słowach Bastet zdał sobie sprawę, jak niebezpieczny może być Zachary. Nie było jednak odwrotu. Nie był agentem z powodu rozsądku. Zapewniał bezpieczeństwo innym … sam wchodząc w zagrożenie … i ta sytuacja nie musiała być inna. Będzie musiał zachować rozsądek i mieć oczy dookoła głowy.

-Cóż moje klasyczne wykształcenie ma chyba kilka luk - powiedział -Kim jest Sesheps i jej dzieci? -

- Sesheps - kiedy wypowiadała to imię zdawała się myślami być gdzieś daleko. - Jest dla bogów tym, kim Zachary dla ciebie. Niezrozumiałą potęgą, na swój własny sposób połączoną z Losem. Nadal jednak ogromnym zagrożeniem, który ich zdaniem łatwiej było zniszczyć. Na szczęście uświadomiono im jakie byłby tego konsekwencje.

- Dziś bytuje uwięziona po wieki. Wraz ze swymi dziećmi będącymi mylnie postrzeganymi jako jedne z najpiękniejszych antycznych dzieł sztuki. Sfinksy. Śpiące w swych kamiennych formach, mogą być jednak przywrócone do życia. Każdemu natomiast kto zdoła tego dokonać i podołać ich wyznaniu, gotowe są oddać dar wiedzy potężniejszy niż jakikolwiek inny.

-Rozumiem dlaczego wspominałaś o niebezpieczeństwie. Zapewne nie mogę liczyć, że zada mi to samo pytanie, które Edypowi? - Był to pewien sposób radzenia sobie ze stresem. Zawsze uważał, że ten, który w swoim umyśle uzna się za przegranego, nic nie osiągnie. Augustyn z Hippony powiedział: Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. I miał w tym trochę racji.

-To prowadzi do dwóch kolejnych pytań. Gdzie znajdę najbliższego sfinksa i w jaki sposób, mogę go ożywić -

- Na twoje szczęście dziś tego typu monumenty można znaleźć na całym świecie. Nawet tu w Bostonie. Na cmentarzu położonym przy Mount Auburn, ustawiono jeden z nich. Jeśli zaś idzie o przebudzenie sfinksa, to dla kogoś twego pokroju nie będzie to trudne zadanie. Wystarczy tylko zapłacić cenę krwi. Ledwie kilka kropli, które wetrzesz w usta posągu. To wszystko czego trzeba.

-Czego powinienem się spodziewać? - zapytał agent spokojnie - Jakieś podpowiedzi w kwestii zadania sfinksa? -

- Przede wszystkim musisz wiedzieć, że igranie z mocami tych istot to zadanie niebywale ryzykowne - ton jej głosu stał się znacznie bardziej surowy. - Jeśli obudzisz jedną z nich i nie znajdziesz odpowiedzi na zadane pytanie, uwolnisz sfinksa z jego więzienia. Jeśli w takiej sytuacji ten postanowi cię zaatakować, proszę, posłuchaj mojej rady i uciekaj. Przegranie starcia oznacza śmierć. Wygrana naznaczy cię klątwą, która sprawi, że będziesz błagał o skrócenie swych cierpień.

Kevin milczał. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Lepiej dla niego byłoby zapomnieć o całej sprawie. Może nie lepiej, wygodniej. Nikt mu nigdy nie obiecywał życia usłanego różami. Gdy dla bezpieczeństwa obywateli swojego kraju przyjmował fałszywą tożsamość, również wchodził do jaskini lwa.

-Qui audet adipiscitur - powiedział. Dopił wodę stojącą przed nim. Decyzja zapadła, uzyskał informacje, które mógł uzyskać. A teraz ponownie rozglądał się po barze, na cmentarz powinien udać się pod osłoną ciemności. Nie chciał aby, ktoś był świadkiem tego czynu. Pozostawało mu trochę czasu … powinien zrobić coś aby zapomnieć, że już niedługo będzie ryzykował własne życie.

-Co jest takiego specjalnego w tym barze? Dlaczego ze wszystkich możliwości w tym mieście, akurat on został wybrany na miejsce spotkania ?-

Bastet uniosła brwi nieco zaskoczona.

- Na tym świecie istnieje wiele miejsc, które tylko na pozór wyglądają zupełnie normalnie. Prawdę o nich ukrywa się z najróżniejszych powodów. Wierz mi, jeśli idzie o to konkretne, dla spokoju duszy lepiej nie szukać jego sekretów zbyt wytrwale - jej spojrzenie powędrowało ku szklance stojącej tuż przed Kevinem, po czym na jego samego. - Chcesz tego czy nie i tak poznasz je w swoim czasie.

Kevin powędrował za jej spojrzeniem, przez chwilę zastawiając się co dokładnie może to oznaczać.

-Cóż Rosjanie mają takie powiedzenie raz maty rodyła … chociaż mogli się pomylić, co do umierania tylko jeden raz - obrócił szklankę w ręce, po czym jakby zrezygnował z zabawy i ponownie położył ją na stole

-Co teraz? Mam nadzieję, że nie odrywam cię od zbyt ważnych zajęć, dla moich problemów -

- Twój ojciec zapłacił mi wystarczająco, bym mogła spędzić tu nawet cały dzień - podniosła się ze swojego krzesła. - Ponieważ jednak nie mogę bardziej ci pomóc, mam zamiar wykorzystać resztę danego mi czasu tylko dla siebie.

-Oczywiście. Życzyłbym ci szczęścia pani, ale chyba tego jednego masz w nadmiarze. Dlatego pozwolę sobie trochę samolubnie, życzyć abyśmy spotkali się ponownie, w lepszych okolicznościach - poczekał, aż bogini opuści bar. Wiedział już co musi zrobić, miał jednak trochę czasu. Chciał się przygotować na spotkanie ze sfinksem … odłożył pustą szklankę na bar i ruszył w stronę wyjścia …

Na cmentarz chciał udać się pod osłoną nocy. Z kilku powodów, przy tym co zamierzał nie chciał mieć żadnych świadków. Po drugie, w razie gdyby nie podołał zadaniu sfinksa, nie chciał narażać postronnych osób. Jednak, jeżeli ktokolwiek miał odpowiedzieć na zagadkę, to przecież tylko on? Na wszelki wypadek lepiej było się jednak przygotować. Biblioteka musiała mieć wiele ksiąg z zagadkami, lepiej było je przejrzeć. Chociaż istniała mała szansa, żeby stworzenie zadało mu jedną, którą już gdzieś znajdzie, to przynajmniej dowie się o nich więcej. Pozna sposób myślenia je zadających i może będzie mu łatwiej znaleźć prawidłową odpowiedź ... miał jeszcze nadzieję, że cmentarz nie będzie chroniony ... chociaż to akurat nie powinno stanowić większego wyzwania ... wolałby jednak być tam całkowicie samemu ...

Otworzył drzwi i ponownie znalazł się na ulicach Bostonu ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline