Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2012, 12:56   #6
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=K3Ulyzayz6o[/MEDIA]



Piątka jeźdźców minęła, wzniesioną z kamienia bramę Addsburga. Za ich plecami, jakby w złowrogim geście pożegnania, pomiędzy posępnymi drzewami zawył wiatr. Inkwizytorzy z całą pewnością poczuli ulgę - trudna podróż właśnie dobiegła końca. Teraz ich myśli krążyły raczej dookoła kadzi z gorącą wodą, tłustym gulaszu z dziczyzny i cycatej pannie, która wymasuje ich obolałe ciała.
Uliczki miasta nie zdawały się wyróżniać szczególnie na tle większości osad cesarstwa. Wysokie budynki, których fasady poprzecinane były drewnianymi belkami, stały ciasno jeden obok drugiego. Mało przemyślany za to był gościniec - przy tak ciężkich warunkach pogodowych można było pomyśleć o wyłożeniu ko czymś solidnym. Kamieniem, czy też przynajmniej deskami. Zmordowane już konie co chwila parskały, kiedy zmrożone na kość błocko trzaskało pod ich kopytami.

Niepokojacym zdawac się mógł fakt, iż uliczki miasta wydawały się wyludnione. Jedynie miejscami ot jeden starzec dźwigający chrust do swego domostwa, czy spanikowana mieszczanka, drąca się wniebogłosy nawołując swe dziecko do domu. Inkwizytorzy z jednej strony byli zadowoleni - zazwyczaj ich pojawienie się pośród murów miasta wzbudzało sensację połączoną z paniką. Tym razem zdawało się jednak, że mieszkańcy nie byli szczególnie zaskoczeni postaciami w czerni. Obeszło się wręcz bez większego echa.
Na to również wskazywać mogła wrzawa, jaką dosłyszeli gdzieś za zakrętem gościńca. Jakby setki głosów, krzyki, po których nastąpiło uderzenie w dzwon. Słudzy Boży unieśli spojrzenie na dzwonnice katedry. Dźwięk bynajmniej nie pochodził z niej.
- Dzisiaj bedzim skracać no takigo ydnego o głowe. Ni przejmujta si waszmoście hałasym... Szybki CIACH i byndzie cisza. W naszym miście zawsze cisza i spokój... no, przynajmnij do nidawna...
Dopiero teraz inkwizytorzy dostrzegli maszerującego gdzieś za ich plecami strażnika miejskiego. Był młody, dać mu można było góra dwadzieścia wiosen. Jego twarz zaś budziła odrazę połączoną z lekkim rozbawieniem. Oczy chłopaka rozbiegane były na dwie strony. Każde oko zdawało się pilnować własnej "strony". Zaś jego dolna warga w większości sprowadzała się do paskudnej blizny, która obnażała szereg jego przegniłych, dolnych zębów. Opatulony był szczelnie futrem, spod którego widoczny na piersi był herb - miecz wzniesiony ostrzem ku niebu, którego szczyt otaczała ciernista korona.
- Kapitan kozoł wam wskazyc gospode, waszmoście.- wytłumaczył się, chyba odgadując z twarzy inkwizytorów zaskoczenie.



Dotarli wreszcie na główny dziedziniec miejski, w którego centrum zebrały się tłumy. Starcy, dorośli i dzieci. Trędowaci, żebracy, kupcy i mieszczenie. Wszyscy jak jeden mąż darli się żądając sprawiedliwości w kierunku ustawionego pomiędzy nimi podestu. Na konstrukcji, stworzonej z mocno zużytych desek, prężył się dumnie brodaty jegomość w zbroi. Jego dłonie oparte były na obnażonym mieczu. Krzyki tłumu zdawały się sprawiać mu przyjemność, na co wskazywał wręcz błogi wyraz twarzy delikwenta. Co najmniej jakby za wąskim mieczem skryły się dwie kurewki, teraz pucując mu jego kapitańskie berło. Ano, kapitańskie...
- To yst dowódca straży mijskiej, waszmoście. Syr Urlich Blaukopff. Powidają, ży służył w armi cysarskiej, słyszeliśta moża to imie, a ? Nu... na pywno pochodzi z Akwizgranu.
Blaukopff wykonał nagle teatralny gest dłonią, a strażnicy otaczający kręgiem podest zaczęli odpychać zgromadzony tłum przy użyciu kijów i pałek.
- Przejście, dla kata ! Ruszcie śmierdzące dupska ! Dla kata przejście !
Zdawać się mogło, że każdy ze strażników sam mógłby za kata posłużyć. Bowiem ciosy rozdawane prze nich tak hojnie gawiedzi, nie należały do "wyrozumiałych". Niejednokrotnie spod drewnianej bulwy pałki tryskała w powietrze jucha.
Nagle wszyscy zamilkli, a w jednej z bocznych uliczek ukazał się kat i ciągnięty przez osła drewniany wóz. Znajdował się w nim łysy mężczyzna, którego ręce skrępowano niewprawnie liną. Ta przecięła skórę i powyginała straszliwie palce, które zdawać się mogły połamane. Straceniec był torturowany - nie próbowano tego ukryć. Skóra pod jego oczami była spuchnięta i sina. Zęby wybite, przez co po brodzie spływała mu zmieszana ze śliną krew. Plecy zaś poszarpane katowskim batem.


- Psubrat wytrząsnął dzicko ze swyj kobity. A późnij, twirdząc za pywne jak wóz to i przewóz, zatłukł ja gołymi rynkoma... - jedno z oczu strażnika skierowało się ku inkwizytorom, kiedy drugie wciąż zdawało się obserwować kata i jego ofarę- Ale wita...ona była ino z tych co tutaj ... no wita. Do nich przybyliśta, no ni ? Ksiundz proboszcz trzymał mordę krótko, ale byliśmy nimal pywni, że w końcu waszmoście przybyndom do Addsburga. Nich Bóg ma nus w opice.
Sir Blaukopff przejechał palcem po ostrzu opartego o pieniek topora. Skinął z aprobatą głową, po czym machnął na kata. Wóz ruszył w kierunku drewnianego podestu, a pośród tłumu ponownie zawrzało.
- O , tam yst oberża przeznaczona dla waszmości.- oderwał się od widowiska strażnik, wskazując im budynek ustawiony frontem do dziedzińca. - Johan już został powiadomiony, zatym pokoje właśni si szykują. Polycam wam jednak skosztować ino jego kuchni. Jeśli jygo kobita tak gotuje, to dla sprawiedliwości Bóg ojcic poiwnien chociaż pożałować jej w chędożeniu...- uśmiechnął się szeroko, a następnie pobladł. Mina mu zrzedła, kiedy zrozumiał jak bardzo nie na miejscu okazać się mogły jego słowa.
Tymczasem skazaniec dotarł już do schodków, prowadzących go do pala...




Jakiś czas później. Oberża "Gliniany Garniec"

Izba nie powalała swymi rozmiarami. Ot kilka podłużnych, drewnianych ław, podstawionych do ułożonych na beczkach blatów i stary, dębowy kontuar ustawiony po prawej stronie od wejścia. Atmosfera miejsca połechtała jednak zmęczone ciała inkwizytorów. Palenisko umieszczone w jednej ze ścian biło przyjemnym ciepłem. A unoszący się w powietrzu zapach potu, skwaśniałego mleka i lekkiej stęchlizny [ co prawda i tak brakowało mu do powalającego odoru słynnych Hezkich oberży ] tym razem nie wydawał się problematyczny - był swojski.
Klientele wywiało z lokalu. Nie pewnym było czy z powodu niesamowitego pokazu jakim uraczył los obywateli Addsburga, czy też strażnicy wzorem swych kolegów, przy pomocy pałek postanowili ułatwić inkwizytorom wybór stołu jak i pokoju.
Niemniej jednak właściciel oberży - niski, otyły mężczyzna wciśnięty w zielonkawy, pocerowany kaftan - z uśmiechem powitał ich w swoich progach.
- Niech będzie pochwalony !- sięgnął głosem pod niebiosa unosząc ręce w kierunku gości -Zwę się Johan. Jestem właścicielem... Zapraszam, zapraszam. Gerot !- warknął w kierunku młodzika, zasiadającego na zydlu za kontuarem.- Odbierz od panów płaszcze. Inga !- tym razem rzucił w kierunku przesłoniętych szmatą drzwi.- Podawaj no , podawaj. Nasi goście przybyli !- na jego twarzy znowu zawitała sztuczna radość, kiedy skierował ją w kierunku gości. - A co podać do picia ?

Słudzy Świętego Officjum usiedli przy stole w pobliżu paleniska. Ciche trzaskanie ognia i przyjemne ciepło zastąpiły w końcu wycie i chłód wichrów szalejących po lasach dookoła Addsburga. Po chwili oberżysta podał im strawę wraz z zamówionymi przez nich trunkami.
- Gęś w śmietanie, faszerowana barania kiszka, kasza, kapary i specjał ze wschodu ! Ogórek kiszony !
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 13-04-2012 o 15:22.
Mizuki jest offline