Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2012, 20:10   #85
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Cisza. W ruinach panowała cisza. Po krzyku, który słyszeli, zdawała się ona wyjątkowo złowieszcza i złowroga.
Otaczały ich zimne, betonowe i ceglane ściany. Miejsce pachniało wilgocią, pachniało grzybnią, pachniało świeżo rozkopanym grobem. Tak się kojarzyło. Z zapachem nad grobem Andrzeja, który przecież cała szóstka czuła nie tak dawno temu.

Opuszczony, walący się budynek zdawał się na nich czekać. Cichy, upiorny, jak przyczajony drapieżnik.
I wtedy to usłyszeli. Kolejny krzyk. Dochodzący gdzieś z lewej strony, ze zrujnowanego piętra. Krzyk pełen bólu i cierpienia. Kobiecy, rozedrgany, jękliwy.

Patryk na chwilę zastygł nasłuchując. Potem odwrócił się i spojrzał na przyjaciół, uzbrojonych jak na dobrą wojnę o ogień z neandertalczykami. Zrobił jakąś minę, która w założeniu chyba miała dodać im odwagi, ale jedyne co dało się dostrzec pod warstwą sińców, to fakt, że Gawron sam bał się jak jasna cholera. Przyłożył palec do ust i pomału ruszył w kierunku, z którego dochodził krzyk.

Hirek zadrżał na dźwięk krzyku, który jak mu się zdawało rozległ się zdecydowanie za blisko. Cegłówka była nieporęczna i za duża, ale nie wahał się. Wrzask kobiecy był pełen cierpienia, musieli sprawdzić co się do cholery dzieje. Nawet we śnie. Skinął głową Gawronowi i starając się nie narobić za dużo hałasu stanął obok niego, rozglądając się nerwowo i ruszając ostrożnie w kierunku dźwięku.

Owszem, krzyk robił wrażenie. Pełen bólu, desperacji i rozpaczy. Ale Teresa nie wyglądała na specjalnie przejętą ani spanikowaną. Na całą scenę patrzyła bardziej jak na film lecący w telewizji niż na realne zdarzenie. Ściskała co prawda kij ale zaraz oparła go nonszalancko o bark jakby robiła sobie przerwę w grze w palanta.

- Poważnie? - spojrzała na chłopaków, którzy włączyli tryb wojowników ninja i przemieszczali się bezszelestnie, niemal na czubkach palców. Teresa wywróciła oczami i dodała hardo - To sen. Najgorsze co może się przytrafić to przepocona nocna koszula. - ewidentnie nie dopuszczała do siebie możliwości, że się myli.
Przeszła do lekkiego truchtu i minęła Hirka i Patryka oglądając się za nimi z miną “dalibyście spokój z tą dziecinadą”. Bynajmniej nie zamierzała się skradać. Chciała jak najszybciej odnaleźć źródło swojego koszmaru bo może wtedy będzie wreszcie mogła się obudzić.

Wolna ręka Patryka chwyciła ramię Tereski. Spojrzał najpierw w stronę, w którą szli, potem na przyjaciółkę.
- Prosiłem: zostań. Ten jeden raz. - Szepnął i spokojnie, acz stanowczo przesunął dziewczynę do tyłu, po czym ruszył w dalszą drogę, nieco przyspieszając kroku.
- Zostać? - zapytała w odpowiedzi. - A nie powinniśmy trzymać się razem? Swoją drogą... jakiś jesteś w tym moim śnie... nadopiekuńczy.
- Dobra, trzymaj się razem, tylko nie właź mi pod ręce i przestań trajkotać.
- nadal szeptał i zdawał się nieźle wystraszony, ale po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu.

Teresa odwzajemniła nieznaczny uśmiech po czym uczyniła dłonią gest zamykania suwakiem ust, później przekręciła je niewidzialnym kluczykiem by ten teatralnie wyrzucić za siebie.

Wanda trzymała się bezpiecznie za plecami Grzesia i nie zamierzała się nigdzie pchać pierwsza. Nie uzbroiła się w żadną prowizoryczną broń, bo jeśli to był sen to nie miało to najmniejszego znaczenia, a jeżeli to nie był sen to też nie miało to znaczenia.

- Tereska - syknęła Baśka, mocno spanikowana - nie wygłupiaj się, na Boga, to nie jest żaden sen, rozumiesz? mam cię walnąć, żebyś zrozumiała, ze to jest realne? Nie zachowuj się jak kretynka!
- Ciszej.
– Hirek odwrócił się do reszty i przełożył ciążącą mu cegłę do prawej ręki. Zerknął jeszcze przez jakąś dziurę na niebo, przynajmniej ciemno jeszcze się nie robiło... – Pogadaliśmy, teraz pora się ruszyć. Patryk, idziemy.

- Basiu, trafiłaś w czuły punkt. Może istotnie jestem kretynką
- przyznała Teresa z chłodnym spokojem. - W końcu maturę zdałam w trybie wieczorowym i dopiero za drugim podejściem. Ale wolę być kretynką niż histeryczką. Przez ten tumult jakiego narobiłaś do Gawrona przylgnęła opinia gwałciciela. Możesz teraz to wycofać ale na Węgielnej już raz doszyta etykietka zmienia się w wypalone piętno. Słyszałaś przypowieść o plotce? Nasz świątobliwy tatuś uwielbiał przypowieści - Teresa znów się rozgadała w najlepsze i nawet gromiący wzrok Gawrona nie zamknął jej ust. - Otóż plotkara idzie do spowiedzi i prosi o rozgrzeszenie. Za to plotkowanie. A ksiądz na to, żeby poszła na balkon i rozdarła poduszkę. Kobieta posłuchała oczywiście, wraca do klechy i pyta - co teraz? A on na to - a teraz wróć i pozbieraj całe pierze wtedy dostaniesz rozgrzeszenie. Kobieta odpowiada - ale proszę księdza, to niemożliwe. Pióra rozfrunęły się na na całą dzielnicę, w życiu nie zbiorę wszystkiego na powrót. A ksiądz mówi - widzisz idiotko, i tak działa plotka i pomówienie. Raz zasiana będzie już krążyć wśród ludzi, rozsiewać się na nowo i rozrastać. Czy jakoś tak... - zakończyła przerzucając badyl na drugie ramię.

- Dziewczyny, nie kłóćcie się, nie lubię tego- powiedział Grzesiek z gorzką miną.
- I może faktycznie nie hałasujmy, cisza bywa tak kojąca, i w ogóle...

- Ja się nie kłócę
- Teresa zeszła do szeptu i faktycznie robiła wrażenie oazy spokoju co zważając na scenerię i sytuację było jakieś nie na miejscu. - Po prostu wyjątkowo, bo to sen, pozwalam sobie na komfort mówienia tego co myślę. I dobra - spojrzała na Grzesia ugodowo. - Już się nie odzywam.

Basia poczerwieniała i opuściła głowę. Jednak w miarę jak Tereska mówiła, jej twarz robiła się coraz bledsza, a ręka coraz mocniej zaciskała na kiju.
- Jesteś niesprawiedliwa – powiedziała w końcu, mocno i cicho – nie masz pojęcia… nie masz pojęcia jak to… co się zdarzyło. Ocknęłam, a ktoś leżał na mnie. Nie poznałam Patryka. Tak, spanikowałam… było ciemno, nie wiedziałam co się dzieje.. każdy by spanikował. Jesteś niesprawiedliwa – powtórzyła głośniej – i podła. Ty rozsiewasz plotki – nie wiesz, co się wydarzyło, a mnie oskarżasz. Sądzisz po pozorach, jak cieć, co tam stał i wrzeszczał „gwałciciel” do Patryka.
Rozluźniła palce zaciśnięte na kiju.

- To podłe, Tereska.
- A nazywanie mnie kretynką jest szczytem słodyczy?
- Teresa też poczuła się nieswojo. - Grześ ma rację. Bądźmy już cicho.
- Przepraszam...chciałam tylko, żebyś zrozumiała, ze to nie sen.
- Ja też przepraszam. Ale dla mnie to jak wykład schizofrenika, że on wcale nie jest chory. Po prostu Basiu w to nie wierzę. I nic co powiesz tego nie zmieni. Ale jest jeden plus. Jutro się wszyscy o tym bezwzględnie przekonamy.
- Uszczypnij się. We śnie byś nie poczuła bólu. Możesz czuć emocje, ale nie fizyczne doznania.

- Może to bardzo realistyczny sen. Wersji, że porwano nas z domów i aresztu, przyodziali w sutanny i zrzucili na jakieś pustkowie jak w remaku “Uciekiniera” nie kupię za żadne skarby.
- Nie wiem, co się stało. Ale bardzo cię proszę - uważaj i nie kozacz. To JEST realne.


Hirek w tym czasie łypnął okiem na Gawrona i wskazał głową pytająco w kierunku w którym się wybierali. Przekomarzanie się czy jest to sen czy nie nie leżało mu w tej chwili. Swoje wiedział... a raczej nie wiedział. Teraz chciał po prostu przestać się bać. Obojętnie w jaki sposób, albo się obudzić albo zobaczyć kto tak przeraźliwie krzyczy tuż obok nich. Zgrywanie bohatera nigdy dobrze mu nie szło i miał wrażenie że zaraz koślawa maska spokoju, którą założył na siebie spadnie z hukiem. Wciągnął głęboko oddech i wkrótce po tym jak dziewczyny zaczęły dyskusję znowu ostrożnie zaczął iść za kolejny zakręt, doganiając szybko Gawrona, który się nie zatrzymywał podczas dyskusji.

Krzyk poprowadził ich na piętro., do kolejnego opustoszałego korytarza.


Odchodząca farba, łuszcząca się niczym skóra jakiegoś paskudnego, chorego stwora. Ponure, klaustrofobiczne, cuchnące zgnilizną miejsce.
Krzyk odchodził wyraźnie gdzieś z końca korytarza. Z przejścia po lewej stronie. Paliło się tam światło - lampy naftowej lub czegoś podobnego. Na ścianę korytarza rzucały się cienie. Widzieli... coś chudego i skrzydlatego z kolcami wystającymi z ramion i uskrzydlonych barków, chyba także rogatego. Widzieli jakiś mniejszy kształt i cień kogoś lub czegoś jeszcze, czegoś, co bez wątpienia miało łeb świni. I widzieli wyraźnie cienie kolczastych, przypominających łańcuchy lub .. drut kolczasty.
Widzieli także krew ... krew znaczącą ściany tego korytarza. Odciski rąk, palców, niekiedy innych części ciała w tym twarzy. Na całej długości tego ponurego miejsca.
Włosy zjeżyły się im na głowie i karku, a do krzyku dołączyły inne - cichsze odgłosy. Jakieś mamrotanie, chrumkanie oraz szczęk zderzających się ze sobą stalowych przedmiotów.
Pantomima cieni ... przerażała. W jednej chwili tylko głupca nie opuściłaby odwaga. Głupca, lub kogoś naprawdę twardego psychicznie.

Gawron zaliczał się raczej do tej pierwszej grupy, niemniej jednak wciąż próbował grać opanowanego. Wszedł na korytarz jako pierwszy i znieruchomiał, zatrzymując pochód. Odwrócił się do pozostałych. Skóra pod sińcami była blada jak płótno.

- Kurwa, teraz poważnie, kocham was jak rodzeństwo, ale pierwszy kto znów się wydrze, dostanie cegłą - wyszeptał tak cicho, jak tylko potrafił. - Idę zobaczyć co z tą ranną laską. Szykujcie się do spierdalania.

Teresa zaczynała już porzucać myśl, że to koszmar. Owszem, sceneria była paskudna i obskurna, ziąb przygnębiający a zgrzebne habity dopełniały pokutną atmosferę. Ale w zasadzie nic potwornego się nie działo. Rozmawiali, szli przed siebie, zwykłe takie. Kobieta krzyczała w tle ale dopóki była jedynie głosem majaczącym na granicy postrzegania Teresa nie do końca analizowała jego znaczenie w całym tym galimatiasie.
Ale to co zobaczyła w tamtym pomieszczeniu zmieniło wszystko.
Nagle cała kłótnia czy to sen czy jawa straciła na aktualności. Bo to był stuprocentowy koszmar! I to jeden z gorszych jakie Bułka śniła.
Najpierw pomyślała o Antku. W zasadzie z ulgą wypuściła z płuc powietrze na myśl, że jego tu nie ma. O siebie się nigdy nie bała, o niego zawsze.
Tam, w więziennym skrzydle szpitala musi teraz wić się i szamotać pod wymiętą warstwą pościeli, pocić się do imentu a może nawet krzyczeć. O tak, lepiej żeby krzyczała bo wtedy może ktoś ją obudzi.
Jak na ironię tutaj nie wydała z siebie żadnego dźwięku. I bynajmniej nie dlatego, że tak kazał Gawron ale po prostu język stanął kołkiem w gardle. Przełknęła pierwszą falę strachu próbując opanować łomoczące serce i uginające się pod nią kolana.
To tylko sen – powtórzyła sobie, tym razem jedynie w myślach. - Sen Teresa. Nic ci nie grozi...
Patryk oświadczył, że idzie na zwiad ale Bułka kurczowo złapała go za nadgarstek.

- Idę z tobą
– szepnęła. Miała dopowiedzieć "to w końcu mój sen" ale ugryzła się w język. Rozchodziło się o to, że musiał w tym tkwić jakiś głębszy sens. I doznała olśnienia. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Industrialny krajobraz, zupełnie jak z Przemysłowej, pokutne szaty i demony z piekła rodem. Zadośćuczynienie.
Powinna po prostu uratować tą kobietę. Wtedy się obudzi.

Jednej chwili wystarczyło aby wszystko diametralnie zmieniło się w koszmar. Cienie pełzające po ścianach, dźwięki, jakieś niewyobrażalne kreatury… Hirkowi od razu stanęła przed oczami wizja siebie samego w wannie. Zezwierzęcona karykatura człowieka. Dłoń zaciśnięta na cegle zaczęła się trząść. Raz i drugi obejrzał się za siebie, w kierunku wyjścia z tego budynku. Korytarz zaczął nagle przypominać bebechy, jelito jakiejś koszmarnej bestii. A ten drut, drut kolczasty?! Czy właśnie byli świadkami kolejnego mordu z serii? A wyobraźnia kreowała scenerię z piekła rodem?
Zacisnął usta w wąską kreskę, kiedy Tereska wyrwała za Gawronem. Jasna cholera, usłyszy od brata litanię kiedy będzie po wszystkim… Bo wkrótce będzie po wszystkim. Obudzi się. Musi. Wyminął ją i stanął obok Gawrona, zasłaniając siostrze dalszą drogę. I tak go nie posłucha i nie odpuści, tak przynajmniej będzie miał iluzję tego że jest bezpieczna.
Basia poczuła, że dłoń ściskająca kij zrobiła się śliska i coś spływa jej po nadgarstku. Podniosła ręka i polizała wnętrze dłoni. Potem przycisnęła dłoń do ust, bo wiedziała, że za chwile nie wytrzyma napięcia i zacznie krzyczeć. Nie czuła zimna ani poranionych stóp. Kolejna strużka potu ściekła jej po kręgosłupie.
Przerażenie wypełniało jej ciało, rozpychało je od wnętrza jak powietrze balon. Odcinało wszystkie inne bodźce, myślenie, odcinało dopływ powietrza…

Basia poczuła, że się dusi. Zaczęła spazmatycznie wciągać powietrze, już dawno nie miała ataku, zresztą inhalator został w plecaku.. a drugi w szufladzie nocnej szafki, pamiętała to dokładnie… walczyła o każdy haust powietrza i po chwili nie wiedziała już, czy bardziej przeraża ją wizja śmierci przez uduszenia, czy poprzez rozszarpanie przez bestię z tego świata. Bo była pewna, że to czego doświadczają jest realne. I pewna tego, że nie mają szans wyjść z tego żywi.

Wanda zbliżyła się do Basi i delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu.
- Basia? Spójrz na mnie - wyszeptała - Co się dzieje?

- Voivorodina...
- wyszeptał Grzesiek, stojąc nieruchomo i wpatrując się w cień świniogłowego. Cała sceneria była upiorna, ale jego najbardziej ruszyła obecność niedoszłego oprawcy.- Przecież mam jeszcze trzy dni... Co on tu robi- ledwie poruszał ustami, a z tego, co mówił wynikało, że nie jest już tak do końca pewien nierealności przedstawienia, w którym brał udział.
- Mmmusimy stąd iść- wyjąkał do towarzyszy szeptem. Z resztą, nawet gdyby chciał podnieść głos, nie dałby rady. Był widocznie roztrzęsiony, cały czas widział przed oczami upiorną twarz świnioludzia. Powoli zaczął się cofać, zatrzymał się jednak przypominając sobie o kobiecie, której krzyki zmieszały się z innymi, jeszcze mniej przyjemnymi dźwiękami. Wszystkie negatywne odczucia stały się teraz nad wyraz wyraźne, ostre. Stanął w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą począć.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline