Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2012, 10:21   #81
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Post zbiorowy cz.1

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lDPn4d651zM[/MEDIA]

Mina Teresy nie odzwierciedlała strachu, raczej wzmożony stopień irytacji.
- Znowu koszmar - westchnęła przyglądając się szaremu habitowi. - A to coś nowego... - skwitowała niemal się uśmiechając. - Freud by pewnie orzekł, że wyraża moje skryte pociągi do mężczyzn w sutannach.
Szczelniej oplotła się rękami z powodu przejmującego zimna i rozejrzała po apokaliptycznym krajobrazie. Na koniec zmierzyła wzrokiem każdego z przyjaciół z dzieciństwa.
- Do ciężkiej anielki, a wy co tu robicie? - Teresa rzadko pozwalała sobie na wyrażanie myśli na głos ale w końcu to był jej sen. Mogła mówić cokolwiek bez żadnych konsekwencji. I wtedy krzyk kobiety przeszył powietrze.
- Usiądę sobie tutaj i poczekam aż się obudzę - poprzedniej nocy dała się wessać spirali własnych koszmarów. Dziś nie zamierzała.
- Tym razem to nie Antek więc mam to w głębokim poważaniu! - wrzasnęła nawet zwracając oczy ku szarości nieba jakby tam rezydował ktoś odpowiedzialny za jej conocne majaki.

- A ja pójdę zobaczyć, co i kto tam jest - co prawda, gdy tylko Grzesiek usłyszał krzyk przeszły go ciarki, ale ciekawość była silniejsza. Poza tym, jest bezpieczny przez najbliższe trzy dni, a ze snów można się wiele dowiedzieć. Na resztę nie zwracał uwagi, w końcu to sen- jeśli mają z nim iść, to pójdą.
Powoli zaczął kuśtykać w stronę, z której dobiegł go krzyk, wsuwając pod pachy zmarznięte dłonie.

- Spoko, ja ogarniam. Miałem już ten sen. Po prostu jak zwykle dajmy się ponieść chwili. - Gawron uśmiechnął się łobuzersko - Tylko... zaraz, Grzesiek? Hirek? Co wy do chuja robicie w moich fantazjach?

- Fantazjach? - powtórzyła Teresa profesorskim tonem. - Wybacz Patryku ale muszę cię rozczarować. To żadne twoje fantazje tylko mój osobisty koszmar. Swoją drogą zaczynam żałować, że tak ochoczo pobiegłam cię ratować - wymierzyła w Gawrona oskarżycielski palec. - Przez ciebie wylądowałam w celi, z wariatką, która oblewa mnie krwią i zadaje krępujące pytania czy... - podniosła głos co było zupełnie do Teresy niepodobne - się cwele czy grypsuje! To jakiś koszmar... - niezrażona wcześniejszym kobiecym krzykiem rozsiadła się na zmarzniętej ziemi jakby przyszła tu na piknik.

Wanda znalazła sobie miejsce gdzie gruzu było mniej i nie wbijał się tak boleśnie w stopy. Nieczęsto zdarzało jej się miewać tak realistyczne sny, a ten był wyjątkowo interesujący i dość abstrakcyjny, chociaż nie niespodziewany. Widziała całą piątkę i dziwaczny krajobraz w tle. Nie odzywała się, bo zwykle w takich snach wszystko działo się gdzieś poza nią, tak jakby była tylko obserwatorem, widzem na użytek, którego odgrywano spektakl. Niezwykłe było natomiast to, że odczuwała zimno. Nigdy podczas snu nie zdarzyło jej się być podatną na temperaturę otoczenia, ani ciepło, ani zimno. Otuliła się mocnej ubraniem i zdała sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. We śnie nie zdarzyło jej się wcześniej widzieć własnej osoby i tego w co była ubrana. A teraz mogła to dokładnie sprawdzić i to tak dokładnie, że spostrzegła niepokojące braki.
- Dlaczego nie mam gaci?- pytanie wyrwało jej się na głos.

- Tak. To już trochę bardziej przypomina zwyczajowy scenariusz... - Patryk podrapał się po głowie. Zdezorientowanym wzrokiem starał się ogarnąć co się dzieje dookoła. - Przyszłas mnie ratować? Do snu? Jak w Elm Street? Kurwa, nic już nie kumam.

- To idiotyczne pytanie - Teresa zamachała palcem jakby wykryła podstęp. - Zważając, że jesteś fragmentem mojej sennej podświadomości doskonale wiesz, że mam na myśli areszt. Do aresztu przyszłam żeby składać fałszywe świadectwo i cię od więzienia uchronić. Nie wiem po co w ogóle z tobą rozmawiam. Bo to sprowadza się do kłócenia z sobą samą bo ciebie tu nie ma.

Wanda przez chwilę z zainteresowaniem przysłuchiwała się rozmowie Gawrona i Bułki, a potem nagle podwinęła rękaw skrywający dotychczas jej prawą rękę mimo, że jeszcze bardziej zmarzła i zaczęła wykręcać tę kończynę na wszystkie strony.

- Serio? Tak że w sensie poza snem? Dla mnie? - nad faktem że jego senna kreacja uważa go za własną senną kreację Gawron przeszedł do porządku dziennego bez roztrząsania. - Dziękuję.

- Nie denerwuj mnie - skomentowała Bułka łypiąc na niego groźnie. Nie doprecyzowała jednak co dokładnie spowodowało w niej złość. Skuliła się w sobie oplatając kolana ramionami i bujając się nieznacznie w przód i w tył.
Gawron bez słowa podszedł z tylu i położył jej dłonie na ramionach.
Teresa rozluźniła nieco mięśnie ramion po dotykiem jego dłoni. Wypuściła powietrze z płuc i przekręciła głowę w lewo i w prawo aż kości nieznacznie chrupnęły. Po chwili jednak wstała oddalając się na odległość kroku.
- Nie utrudniaj, dobra?

- Cholera - mruknęła Wanda kiedy znalazła to czego szukała. Mały piepryk na prawym ramieniu. Sen był zbyt szczegółowy. Zasłoniła ramię i otuliła się szczelniej ubraniem. Spojrzała na sytuację nieco inaczej. Później przyjrzała się Patrykowi i Teresce.
- Cholera - mruknęła ponownie.
- Co się stało? - zapytała poważnie Bułka i przestąpiła kilka kroków w stronę Wandy.
- Chyba nie zamierzacie się do siebie czulić? - zapytała - Zważywszy, że jesteście moimi kreacjami sennymi to stawia mnie w nie najlepszym świetle. - skrzywiła się na koniec wypowiedzi - Zresztą... właśnie się tłumaczę postaciom ze snu.
Wanda westchnęła i zaczęła przytupywać w miejscu żeby nieco rozgrzać zziębnięte stopy.

Patryk jeszcze przez chwilę tkwił nieruchomo, jakby nie zauważył, że Tereska się odsunęła. Potem z lekkim zdziwieniem spojrzał na swoje dłonie.
- Skoro to sen, i się skapnęłaś... to czemu nie możesz go zmieniać? - nie sprecyzował adresatki pytania. Odwrócił się i spojrzał za oddalającym się Grześkiem. Wydawał się wystraszony. - Zapomnijcie o czym mówiłem na początku, dobra?

Teresa się zaśmiała.
- Masz na myśli przyznanie się do winy, że już wcześniej miewałeś dwuznaczne sny w roli głównej ze mną, Baśką i Wandą? - Teresa splotła ręce na piersi. - Ile razy mam powtarzać? To mój sen. Chociaż to chyba normalne, że mężczyźni miewają zbereźne sny z każdą kobietą, która przewinie się przez ich życie. Także w liczbie mnogiej - uniosła inteligentnie brew i wyjaśniła lakonicznie. - Freud. Wcale nie jestem zszokowana.*

- Nie słuchasz, Tereska. Nie wiem o co tu chodzi. Nie wiem jak mocną mam schizę, ale jeszcze odróżniam sen od jawy. My nie śpimy. A Grzesiek zaraz wlezie z gołą dupą w środek cudzej dzielnicy.

Basia pamiętała ból. I nic więcej. Miejsce, w którym się znajdowała było dziwne, dziwnie niepokojące. Jeszcze bardziej niepokojące było to .. coś, co miała na sobie. Rodzaj worka na kartofle. Pokutnej szaty.
„Umarłam i jestem w niebie” pomyślała. Było zimno, pod bosymi stopami czuła ostre kamyczki, „Raczej czyśćcu… Albo po prostu śnię”. Mógł się jej śnic Andrzej, mogli i inni znajomi z dzieciństwa. Nie przejęła się tym wcale. Przeszła kawałek i usiadła na czymś, co wyglądało jak niski murek. Podciągnęła kolana pod brodę i przycisnęła je do gołych piersi. Zasłoniła stopy skrajem szaty. Objęła nogi ciasno rekami. Tak było cieplej. Nie planowała rozmawiać z sennymi urojeniami. Bo i po co?
Przez chwilę pojawiła się pokusa, żeby wyjąć dłoń z rękawa habitu i popatrzeć na palce. We śnie nigdy nie było ich pięć.. Ale nie mogła się zdobyć na ten gest. A jeśli okaże się, ze jednak jest ich pięć? Nie była gotowa na taką okoliczność. Siedziała więc po prostu skulona patrząc w przestrzeń.

- Nie potrafię świadomie zmieniać wydarzeń we śnie - odpowiedziała Gawronowi - to wszystko co się w nim dzieje, zdarza się gdzieś poza mną. Pewnie dlatego, że cała sytuacja została już rozplanowana w mojej podświadomości i teraz jest tylko rozgrywana dla bardziej świadomej części mojego ja. - na koniec się roześmiała nieco histerycznie.
- Ja też tego nie kupuję - dodała Teresa. - To sen. Mój. - spojrzała wyzywająco i jakoś zadzionie na Gawrona jakby z czymś do niego piła. - Udowodnij, że jest inaczej mądralo. To moze być zabawne.

- Na litość Boską! - Patryk, który zdarzył zrobić parę kroków za Grześkiem, nagle odwrócił się na piecie - Czy to właśnie robicie w swoich snach? Siadacie na tyłkach i czekacie aż się skończą? Wmawiacie swoim wizjom że ich nie ma? I tak całą noc, do obudzenia?

- Owszem - odparła Teresa niewinnie rozkładając ręce - jeśli śni mi się coś w czym nie mam ochoty uczestniczyć. A ty? Zawsze ganiasz we śnie za każdą wydzierającą się kobietą? Chociaż to chyba bez znaczenia - krzyknęła za nim. - Bo rano i tak niewiele będziesz pamiętał. Ze snu ani z połowy dnia!

Trafiła, i to chyba w coś więcej niż samo pijaństwo. Chciał chyba coś odpowiedzieć, ale po prostu przygryzł wargę i spuścił wzrok.
- Ja.. zobaczę ... przypilnuję żeby Grzechu nie zrobił sobie krzywdy. Poczekajcie tu jak chcecie. Tylko się nie rozchodźcie...

- Poczekaj Patyk - Wanda podbiegła kawałek za Gawronem - Sugerujesz, że ktoś nas wszystkim... no nie wiem porwał z domów, a ciebie zza kratek, poubierał w te habity i dostarczył tutaj, gdziekolwiek to jest?

- Pojęcia nie mam - nie przerywając marszu wzruszył ramionami. - Po prostu improwizuję.

- Słyszysz siebie jak niedorzecznie to brzmi? - zapytała Teresa już z anielskim spokojem. - Jak science fiction. Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie na Węgielnej. - podniosła się i dołączyła do dwójki przyjaciół i po chwili wahania złapała dłoń Gawrona. - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. Nawet jeśli tylko mi się śnisz to nie powinnam była. To przez to wariactwo z tym komisarzem i krwawym chrztem. I jeszcze poprzedni koszmar z Antkiem, kukłą i wiaduktem - mówiła jakby dla wszystkich powinno to być oczywiste. - Dobrze chociaż, że nie ma wiaduktu więc nie może być aż tak źle, nie? Dobrze, dogońmy Grześka.

- Nie przepraszaj. - mruknął i zamilkł na dłuższy czas. Jednak nie puścił jej dłoni.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 13-04-2012, 11:47   #82
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Spójrz na to tak Tereska. Jeżeli to sen to właściwie nic co zrobimy w nim nie będzie miało tak naprawdę znaczenia, a jeśli nie to nasze czyny mogą mieć znaczenie, więc lepiej założyć to drugie niż potem boleśnie się rozczarować, no nie? - Wanda maszerowała obok Bułki i gestykulowała próbując przekonać Tereskę do swoich racji.

- W zasadzie nie mogę się nie zgodzić - przyznała jej rację Bułka. - Tyle, że to zbyt grubymi nićmi szyte. Ale dobrze, załóżmy, że jakiś psychopata choć, bardziej prawdopodobnie cała ich grupa, wywlekli nas wszystkich z łóżek, przebrali w te habity i przetransportowali do jakiegoś opustoszałego miejsca. W jakim celu? Żeby sprawdzić czy uratujemy kobietę w niebezpieczeństwie? Nie wspominając, że mnie i Patryka wyciągnęli z aresztu czyli musimy założyć udział władz, a może nawet rządu. W zaokrągleniu wychodzi nam afera szpiegowska na Węgielnej. Poza tym to czyniłoby z nas kogoś ważnego. A w to nie uwierzę. Jesteśmy przeciętnymi obywatelami, którzy nigdy z niczym się nie wychylili. Do niczego nie doszli, nic nie osiągnęli - na moment zamilkła i przygryzła wargę jakby coś jej zaświtało, zaraz jednak odgoniła tą myśl. - Chyba, że byliśmy przypadkowymi świadkami czegoś ważnego i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Co i tak nie tłumaczy całej szopki z habitami - Teresa zrównała krok z Jaworską, cały czas nie puszczała też dłoni Gawrona jakby zapomniała, że ją całkiem mocno ściska. - No ale dobrze, zastanówmy się czy można to zweryfikować. Czy to sen czy jawa.

Hirek nie odzywał się od dłuższego czasu, rozglądając się i przyglądając osobom koło niego. Dla niego był to cholernie dziwny sen. Najpierw dlatego że swoje własne niezwykle rzadko pamiętał. Może prócz... no właśnie takich jak ten.
Zimno. I dlaczego oni wszyscy się kłócą czyj to jest sen? Przecież do cholery to mój własny! Ale pokutne wory? I co to za miejsce do cholery?
- Hej, majaki. - Hirek zerknął na przyjaciół - Wy chyba nie myślicie na serio, że ktoś nas wszystkich porwał i odstawił na rogatki, żeby sprawdzać czy skoczymy sobie do gardeł, czy wręcz przeciwnie, zaczną się Gawronowe fantazje spełniać. Ostatnie co pamiętam, to moje własne łóżko.
Rozglądnął się jeszcze raz. Wszystko takie realne, nawet kamyki pod bosymi nogami i to cholerne zimno. Jakoś bez udziału woli ruszył za Grześkiem i Patrykiem.
- Jak już mamy iść, to wszyscy. Idziesz Basiu? - odwrócił się do dziewczyny, która też nie odzywała się od początku.

Basia , nadal bez słowa, skinęła głową i poszła za resztą. Kłócenie się z własnymi omamami nie za dobrze świadczy o zdrowiu psychicznym człowieka, prawda?

- Hej Hirek - Teresa spojrzała na brata jakby lekko się zdziwiła, że w ogóle jest tu z nimi. Tak długo się nie odzywał, że pomyślała iż w tym śnie robi za statystę. - Przytocz jakiś paragraf. Z pamięci. Ja się nie znam na prawie i nie ma opcji żeby coś takiego wypłynęło z mojej podświadomości. Jak zabrzmisz wystarczająco przekonująco to się zacznę zastanawiać.

- Kodeks karny artykuł 148 paragraf pierwszy - zabrzmiało jakby miał zamiar cytować jakiś ustęp z biblii, Hirek nawet uśmiechnął się lekko - kto zabija człowieka podlega karze pozbawienia wolności od lat 8. Tak więc to mój sen, siostra. Albo podczytujesz kodeksy po nocach.

- Nie wysiliłeś się - Teresa spojrzała na młodszego brata z lekką naganą. - To nie brzmi jak przekonujący prawniczy bełkot z którego zazwyczaj nic nie rozumiem. To proste i logiczne a cyferki mogłam sobie sama wymyślić. Poza tym każdy głupi wie, że za zabójstwo można zarobić nawet dwadzieścia pięć.

- Kara w tym przepisie jest sformułowana alternatywnie w tym także i co do rodzaju, droga siostro - Hirek uśmiechnął się szerzej - dlatego jego sankcja stanowi “od lat ośmiu” a więc górna granica jest otwarta. Tak jak i rodzaj kary, bo można za zabójstwo dostać nawet karę śmierci, choć jest na jej wykonanie moratorium. Może być jak na bełkot prawniczy, czy teorie normatywne winy też cię interesują?

- No widzisz. Jak chcesz to potrafisz - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do brata ciepło. Teraz też jakby spostrzegła, że przez ten cały czas ściska dłoń Gawrona i puściła ją dość gwałtownie. - Ale nadal mnie to nie przekonuje. To znaczy, że to nie sen.

- Tylko skoro to sen, to jakim cudem śnimy wszyscy to samo? Nieee, to durnota jakaś. No dobra, to teraz test dla ciebie. Ile kości jest w ludzkiej ręce? Ja jako prawnik pojęcia nie mam nawet czy strzelać w pięć czy w pięćdziesiąt.

- Dajcie sobie spokój z tym przekonywaniem. Jak ktoś będzie brzmiał wyjątkowo wiarygodnie to ktoś inny stwierdzi, że to jego własna podświadomość takim go uczyniła i tak do niczego w ten sposób nie dojdziemy - wtrąciła się Wanda - Powiedz lepiej Tereska jakim cudem trafiłaś do więzienia, bo słyszałam tylko o Patryku a i w jego przypadku nie do końca wiem o co go oskarżają i dlaczego?

- No to, Pyza, jest nas dwoje. - Gawron uśmiechnął się krzywo - Wciąż nikt mi nie przedstawił oficjalnych zarzutów. Chyba myślą, że zabiłem chłopaków... a może tylko chcą mnie wystraszyć, żebym się przyznał do gwałtu... sam się już gubię.

- Poszłam na komisariat żeby wyjaśnić, że zatrzymanie Gawrona to jakieś nieporozumienie. Grzeczna byłam, nie podnosiłam głosu i w ogóle. Ale ten kapitan... - szukała w pamięci nazwiska - Milczanowski, uznał, że wiem za dużo o sprawie i że może jestem zamieszana albo współwinna. I dostałam czterdzieści osiem na dołku. Podjął tą decyzję kiedy oświadczyłam, że Gawron był w noc zabójstwa Czarka zajęty zupełnie innymi sprawami niż bieganie po dzielnicy z drutem kolczastym. A on na to, że nie ujawnili jak Lwowski zginął. Wielki detektyw. Skoro pierwszego powiesili na tym drucie to się od razu nasuwa, że drugiego też. Seryjni zabójcy mają chyba ten... schemat. Hirek jak to się fachowo nazywa?

- Modus operandi... - powiedział odruchowo. - Tereska, ty Gawronowi dałaś alibi nie uzgadniając tego z nim? Cholera, przecież on nie będzie wiedział czego się trzymać i pomyślą że kręci. Gadałem z Milczanowskim, to służbista...
Urwał i zerknął na siostrę, ale nie powiedział o “przebłysku”.
- Ciebie powinien puścić dość szybko ale Patryka... Tyle dobrego z tego cholernego snu, że możecie teraz uzgodnić wersję. Swoją drogą ciekawe ile będziemy z tego pamiętać po przebudzeniu się.
Bo to przecież jest cholerny sen.

- Racja Hirek. Wykorzystajcie sytuację i obecność Hirka. Nieważne czy to naprawdę on czy wasze wyobrażenie o nim, jeśli pomoże to wam się wydostać z więzienia to warto spróbować. I mam pomysł jak sprawdzić czy naprawdę się tu spotkaliśmy. Powiem wam coś czego wcześniej wam nie mówiłam i jak się spotkamy w świecie powiedzmy “rzeczywistym” to się przekonam czy wiecie o tym, co wam przekazałam czy też nie. Co wy na to?

- Może być, choć w świecie rzeczywistym jak się spotkamy wystarczy że powiesz „hej Hirek miałam taki kretyński sen w którym cię widziałam razem z resztą bandy...”, a ja odpowiem „mhm i łaziliśmy boso w habitach po jakimś cholernym pustkowiu.” Mnie bardziej męczy po co my to śnimy. Bo na pytanie “w jaki sposób” nawet psychiatrzy myślę mieli by problem z odpowiedzią.

- Wy żartujecie prawda? - zapytała z powątpiewaniem Teresa. - Ludzie nie śnią tych samych snów. Jutro się obudzę i nikt z was nie będzie o tym śnie pamiętał. Bo was tu nie ma. Ustalanie więc wspólnej wersji z Gawronem mija się z celem chyba, że moja podświadomość dalej mi znać, że mam sobie przed jutrzejszym przesłuchaniem poukładać fakty. Ale śmiało Wandzia, powiedz coś o czym nie wiem - uśmiechnęła się. - Na przykład czy jest w twoim życiu jakiś interesujący mężczyzna - przeszła na lekko plotkarski typowy kobietom ton.

- A powiem wam coś - Wanda skinęła głową - ale nie jakieś pikantne ploteczki tylko coś o czym już wcześniej chciałam pogadać z Hirkiem. Kojarzycie pana Zygmunta Wolniewicza z Węglowej? Mówili na niego “pan Władziu”. Nie mam pojęcia dlaczego.

- Aaaa, pan Władziu - przytaknęła Teresa. - Pamiętasz Hirek? To ten co mu podrzucaliśmy jednego lata liście rabarbaru pod wycieraczkę - zaśmiała się na niemal zapomniane wspomnienie z dzieciństwa. - On je sprzątał a na drugi dzień my wciskaliśmy tam kolejną kupę.

- Pamiętam, pamiętam - Hirek uśmiechnął się lekko - I nie wierz Wandziu jeśli moja porządna siostra będzie ci wciskać kit że z zielskiem pod wycieraczką to był mój pomysł.

- On nie żyje. Zmarł niedawno. Dwudziestego czwartego września. I zapisał mi coś w spadku - powiedziała powoli Jaworska.

- To... świetnie - skwitowała ostrożnie Bułka. - Że ci coś przepisał. Nie że nie żyje. To dość smutne ale samo życie. I nie wiedziałam, że znałaś go bliżej.

- Nie znałam go bliżej. W tym rzecz, dlatego to wydało mi się dość dziwne.

- Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby - podsumowała Teresa. - Stary był. Starzy ludzie mają swoje fanaberie. A co ci przepisał jeśli to nie tajemnica?

- Podobno jakieś dzieła sztuki, ale dokładnie nie wiem co i nie wiem czy mnie będzie stać na ten spadek.


Hirek zamyślił się na chwilę, czekając na odpowiedź Wandy, ale zaraz odwrócił się do Patryka, przypominając sobie rozmowę z Milczanowskim.
- Co oni na ciebie mają? Jak byłem na posterunku nie chciał mi powiedzieć, anie pozwolić bym się z wami zobaczył. Dopiero jutro postaram się namówić szefową aby wzięła to na warsztat. Mówili ci coś?
Spojrzał na kumpla na twarzy którego wyraźnie było widać ślady “przesłuchań”, zacisnął zęby.
- Jak będziesz chciał pozwać tych skurwysynów to nie musisz nic mówić nawet. Porusz palcem i ci pozew napiszę. Patryk... próbowałem sam, ale za krótki jestem. Jutro przyjadę z kawalerią.

- Szkoda gadać, Hirek. Nic się od Jaruzela nie zmieniło. Rozumiesz? Nic. - Gawron obszukał habit w poszukiwaniu papierosów, ale oczywiście ich nie znalazł. - Gówno mają, jakiś drut w piwnicy, zawracanie dupy. Ja zamknąłem dziób na kłódkę i tak zostanie póki nie dadzą mi złamasy prawnika. Póki co nie dała mi ubecja nawet zadzwonić.

Hirek pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Drut znaleźli? Drut?! - wystarczyło by zaczęło nim trząść. - Jakby Andrzeja i Czarka łopatą ktoś... Pół Polski by zamknęli. Ja pier...
Sapał chwilę.
- Milczanowski albo jest bardzo zdesperowany, albo jednak go źle oceniłem i jest zwykłym idiotą i skurwysynem. Patyk, trzymaj się. Odsiecz w drodze, choćby m musiał Mambę na kolanach prosić.
- Kurza stopa... - Teresa wysyczała jak najgorsze przekleństwo. - Mam nadzieję, że to mi się śni i że w rzeczywistości nikt ci tak gęby nie obił. Chociaż obawiam się, że to mogło się zdarzyć skoro i mnie straszył, że jak będę utrudniać to jedna policjantka ma zgodę żeby mi dokopać. Powiedział, że i tak już przyszłam pokancerowana więc nic im nie udowodnią... - dotknęła opuszkiem palca spuchniętej wargi Gawrona i wykrzywiła usta ze złości ale zaraz przeniosła wzrok na Hirka. - Do Marcysi zadzwoń, słyszysz? Powiedz żeby swojego znajomego poprosiła o pomoc. Zrozumiałeś? To ważne. Jasny gwint... proszę senną marę o pomoc. Ale mnie już i tak nie dadzą zadzwonić.

- Dzięki. - bąknął, chyba trochę speszony. - Nie odwdzięczę się wam, dzieciaki, do końca życia.

- Ale wypuszczą w końcu Patryka, co Hirek? Przecież nie mogą go trzymać tam w nieskończoność.

- Dobry pomysł... - zastanowił się Hirek. - Jak Mamby nie dam rady przekonać, zawsze to jakiś plan. A wypuścić, wypuszczą. Przecież oni nic nie zrobili.
Dla Hirka było to oczywiste, teraz tylko rozmyślał jak to zrobić jak najszybciej.
- Ale moment. Co to za znajomy? Nigdy mi o nim nie mówiłaś. - zerknął na siostrę. - Prawnik?

- Nie mówiłam - potwierdziła Teresa. Na moment zamilkła żeby zaraz zmienić temat. - Może po to tu jesteście? W moim śnie. Głosy wewnętrzne, które podpowiedzą mi co najlepiej mówić na jutrzejszym przesłuchaniu. No to doradźcie. Krzywoprzysięstwo jest karane a ja nie mogę trafić do więzienia - analizowała na głos. - Muszę myśleć o Antku. Z drugiej strony Gawron jest stuprocentowo niewinny i jeśli alibi ma zagwarantować mu spokój to chyba trzeba mu je zapewnić, no nie? Zabójstwo Czarka musiało zdarzyć się tamtej nocy kiedy dostałam kamieniem pod wiaduktem. Całą noc i tak nie było mnie w domu gdyby gliniarze chcieli potwierdzić wersję. Powiem, że od wieczora do rana byłam u Patryka i zapewniam, że się przez ten czas nigdzie nie ruszał. A że Gawron o tym nie wspomniał policjantom to dość oczywiste bo ja jestem mężatką i nie chciał mi narobić kłopotów. Brzmi wiarygodnie?
 
Harard jest offline  
Stary 13-04-2012, 12:20   #83
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Nie rozumiem Tereska. - Wandzia zmarszczyła brwi - Mówisz, że Patryk jest niewinny i że w to wierzysz a jednak chcesz kłamać w jego obronie. Tak się nie robi wobec kogoś, kto nic nie zrobił. To brzmi jakbyś wiedziała, że coś ma na sumieniu. Patyka wypuszczą, bo nic na niego nie mają tak jak powiedział Hirek a ty przez pomyłkę coś przeoczysz w tej zmyślonej bajce, ktoś powie, że cię widział gdzie indziej czy cokolwiek innego i jeszcze ciebie wsadzą. Nie działaj pochopnie. Poza tym, o jakim gwałcie do licha ciężkiego wszyscy mówicie? - Jaworska podniosła nieco głos - Nie dość, że podejrzewają cię o zabójstwo - zwróciła się do Gawrona - to jeszcze to? O co chodzi?

- O nic - mruknęła Baśka. - Radio Erewań. Przecież już ci mówiłam, Wanda, że to pomyłka i nic nie było, prawda?

Teresa zignorowała Temat gwałtu a wyjaśnienia Baśki uznała za wyczerpujące.
- Tak, a myślałaś, co on mówi podczas tych przesłuchań? - Zwróciła się ponownie do Wandzi. - Bo ja tak i w mojej głowie nie brzmiało to najlepiej. Panie władzo, byłem trochę naprany i mam luki w pamięci, ale jestem pewien, że nic nie zrobiłem. Tak, owszem, często zdarza mi się tak zapić, że mi dzień wylatuje z kalendarza. Byłam tam Wandzia. Patrzyłam temu Milczanowskiemu w oczy. Jego nie obchodzi czy Patryk jest winny czy nie. On go posadzi, bo tak już sobie uplanował. A jeśli nie będzie miał dowodów to pewnie sobie jakieś sfabrykuje. Jak można walczyć z takimi metodami, hm?

Patryk zamyślił się na chwilę.
- Pyza ma rację. Nie zrobiłem tego. Nie ma potrzeby zmyślać. - Powiedział powoli, jakby sam starając się przekonać do tego, co mówi. - Poza tym akurat na noc, o którą mówimy mam niezłe alibi. Byliśmy z Hirkiem chyba w każdym szpitalu w mieście. Chyba nie ma potrzeby, żebyś szargała sobie opinię tylko po to, żeby potem dostać pięć lat za fałszywe zeznania, bo jakiejś francy z dyżurki się coś przypomni. Jedyne, za co mogą mnie posadzić w związku z tamtą nocą, to jazda po pijaku na motorze.

- Obyś się nie mylił - westchnęła Teresa. - A to, że widziano was w każdym szpitalu w mieście nie zaświadczy o waszej niewinności. W między czasie mogliście sobie skoczyć na łąki przy torach i zaszlachtować Czarka. Milczanowski mówił mi zresztą, że Hirka biorą pod uwagę jako współwinnego, więc to będzie wasze zeznanie bez potwierdzenia osób trzecich. Ale masz rację, jeśli zacznę kłamać a to wypłynie to wam przysporzę jeszcze więcej kłopotów. Muszę pomyśleć nad innymi sposobami.

- Nie martw się, zrobiliśmy wtedy awanturę na pół miasta. Osoby trzecie się znajdą. - Opuchnięty, podrapany ryj Gawrona skrzywił się w uśmiechu. - Co do sposobów... wiesz, w sumie nic się od osiemdziesiątego pierwszego nie zmieniło. Możesz odmówić składania zeznań i zwalić to na złe traktowanie, ale nie zmyślaj. Jesteśmy w porządku, a te gnoje próbują nas zastraszyć. Dokładnie jak wtedy. Gówno nam udowodnią, bo i gówno jest do udowodnienia. W końcu będą musieli nas wypuścić.

- Wtedy byłam wystraszonym dzieciakiem Gawron - spojrzała mu w oczy. - Teraz jestem silną dorosłą kobietą, której nie zastraszy groźna gadka kapitana, recydywistka z brzytwą czy szumy w telefonie. Swoją drogą nie wiem, czym oni mnie nafaszerowali żeby zafundować mi takie omamy. Nie będę jutro zmyślać. Ale powiem im, co sądzę o ich gestapowskich metodach. Nie boję się ich. A ty Hirek - jeszcze raz wymierzyła palec w brata. - Pamiętaj o Marcysi. Przydałby nam się teraz ktoś, kto ma wpływy i pieniądze. Macie racje, nic się nie zmieniło. A w tym kraju zawsze wszystko dało się kupić. A czego nie dało się kupić załatwiało się przez znajomości. Rączka rączkę myje i takie tam. Powiedz Marcelinie, że ja ją o to prosiłam, że nic nie wygadałam i że to bardzo ważne. Niech poprosi tego znajomego czy może pomóc w sprawie mojej i Gawrona.A właśnie - zamachała palcem w stronę Patryka. - A twój wujek? Ma jeszcze jakiś wejścia na komendę?

Mina Gawrona na dźwięk słów "twój wujek" do złudzenia przypominała tą, którą skleiła Baśka na wspomnienie o gwałcie. Zaczął coś mamrotać pod nosem, ale szczęśliwie do rozmowy wtrącił się brat Tereski.

- Powiesz mi wreszcie, co to za znajomy Marcysi? O wszystkim innym gadasz jak katarynka, co na jawie rzadko ci się zdarza a o tym nie chcesz. - Hirek spokojnie popatrzył na siostrę - Kto to jest, Tereska?

- Skoro to sen to chyba mogę sobie dla odmiany pogadać, prawda? Kiedyś muszę.

- To nie hamuj się i gadaj też o nim. Jak ma pomóc?

- Może nie pomóc wcale. Nie wiem. Ale warto spróbować. I nie naciskaj. Obiecałam, że nie pisnę słowa i nie powiem nic na ten temat nawet, jeśli to tylko sen.

- Zaczęłaś już i tak - Hirek zmrużył oczy - Resztę wycisnę z Marcysi i powiem, że się wygadałaś.

- Nie uwierzy ci. Obiecałam jej a jak ja coś obiecuję to dotrzymuje słowa. I skończ temat Hirek.

Nie czas i miejsce. Odpuścił. To jedno chciałbym cholera z tego snu zapamiętać - pomyślał sobie i pokręcił głową. Przecież znał plotki, jak Marcysia mogła znaleźć znajomego, który strzeli palcami i wyciągnie Gawrona z pierdla? I jeszcze własna siostra mu powiedzieć nie chce...
- Dobra. - Burknął tylko. - A co do alibi, jak już przyszłaś i będą pytać to powiedz, że miałaś wypadek... Twarz ci świadkiem i szwy na niej. A wtedy ty Gawron możesz spokojnie też walić prawdę, że szukaliśmy jej po całym mieście. Jazda po pijaku nie wyjdzie nie bój się. Alkohol do krwi ciężej podrzucić niż chrzaniony drut do piwnicy. Badań nie ma, sprawy nie ma.

- To jak, my twoje podświadomości pomogliśmy ci zdecydować Tereska? - Zapytała Wanda nieco zła na Bułkę, że ta w ogóle rozważała coś takiego jak kłamanie wymiarowi powiedzmy sprawiedliwości za nic mając sobie wszystkie ewentualne konsekwencje - Tego się po nas spodziewałaś?

- O co ci chodzi Wanda? - Zapytała Bułka zmęczonym głosem. - To nie jest dla mnie proste. Rozważałam za i przeciw. Nie chcę żeby Gawron poszedł siedzieć tym bardziej, że mój głupi mąż przyłożył do tego rękę i teraz jest afera - Teresa na prawdę nie dopuszczała myśli, że wszyscy mogą śnić wspólny sen, więc de facto jeden z nielicznych razów mówiła wszystko, co leżało jej na sercu. - To on złożył donos. Bo jest wściekły na Hirka i Gawrona, że wtrącają się w naszą uroczą rodzinną sielankę. Mam, więc obowiązek czuć się winna i powinnam na rzęsach stanąć żeby teraz z tej kabały Gawrona i Hirka wyplątać.

- O nic mi nie chodzi Tereska - powiedziała Wandzia już spokojniej - po prostu trzymaj się tego, czego powinnaś, czego się zawsze trzymałaś. A w takim razie tytuł radia Erewań otrzymuje Baśka, bo gdyby nie ona to nic z tych sensacyjnych informacji by do mnie nie dotarło - dodała na koniec żartobliwym tonem.

- Rany boskie - wypaliła nagle Teresa nakrywając usta dłonią. Wyraźnie zbladła. - A jeśli... jeśli Paweł doniósł na Gawrona... to może on ten drut podrzucił? Rany boskie, on na prawdę chce żeby go skazali i zadbał pewnie o detale i... - Umilkła a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. - On się ostatnio dziwnie zachowuje... Mówił od tyłu, a kiedy sobie to spisałam... Rany boskie. A jeśli on to zrobił?

Jaworska spojrzała na Bułkę zdziwionym wzrokiem.
- Chyba sobie jaja robisz! Dlaczego Paweł miałby zaatakować Andrzeja i Czarka? To bez sensu!

- Też mi się nie wydaje. - Mruknął Gawron. - Skoro już tak sobie miło rozmawiamy, a i tak uznasz to za głos podświadomości, ujmę to wprost: twój ślubny to jebany tchórz, Czarek i Jędruś to nie jego kategoria wagowa. A jeśli chodzi o “zadbanie o detale” to Cichy wydaje mi się na to zbyt... jakby to ująć, żeby nikogo nie obrazić...

- Czekaj, to on zawiadomił Policję, że Patryk i ja...? - Hirek zgubił krok i potknął się waląc bosym paluchem w jakiś kamień. - To on dał cynk?
A to gnój. Na głos nie powiedział, ale z twarzy emocje można było wyczytać dość swobodnie.
- Siostra nie panikuj, to, że to Paweł zabił Andrzeja i Czarka to taka sama prawda, jak że zrobił to Gawron. To jakiś świr, a Paweł jest... no wady rozmaite ma - rzucił okiem na Gawrona, mimo wszystko to mąż Tereski. - ale psychopatycznym mordercą nie jest.
Pieprzonym kablem już tak.

- Nie panikuję - powiedziała Teresa już całkiem spokojnie. - Analizuję fakty. Nie widzieliście wyrazu twarzy Milczanowskiego. On był całkiem pewny swego, że Gawron jest winny i ze dowody mają nie do podważenia. A może ten drut, co go u Patryka znaleźli był z tej samej partii, co ten użyty w przestępstwie? Nie znam się na tym. Albo nie daj boże miał ślady krwi ofiar? Nie. Nie twierdzę, że Paweł jest psychopatycznym mordercą. Mieszkam z nim pod dachem siedem lat tyle, że... Ostatnio Paweł zachowuje się... jak nie Paweł. Jakby... coś go opętało. Odszyfrowałam to, co bełkotał. Myślałam, że jest po prostu pijany i składnie nie może mówić, ale później to spisałam i tam było coś jakby... Zabiję cię suko za to, co zrobiłaś - spojrzała wymownie na Hirka i zagryzła wargę. - Sama nie wiem, co o tym myśleć.

- Widzieliśmy... znaczy się widziałem - Hirek wzdrygnął się na wspomnienie tego co zobaczył w gabinecie Milczanowskiego. - Ale my zdaje się ostatnio wiele dziwnych rzeczy widujemy, takich, od których można skończyć w pokoiku bez klamek. Jeśli drut jest ze śladami z miejsca zdarzenia to skąd miałby się wziąć... Nie, to się kupy nie trzyma. Chyba, że Milczanowski to sam załatwił. Tylko gliniarnia mogła mieć dostęp, facet który rzeczywiście zabija nie bawiłby się w podrzucanie i wrabianie Gawrona, przecież pały i tak nic na niego na razie nie mają, skoro sprawdzają takie głupoty jak donosy telefoniczne meneli.
Zbyt późno zorientował się jak nazwał Pawła i zamilkł na chwilę.
- To że zachowuje się dziwnie, to … Tereska no... nikt nie gada od tyłu jak w Egzorcyście. Może to znowu jakieś halucynacje - zbladł wyraźnie, kiedy spojrzała na niego.

- Menela? - Teresa zatrzymała się raptownie i dopiero po chwili znów przyspieszyła kroku. - Tak o tym myślisz? Jestem żoną menela? Mój najlepszy przyjaciel chyba też jest menelem patrząc w tych kategoriach. I pewnie mój syn nim zostanie, bo w końcu mieszkamy w dzielnicy meneli. Dobrze, chociaż, że tobie udało się z niej wyrwać, prawa? Brawo. Masz szczęście, że to sen, bo jeśli palnąłbyś mi to w oczy na prawdę to... - Nie dokończyła tylko potrząsnęła głową i przeniosła wzrok na Gawrona. - Aha, nie zapominajmy jeszcze, że jestem żoną tchórza i imbecyla.

- To nie tak... Przepraszam siostra. Zabrzmiało jak zabrzmiało. Pewnie, dlatego że ostatnio niezbyt nam się dobrze... rozmawiało z Pawłem. Swoją drogą to musi być sen. Teraz już mam pewność. Gadasz w nim jak najęta. O wszystkim - uśmiechnął się lekko. - Prawdziwa Tereska w życiu by tak nie zrobiła. Dlatego też to mój sen.

- Imbecyl! Właśnie. Cichy jest na to za tępy! Tego słowa mi brakowało! - Rzucił beztrosko Gawron. Chyba na dobre wszedł w rolę sennej mary Tereski, choć wciąż nie uważał, że śpi. Nie mogąc włożyć łap do kieszeni, wcisnął kciuki za mnisi sznur. - Kurwa, ale tu piździ. Na pewno poszliśmy w dobrym kierunku? Wydaje mi się, że maszerujemy całą wieczność, gdzie ten Grzesiek lezie?

- Patryk nie przeginaj - upomniała go Teresa. - I to mój sen Hirek, nie twój. Właśnie, dlatego tyle w nim gadam. Nadrabiam zaległości. Prawdziwa Tereska jest cicha i się na nic nie skarży a tak długo się nie da wszystkiego w sobie tłumić. I powiem ci coś jeszcze skoro już wyraziłeś opinię na temat mój i mojego małżonka. Może ja gniję w tej beznadziejnej dzielnicy, ale przynajmniej nie puszczam się dla zawodowej kariery - zreflektowała się patrząc w szare niebo. - To musi być sen, bo na prawdę nigdy bym ci tego nie powiedziała.

- Tkwię w niej tak samo jak ty, nie wiem czy zauważyłaś, ale nie rozbijam się mercem po mieście a ciułam pieniądze na wyprawkę do szkoły dla Antka – Hirek starał się zignorować większość tego, co powiedziała. Wiedziała? Wszyscy wiedzieli? Teraz już tak.

Na chwilę zawisła niezręczna cisza.
- Przepraszam - powiedziała Teresa. - Właśnie, dlatego w realnym życiu wolę nie dzielić się swoimi sprawami i nie dawać zbyt wielu rad.

Pokiwał głową, ale więcej się już nie odezwał. Rozglądnął się tylko przyglądając wymarłym budynkom.

Przez chwilę słychać było głównie chrzęst gruzu pod stopami, w końcu jednak Patryk nie wytrzymał.
- Kurwa, Hirek. Nie chodzi chyba o tego grubasa z prokuratury, co nam sprawę za posiadanie umorzył, co?

- Hę? - Hirek odwrócił się gwałtownie w jego kierunku, po czym parsknął śmiechem. Długo się ksztusił nie mogąc się opanować. - Ćććśśś Gawron psiakrew! Zdradzasz moje największe tajemnice!
 
Ravanesh jest offline  
Stary 13-04-2012, 15:02   #84
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
cz. 4

Patryk wykrzywił opuchnięte wargi i zaprezentował wciąż w miarę kompletne uzębienie w krzywym uśmiechu.
- A poważnie, Bułka... Na litość boską, nie spinaj się tak. Przyznaję, może i jestem menelem, Hirek okazał się męską dziwką, ale w zasadzie co to zmienia w temacie Cichego? Minutę temu sama byłaś gotowa posądzić go o morderstwo, a nam masz za złe, że rzuciliśmy o nim parę słów prawdy? Nie jest psychopatą, jest gnojem, którego powinnaś wypierdolić z domu już dawno temu.
- Doskonała rada geniuszu. Tyle, że to ja mieszkam u niego więc jeśli ktoś ma kogoś... - zmieniła nieco wersję Gawrona - komuś... wystawiać walizki przed drzwi to on mnie. I dokąd pójdę? Pod most czy do noclegowni dla samotnych matek?.
- Nie u niego, a u jego matki. - Poprawił mechanicznie i zamilkł na chwilę, przepatrując gruzowisko pod stopami. - Możecie mieszkać u mnie. To spora chata.
Teresa o mało się nie wywróciła na te słowa. Gdy w końcu odzyskała równowagę spojrzała na Gawrona jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.
- Poważnie? - wykrztusiła z siebie wreszcie. Po chwili jednak uśmiechnęła się pod nosem smutno i wznowiła marsz. - To bez sensu. To mi się śni więc nie powinnam nawet rozważać takiej opcji. Na prawdę bym cię o to nie spytała a ty byś sam z siebie nie zaproponował. A nawet jeśli... Paweł by mi prędzej głowę urwał przy samych kolanach.
- Zgubiliśmy go na sto procent - wtrąciła się Wanda, która miała dość tych ich przepychanek słownych, docinek i wywlekania zbyt wiele prawdy na raz. Ona była gdzieś poza tym i większości nie rozumiała, ale czuła się niezręcznie słuchając wszystkich tych słów.
- Jeśli to jakiś pół sen, pół rzeczywistość a czas i przestrzeń nie mają tu większego znaczenia jak we śnie to Grzesiek przez ten moment mógł odejść już tak daleko, że nigdy go nie znajdziemy.
- Spójrzcie na swoje palce - powiedziała nagle Baśka, która wydawała sie myślami być bardzo daleko od reszty towarzystwa - no spójrzcie. Ile ich macie?

- Pięć. - rzucił odruchowo, po czym kontynuował przerwany wątek - Wiesz co, Bułka. Masz rację. Mam to mieszkanie od dwóch miesięcy. Jeszcze miesiąc temu nie zaproponowałbym ci tego, wiesz czemu? Bo z trudem, ale kupowałem tą twoją bajkę o szczęśliwym małżeństwie przechodzącym kryzys. Wiesz, ja nawet tego chuja próbowałem polubić. Dla ciebie. Ale tak dalej się nie da! Nie po tym co... - spojrzał na Wandę, jakby dopiero teraz zreflektował się, że jest ich tu więcej. - Przepraszam... może to faktycznie nie jest najlepszy moment na tą rozmowę. Ale pomyśl o tym.
- No ale spójrz - naciskała dziewczyna.
- Na co? Na palce? - Patryk odwrócił się w stronę Baśki z nierozumiejącym spojrzeniem.
- Idziemy przecież za nim cały czas, prawda? - Hirek odruchowo popatrzył na swoje dłonie odpowiadając Wandzie. - Jeszcze przed chwilą go widziałem.
Gawron wyciągnął dłoń przed siebie, odwrócił ją tam i z powrotem.
- No są. Nadal wszystkie. Muszę obciąć paznokcie. I?
- Pomyślę nad tym - wtrąciła nagle Teresa, która myślała nadal o propozycji Gawrona. - To znaczy wiem, że to sen. Ale... może chodzi mi to po głowie. Żeby cię o to poprosić. Zastanowię się.
- Jak widzicie 5 palców, to nie sen - sprostowała Basia, nieco zdezorientowana - W śnie nigdy nie widać pięciu palców... Chyba, że to mój sen, więc wtedy wy, jako omamu możecie widzieć pięć palców... Znaczy, ja mogę wiedzieć was widzących - dokończyła, nieco mętnie.
- Nigdy nie słyszałam o takiej regule - Teresa chyba odrobinę się przejęła i spojrzała na własną dłoń. - Bo jeśli to nie sen to zapadnę się pod ziemię i już wam nigdy w oczy nie spojrzę. Powiedziałam chyba każdą bzdurę, która przez ostatnie dni chodziła mi po głowie.
- Ha! A nie mówiłem? - Gawron wydawał się autentycznie usatsfakcjonowany, jakby argument o ilości palców ostatecznie ucinał wszelkie wątpliwości. - I podtrzymuję wszystko, co mówiłem. - Spojrzał wymownie na Teresę. Po czym natychmiast puścił wzrok. - No może oprócz tej gadki o mokrych snach... żartowałem.
- A kiedy ty nie żartujesz Patyk? - Wanda pokręciła głową.
- A zastanawialiście się dlaczego tylko my tu jesteśmy? Ten chłopak... Basiu ty o nim mówiłaś. Dlaczego jego tu nie ma, skoro też widzi... No tez jakoś jest w to wplątany?
- Niemożliwe - Teresa twardo obstawała przy swoim. - Zbiorowe śnienie się nie zdarza. Czy jestem jedyną osobą, która w tym towarzystwie twardo stąpa po ziemi?
- Już nie Tereska skoro na poważnie brałaś pomysł nałgania policji - zauważyła Jaworska.
- Łganie Policji o niczym nie świadczy. Są tacy, którzy na chleb tym zarabiają - Hirek uśmiechnął się znowu.
- Ale nie Teresa - zripostowała - ją by rozgryźli w pięć minut.
- Starała się pomóc Gawronowi, ja robię to samo. Na jawie. Tak więc jak mówię o niczym to nie świadczy. - Hirek uciął temat i rozglądnął się znowu. - W tych okolicznościach licytowanie się kto jest bardziej logiczny nie ma chyba sensu, prawda?
- Wandziu, nie wiem skąd ci się wzięło to przeświadczenie, że jestem święta. I że nie potrafię kłamać. Na Węgielnej się to wysysa z mlekiem matki. I mam na sumieniu więcej niż mogłabyś przypuszczać a kłamanie dla dobra przyjaciela to przy całej reszcie, którą dźwigam na plecach tylko lekki gwóźdź w moim krzyżu. Na Bolka trampki, nie rozwlekaj tego jakby przez ten fakt miała mi aureola z głowy spaść. Nigdy żadnej nie nosiłam.
- Spokojnie, nie mam zamiaru wstawiać ci żadnych umoralniających gadek - Wanda nie potrafiła zgodzić się z Teresą, ale nie chciała się kłócić - Po prostu odkąd masz Antka to się tak nie zachowywałaś i tyle. A co do tego stąpania twardo po ziemi to już Baśka uznała, że u mnie z tym nie najlepiej to może i powinnam się o siebie martwić, bo ten sen mi się wydaje coraz mniej dziwny. - urwała nie bardzo wiedząc co tak właściwie chciała powiedzieć.

- Fakt, że o czymś nie słyszałaś, nie oznacza, że to nie istnieje - pouczyła Tereskę Basia - A Artur się zjawi, jeżeli go wyśnię. Chyba, że to nie sen...- dziewczyna odważyła się w końcu, wysunęła dłoń z rękawa habitu i spojrzała na palce.

- Myślałem że alternatywne ustalenia mamy już za sobą. Takie w których ktoś zakradł się do naszych domów, powyciągał nas z łóżek i prycz w celach w strzeżonych PIZach a potem poubierał w habity i pognał boso po mieście chcąc posłuchać o czym sobie pogadamy. - Hirek pokręcił głową. - Jak dla mnie to wszystko po prostu nie ma sensu.

* * *


GRZESIEK

Przez gęstą mgłę ujrzał go pierwszy. Stary, na pół zniszczony blok. Ruina strasząca we mgle, niczym widmo dawnych czasów.


Dalej widział kolejny blok, tonący we mgle, jak pierwsza ruina.


A potem, nagle, ujrzał kolejne domy. Opuszczone bloki. Przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście.



Światło zdążył już dawno temu stracić z oczu. Znikło, tak samo nagle, jak się pojawiło. Głos krzyczącej kobiety znów rozbrzmiał tuż obok. W widocznej we mgle ruinie. Gdzieś, spomiędzy pokruszonych kawałków cegieł, gruzu i betonu, które kiedyś było czyimś domem. Nie znał tego miejsca. Na pewno nie bywał w nim, chyba że leżało gdzieś poza Miastem.
Ale przerażało go. Gdzieś za swoimi plecami słyszał podniesione głosy przyjaciół z dzieciństwa. Chyba się o coś sprzeczali.

Wrzask. Rozbrzmiał tuż obok. Prawie o wyciągnięcie ręki. Z ruin.


RESZTA

Usłyszeli kolejny krzyk i ujrzeli budynki. We mgle wydawały się być czymś nierealnym. Sennym majakiem. Krzyk dochodził z pierwszej, najbardziej zdewastowanej ruiny. Ujrzeli też Grzegorza. Stał zmęczony, bo odległość jaką przeszedł dała się chyba we znaki jego okaleczonej stopie.
Oni też czuli drobne rany od szkieł, kamieni i patyków. Jak na sen bolały za bardzo realnie.

Teresa przykucnęła przy stercie badyli i wybrała dość solidny sęk. Zamachała nim dwa razy w powietrzu jakby chciała sprawdzić czy dobrze leży w dłoni.

Najwyraźniej dotarli gdzieś, gdzie mieli dotrzeć. Krzyk powtórzył się a Hirkowi ciarki przeleciały po kręgosłupie. Kolejne mijane budynki przypominały mu krajobraz po wojnie nuklearnej z jakiegoś filmu. Gdyby się uprzeć to nawet mogło być Miasto. Spojrzał na przyjaciół, przynajmniej Tereska wybierała się sprawdzić co to za krzyk.
Wanda podbiegła do Wichrowicza.
- Jesteś Grzesiu - powiedziała z wyrzutem jakby Grzegorz gdzieś specjalnie jej się schował.
- Kurwa! Wichrowicz, gdzieś ty wlazł. Zostańcie tu.- Niewiele myśląc Gawron porwał z ziemi pierwszy kamol, jaki trafił mu się w ręce i rzucił się biegiem w kierunku, z którego usłyszał krzyki.
Hirek schylił się po cegłówkę i ruszył za nim.
- I tyle jeśli chodzi o plan - mruknęła Teresa i pobiegła za chłopakami.

Grzesiek przystanął zmęczony przed blokiem i pierwszy raz spojrzał na swoją lewą stopę- pozbawioną palcy, zakończoną okropnymi bliznami. Pamiętał, że nie goiła się jak należy. Chodzenie bez butów z specjalnym wypełnionym czubem było bardziej męczące niż się spodziewał, szczególnie we śnie.
- Ciekawe, czy jest tam świniogłowy... Może nie powinniście tam wchodzić- zaproponował, jednak część z nich już uzbroiła się w kije i cegły. On również podniósł z ziemi kij zakończony swoistymi widełkami, ale bynajmniej nie do walki- służył mu on za prowizoryczną kulę i pomogła nadążyć za resztą brygady, która dziarsko wkroczyła do bloku.
Palców było pięć. A więc to żaden sen ani inny omam, a
cholerna rzeczywistość. Basia szła przez chwile, ciągle zdezorientowana, spoglądając
na pojawiające się budynki. Nie było ważne, jak się tu dostali - ważne było, że
ból stóp i ogarniające ja zimno są realnie i nie miną, nawet jeśli przekona siebie,
ze nie istnieją. Krzyk też był realny. Podniosła machinalnie jakiś kij z ziemi
i pobiegła za resztą.

Nie, nie była szaleńczo odważna – bała się jak cholera. Ale jeszcze bardziej bała się zostać sama w tym świecie.
 
liliel jest offline  
Stary 13-04-2012, 20:10   #85
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Cisza. W ruinach panowała cisza. Po krzyku, który słyszeli, zdawała się ona wyjątkowo złowieszcza i złowroga.
Otaczały ich zimne, betonowe i ceglane ściany. Miejsce pachniało wilgocią, pachniało grzybnią, pachniało świeżo rozkopanym grobem. Tak się kojarzyło. Z zapachem nad grobem Andrzeja, który przecież cała szóstka czuła nie tak dawno temu.

Opuszczony, walący się budynek zdawał się na nich czekać. Cichy, upiorny, jak przyczajony drapieżnik.
I wtedy to usłyszeli. Kolejny krzyk. Dochodzący gdzieś z lewej strony, ze zrujnowanego piętra. Krzyk pełen bólu i cierpienia. Kobiecy, rozedrgany, jękliwy.

Patryk na chwilę zastygł nasłuchując. Potem odwrócił się i spojrzał na przyjaciół, uzbrojonych jak na dobrą wojnę o ogień z neandertalczykami. Zrobił jakąś minę, która w założeniu chyba miała dodać im odwagi, ale jedyne co dało się dostrzec pod warstwą sińców, to fakt, że Gawron sam bał się jak jasna cholera. Przyłożył palec do ust i pomału ruszył w kierunku, z którego dochodził krzyk.

Hirek zadrżał na dźwięk krzyku, który jak mu się zdawało rozległ się zdecydowanie za blisko. Cegłówka była nieporęczna i za duża, ale nie wahał się. Wrzask kobiecy był pełen cierpienia, musieli sprawdzić co się do cholery dzieje. Nawet we śnie. Skinął głową Gawronowi i starając się nie narobić za dużo hałasu stanął obok niego, rozglądając się nerwowo i ruszając ostrożnie w kierunku dźwięku.

Owszem, krzyk robił wrażenie. Pełen bólu, desperacji i rozpaczy. Ale Teresa nie wyglądała na specjalnie przejętą ani spanikowaną. Na całą scenę patrzyła bardziej jak na film lecący w telewizji niż na realne zdarzenie. Ściskała co prawda kij ale zaraz oparła go nonszalancko o bark jakby robiła sobie przerwę w grze w palanta.

- Poważnie? - spojrzała na chłopaków, którzy włączyli tryb wojowników ninja i przemieszczali się bezszelestnie, niemal na czubkach palców. Teresa wywróciła oczami i dodała hardo - To sen. Najgorsze co może się przytrafić to przepocona nocna koszula. - ewidentnie nie dopuszczała do siebie możliwości, że się myli.
Przeszła do lekkiego truchtu i minęła Hirka i Patryka oglądając się za nimi z miną “dalibyście spokój z tą dziecinadą”. Bynajmniej nie zamierzała się skradać. Chciała jak najszybciej odnaleźć źródło swojego koszmaru bo może wtedy będzie wreszcie mogła się obudzić.

Wolna ręka Patryka chwyciła ramię Tereski. Spojrzał najpierw w stronę, w którą szli, potem na przyjaciółkę.
- Prosiłem: zostań. Ten jeden raz. - Szepnął i spokojnie, acz stanowczo przesunął dziewczynę do tyłu, po czym ruszył w dalszą drogę, nieco przyspieszając kroku.
- Zostać? - zapytała w odpowiedzi. - A nie powinniśmy trzymać się razem? Swoją drogą... jakiś jesteś w tym moim śnie... nadopiekuńczy.
- Dobra, trzymaj się razem, tylko nie właź mi pod ręce i przestań trajkotać.
- nadal szeptał i zdawał się nieźle wystraszony, ale po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu.

Teresa odwzajemniła nieznaczny uśmiech po czym uczyniła dłonią gest zamykania suwakiem ust, później przekręciła je niewidzialnym kluczykiem by ten teatralnie wyrzucić za siebie.

Wanda trzymała się bezpiecznie za plecami Grzesia i nie zamierzała się nigdzie pchać pierwsza. Nie uzbroiła się w żadną prowizoryczną broń, bo jeśli to był sen to nie miało to najmniejszego znaczenia, a jeżeli to nie był sen to też nie miało to znaczenia.

- Tereska - syknęła Baśka, mocno spanikowana - nie wygłupiaj się, na Boga, to nie jest żaden sen, rozumiesz? mam cię walnąć, żebyś zrozumiała, ze to jest realne? Nie zachowuj się jak kretynka!
- Ciszej.
– Hirek odwrócił się do reszty i przełożył ciążącą mu cegłę do prawej ręki. Zerknął jeszcze przez jakąś dziurę na niebo, przynajmniej ciemno jeszcze się nie robiło... – Pogadaliśmy, teraz pora się ruszyć. Patryk, idziemy.

- Basiu, trafiłaś w czuły punkt. Może istotnie jestem kretynką
- przyznała Teresa z chłodnym spokojem. - W końcu maturę zdałam w trybie wieczorowym i dopiero za drugim podejściem. Ale wolę być kretynką niż histeryczką. Przez ten tumult jakiego narobiłaś do Gawrona przylgnęła opinia gwałciciela. Możesz teraz to wycofać ale na Węgielnej już raz doszyta etykietka zmienia się w wypalone piętno. Słyszałaś przypowieść o plotce? Nasz świątobliwy tatuś uwielbiał przypowieści - Teresa znów się rozgadała w najlepsze i nawet gromiący wzrok Gawrona nie zamknął jej ust. - Otóż plotkara idzie do spowiedzi i prosi o rozgrzeszenie. Za to plotkowanie. A ksiądz na to, żeby poszła na balkon i rozdarła poduszkę. Kobieta posłuchała oczywiście, wraca do klechy i pyta - co teraz? A on na to - a teraz wróć i pozbieraj całe pierze wtedy dostaniesz rozgrzeszenie. Kobieta odpowiada - ale proszę księdza, to niemożliwe. Pióra rozfrunęły się na na całą dzielnicę, w życiu nie zbiorę wszystkiego na powrót. A ksiądz mówi - widzisz idiotko, i tak działa plotka i pomówienie. Raz zasiana będzie już krążyć wśród ludzi, rozsiewać się na nowo i rozrastać. Czy jakoś tak... - zakończyła przerzucając badyl na drugie ramię.

- Dziewczyny, nie kłóćcie się, nie lubię tego- powiedział Grzesiek z gorzką miną.
- I może faktycznie nie hałasujmy, cisza bywa tak kojąca, i w ogóle...

- Ja się nie kłócę
- Teresa zeszła do szeptu i faktycznie robiła wrażenie oazy spokoju co zważając na scenerię i sytuację było jakieś nie na miejscu. - Po prostu wyjątkowo, bo to sen, pozwalam sobie na komfort mówienia tego co myślę. I dobra - spojrzała na Grzesia ugodowo. - Już się nie odzywam.

Basia poczerwieniała i opuściła głowę. Jednak w miarę jak Tereska mówiła, jej twarz robiła się coraz bledsza, a ręka coraz mocniej zaciskała na kiju.
- Jesteś niesprawiedliwa – powiedziała w końcu, mocno i cicho – nie masz pojęcia… nie masz pojęcia jak to… co się zdarzyło. Ocknęłam, a ktoś leżał na mnie. Nie poznałam Patryka. Tak, spanikowałam… było ciemno, nie wiedziałam co się dzieje.. każdy by spanikował. Jesteś niesprawiedliwa – powtórzyła głośniej – i podła. Ty rozsiewasz plotki – nie wiesz, co się wydarzyło, a mnie oskarżasz. Sądzisz po pozorach, jak cieć, co tam stał i wrzeszczał „gwałciciel” do Patryka.
Rozluźniła palce zaciśnięte na kiju.

- To podłe, Tereska.
- A nazywanie mnie kretynką jest szczytem słodyczy?
- Teresa też poczuła się nieswojo. - Grześ ma rację. Bądźmy już cicho.
- Przepraszam...chciałam tylko, żebyś zrozumiała, ze to nie sen.
- Ja też przepraszam. Ale dla mnie to jak wykład schizofrenika, że on wcale nie jest chory. Po prostu Basiu w to nie wierzę. I nic co powiesz tego nie zmieni. Ale jest jeden plus. Jutro się wszyscy o tym bezwzględnie przekonamy.
- Uszczypnij się. We śnie byś nie poczuła bólu. Możesz czuć emocje, ale nie fizyczne doznania.

- Może to bardzo realistyczny sen. Wersji, że porwano nas z domów i aresztu, przyodziali w sutanny i zrzucili na jakieś pustkowie jak w remaku “Uciekiniera” nie kupię za żadne skarby.
- Nie wiem, co się stało. Ale bardzo cię proszę - uważaj i nie kozacz. To JEST realne.


Hirek w tym czasie łypnął okiem na Gawrona i wskazał głową pytająco w kierunku w którym się wybierali. Przekomarzanie się czy jest to sen czy nie nie leżało mu w tej chwili. Swoje wiedział... a raczej nie wiedział. Teraz chciał po prostu przestać się bać. Obojętnie w jaki sposób, albo się obudzić albo zobaczyć kto tak przeraźliwie krzyczy tuż obok nich. Zgrywanie bohatera nigdy dobrze mu nie szło i miał wrażenie że zaraz koślawa maska spokoju, którą założył na siebie spadnie z hukiem. Wciągnął głęboko oddech i wkrótce po tym jak dziewczyny zaczęły dyskusję znowu ostrożnie zaczął iść za kolejny zakręt, doganiając szybko Gawrona, który się nie zatrzymywał podczas dyskusji.

Krzyk poprowadził ich na piętro., do kolejnego opustoszałego korytarza.


Odchodząca farba, łuszcząca się niczym skóra jakiegoś paskudnego, chorego stwora. Ponure, klaustrofobiczne, cuchnące zgnilizną miejsce.
Krzyk odchodził wyraźnie gdzieś z końca korytarza. Z przejścia po lewej stronie. Paliło się tam światło - lampy naftowej lub czegoś podobnego. Na ścianę korytarza rzucały się cienie. Widzieli... coś chudego i skrzydlatego z kolcami wystającymi z ramion i uskrzydlonych barków, chyba także rogatego. Widzieli jakiś mniejszy kształt i cień kogoś lub czegoś jeszcze, czegoś, co bez wątpienia miało łeb świni. I widzieli wyraźnie cienie kolczastych, przypominających łańcuchy lub .. drut kolczasty.
Widzieli także krew ... krew znaczącą ściany tego korytarza. Odciski rąk, palców, niekiedy innych części ciała w tym twarzy. Na całej długości tego ponurego miejsca.
Włosy zjeżyły się im na głowie i karku, a do krzyku dołączyły inne - cichsze odgłosy. Jakieś mamrotanie, chrumkanie oraz szczęk zderzających się ze sobą stalowych przedmiotów.
Pantomima cieni ... przerażała. W jednej chwili tylko głupca nie opuściłaby odwaga. Głupca, lub kogoś naprawdę twardego psychicznie.

Gawron zaliczał się raczej do tej pierwszej grupy, niemniej jednak wciąż próbował grać opanowanego. Wszedł na korytarz jako pierwszy i znieruchomiał, zatrzymując pochód. Odwrócił się do pozostałych. Skóra pod sińcami była blada jak płótno.

- Kurwa, teraz poważnie, kocham was jak rodzeństwo, ale pierwszy kto znów się wydrze, dostanie cegłą - wyszeptał tak cicho, jak tylko potrafił. - Idę zobaczyć co z tą ranną laską. Szykujcie się do spierdalania.

Teresa zaczynała już porzucać myśl, że to koszmar. Owszem, sceneria była paskudna i obskurna, ziąb przygnębiający a zgrzebne habity dopełniały pokutną atmosferę. Ale w zasadzie nic potwornego się nie działo. Rozmawiali, szli przed siebie, zwykłe takie. Kobieta krzyczała w tle ale dopóki była jedynie głosem majaczącym na granicy postrzegania Teresa nie do końca analizowała jego znaczenie w całym tym galimatiasie.
Ale to co zobaczyła w tamtym pomieszczeniu zmieniło wszystko.
Nagle cała kłótnia czy to sen czy jawa straciła na aktualności. Bo to był stuprocentowy koszmar! I to jeden z gorszych jakie Bułka śniła.
Najpierw pomyślała o Antku. W zasadzie z ulgą wypuściła z płuc powietrze na myśl, że jego tu nie ma. O siebie się nigdy nie bała, o niego zawsze.
Tam, w więziennym skrzydle szpitala musi teraz wić się i szamotać pod wymiętą warstwą pościeli, pocić się do imentu a może nawet krzyczeć. O tak, lepiej żeby krzyczała bo wtedy może ktoś ją obudzi.
Jak na ironię tutaj nie wydała z siebie żadnego dźwięku. I bynajmniej nie dlatego, że tak kazał Gawron ale po prostu język stanął kołkiem w gardle. Przełknęła pierwszą falę strachu próbując opanować łomoczące serce i uginające się pod nią kolana.
To tylko sen – powtórzyła sobie, tym razem jedynie w myślach. - Sen Teresa. Nic ci nie grozi...
Patryk oświadczył, że idzie na zwiad ale Bułka kurczowo złapała go za nadgarstek.

- Idę z tobą
– szepnęła. Miała dopowiedzieć "to w końcu mój sen" ale ugryzła się w język. Rozchodziło się o to, że musiał w tym tkwić jakiś głębszy sens. I doznała olśnienia. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Industrialny krajobraz, zupełnie jak z Przemysłowej, pokutne szaty i demony z piekła rodem. Zadośćuczynienie.
Powinna po prostu uratować tą kobietę. Wtedy się obudzi.

Jednej chwili wystarczyło aby wszystko diametralnie zmieniło się w koszmar. Cienie pełzające po ścianach, dźwięki, jakieś niewyobrażalne kreatury… Hirkowi od razu stanęła przed oczami wizja siebie samego w wannie. Zezwierzęcona karykatura człowieka. Dłoń zaciśnięta na cegle zaczęła się trząść. Raz i drugi obejrzał się za siebie, w kierunku wyjścia z tego budynku. Korytarz zaczął nagle przypominać bebechy, jelito jakiejś koszmarnej bestii. A ten drut, drut kolczasty?! Czy właśnie byli świadkami kolejnego mordu z serii? A wyobraźnia kreowała scenerię z piekła rodem?
Zacisnął usta w wąską kreskę, kiedy Tereska wyrwała za Gawronem. Jasna cholera, usłyszy od brata litanię kiedy będzie po wszystkim… Bo wkrótce będzie po wszystkim. Obudzi się. Musi. Wyminął ją i stanął obok Gawrona, zasłaniając siostrze dalszą drogę. I tak go nie posłucha i nie odpuści, tak przynajmniej będzie miał iluzję tego że jest bezpieczna.
Basia poczuła, że dłoń ściskająca kij zrobiła się śliska i coś spływa jej po nadgarstku. Podniosła ręka i polizała wnętrze dłoni. Potem przycisnęła dłoń do ust, bo wiedziała, że za chwile nie wytrzyma napięcia i zacznie krzyczeć. Nie czuła zimna ani poranionych stóp. Kolejna strużka potu ściekła jej po kręgosłupie.
Przerażenie wypełniało jej ciało, rozpychało je od wnętrza jak powietrze balon. Odcinało wszystkie inne bodźce, myślenie, odcinało dopływ powietrza…

Basia poczuła, że się dusi. Zaczęła spazmatycznie wciągać powietrze, już dawno nie miała ataku, zresztą inhalator został w plecaku.. a drugi w szufladzie nocnej szafki, pamiętała to dokładnie… walczyła o każdy haust powietrza i po chwili nie wiedziała już, czy bardziej przeraża ją wizja śmierci przez uduszenia, czy poprzez rozszarpanie przez bestię z tego świata. Bo była pewna, że to czego doświadczają jest realne. I pewna tego, że nie mają szans wyjść z tego żywi.

Wanda zbliżyła się do Basi i delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu.
- Basia? Spójrz na mnie - wyszeptała - Co się dzieje?

- Voivorodina...
- wyszeptał Grzesiek, stojąc nieruchomo i wpatrując się w cień świniogłowego. Cała sceneria była upiorna, ale jego najbardziej ruszyła obecność niedoszłego oprawcy.- Przecież mam jeszcze trzy dni... Co on tu robi- ledwie poruszał ustami, a z tego, co mówił wynikało, że nie jest już tak do końca pewien nierealności przedstawienia, w którym brał udział.
- Mmmusimy stąd iść- wyjąkał do towarzyszy szeptem. Z resztą, nawet gdyby chciał podnieść głos, nie dałby rady. Był widocznie roztrzęsiony, cały czas widział przed oczami upiorną twarz świnioludzia. Powoli zaczął się cofać, zatrzymał się jednak przypominając sobie o kobiecie, której krzyki zmieszały się z innymi, jeszcze mniej przyjemnymi dźwiękami. Wszystkie negatywne odczucia stały się teraz nad wyraz wyraźne, ostre. Stanął w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą począć.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 13-04-2012, 20:44   #86
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Patryk, Hirek i Teresa

Odważyli się. Przezwyciężyli strach i zajrzeli do środka sali, z której padały cienie.
Szybko tego pożałowali.

Ujrzeli wielkie pomieszczenie, niemalże halę fabryczną czy coś o podobnych rozmiarach, jakby przestrzeń nie słuchała się w tym miejscu jakichkolwiek zasad. Widzieli czternaście stołów - zardzewiałych korpusów ze stali, szkła, plastyku i diabli wiedzą czego jeszcze. Widzieli gęstą ciecz, prawie maź, spływającą ze stołu na betonową podłogę.
I widzieli ich - koszmarne trio.
Mężczyznę - całkowicie nagiego, wysmarowanego ową mazią, który zamiast twarzy miał łeb świni.
Dziwaczną kolczastą kreaturę - niczym krzyżówkę owada, jakiegoś mechanicznego konstruktu i diabli wiedzą czego jeszcze zajętą ... odbieraniem porodu.
I trzecią istotę. Najstraszniejszą. Skrzydlatą, potężną, budzącą grozę samą tylko swoją manifestacją. Stojącą z boku, wpatrzoną w scenę porodu.



Czarne skrzydła istoty układały się za jej plecami, niczym cień.
W sali był ktoś jeszcze. Kobieta, której twarz zasłaniała kolczasta hybryda. Rodziła w bólach i męczarniach.
Powoli głowa czarnoskrzydłej istoty zaczęła odwracać się w stronę gości.
- Witamy ..... - syk, który wydobył się z gardła upierzonego bytu spowodował, że przez ich ciała przebiegły dreszcze, a krew w żyłach zmieniła się chyba w zamarznięty, pokruszony lód.
- Przyszliście w samą porę.
Kobieta wrzasnęła przeraźliwie.
- Kiedy się narodzi, będzie głodne.

- O kurwa... - dobyło się z głębi umysłu Gawrona, jednak nim przedarło się przez ściśniętą krtań, przemknęło po zdrętwiałym ze strachu języku i dostało się do posiniałych ust, zmieniło się w cichutki, nieartykułowany pisk. Taki dźwięk mogła by z siebie wydać mysz, której przytrzaśnięto ogon. Jego wzrok panicznie szukał jakiejś drogi ucieczki.
Teresa miała wrażenie jakby ktoś zalał jej stopy betonem. Każda komórka jej ciała drżała z przerażenia. Stała bezradnie, biała jak prześcieradło, pomiędzy Hirkiem i Gawronem z zadartą głową i wzrokiem wbitym w górującą nad nimi demoniczną postać. Widok był hipnotyzujący w swojej potworności.
Miała wrażenie, że minęły wieki nim usłyszała ochrypły drżący głos, zupełnie niepodobny do jej własnego chociaż wyszedł przecież z jej gardła.
- Co się urodzi?
W odpowiedzi istota zaśmiała się tylko, złym, demonicznym śmiechem. Śmiechem, który przypominał wrzaski kogoś, obdzieranego żywcem ze skóry.
Po chwili, gdy już sądzili, że nie będzie odpowiedzi, padła jednak. Krotkie i bluźniercze jedno słowo.
- Zbawiciel.
I drugie.
- Kolejny.
Kij, który Teresa jak dotąd kurczowo zaciskała w dłoni wyślizgnął się spomiędzy omdlałych palców i z hukiem rymnął na podłogę. Zaraz później posłuszeństwa odmówiły nogi i Bułka poczuła jak bezwładnie spływa na klęczki. W głowie wykwitła kolejna myśl.
- O mój... Boże - szepnęła. - To nie sen.
Głuchy jęk, który z siebie wydała przeszedł w desperacki szalony chichot.
- Jestem w piekle, prawda?
Nage to wszystko wydało jej się takie banalnie proste. W szpitalu kiedy usnęła musiało się coś zdarzyć. Musiała umrzeć. Tak. Ona... po prostu nie żyje. A tera zaczęła swoje wieczne potępienie.

Skrzydlata Bestia pokiwała głową.
Mężczyzna z świńskim łbem odwrócił się.
Mogli wyraźnie ujrzeć, że łeb nie wyrastał z niego, lecz był doszyty do twarzy grubymi, czarnymi nićmi, prymitywnym ściegiem.

TERESA

- Nieee zabiiiijajjjj - spod zwierzęcej “maski” wyrwał się zniekształcony głos. Świniogłowy uniósł dłoń w górę. Dłoń, na której błysnęła obrączka.
Gdzieś z ogromnej hali Teresa usłyszała kwilenie, dziesiątki małych, niewykształconych, niemowlęcych głosików. Kwilenie układało się w jedno zdanie: “nie zabijaj”.
Teresa przycisnęła dłonie do uszu i skuliła się jak pod uderzeniem bata.
- Wiem - powiedziała i mimo przerażającej sceny, mimo rozedrganych mięśni i strug zimnego potu poczuła jak wypełnia ją pewien spokój. Od zawsze się na to szykowała... Tego jednego była pewna. Że tu trafi.
- Wiem. - powtórzyła. Nie oderwała czoła od podłogi, nie patrzyła na nic ani na nikogo po prostu skupiła się na miarowym oddechu. - Jestem gotowa.
Spojrzała w świńskie oczy i ciągle twierdząco kiwając głową szeptała słowa tak często powtarzane przez ich fanatycznego ojca.
- Tak będzie przy końcu świata; wyjdą aniołowie i wyłączą złych spośród sprawiedliwych, i wrzucą ich w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Poczuła jak na zawołanie z oczu ciekną ciepłe łzy. Tyle lat nie płakała... Ale jeśli istniał odpowiedni moment na okazanie słabości to chyba właśnie ten.
Kolejny krzyk rodzącej przedarł się przez kakofonię jęków i zawodzeń nienarodzonych dzieci. Teresa spojrzała na kobietę z której łona miało zaraz coś wypełznąć. Jedna z kreatur zasłaniała ją swoją zwalistą sylwetką ale Bułce wydało się to nagle bardzo istotne. Aby dostrzec jej twarz i ją zapamiętać.
Nadal na czworakach podpełzła bliżej makabrycznej sceny narodzin.
 
liliel jest offline  
Stary 14-04-2012, 05:20   #87
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Świniogłowy spojrzał na niego i w rękach Patryka niespodziewanie pojawiła się butelka wódki. Chłodna. Kusząca zapachem. Obiecywała zapomnienie. Obiecywała wyzwolenie od otaczającego go koszamru.
- Napij się, kolego - powiedział mężczyzna z doszytą do twarzy świńską mordą. - Na zdrowie. W końcu ciało jest świątynią duszy i trzeba dbać o tą świątynie.
Zacytował głosem zmarłego dziadka Wrony.
„Albo czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni. Wysławiajcie tedy Boga w ciele waszym”
(1 Kor. 6:19-20 BW).
Poczciwy Waldek Gawron znal na blachę chyba całą Biblię. Podobno dawno temu, w odciętej od świata wiosce na kresach, to była jedyna książka do jakiej miał dostęp przez całe dekady. Miał irytujący małego Patryka zwyczaj mówienia cytatami i oczekiwania tego samego po swoim rozmówcy.
Staruszek lubił wypić, ale był dobrym człowiekiem. Nie pasował tu. Nie do tego miejsca. Nie do tych potworów. Jego głos wydobywający się z tego świńskiego ryja, był dla Gawrona jak cios w głowę ciężkim młotem.
Wlepiał wzrok w trzymaną w rękach butelkę. Żaden mistyczny flakon, żaden stylizowany bukłak obity przerdzewiałą stalą, po prostu klasyczna, swojska połówka żytniej. Miała nawet nalepkę z ceną i datą produkcji. Idealnie schłodzona. Zawarty w niej płyn przypominał wodę, ale nią nie był. Był wspaniałym, mocnym eliksirem, który sprawi że zło odejdzie. Że wróci jasne myślenie. Że miną koszmary. Wystarczy tylko jeden łyk.

- Zbawiciel... "żarłok i pijak, przyjaciel poborców i grzeszników", Mateusz, i tu jakieś cyferki. - wymamrotał pobladły Gawron mechanicznie przyjmując konwencję tradycyjnych rozmów z dziadkiem. Gdzieś obok niego Teresa się rozpłakała. Nie rozumiał czemu. Chodziło o jego pijaństwo? Nie wierzyła że taki menel jak on jest w stanie ich ochronić? Przecież on tylko... Kurwa mać! To się działo naprawdę. Demony! Pierdolone diabły jak ten w piwnicy i ten w celi... właśnie... cela. Tamten odszedł! Jakoś udało się go pokonać. Coś, co zrobiłeś, odstraszyło go... myśl, idioto, myśl!

Butelka w jego rękach drgnęła i życiodajny płyn zachlupotał. Czy istnieje na świecie piękniejszy dźwięk? Gawron przełknął ślinę.

Gdzieś poza nim Hirek zaczął coś bełkotać, a Teresa pełzać po ziemi. Czy to coś oznaczało? Chcieli mu coś przekazać? Czemu zachowywali się jak wariaci, przecież świniogłowy mówił do niego. I tylko do niego.
Miał w głowie mętlik. Wiedział, że potwory starają się mu zrobić jakieś pranie mózgu. Czuł, że to jakaś próba. Musiał... cholera, prostu musiał się napić. Chociaż jednego, porządnego łyka. Przestanie wtedy myśleć o piciu. Znów będzie mógł się skupić... wystarczy tylko...

- "A wszystko to dam ci tylko padnij i złóż mi pokłon", chyba Łukasz, albo Kazik Staszewski - Bąknął bez sensu i sprawnym ruchem pozbył się blaszanej nakrętki. Zapach natychmiast pobudził zmysły. Butelka była pełna. Przyjemnie ciężka. Idealnie schłodzona. Jego dłoń zostawiała wyraźny ślad na zmrożonej powierzchni szkła. Butelka ruszyła w kierunku ust.

W końcu ciało jest świątynią duszy i trzeba dbać o tą świątynie.

Wiem, że w głębi swej duszy jesteś dobrym, wyrozumiałym człowiekiem. Tylko demony alkoholu psują twoje relacje z innymi ludźmi.

Bo rano i tak niewiele będziesz pamiętał. Ze snu ani z połowy dnia!

Droga do oczyszczenia prowadzi przez ból, a poświęcenie przerywa łańcuch cierpienia. Pamiętaj.

- DOSYĆ!!! - trzymając za szyjkę z całej siły pieprznął butelką o ścianę. Miał dość. Chciał się obudzić. Teraz. Już. Natychmiast. Nawet jeśli to nie był sen. - "Do oczyszczenia... przez ból..." Dalajlama, albo ktoś... - wysyczał z obłędem w oczach, rozcinając dłoń tulipanem od małego palca po nasadę kciuka.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 14-04-2012, 11:38   #88
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9Cq_QO_4Cx4[/MEDIA]

Hieronim nie słyszał tego. Nie widział. Na jego oczach mężczyzna ze świńskim łbem zmienił się w kobietę o pełnych biodrach i lekko obwisłych piersiach. Kobieta wysunęła w jego stronę biodra prowokacyjnym, zachęcającym ruchem.
- Nie cudzołóóóż...- spod zwierzęcej maski doszedł lubieżny szept.

To było jak uderzenie tarana. ŁUP i iluzja resztek zdrowego rozsądku pękła jak bańka mydlana. Hirek nie był w stanie poruszyć się, nie był w stanie wydać żadnego dźwięku z zaschłego z przerażenia gardła.
Znowu był małym chłopcem, zamkniętym w ciemności, gdzie jedynymi dźwiękami dochodzącymi do niego z czarnej, oleistej pustki był szaleńczy rytm uderzeń jego własnego serca i popiskiwanie szczurów. Patrzył niewidzącym wzrokiem na festiwal maszkar przewijający się mu przed oczami. To nie była krótka wizja w łazience, tutaj natężenie wrażeń było jak wybuch supernowej. Nawet nie próbował zrozumieć tego wszystkiego, nie był w stanie. Umysł dawkował mu pojedyncze obrazy, jakby wiedząc że za dużo na raz może spowodować że zwariuje. Postać z przyszytą świniotwarzą, machanicznożywy stwór i koszmar ze skrzydłami.
Nagle znowu był sam i nie wiedział co było bardziej przerażające, makabryczne postacie, głosy i słowa czy ta ciemność z dzieciństwa. Tereska osunęła się na ziemię i zapłakała. Gawron coś mówił ale nie słyszał jego słów. On tkwił w pustce, nie mogąc się ruszyć.

Nie cudzołóż. Nie będę już, błagam. Tylko niech to się skończy.

Potwór przeistoczył się, Hirek dawno już zapomniał o krzyku kobiety. Rozmowy z przyjaciółmi, siostra, wszystko zostało za nim jakby ktoś zatrzasnął drzwi tuż przed nosem. Był tylko zwierzęcy strach.
Nie będę...
Odwrócił się na sztywnych nogach i rzucił się do ucieczki. Z gardła wydobył się krzyk. Próbował jeszcze... by oni też...
 
Harard jest offline  
Stary 14-04-2012, 13:23   #89
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
BASIA, WANDZIA i GRZESIEK

Zostali na korytarzu, niezdolni ruszyć się dalej. Kilka kroków później ... trójka ich przyjaciół znikła w ciemnościach.
Nagle ciszę korytarza wypełnił trzask. Dziwny. Jakby ... pękający cement lub kamień.
Nim zdołali zareagować na ich oczach ... korytarz zaczął ... zarastać.
Zarastać czymś, co wyglądało jak błona lub mokra folia, ale miało kolor i strukturę otaczających ich ścian. Zarastało szybko, nabierając coraz bardziej solidnej, twardej struktury. Zamieniając się w betonową ścianę.

Grzesiek walczył ze sobą, z jednej strony chciał powstrzymać trójkę uzbrojonych przyjaciół przed wchodzeniem do pomieszczenia, ale z drugiej bał się zrobić krok w przód. Bał się tak mocno, jak podczas pierwszego spotkania z Voivorodinem. Lecz gdy otwór w ścianie zaczął się zasklepiać, zdobył w sobie odwagę, żeby ruszyć towarzyszom z odsieczą. Pokuśtykał do twardniejącej błony i po chwili zawahania zaczął uderzać w jej środek końcem prowizorycznej kuli.
- Basiu, pomóż mi!- Rzucił za siebie nieco rozpaczliwie. Już nie szeptał, ale też nie odważył się na krzyk. Uderzał, ile miał sił, to było jedyne, co mógł zrobić dla swoich przyjaciół.

Walcząca rozpaczliwie o każdy oddech Basia nie widziała, co się dzieje dookoła. Odcięta przez zalewająca ją panikę od świata, nie zarejestrowała ani słów przyjaciół, ani zmian, które wokół niej zachodziły.

- Ona ci nie pomoże Grzesiek - powiedziała pobladłymi wargami Wanda - Ma jakiś atak. Paniki czy nie wiem, czego. Boję się, że się udusi albo starci przytomność. Baśka! - Powiedziała głośniej - Baśka! - Potrząsnęła dziewczyną - Spójrz na mnie! Dziewczyno, spójrz na mnie!

Kij Grześka grzązł w czymś mięsistym, gęstym i ciepłym. Miał wrażenie, jakby wbijał tą zaimprowizowaną broń nie w ścianę, lecz w żywą, krwawiącą tkankę. I faktycznie. Wydawało się, że ściany drgnęły lekko. Zafalowały, jakby poruszone wewnątrz jakąś niewidzialną siłą, albo jakby ktoś pełzł przez ich strukturę prosto w ich stronę.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 15-04-2012, 09:30   #90
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie o grzechy mnie pytaj
co zostało we mnie
Ile szczerości tego co już było dawno
ile uśmiechów wcześniejszych od myśli
niewinności jak długowłosego jamnika
albumu z wierszem "kto bibułę buchnie niech mu łapa spadnie"
snu od bólu głowy
liścia wiązu co drapie
serce widzącego bez okularów
barwy której się uczyłem jak muzyki
kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jaszcze do ziemi
modlitwy szumiącej jak ogień
siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka
pokazującej mi język po drugiej stronie lampy
słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy
sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę
i tego niewidomego - co dalej
Twardowski Jan, Co zostało we mnie






WSZYSCY




To, co działo się w wielkiej sali już dawno przekroczyło granicę koszmaru. Zburzyło ją jednym szaleńczym wydarzeniem.

Trójka ludzi, zabłąkanych w opuszczone przez Boga miejsca, zagubionych w swoich własnych lękach i pokusach, zabłąkanych w pragnieniach życia, stojących nad krawędzią szaleństwa, musiała jakoś przetrwać to, co się działo na ich oczach.

Teresa pełzała w stronę porodu. Czuła zapach krwi, czuła lepkość podłogi na której spoczywały jej ręce i kolana. Chciała ujrzeć twarz. Chciała ujrzeć twarz rodzącej. I ujrzała. A potem wrzasnęła szaleńczo, a wrzask ten pozostał bez echa. Bo w miejscu, w którym teraz się znajdowała wszyscy krzyczeli.


Hirek nie dał rady. Nie wytrzymał. Wybiegł z „sali porodowej” ścigany przez własne koszmary. Pędził na oślep korytarzem ślizgając się na jakiś organicznych szczątkach, których wcześniej tutaj nie było. Gnał przez ciemność, przez mgłę, przez dziwaczne opary, byle dalej od koszmaru, z jakim przyszło mu się spotkać.


Patryk zawierzył słowom wyimaginowanego księdza z cali. Kawałkiem szkła otworzył sobie ciało, ofiarując ból i cierpienie. Liczył na cud. Ale przecież w głębi duszy zawsze wiedział, że coś takiego nie istnieje. Istniał tylko ból i gorąca krew spływająca z rany, brudząca ciało.

Grzesiek próbował kijem sforsować miękką, organiczną ścianę, ale szybko okazało się, że nie ma na to szans. Że z jakąkolwiek siłą by nie uderzał, to ściana się nie podda. Nie otworzy przed nimi ponownie. Słabł, tracił siły, a przed oczami latały mu mroczki. Dał sobie spokój, kiedy kij trzasnął mu w rękach, a jakaś drzazga wbiła mu się w dłoń.

Wanda próbowała powstrzymać atak Basi. Przemawiała do niej łagodnie, próbowała oderwać uwagę młodej Zielińskiej od tego, co działo się wokół nich. Od wrzasków, od zarastającej ściany, od krwi, od bólu poranionych stóp.

Kropla krwi Patryka spłynęła na brudny beton. Uderzyła rozchlapując się na podłodze.

Grzmot i podmuch, niczym fali uderzeniowej, przetoczył się po sali – gdzie krwawił Grzesiek i skulona w pobliżu łóżka porodowego wyła obłąkańczo Teresa. Przetoczyła się po korytarzu, po którym uciekał Hieronim oraz przez miejsce, gdzie Wandzia pomagała Basi, a Grzesiek próbowała sforsować nieustępliwą ścianę.

Wszyscy poczuli ból, a kiedy otworzyli oczy z wrzaskiem, zobaczyli mniej lub bardziej znajome ściany i łóżka.

Wszyscy, poza jedną osobą.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wtariNLBlAw&feature=related[/MEDIA]





PATRYK GAWRON



Obudził się w celi z krzykiem siadając na pryczy. Przez małe, zakratowane okienko do środka wpadał szarawy brzask świtu. Noc skończyła się.
Patryk spojrzał na dłoń i zamarł z bijącym sercem.
Na dłoni widział paskudną, zrośniętą bliznę. Długą, siną szramę, ułożoną dokładnie, jak cięcie, które zadał sobie rozbitą butelką.
Blizna promieniowała boleśnie na całą rękę. Czy mu się tylko wydawało, czy palce miał mniej sprawne, niż wcześniej.

Ból i cierpienie

Przypomniał sobie słowa księdza z celi.

Poświęcenie

Patryk siedział na pryczy i wpatrywał się w swoją rękę. Długo, z całkowitą pustką w głowie. Stracił poczucie czasu, ale nic sobie z tego nie robił.

W takim stanie zastali go policjanci, mający za zadanie przygotować więźnia do zabrania z aresztu na kolejne przesłuchanie. Jako, że nie mogli nawiązać z nim żadnego kontaktu, posłali po odpowiednich specjalistów.

Po godzinie bezskutecznej próby porozmawiania z więźniem psycholog policyjny pokręcił głową.

- On nie symuluje – poinformował policjantów. – Musimy zabrać go na badania.




HIERONIM BUŁKA



Obudził się z wrzaskiem w swojej własnej pościeli śmierdzącej potem i strachem.
Przez chwilę krzyczał jeszcze szaleńczo, machając rękami, ale w końcu uspokoił swoje rozszalałe serce.

Spojrzał na budzik. Pokazywał piątą trzydzieści rano. Za jakiś czas i tak musiałby wstać i przygotować do wyjścia do pracy. Przez chwilę prawie szaleńczo zaśmiał się z tego, jak dziwacznie wypada ta myśl w konfrontacji z koszmarem.

Ale wiedział, że nie był to zwykły sen. Był tego pewien. Może dlatego, że koszmar był zbyt wyraźny, zbyt realistyczny, zbyt wiarygodny i szalony, idealnie uzupełniający wcześniejsze omamy, jakich Hieronim doświadczył.
A może dlatego, że bose stopy miał poranione, pokryte żwirem i kawałkami szkła.

Rany nie były duże, ale i tak wymagały dezynfekcji i jakiegoś opatrunku.

Co z tego, kiedy Hieronim nie za bardzo wiedział, co ma teraz zrobić.

Przeskakiwał z chęci podniesienia słuchawki i zadzwonienia do innych uczestników tego snu, a chęcią powrotu do łóżka, przykryciu głowy kołdrą i zapomnieniu o wszystkim, co mu się przytrafiło.

Bał się. Bał się potwornie. Jak nigdy do tej pory.




WANDA JAWORSKA



Dusiła się. Obudziła się z koszmaru czując, że się dusi, jakby część cierpienia Basi w jakiś sposób udzieliło się i jej.
A wtedy zorientowała się, że znajduje się w swoim łóżku, a jej twarz zasłania poduszka.

Matka! – to była jej pierwsza myśl. – Matka ją dusi poduszką!

Ale po chwili do przerażonego umysłu dotarł fakt, że to ona zwyczajnie leży na brzuchu, z buzią wciśniętą w poduszkę. Poderwała się z jękiem.

Przez zasłony do pokoju wlewały się pierwsze promienie szarówki. Spojrzała na cyferblat budzika. Zadzwoni za piętnaście minut. Dzisiaj w końcu jest poniedziałek i musi jechać do pracy.

Do pracy?

To wydawało się jej jeszcze większym szaleństwem, niż ten dziwnie realistyczny koszmar, którego doświadczyła przed chwilą.

Wstała z łóżka i natychmiast z sykiem do niego wróciła.

Podłoga była lodowato zimna i lepka.




GRZEGORZ WICHROWICZ



Grzesiek wyrwał się ze snu w miejscu, w którym położył się na spoczynek. Nie krzyczał, nie wrzeszczał, nie panikował, – chociaż intensywność doświadczonych koszmarów wymykała się jakimkolwiek próbek klasyfikacji i zrozumienia.

Przez chwilę siedział w tracącej ciepło pościeli przyglądając się otoczeniu w bladym blasku poranka. Wsłuchiwał w odgłosy dochodzące z mieszkania i zza okna. Zwyczajne, rozpoznawalne, zrozumiałe. Próbował w ten sposób, poprzez muzykę rzeczywistości, poukładać sobie w głowie szczegóły snu.
I wtedy poczuł, że coś ciepłego spływa mu po dłoni, w której trzymał kij w tym obłąkańczym koszmarze.

Zmartwiał czując, że za chwilę zwymiotuje z przerażenia.

Dłoń była zraniona i krwawiła. A z miękkiego ciała wystawała paskudna drzazga. Drzazga z badyla, którym Grzegorz próbował sforsować „żywą” ścianę.

W tym samym momencie, kiedy pomyślał o koszmarze, na jego oczach kawałek drewna zmienił się w coś przypominającego dym lub smużki czarnej mgły i rozpłynął w nicości. Jednak ranka pozostała.


Zaczynał się kolejny dzień.

Grzesiek wiedział już, że zostały mu jedynie dwa dni, a siły, które chcą go dopaść, dopadną go niezależnie od tego, gdzie i jak się skryje. Jego, a potem – miał pewność że tak się stanie – kolejnych jego przyjaciół.

Tylko dlaczego?

Jego artystyczna dusza wiedziała, że właśnie w tym „dlaczego” skrywa się klucz do ocalenia.

Inaczej po kolei skończą jak Andrzej czy Czarek.

Nie miał sił, lecz musiał je jakoś znaleźć. Zrobić coś, co ocali jego i przyjaciół. Teraz, kiedy jego życie zaczynało się jakoś układać, nie miał zamiaru go stracić.




TERESA BUŁKA – CICHA



Teresa rzadko krzyczała ze strachu. Była na to zbyt opanowana. Zbyt silna.

Teraz jednak, kiedy ujrzała twarz rodzącej kobiety, wrzeszczała przeraźliwie. Aż do ochrypnięcia.

Spojrzała bowiem w zwierciadło. Rodząca kobieta miała jej twarz i jej ciało, a dziecko, które mężczyzna wyciągał z jej wnętrza ...

Antek.....

Dziecko miało twarz jej synka. Z drobnymi szczegółami. Zęby rekina i czarne, jak kałuże zastygłej krwi oczy.


Obudziła się w skrzydle więziennym szpitala, krzycząc i wrzeszcząc bez opamiętania.

Nawet nie zarejestrowała faktu, kiedy do sali wbiegli pielęgniarze i zrobili jej zastrzyk.

Odpłynęła w kolejny sen. Tym razem pozbawiony majaków.




BARBARA ZIELIŃSKA



Podłączone do kroplówki i aparatury medycznej ciało Basi leżało w szpitalnym łóżku. Jej głowę pokrywała gruba i czysta warstwa bandażu, a lewa ręka zawieszona była na prowizorycznym wyciągu.

Basia widziała swoją własną twarz. Pustą, pozbawioną wyrazu i bladą. Stała w szpitalnej sali obok własnego lóżka. Wiedziała, że nie jest najlepiej, kiedy z jej pokoju wywieziono inna ofiarę jakiegoś wypadku. W dużym pośpiechu. Ranna osoba już nie wróciła do pokoju. Pielęgniarka przyniosła nową pościel, prześcieliła lóżko, które czekało na kolejny przypadek. Potem chwile w milczeniu zakręciła się przy Basi, poprawiając rurki i igły wystające z jej ciała i wyszła.

Matka pojawiła się w pokoju kilka godzin później. Zapłakana, usiadła koło jej łóżka ujmując dłoń córki w swoją. Mówiła coś, ale Basia nie słyszała ani jednego słowa. Zorientowała się, że nie słyszy dźwięków. Widzi jedynie obraz szpitalnej sali. Zamglony i niewyraźny, jak przez mgłę lub w starym telewizorze.

- To nie może skończyć się w ten sposób – usłyszała czyjś głos obok siebie.

Odwróciła się zszokowana, bo poznała głos.

- Andrzej – wyszeptała.

- Oni już płacą cenę – powiedział Andrzej Czuba.

Wyglądał normalnie. Nie miał na sobie ani ran, ani kolczastego drutu.

- Płacą cenę, której nie wiedzieli, że muszą zapłacić.

Chciała o coś zapytać, ale Andrzej położył palec na ustach.

- Za wszystko trzeba płacić, Ziółko.

Zamknęła na moment oczy.

- Oni nie pozwolą ci umrzeć w ten sposób.

Zaczął blaknąć.

- Nie w ten sposób, Basiu – dodał. – Najpierw będziesz musiała poczuć strach, poczuć ból, a łańcuchy Kata rozerwą twoja ciało na strzępy.

Głos Andrzeja stał się inny. Zimny, okrutny, obcy.

- Ale to nie jest najgorsze, Ziółko. Najgorsze jest to, co zrobią naszej duszy.

Zniknął.

- Nie daj im się.

Ostatni szept wybrzmiał prawie niesłyszalnie. A widmo Basi zostało samo w pokoju z matką.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172