| Patryk, Hirek i Teresa Odważyli się. Przezwyciężyli strach i zajrzeli do środka sali, z której padały cienie. Szybko tego pożałowali. Ujrzeli wielkie pomieszczenie, niemalże halę fabryczną czy coś o podobnych rozmiarach, jakby przestrzeń nie słuchała się w tym miejscu jakichkolwiek zasad. Widzieli czternaście stołów - zardzewiałych korpusów ze stali, szkła, plastyku i diabli wiedzą czego jeszcze. Widzieli gęstą ciecz, prawie maź, spływającą ze stołu na betonową podłogę. I widzieli ich - koszmarne trio. Mężczyznę - całkowicie nagiego, wysmarowanego ową mazią, który zamiast twarzy miał łeb świni. Dziwaczną kolczastą kreaturę - niczym krzyżówkę owada, jakiegoś mechanicznego konstruktu i diabli wiedzą czego jeszcze zajętą ... odbieraniem porodu. I trzecią istotę. Najstraszniejszą. Skrzydlatą, potężną, budzącą grozę samą tylko swoją manifestacją. Stojącą z boku, wpatrzoną w scenę porodu. Czarne skrzydła istoty układały się za jej plecami, niczym cień. W sali był ktoś jeszcze. Kobieta, której twarz zasłaniała kolczasta hybryda. Rodziła w bólach i męczarniach. Powoli głowa czarnoskrzydłej istoty zaczęła odwracać się w stronę gości. - Witamy ..... - syk, który wydobył się z gardła upierzonego bytu spowodował, że przez ich ciała przebiegły dreszcze, a krew w żyłach zmieniła się chyba w zamarznięty, pokruszony lód. - Przyszliście w samą porę. Kobieta wrzasnęła przeraźliwie. - Kiedy się narodzi, będzie głodne. - O kurwa... - dobyło się z głębi umysłu Gawrona, jednak nim przedarło się przez ściśniętą krtań, przemknęło po zdrętwiałym ze strachu języku i dostało się do posiniałych ust, zmieniło się w cichutki, nieartykułowany pisk. Taki dźwięk mogła by z siebie wydać mysz, której przytrzaśnięto ogon. Jego wzrok panicznie szukał jakiejś drogi ucieczki. Teresa miała wrażenie jakby ktoś zalał jej stopy betonem. Każda komórka jej ciała drżała z przerażenia. Stała bezradnie, biała jak prześcieradło, pomiędzy Hirkiem i Gawronem z zadartą głową i wzrokiem wbitym w górującą nad nimi demoniczną postać. Widok był hipnotyzujący w swojej potworności. Miała wrażenie, że minęły wieki nim usłyszała ochrypły drżący głos, zupełnie niepodobny do jej własnego chociaż wyszedł przecież z jej gardła. - Co się urodzi? W odpowiedzi istota zaśmiała się tylko, złym, demonicznym śmiechem. Śmiechem, który przypominał wrzaski kogoś, obdzieranego żywcem ze skóry. Po chwili, gdy już sądzili, że nie będzie odpowiedzi, padła jednak. Krotkie i bluźniercze jedno słowo. - Zbawiciel. I drugie. - Kolejny. Kij, który Teresa jak dotąd kurczowo zaciskała w dłoni wyślizgnął się spomiędzy omdlałych palców i z hukiem rymnął na podłogę. Zaraz później posłuszeństwa odmówiły nogi i Bułka poczuła jak bezwładnie spływa na klęczki. W głowie wykwitła kolejna myśl. - O mój... Boże - szepnęła. - To nie sen. Głuchy jęk, który z siebie wydała przeszedł w desperacki szalony chichot. - Jestem w piekle, prawda? Nage to wszystko wydało jej się takie banalnie proste. W szpitalu kiedy usnęła musiało się coś zdarzyć. Musiała umrzeć. Tak. Ona... po prostu nie żyje. A tera zaczęła swoje wieczne potępienie. Skrzydlata Bestia pokiwała głową. Mężczyzna z świńskim łbem odwrócił się. Mogli wyraźnie ujrzeć, że łeb nie wyrastał z niego, lecz był doszyty do twarzy grubymi, czarnymi nićmi, prymitywnym ściegiem. TERESA - Nieee zabiiiijajjjj - spod zwierzęcej “maski” wyrwał się zniekształcony głos. Świniogłowy uniósł dłoń w górę. Dłoń, na której błysnęła obrączka. Gdzieś z ogromnej hali Teresa usłyszała kwilenie, dziesiątki małych, niewykształconych, niemowlęcych głosików. Kwilenie układało się w jedno zdanie: “nie zabijaj”. Teresa przycisnęła dłonie do uszu i skuliła się jak pod uderzeniem bata. - Wiem - powiedziała i mimo przerażającej sceny, mimo rozedrganych mięśni i strug zimnego potu poczuła jak wypełnia ją pewien spokój. Od zawsze się na to szykowała... Tego jednego była pewna. Że tu trafi. - Wiem. - powtórzyła. Nie oderwała czoła od podłogi, nie patrzyła na nic ani na nikogo po prostu skupiła się na miarowym oddechu. - Jestem gotowa. Spojrzała w świńskie oczy i ciągle twierdząco kiwając głową szeptała słowa tak często powtarzane przez ich fanatycznego ojca. - Tak będzie przy końcu świata; wyjdą aniołowie i wyłączą złych spośród sprawiedliwych, i wrzucą ich w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Poczuła jak na zawołanie z oczu ciekną ciepłe łzy. Tyle lat nie płakała... Ale jeśli istniał odpowiedni moment na okazanie słabości to chyba właśnie ten. Kolejny krzyk rodzącej przedarł się przez kakofonię jęków i zawodzeń nienarodzonych dzieci. Teresa spojrzała na kobietę z której łona miało zaraz coś wypełznąć. Jedna z kreatur zasłaniała ją swoją zwalistą sylwetką ale Bułce wydało się to nagle bardzo istotne. Aby dostrzec jej twarz i ją zapamiętać. Nadal na czworakach podpełzła bliżej makabrycznej sceny narodzin. |