Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2012, 01:42   #34
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
W wampirzej fundacji

- Beatrice, jeszcze się nie domyśliłaś? Gdybyśmy chcieli cię zabić, to dawno już byś nie żyła osuszona do ostatniej kropelki krwi - przekrzywiła głowę przyglądając się dziewczynie, jakby chciała zarejestrować każdą, nawet najdrobniejszą reakcję - Jesteś tutaj dlatego, bo Caine chce zamienić cię w wampira.
Jej mózg zamarł. Każda komórka zamarła ze zgrozy. Jedyne do czego była zdolna to powolne wysuwanie stóp do tyłu i cofanie się, miarowe, na pozór spokojne, po prostu tak się przeraziła, że nie była zdolna do paniki. Wzrok jak był, tak został oparty na spiczastym uśmiechu Cecilii, nawet oddech spowolnił, gdy przetrawiała szokującą wiadomość.
- Nie - wyjąkała ledwo słyszalnym szeptem. Cofając się doszła plecami do ściany, oparła się nie będąc pewna sił w nogach - Nie możecie.
Umysł powoli zaczynał odzyskiwać sprawność. Musi się stąd wydostać. Ciasne korytarze przyprawiały ją o plamy przed oczami, zaczynało jej brakować tlenu i czuła, że sufit całym swym brudnym ciężarem na nią spada. Zaczęła biec przed siebie w ciemny korytarz.
- Nie wydostaniesz się stąd - głos Cecilli rozbrzmiał gdzieś z tyłu. W jej słowach nie dało się znaleźć złośliwej satysfakcji czy prostego, ludzkiego smutku. To był fakt. Natomiast kobieta na skraju histerii biegła przed siebie. Korytarz skręcał. Zawsze w prawo. Chociaż obrazy wydawały się różne po szóstym załamaniu i skręcie łowczyni nie była w stanie biec dalej. Panicznie łykała kolejne hausty powietrza, jednak zdawało jej się, że dookoła znajduje się tylko próżnia. Oddychała szybko, a jednak - dusiła się.

- Oddychaj spokojnie, bo stracisz przytomność - odezwał się spokojnym głosem blondyn zakrywając swoje przyrodzenie kawałkiem zdecydowanie za małego ręcznika, który nie mógł objąć jego bioder. Mężczyznie zdawało się to nie przeszkadzać choćby w najmniejszym stopniu.


Zaczęła zginać się w pół i nawet nie iść, a wykonywać ruchy pośrednie między pionowym a poziomym posuwaniem się naprzód, wspierając się jedną ręką o ścianę, a drugą szarpiąc bluzkę pod szyją. Nie miała nawet siły odwrócić głowy w kierunku mężczyzny, nie mówiąc już nic o potrzebnej energii na oburzenie się. Jakby było mało, że brakuje jej tlenu, to ściany pomieszczenia zaczęly się dla niej zwężać i zamykać dookoła, w głowie się kręciło, a w końcu nie będąc w stanie podnieść stóp potknęła się o fałdę w zakurzonym dywanie i upadła.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na nią ze zdziwieniem. W końcu dał za wygraną, podszedł w kilku mokrych krokach do Beatrice i wyciągnął rękę by pomóc jej wstać. Niestety, oznaczało to, że miał o jedną rękę mniej by trzymać ręcznik w strategicznej pozycji.

Jednak Beatrice nie widziała już nic, z zamkniętymi oczami wtapiała się w kurz dywanu szepcząc: powietrza, powietrza. Bez wątpienia znajdowała się w szoku, cała jej hardość, z której tak słynęła na szerokich salonach wyparowała wraz z zamknięciem w czeluściach wampirzej posiadłości, pozwalając klaustrofobii grać nie tylko pierwsze, ale i ostatnie skrzypce w orkiestrze jej uczuć.
Usłyszała westchnięcie mężczyzny i poczuła, jak ją podnosi i bez większego wysiłku stawia na równe nogi. Kiedy już znajdowała się na odpowiedniej wysokości dostała w twarz mokrą dłonią. Skóra zapiekła i nagły ból odwrócił jej uwagę od natłoku myśli. To było jak przebudzenie z wyjątkowo męczącego koszmaru, jak uszczypnięcie we śnie.
- Oddychaj, kobieto - nakazał spokojnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem i podniósł rękę by wymierzyć jej kolejny policzek.
Ból przypomniał jej o rzeczywistości, gdzie się znajduje i kim jest. Momentalnie się cofnęła, by uniknąć kolejnego trzeźwiącego impulsu. Poza zasięgiem mężczyzny, przygladając się jego twarzy, zaczęła sobie przypominać starą mantrę, której nauczyła ją niańka, gdy zaczęły się jej problemy z przebywaniem w małych pomieszczeniach. Uspokojona, zaczęła wracać do swojego normalnego stanu ducha, a mianowicie, irytacji na sama siebie i swoje tchórzostwo. Po kilku oddechach zapytała go:
- Gdzie tu jest wyjście?
- Chyba nie sądzisz, że Ci powiem? Jesteś niebrzydka, ale to ciut za mało bym chociaż rozważał popsucie planów Cainowi.
W myślach tupnęła nogą, niebrzydka, a on to kto niby jest, jakiś pieprzony Michał Archanioł czy co? Przyjrzała się mu lepiej. Nie wyglądał na wampira, co zatem tutaj robił, spacerując beztrosko niczym kura w kurniku? Nie wyglądał na kogoś, kto by chciał się dołączyć do ucieczki, więc zdecydowanie obróciła się na pięcie i szybkim marszem zaczęła iść przed siebie, myśląc, że przecież te korytarze MUSZĄ się gdzieś kończyć.
Asher westchnął i chwytając swój ręcznik z podłogi ruszył za młodą kobietą. Może i słowo Caine’a było w tym domu święte, ale niektórzy nie szanowali żadnych świętości. Miał nadzieję, że jego zabawa w niańkę zostanie mu zaliczona w poczet zasług. Dobrze było mieć po swojej stronie Demetriusa Caine’a.



Mężczyzna podbiegł trochę, strząsając stygnące krople wody ze złocistej skóry. Zdecydowanie nie wyglądał na wampira, ani nawet na żywiciela. Nie był anemiczny, nie był blady, nie był też elegancko ubrany. Głównie dlatego, że w ogóle nie był ubrany, ale nawet gdyby był, byłoby to ubranie niegodne wampira. Uśmiechnął się do swoich myśli i rzucił okiem na damę, u boku której przechadzał się po Gnieździe, ona była ubrana na czarno - bardzo wampirycznie.
- To, co taka dziewczyna jak ty, robi w takim miejscu, jak to? - zapytał z lekkim rozbawieniem. Cała sytuacja była według niego przekomiczna.
Wesoły ton głosu mężczyzny tylko bardziej ją rozjuszył, gdyż dla niej cała ta sytuacja bynajmniej nie wydawała się zabawna, ba, wręcz zakrawała na miano tragicznej. Słysząc pytanie podniosła tylko podbródek wyżej i pewnym, szybkim krokiem dalej kontynuowała marsz.
- Szukam wyjścia.
- Już minęłaś. Kilka razy. Wiesz, rzucają tutaj na nowych iluzje - wzruszył ramionami. Jego to już nie dotyczyło.

- Aaaa - krzyknęła wkurzona, jednocześnie kopiąc z całej siły w ścianę. Czuła się bezsilna, bez broni, bez towarzysza sprzyjającego jej, bez chociażby cienia migoczącgo w oddali wyjścia. Nie wiedząc co robić obróciła się o 180 stopni i zaczęła zaglądać we wszystkie drzwi jakie po drodze znalazła i obchodzić pokoje, wiedząc, że nic tam nie znajdzie. Ale nie mogła po prostu siedzieć na miejscu! Zastanawiała się, czy ludzki umysł, nietrenowany, jest w stanie przebić się przez iluzję.
- Wiesz, myślę, że dobrym pomysłem byłoby napisanie listu pożegnalnego. Wiesz, takiego dla rodziny. Skoro Caine cię tutaj chce... to raczej nie wyjdziesz stąd nie spełniając jego oczekiwań.
- Ani mi się śni! - głos Beatrice brzmiał hardo, lecz ona sama biła się z myślami, nie mogła do świadomości dopuścić, że ta zabawa może się jednak źle skończyć, lecz coś w podświadomości jej mówiło, że jedyna nadzieja jaka jej została, to funkcja matematyczna.
Pozostawało tylko mieć nadzieję, że nie zbiegała ona w nieskończoność do 0.
- No to... co zamierzasz? - zapytał wreszcie blondyn, raczej konwersacyjnie.
Młoda kobieta bynajmniej nie była w nastroju do pogawędki.
- Zamierzam, zamierzam, a ch.. go obchodzi co ja zamierzam - mruczała pod nosem chodząc od drzwi do drzwi, od pokoju, do pokoju, rozglądając się też za czymkolwiek ostrym, chociażby kawałkiem drewna, a słowa z jej ust płynące mogłyby do zawału doprowadzić kochanego ojczulka, nie wiedział przecież, że dziecię jego spędzało popołudnia nie tylko bijąc się z chłopcem kuchennym, ale i podsłuchując rozmowy służby.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 14-04-2012 o 09:14. Powód: Zapomniałam dodać...
Eyriashka jest offline