Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2012, 09:15   #35
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Park w Zurichu
Drucilla uważnie obserwowała swoich towarzyszy, nie czuła się z nimi zbyt pewnie. Staruszek, naukowiec i kowboj, brzmiało to jak początek głupiego dowcipu. Gdyby jej tu nie było, nie uwierzyłaby sama. Zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby zaangażować w to jakichś silnorękich łowców. Zawsze mogła się skontaktować z tą dziką trójką, ale oni z kolei byli nieprzewidywalni. Nie czułaby się z nimi bezpieczniej niż w norze zmiennokształtnych.
I tak źle, i tak niedobrze. Trudno, musiała sobie radzić z tym co ma. Wpakowała ich do swojego powozu i nakazała woźnicy jechać do Muhlenbach.

- Od strony lasu, Fiore - zaznaczyła. Chciała im najpierw pokazać wampirze gniazdo, jak oni to teraz nowocześnie nazywali? - Fundacja mieści się w starym zamku, Siege au Lac.
Drucilla wysunęła spod siedziska ciężki kufer pełen jej osobistych skarbów i otworzyła go nogą. Koniec z ugrzecznioną damulką, zaczynało się polowanie na wampiry.
Wewnątrz skrzyni znajdowała się spora kolekcja ostrzy z rozmaitych materiałów. Było srebro, zawsze w modzie, zimne żelazo na wróżki, polerowana kość na formorian i jeden specjalny sztylet, którym nie miała zamiaru się dzielić z nikim, więc chwyciła go od razu i wprawnym ruchem wsunęła do rękawa sukni. Poza tym w kufrze lśniły różnokolorowe fiolki.
- Możecie wziąć po jednej małej, granatowej - wskazała pięć miniaturowych buteleczek - To na pobudzenie i dodaje trochę siły. No i proponuję zaopatrzyć się w krew nieboszczyka - gruby słój był prawie pełen.
- No i w ogóle, weźcie co chcecie - lepiej żeby byli odpowiednio wyposażeni, jeżeli miała z tego wyjść żywa.
W końcu powóz zatrzymał się pod osłoną drzew. Drucilla odchyliła firankę i wskazała łowcom Siege, zaniedbane, ponure miejsce. Pozornie niewielkie, jednak skrywające ogromne przestrzenie i sieć zapętlonych korytarzy. Podzieliła się z łowcami, tym co wiedziała.
- Wszystkie drzwi i okna są zabezpieczone przed słońcem. Boczne wejścia są, ale większość w użyciu, korzystają z nich wampiry i thralle. Z pojawieniem się Caine’a, większość silnych wampirów wyemigrowała czasowo na wieś - nie mogły znieść obecności alfy, ale to chyba było zrozumiałe - Więc tyle dobrego. Mimo to mamy w środku pełne gniazdo i labirynt, w którym trudno się połapać - nabrała powietrza i z niepokojem kontynuowała obserwację rezydencji - Jakieś sugestie?
Siege au Lac
Mężczyzna wyprostował się i przemknął spojrzeniem po dziewczynie. Jakby chcąc z innej perspektywy ocenić jak z takiego maleństwa może wyciec taka rzeka przekleństw. Mimo to nie wyglądał na zniesmaczonego, wręcz przeciwnie. Usta odsłoniły zęby w drapieżnym uśmiechu.
- Matka ostrzegała mnie przed takimi dziewczynami jak ty.
- Ktoś ci dawno kopa w dupę nie zasadził, Asher? - odezwał się spokojny alt Cecili, która z godnością weszła w krąg światła, gdzie zatrzymała się idealnie wpasowując się w martwe, nieruchome wnętrze domu. Jeżeli zdawała sobie sprawę z paniki, a może nawet paranoi, jaką przejawiała Beatrice biegając po korytarzach, to nie pozwoliła, by ta myśl wypełzła choć cieniem na jej oblicze. Jedyną rzeczą odróżniającą Cecilię od porcelanowej lalki, było jej spojrzenie. Bystre, czujne i chłodne. Asher rzachnął się nabierając powietrza niezbędnego do riposty, jednak natrafiając wzrokiem na twarz Salander natychmiast zmienił zdanie.
- Jakbyście się nudziły, to jestem u siebie w pokoju - powiedział i ruszył w stronę pierwszych, lepszych drzwi. Beatrice nie wiedziała, czy było to rzeczywiście wejście do jego sypialni czy jedynie wydostał się poza obręb iluzji rzuconej na korytarz. Zostały same, a Cecilia niezwłocznie przeszła do sedna:
- Dość już tych histerii. Caine chce cię widzieć, Beatrice - wypowiedziała jej imię z manierą starego wampira i nie czekając ruszyła korytarzem, który panna Valiarde przebiegła tego dnia co najmniej kilka razy. Dalsze ucieczki nie miały sensu, Cecilia bez większych skrupółów użyłaby siły jeżeli coś miałoby stanąć na drodze woli Caine’a. Ciężko było stwierdzić czy fakt, że tym czymś mogłoby być wątłe ciałko młodej szatynki, działałby jako dodatkowy bonus czy raczej uprzykrzyło obowiązek.
Wampir czekał rozparty w wysłużonym fotelu o podniszczonym obiciu. Umilał sobie czekanie obserwacją karmazynowej ścieżki zostawianej przez kroplę krwi. Jednak nie dało się dostrzec rany, z której ta krew mogła pociec. Odwrócił głowę w stronę wchodzących kobiet.
- Usiądź, Beatrice - uśmiechnął się spokojnie wskazując sąsiedni fotel - Dziękuję, Cecilio.
Na twarzy Salander zarysowała się sugestia uśmiechu.
- Proszę bardzo, Caine - wychodząc zamknęła za sobą drzwi, zostawiając Beatrice całkowicie na pastwę wiekowego krwiopijcy.

Dworzec w Zurichu
Czysto, brak śladów. Nawet krew zmyto. Nic. Frustrujące zero, urywające całkowicie śledztwo i pozostawiające młodego Valiarde z pustymi rękami. Z reguły zadania były prostsze. Z reguły coś po prostu ujawniało się i chciało go zabić. Może gdyby znowu był pięcioletnim chłopcem... Westchnął na tę idiotyczną myśl. Mógł wrócić do miejsca zbrodni...

Tymczasem dookoła dalej mijały minuty. Pociągi pojawiały się przy peronach, konduktorzy gwizdali, ludzie biegali, bagaże gubiły się pozostawiane bez opieki. I w tym całym zgiełku i chaosie Alexander dostrzegł wesoło podskakujące z nogi na nogę dziecko. Radosna, blondyneczka o rozwichrzonym włosie. Spod granatowego płaszczyka z nienajtańszego materiału wystawała plisowana spódniczka w szkocką kratę i białe rajstopki o lekko zabrudzonych piszczelach i kolanach. Wszystko to wieńczyły lakierki o lśniących klamerkach wydające w tłumie charakterystyczny rytm kroków rozbrykanego dziecka. Samotnego dziecka. Jakby na sygnał, gdzieś w oddali rozległo się wołanie:
- Marie? Marie?! - pomimo zgiełku łowca nie miał najmniejszego problemu z dosłyszeniem w głosie narastającej paniki matki czy też opiekunki. Problemu nie miał także z dostrzeżeniem osobliwości jaką była ignorancja przechodniów mijających podskakującą blondyneczkę.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline