Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2012, 17:49   #105
neuromancer
 
neuromancer's Avatar
 
Reputacja: 1 neuromancer nie jest za bardzo znanyneuromancer nie jest za bardzo znany
Leondas całą drogę do garnizonu zastanawiał się nad obecnym położeniem. Prawda, lub też jej część, którą wyjawiła im obecnie Grimma nie zdziwiła go jakoś bardzo, co może było dziwne. To co czuł można by było porównać bardziej do znalezienia "nici" która łączyła niepasujące do siebie wcześniej fragmenty łamigłówki.
Dziwiła go polityka Kultu Pana Poranka który zostawił wioskę, nieświadomą zagrożenia w zasadzie na pastwę losu, obserwując jedynie miasteczko. Tym bardziej, jeśli podobna historia zdarzała się cyklicznie w przeszłości. Co prawda na chwile obecną mógł się domyślać, że nieumarli w mieście to najprawdopodobniej byli mieszkańcy - jeśli więc choć jedna taka sytuacja miała miejsce wcześniej, to zdecydowanie nikt tutaj nie powinien mieszkać albo dopuścić do ponownego zasiedlenia. Zdawał sobie jednak sprawę, że mógł nie posiadać wystarczająco wiele informacji. Rzucanie wyrzutów półorczycy też nie miało sensu bo mieli inne problemy na głowie - na przykład - jak przeżyć.
Na chwilę obecną, choć wiedzieli sporo więcej, to jednak w przełożeniu na ich sytuację nie dawało im to wiele - przynajmniej w rozumieniu zaklinacza. Wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl - czemu agent, którego niedokończony raport znalazł, szukał w mieście, może "święty" czy też kandydat na niego, to rozwiązanie zagadki? Sposób na przywrócenie równowagi - jeśli niebieski smok nim był, o czym mógł nie wiedzieć agent, to czy jego szaleństwo mogło tą równowagę zakłócić? To by miało sens, smoki to potężne stworzenie, jeśli wiec w jakimś stopniu wpływał na balans energii, czy sytuacji tutaj, to ewidentnie jego pogarszający się stan musiał ją zakłócić - w chwili gdy chciał przedstawić swoja hipotezę drużynie zauważył, że już od dłużej chwili stoją przy wyremontowanej, nie dalej jak parę dni temu, bramie garnizonu - świadczyły o tym wzmocnienia wykonane z całą pewnością niedawno. Lecz po co naprawiać bramę skoro nikt jej nie pilnuje? Dookoła bowiem nikogo nie było widać i nikt nie odpowiadał na wołania Gharroka.
Wtedy pojawili się oni - nieumarli. Szkielety, gdzieniegdzie wypełnione, bo inaczej nie można by było tego nazwać, gnijącym mięsem powoli wyłaniali się ze wszystkich uliczek. Leonidas w pierwszym odruchu zląkł się - nie był to pierwszy raz gdy widział nieumarłego, lecz dotychczas były to przywołane sługi Ginewry, a teraz szła na nich stopniowo powiększająca się grupka przeradzająca się w chmarę. Na szczęście górę wzięła żelazna logika - dopóki miał wolną wolę nie pozwoli sobie na brak działania. Nie było chwili na zawahanie, zareagował automatycznie.
Znajdowali się przy bramie wejściowej do garnizonu. Broniły go wysokie mury oraz naprawiona brama. Dookoła był placyk, z zachodniej jednak strony domy podchodziły prawie bramę wejściową tworząc uliczkę - tak wiec nieumarli mogli podchodzić ze wszystkich stron jednak z tej jednej strony musieli się bardziej ścieśniać. Leonidas skupił się - wyszeptał słowa zaklęcia i po chwili wełnista, szaro-biała kuleczka wystrzeliła w stronę zachodniej uliczki. Po chwili cały obszar drogi począwszy od muru do domostw pokrył się białą siecią - zombie, które wchodziły na niego i stawały unieruchomione lub rozpaczliwie próbowały się wyrwać z sieci. Zaklinacz pospiesznie krzyknął:
-Nie idzie tam! - jednak wydawało się to zbyteczne - towarzysze ustawili się plecami do ściany przygotowując się na odparcie ataku. Po chwili, gdy Leonidas był gotowy wystrzelił kolejny raz zaklęcie Sieci - tym razem jednak wprost przed siebie - lepką, białawą nicią okrył się obszar od domostw, gdzie kończyła się zachodnia uliczka i parę metrów na wprost niego, ustanawiając pułapkę centralnie przed nimi - tu również nieumarli zatrzymywali się, jednak z każdą chwilą przybywało ich coraz więcej. Wyraźnie nie mieli gdzie uciekać - jeśli chcieli przeżyć musieli dostać się na mury - bezpośredni atak nie wchodził w grę. Wtedy odezwał się mnich - szybko przekazał, że dostanie się prędko na górę i spuści linę do towarzyszy. Grimma zaakceptowała plan. Zaklinacz natomiast rzucił kolejne zaklęcie Sieci tym razem tak by jego obszar zaczynał się w miejscu gdzie kończyło poprzednie zaklęcie - ustanawiając tym samym półkole ochronne utrudniające przejście.
Szybko wzrastająca liczba nieumarłych i ich ciągłe parcie do przodu spowodowały, że uwiezione siecią truposze po prostu upadały, kolejne szeregi szkieletów mogły po nich przejść, wpadając w pułapkę parę metrów dalej - tak więc wysiłki zaklinacza mogły co najwyżej opóźnić nieumarłą falę. Ale czas to było to, czego w tym momencie potrzebowali. Leonidas nie słysząc ciągle żadnych poleceń szybko przejął inicjatywę i zaczął przedstawiać krótkimi okrzykami swój plan:
-Grimma, Sarabis - na górę gdy tylko będzie lina! Raźcie cele z góry! Ja sobie poradzę, mam zwój! - nie chciał niczego tłumaczyć, nie było na to czasu, ale w głowie miał już pomysł i choć bał się śmiertelnie, nie pozwolił by strach znów nim pokierował. Czuł się odpowiedzialny za swoją drużynę i dopóki on żyje nie pozwoli nikomu umrzeć. Z ich lewej flanki, której już nie zdołał objąć zasięg zaklęcia powoli zbliżała się mała grupka nieumarłych. Główna fala była na razie zatrzymana, jednak zombie stopniowo forsowali sieć po ciałach swoich uwięzionych gnijących krewniaków którzy mieli pecha być pierwszymi. Wydawał więc polecenia dalej:
-Sieć jest łatwopalna, jak wszyscy będą na górze to podpalać! - potem zwrócił się się do kapłana i barbarzyńcy:
-Mordimer, Gharrok do mnie! Będę za waszymi plecami! - następnie skupił się i przywołał w myślach wzorzec zaklęcia. Po chwili dookoła niego pojawiła się aura która zaczęła rosnąć i gdy natrafiała na jego towarzyszy dookoła to wnikała w nich. Wszyscy poczuli w tym momencie napływ odwagi i siły. Mimo, że otaczała ich horda nieumarłych w ich sercach pojawiła się dodatkowa kropelka nadziei.
Gdy pierwsi nieumarli nieumarli doskoczyli do nich barbarzyńca ponownie pokazał dlaczego rashemici są tak zachwalani w bojach, a krasnolud dzielnie mu wtórował. Zaklinacz cisnął zaklęcie w jednego z nieumarłych po czym ściągnął plecak i ciągle będąc za plecami towarzyszy, zaczął go przeszukiwać krzycząc jednocześnie:
-Gharrok! wchodzisz przed nami, będziesz potrzebny na górze. Mordimer - jak zostanie nas tylko dwóch, ja będę pod wpływem zaklęcia niewidzialności dla nieumarłych, spróbujesz odrzucić ich czy odgonić i biegiem do liny - ja wtedy rzucę zaklęcie ze zwoju na Ciebie. Ja wchodzę ostatni! - prawdę mówiąc nie zastanawiał się nad konsekwencjami, choć wolałby jak najszybciej znaleźć się bezpiecznie na górze, to tylko on mógł rzucić te zaklęcie i musiał być wtedy przy obiekcie na który go rzuca - więc logicznie rzecz ujmując nie było innej możliwości. Musiał tu zostać, sam z małą armią nieumarłych. Zaklęcie musiał rzucić bo kapłana, będącego najbardziej opancerzonym musiał wciągać barbarzyńca i szefowa, by było najszybciej, jeśli by tego nie zrobił, nieumarli mogli by go pochwycić i nie pozwolić na jego wciągnięcie.
-Ja nie odstraszam ja ich zniszczę! - odpowiedział, z wyjątkową nienawiścią kapłan. Lecz w bitewnym zgiełku nie było to nic dziwnego.
Leonidas prędko znalazł czego szukał - jeden zwój miał schowany w swoim bandolierze przewieszonym przez ramię, jednak do swojego planu potrzebował drugiego - dla siebie. Po rzuceniu zaklęcia stawało się kompletnie niewidzialnym dla nieumarłych i to było to czego potrzebowali teraz najbardziej. Gdy tylko Saabis i Grimma znalazły się na górze, zaklinacz krzyknął do barbarzyńcy:
-Na górę! - i wtedy zostali sami. Horda umarlaków przeprawiła się już prawie przez przeszkodę, dodatkowo otaczała ich mała grupka która przeszła zanim zaklinacz rzucił zaklęcie. Po kolejnej komendzie dla kapłana ruszył on w stronę ściany i zaczął się przypinać do liny. Leonidas, który ustawił się już wcześniej obok niego, rzucił zaklęcie ze zwoju. Zaraz gdy to zrobił przestał się zupełnie przejmować kapłanem - wiedział, że jest bezpieczny, natomiast stał na dole i właśnie ku niemu była zwrócona uwaga wszystkich nieumarłych. Nie tracąc czasu na odwracanie się, lekko drżącymi rękami, szybkim i pewnym ruchem wyjął zwój zza pasa, gdzie go tymczasowo położył po wyjęciu z torby - zainkantował znane zaklęcie. Dopiero teraz odwrócił się - by ocenić czy ma uciekać czy zrobić cokolwiek innego - dokładnie na wprost niego stał truposz i wpatrywał się niego, a raczej zdawał się wpatrywać pustymi oczodołami. Po chwili ruszył w stronę drzwi wejściowych wraz z innymi głośno zawodząc, przypominając żyjącym o swoim niezaspokojonym pragnieniu ich mięsa. Wyglądało na to, że plan się powiódł - chmara rzuciła się w stronę drzwi, krasnolud był już prawie na górze, a kolej Leonidasa zaraz miała nadejść. Ten zaś czuł się bardzo niepewnie i mimo, że wiedział, że nieumarli nie powinni go widzieć i, że wszystko na to wskazuje kurczowo przylegał do ściany chcąc się jakby w nią wtopić. W duchu modlił się by zaraz pojawiła się obok niego lina na górę.
 
neuromancer jest offline