Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2012, 21:50   #161
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chris wpatrywał się w twarz Samkhy, usiłując oczytać coś z pojawiających się na niej uczuć.
- Boisz się o mnie? - spytał.
Skinęła twierdząco głową i skuliła się mocniej.
- Bogowie nie dali nam żadnej gwarancji na powodzenie, ani nadziei na przeżycie. Zostało nas już tylko troje. Tak, boję się.
Przesiadł się bliżej niej i objął ją ramieniem.
- Jeśli będziemy się trzymać razem, nic złego nas nie spotka - powiedział.
Nie była pewna, jak się zachować. Nie odsunęła się jednak. Przypomniała sobie słowa Wanadis. Zadziwiła się własną reakcją. Jego dotyk był jej miły. Przynosił ukojenie, którego się nie spodziewała. Gdyby była wolna, mogłaby się wtulić w jego ramiona. Odpocząć. Gdyby tylko była wolna...
Chris siedział bez ruchu. Czuł, jak Samkha powoli się uspokaja. Czy powiedzenie jej, że boi się o nią bardziej, niż o siebie, byłoby na miejscu? Raczej w to wątpił. Z drugiej strony wolał nie robić z siebie obojętnego na wszystkie zagrożenia idioty.
- Gdyby bogowie dali nam gwarancję powodzenia - powiedział po chwili - czym mielibyśmy się zasłużyć w ich oczach? Jakoś trzeba zapracować na imię w legendach - powiedział żartobliwie, starając się rozproszyć jej nastrój.
Odstawił kubek, objął ją drugą ręką i przytulił. Był to braterski uścisk, w założeniach przynajmniej, ale... chyba nie do końca mu się to udało.
Drgnęła lekko, a naczynie z winem przechyliło się niebezpiecznie w jej dłoniach. Na szczęście nie było go już zbyt wiele. Chyba tylko zmieszanie sprawiło, że zapobiegawczo wypiła natychmiast resztę. Odetchnęła głębiej.
- Jeśli miałabym wybierać, wolałabym bez rozgłosu wrócić do domu, niż zostawać bohaterką pieśni - westchnęła.
Chris nie spodziewał się takich słów po prawdziwej wojowniczce, jaką była bez wątpienia Samkha. Czyżby młoda niewiasta, zamiast o rumaku i mieczu, marzyła o życiu w zacisznym siole, u boku męża, w otoczeniu gromadki dziatek?
- I co byś robiła, w tym cichym i spokojnym domu? - spytał, nie wypuszczając jej z ramion. - O czym marzy najpiękniejsza z wojowniczek?
- Nie wiem.
- Wzruszyła ramionami. - Pewnie doglądałabym włości - prychnęła cichym śmiechem, ale powstrzymała się natychmiast zerkając na śpiącego Deora. - Znalazłabym jakieś zajęcia godne statecznej niewiasty - dodała ściszonym tonem.
- Statecznej? - uśmiechnął się Chris. - Bez problemu potrafię sobie ciebie wyobrazić w roli pani domu. Ale statecznej? Prędzej bym uwierzył, że z łukiem czy oszczepem na dzika ruszysz, niż zasiądziesz przy kądzieli, czy będziesz zdobić szaty haftem. O czymś takim...? - nie dokończył pytania.
- Jeśli by mnie ochota naszła, na dzika też bym ruszyła. Na polowaniu nie gorzej mi idzie niż przy krosnach.
- Piękna, zdolna i sławna
- podsumował Chris. - Gdy wrócimy z tej wyprawy owym oszczepem będziesz się musiała od konkurentów opędzać.
Samkha uśmiechnęła się. Tak. Nagle spodobała się jej ta myśl. Powoli rozsmakowywała się w możliwościach, jakie dawałaby podobna sytuacja. Oparła się wygodniej o ramię Chrisa.
- To prawda - stwierdziła zawadiackim nieco tonem. - Mogłabym wybierać i przebierać do woli.
- Niejeden zechce sięgnąć do nieba i ściągnąć taką jasną gwiazdę.
- Chris odrobinę się przesunął, by Samkha miała wygodniej. I zmienił trochę ułożenie rąk.
- By dotknąć gwiazdy trzeba być nie byle kim, żeby sobie palców nie poparzyć.
- Zapaleńcy, olśnieni twym urokiem, nie takie ryzyko będą w stanie podjąć
- odparł, podejmując zabawę.
- Szczęśliwiec, który by tego dopiął, musiałby sobie na to czymś zasłużyć. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, co by to być mogło - odcięła się przekornie.
- Głowę smoka zdobyć. A może Róg skradziony odzyskać. Dzikich za góry przepędzić. Może znajdzie się taki, co tego dokona i po nagrodę sięgnie. Dla kogoś, kto ujrzał w twych oczach swe odbicie z pewnością nie będzie przeszkód nie do pokonania - odrzekł.
- Tylko kto chciałby mieć w swoim domostwie i przy swoim boku niewiastę, która przewyższa go sławą? Wszak Róg to ona ma odzyskać i Hirvio przegnać. Jedna smocza głowa tego nie przebije. - Odwróciła się by przyjrzeć się Chrisowi. Coś mu się chyba pomyliło. - Musisz wymyślić jakieś inne zasługi, dla których dostałby pozwolenie na spoglądanie w oczy... bohaterce... ballad - dokończyła zdanie z pewnym wahaniem, napotkawszy jego spojrzenie.
- Naprawdę? - spytał.
Uśmiech zgasł na jej ustach.
W oczach mężczyzny płonęły łobuzerskie ogniki. A może nie tylko one...
Wino w jednej chwili odparowało Samkhce z głowy. A może właśnie przeciwnie, mocniej do niej uderzyło...
- Ty mówisz o... o sobie mówisz? - Ledwo zdołała wykrztusić z siebie to stwierdzenie leciutko jedyne zabarwione pytającym tonem. I natychmiast zdała sobie sprawę, jak musiała zabłysnąć przed nim inteligencją. - Nie powiedziałeś tego poważnie. - Próbowała się asekurować. - To był żart, prawda? - Chciała się upewnić, niemal świdrując go wzrokiem.
Chris nie odpowiedział, nie spuszczał jednak wzroku z jej twarzy.
Kubek, który Samkha ściskała dotąd w dłoni potoczył się z jej kolan na brunatne kudły niedźwiedziej skóry. Ostatnie krople, niezauważone przez nikogo, wyciekły na podłogę.
Wargi dziewczyny wilgotne jeszcze od wina poruszyły się, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz zastygły nie wydając z siebie głosu. Na wpół uchylone, jedynie drżały lekko. W jej oczach pojawiło się zaskoczenie. Błądziła spojrzeniem po jego twarzy, jakby dopiero teraz zobaczyła go naprawdę. I jakby cień rozmarzenia, gdy zatrzymała wzrok na chwilę przy ustach mężczyzny, a potem na powrót wpatrzyła się w jego oczy. Wydawało jej się, czy naprawdę ich głęboki brąz pociemniał jeszcze mocniej i nabrał dziwnego, przenikającego ją blasku.
Odchylona głowa wspartej na nim dziewczyny miękko opadła na jego bark. Płomień kaganka zamigotał nagle, obsypując ich plątaniną blasków i cieni. Zatańczył iskrami w utkwionych w siebie wzajem źrenicach, buchnął wysokim płomieniem i zgasł, ustępując pola wpadającym przez otwarte okno promieniom księżyca.
Chris czuł promieniujące od niej ciepło. Jakby nie dzieliły ich warstwy materiału, jakby palący go płomień i jej się udzielił. Nie chciał się nawet poruszyć, by nieostrożnym gestem nie spłoszyć przytulonej dziewczyny, lecz gdzieś głęboko narastało pragnienie by się przekonać, czy usta Samkhy smakują tak samo, jak wtedy, we śnie. Przesunął głowę w jej stronę, odrobinkę, prawie tyle, co nic. Nie roztrząsał tego, co właśnie się działo, nie planował. Czuł...
Uścisk jej dłoni na ramieniu, którym obejmował jej kibić. Blask oczu. Bliskość warg. Jej ciepły oddech na własnych ustach. Dotyk... lżejszy niż muśnięcie skrzydeł motyla, a mimo to przejmujący, przeszywający ciało dreszczem.
Pragnął jej. Wiedział o tym od dawna, ale aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jest mu potrzebna.
Dlaczego tak kręciło jej się w głowie? Obrazy i myśli mieszały się, wirowały oplatając się wzajem. Zawsze wydawało się jej, że musi być silna. Że potrafi. Czyż nie sądziła dotąd, że bogowie zabrali jej możliwość doznawania podobnych uczuć, by stała się silniejsza? By potrafiła się obronić? A przecież okazało się to kłamstwem. Zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas była uwięziona. Skrępowana niczym niewolnica. Dlaczego właśnie teraz pozwolono jej dostrzec, co straciła? Co sprawiło, że jej serce obudziło się tak późno i to dla tego człowieka? Czy przez cały ten czas czekała właśnie na niego? Czy był tym jedynym, na którego imię odpowiada serce kobiety? Przecież wiedziała o tym już od dawna. W dniu, kiedy go spotkała, czyż nie?
Nie miała do tego prawa, a jednak szukała w jego spojrzeniach potwierdzenia, znaku... o nierozumna... dlaczego wmawiała sobie, że ich tam nie dostrzegała, choć wołały do niej. Przecież drżała pod dotykiem jego dłoni. Poddawała nieświadomie czarowi, jaki ją osnuwał. Czuła spokój, kiedy był blisko i żar, gdy przychodził do niej w snach...

Niech to diabli, pomyślał Chris, gdy nagłe chrapnięcie Deora wyrwało ich z magicznego kręgu.
Poczuł się niczym chłopiec nakryty na kradzieży słodkich jabłek w sadzie sąsiada. Niepewny konsekwencji swego czynu.

Ocknęła się z zauroczenia, niby wyrwana z głębokiego snu. I uczuła żal, jak za cudnym, straconym bezpowrotnie sennym marzeniem. Bogowie bywali okrutni...
 
Kerm jest offline