Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2012, 01:47   #3
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Bolało. Bolało to że nie potrafił już zachwycić swojej widowni tak jak kiedyś. Ale cóż, życie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Zaczynał z kartami, potem były szwindle na wysoką skalę aż w końcu został wędrownym magikiem. I szarlatanem, ale to inna sprawa.

Czasami zastanawiał się czemu stracił tak wiele ze swojej charyzmy. No tak! Zatanna! Jego piękna asystentka. Co to za magik, bez pięknej i tajemniczej asystentki? No żaden! W nią na pewno nie rzucaliby kamieniami. Ale czemu odeszła... ?



A, no tak. Przespał się z nią. Duży błąd.

Hunter zmarszczył brwi, patrząc na dziadygę. Tacy byli najgorsi. Agresywni, trudni do zmiany poglądów i jeszcze rzucali bezkarnie śmieciem w ludzi, bo straż przymykała na to oko. "Bo dziadek", "Bo starownia", "Bo co on takim kamieniem komu zrobi".

Sztukmistrz skrzywił się, stanął na podeście tak żeby strażnicy znaleźli się mniej więcej z jego plecami i zmarszczył brwi.

-Ej, starcze! Ja tu sztukę uprawiam!

Stary Bob zrobił groźną minę i zaczął wymachiwać swoją laską.
- Sztukę? SZTUKĘ?! To żadna sztuka, szarlatanie jeden! - krzyczał roztrzęsionym głosem.

Zachwiał się niebezpiecznie i szybko podparł się na swoim kiju, nadal z nienawiścią łypiąc na Szramę.
Wokół podestu zrobiło się bardziej tłoczno i jak na złość, pojawiło się o kilku strażników miejskich więcej. Zaciekawieni, przysłuchiwali się całej tej sytuacji, szepcząc coś między sobą.

-Czy ja ci coś kiedyś zrobiłem, dziadku? Nie wiem, zbrzuchaciłem jakąś krewną? Wygrałem w karty piątą klepkę?- Obadiah westchnął, stopą odtrącając kamień leżący obok dybów. Niecelny pocisk potoczył się po deskach, stoczył po schodach prowadzących na szczyt podestu i wylądował u stóp krzykacza.

- Ty bezczelnyl, ty! Smarkacz jeden! Szarlatan! - krzyczał, wymachując kościstą pięścią. Wysuszona skóra tak mu się naciągnęła, że miało się wrażenie, że zaraz rozerwie się na strzępy, ukazując nagie kości.
Po chwili do Boba podszedł jeden ze strażników, chcąc go uspokoić, jednak staruszek znalazł w sobie tyle siły, by zdzielić mężczyznę po głowie swoją laską.

- Kolejny smarkacz! Nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie! Znam twoją matkę! - krzyczał, wygrażając teraz strażnikowi. - Powinniście się zajmować takimi czortami, jak tych dwóch na podeście! Starszych nękacie! Niewdzięcznicy jedni!

Hunter przewrócił oczami, opierając sie o dyby i patrząc z pewnym politowaniem na starca. Był trochę jak głośny pies sąsiada. Irytujący, a do tego nic nie można było z nim zrobić bez przykrych konsekwencji.

-Za co dyndasz?- zapytał faceta w dybach, patrząc na kabaret pod tytułem "O staruchu i strażnikach".

Mężczyzna spojrzał na Szramę, uśmiechając się nieznacznie.

- Za magiczne sztuczki na miejskim rynku - wychrypiał, po czym złośliwie zaśmiał się pod nosem.

Starzec natomiast zdawał się całkowicie zapomnieć o swojej nienawiści do wszelakich magiczniaków, zajmując się narzekaniem na strażników i ich nieużyteczność.

- Hm... Mógłbyś mnie uwolnić? Wyglądasz na swojego gościa - mruknął zakuty w dyby mężczyzna.

-Nie próbuj zrobić mnie w konia, bo wybacz, to ja jestem tutaj specjalista w tej dziedzinie.- Obadiah uśmiechnął się lekko, obserwując starucha. Miał ikrę. Szkoda tylko że ukierunkowaną nie tam gdzie trzeba.- Więc za co tu siedzisz?

Niby obojętnie spojrzał na dyby. Wystarczyłoby podważyć je tuż pod kłódką, żeby zawiasy puściły.

- Rozróba w Lulającej Betty. Rozbiłem butelkę na głowie generała - odpowiedział i wzruszył by pewnie ramionami, gdyby tylko mógł.
Pokręcił swoim haczykowatym nosem, bo usiadła mu na nim mucha, po czym spróbował ją jakoś zdmuchnąć.

- To jak, podważysz kłódkę? Na pewno nikt nie zauważy.
Uśmiechnął się łobuzersko, ukazując dwa rzędy o dziwo białych zębów. Jeden z nich był złoty i złowieszczo błysnął, odbijając ostatnie promienie słońca.


Obadiah przewrócił oczami, po czym z jego rękawów wysypały się karty z czterech talii. Wszystkie uniosły się w powietrzu niczym chmura, dokładnie osłaniając cały podest. Dzięki staruchowi, nikt nie usłyszał cichego jęku drewna, gdy nóż o szerokim ostrzu niezbyt finezyjnie podważył kłódkę na tyle, by więzień mógł uwolnić ręce oraz głowę.

-Poczekaj zanim stąd uciekniesz.- rzucił na odchodnym, zeskakując z podestu i przyzywając szybko swoje karty. Czapka z głowy, kaptur na głowę. Nastepnie wtopienie się w tłum.

Uwolniony wyprostował się spokojnie i otrzepał swoją koszulę z kurzu. Następnie uśmiechnął się kącikiem ust i pstryknął palcami prawej dłoni. Jego obdarte ubrania wnet zniknęły, zamieniając się w ekstrawaganckie, granatowe szaty. Na jego głowie natomiast zawitała fikuśnie zakrzywiona tiara w tym samym kolorze.

Zeskoczył wesoło z podestu i klasnął w dłonie, mijając starego Boba, który natychmiast przestał się awanturować, zastanawiając się głośno, co on robił na rynku?!

- Eryk, królewski mag specjalizujący się w mieszaniu ludziom w głowach - oznajmił wesoło, zrównując kroku z Hunterem. - Gratuluję pozytywnego zdania egzaminu na bohatera, ha, ha!

Nie wiadomo, który z nich był bardziej szalony. Eryk klepnął Huntera po ramieniu.

- Król Gregor szuka właśnie takich, jak ty, mój przyjacielu. Kierujących się... hm, sercem? Ha! Ha!

Zaśmiał się głośno, a tiara o mało nie spadła mu z głowy.

Kiedy czarodziej śmiał się, Obadiah przystanął i skrzywił się lekko. Raz, dwa, trzy... Raz, dwa, trzy... Raz, dwa, cholera, jasna, trzy...

-Irytujesz mnie.- warknął, obracając się w miejscu. W pozornie pustej dłoni znalazł się nagle nóż, ten sam który wcześniej otworzył dyby. Szpic ostrza dotknął czubka nosa wariata.- A wierz mi, osoby które mnie irytują, szybko dowiadują się czemu nie powinno się tego robić.

Następnie schował broń i dalej ruszył przez tłum.

-I znam króla. Pośrednio. Raz niechcący uratowałem jego kuzyna.

- Mhm. Skoro tak mówisz.

Czarodziej Eryk znów się zaśmiał, po czym pstryknął palcami i już go nie było. Zniknął, rozpłynął się w powietrzu, a może wszedł do kanałów? Nie było to na tyle ważne, by wszczynać dochodzenie. Jednak wraz ze zniknięciem Eryka, Szrama poczuł jakby pozbył się jakiegoś ciężaru z siebie. Cóż, nikt już nie mącił jego zmysłów magią, to było najważniejsze. Teraz pozostawało jedynie udać się do króla!
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline