Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2012, 12:16   #61
Jerdas
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Solmyr otworzył oczy. Choć czuł jakby się na chwilę zdrzemnął, ale reakcja po przebudzeniu nie była typowym zadowoleniem. Uciekał przed skrzatami a przed chwilą spał. To nie jest typowe dla uciekającego. Rozejrzał się i dostrzegł barda który prawdopodobnie spał tak jak i on. Zanim ruszył w jego stronę, sprawdził czy nie ma żadnych ran – wszystko było całe i zdrowe. Kiedy upewnił się, że nic mu nie jest, usiadł i odszukał w myślach łasicę. Czuł że jest przerażona, więc pozwolił jej na większy kontakt niż przez ostatnią dobę, co znacząco ją uspokoiło. Mimo braku bólu był cały pomalowany, nic z tym nie zrobi. Musi jak najszybciej się umyć, w duchu uśmiechnął się, choć nie był zbytnio rozrywkowy to wiedział iż jeśli będzie udawać, że pomalowane ciało to nic strasznego to towarzysze będą mocno zdziwieni a on sam będzie miał niezły ubaw. W końcu rozejrzał się za swoim kosturem, na szczęście leżał obok niego, złapał go i ruszył w kierunku Fernasa lekkim krokiem.

Kiedy do niego podszedł złapał go za ramię i nim lekko potrząsnął.
- Fernasie obudź się. – Powiedział lekkim i ciepłym tonem, bacznie obserwując grajka.
Fernas otworzył oczy i wstał. Chwilę później znów zmrużył powieki, gdy zaczęło mu do nich wpadać światło. Zwrócił je ku Solmyrowi... i zmrużył jeszcze bardziej. Twarz zastygła mu w grymasie wysiłku.

Przed nim stał dziwnie ubrany... a raczej nie ubrany młodzieniec, który nie dość, że miał na sobie tylko przepaskę i zawój na głowie, to jeszcze całe ciało miał wymalowane w różne, dziwne wzory, które poruszały się wraz z grą jego mięśni. Gdy zaś obcy się odwrócił, rozglądając, bard zauważył, że na plecach ma obsceniczne rysunki nagich orków i ludzkich kobiet - wszystko starannie wymalowane czymś, co wyglądało jak jakiś sok. A bard wysilił się, by nie krzyknąć - dziwadło było wyborne...

- Kim jesteś? - zapytał. Pytanie brzmiało, jakby bard robił sobie żarty - ale nic w jego tonie na to nie wskazywało. Podobnie jak następne pytanie - I gdzie jestem? I czemu na jesteś... jesteś... - wprawdzie Fernas nie dokończył, ale Solmyr mógł się tego domyślić, patrząc na wzrok barda.
- To prawdopodobnie skrzaty, zignorujmy to. Nie poznajesz mnie? - spytał zaklinacz, niezbyt zdziwiony tym faktem. Rozejrzał się po otoczeniu, a potem znowu zwrócił swoje oczy ku grajkowi świdrując go oczami. - Jesteś w lesie.
- Nie – powiedział prosto i szybko. Zmarszczył nos, jakby sobie coś przypominał, po czym stwierdził głucho – Nikogo nie pamiętam...
- Rozumiem. - Solmyr przestał przyglądać się Fernasowi i spojrzał w niebo. Nie było dobrze i choć rozumiał fakt iż jego towarzysz wszystko pozapominał to nie rozumiał czemu. Najważniejsze jest to aby nie pokazać, że jest zaniepokojony czy zdziwiony. Teraz kiedy jego rozmówca nic nie pamięta z dość przewidywanego osobnika staje się nieobliczalny. Musi zaprowadzić go do obozu. Poukładał sobie wszystko w głowie i po dość długiej chwili, spojrzał na barda. - Jestem Solmyr. Ty nazywasz się Fernas, choć jak masz ochotę możesz wymyślić sobie inne imię. Niedaleko stąd są nasi towarzysze podróży. Chcesz iść i tam wszystkich o wszystko wypytać czy chcesz abym coś opowiedział Tobie tutaj? - Choć zaklinacz patrzył na swojego rozmówce można było odnieść wrażenie, że jego percepcja była zupełnie gdzieś indziej.
- E... możesz mówić, jak będziemy iść - wzruszył ramionami.
- Jesteś tego pewny? To niedaleko stąd. Dużo Ci nie naopowiadam. - Zaklinacz wrócił myślami do swojego rozmówcy, znowu go badał, nie wiedział co z tym począć.
- Zawsze coś - stwierdził niepewnie - Słuchaj, nie wiesz może, czemu... no, śpimy na środku jakiegoś lasu? Pijaństwo jakieś czy coś?
- Mała bitwa ze skrzatami. - Solmyr schylił się po lutnię. - To twoje. - Podał grajkowi. - Idźmy. - Po ostatnim słowie powoli ruszył w stronę obozowiska.
- Prowokowaliśmy skrzaty...? - młodzieniec lekko się zdziwił, podnosząc lutnię. - Raju, to chyba coś większego, nie na moją głowę.
- Ty sprowokowałeś. - Powiedział bez jakiegokolwiek oskarżenia i zainteresowania.
- Ja? - zdziwił się młody trubadur. - Kurka, chyba będziecie musieli mi dużo opowiedzieć... - i może pozostali będą choć trochę bardziej rozmowni?
- No trochę jest do opowiadania. - Solmyr na chwilę przystanął przy krzaku z lawendą i zaczął ją zbierać. W tym samym momencie na ramię wskoczyła mu Sigrid. Kiedy narwał już bukiet kwiatów, ruszył dalej. - Jednak nie mam ci za złe, że je sprowokowałeś. A ta łasica to Sigrid. - Wszystkie słowa rzucał w przestrzeń jakby nie miały nigdzie trafić.

Rozmowa się urwała na moment, akurat taki aby wystarczył aby wrócili do obozu.


***

Tymczasem w obozie cała grupa zebrała się i już miała ruszyć w stronę traktu, gdy spomiędzy drzew wyłonił się Fernas i Solmyr z łasicą na ramieniu. Obaj wyglądali na żywych i zdrowych (tylko nieco podrapanych), choć bard wydawał się nieco... nieswój. Zniknęła gdzieś jego buta i pewne spojrzenie, za to z uwagą przyglądał się zebranym ludziom, jakby ich pierwszy raz widział na oczy. Za to ciało Solmyra było w całości pokryte dziwnymi malunkami, niewątpliwie skrzaciego pochodzenia.

- Fernasie to jest Eillif - Solmyr po kolei wskazywał właściwe osoby - Etrom, Jarled, Rafael, Saelim, Yarkiss i Korenn. - Skończył wyliczankę i zwrócił się do reszty. - Stracił pamięć. - Podszedł do Eillif i wręczył jej bukiet lawendy. - Dziękuję Ci za moje wyleczenie, to zbyt mały drobiazg za Twe zasługi, jestem Twoim dłużnikiem. - Ukłonił się oficjalnie. - Ma ktoś przypadkiem moje grzybki? - znów zwrócił się do reszty po czym usiadł na ziemi i zapatrzył się w jakiś punkt. Spokojny i pogodny jakby przed chwilą wyciągnął kamyk z buta.
- No, witam was... - bard uśmiechnął się dość blado. Widać było, że robi dobrą minę do złej gry – Choć obawiam się, że żadnego z was nie pamiętam... no, i chyba będziecie mi musieli trochę wyjaśnić... - zerknął na viseńczyków z nadzieją. Najwyraźniej Solmyr nie kwapił się, żeby coś dogłębniej omówić...
Kolejny problem. Tak na prawdę to nie była sprawa zielarki, ale nie wiedzieć czemu, dziewczyna bardzo przywiązała się do grupy. Przejmowała się sprawami towarzyszy nawet kiedy jej nie dotyczyły. Chciała pomóc Fernasowi. Tylko jak? Z rozmyślań wyrwał ją gest Solmyra. Kwiatki... Chyba pierwszy raz w życiu dostała kwiatki!
~ Lawenda... ułatwia gojenie się raz, oparzeń, ukąszeń. Jest skutecznym środkiem uspokajającym i ułatwiającym zasypianie. Łagodzi dolegliwości związane ze stresem - bóle głowy, zaburzenia trawienia. Przyda się na pewno...
Ale czy ja już do reszty oszalałam?! Chłopak daje mi kwiaty i dziękuje za pomoc, a ja myślę jak użyć ich w zielarstwie? One tak ładnie pachną...
~
- Dziękuję Solmyrze. Drobiazgiem są moje zasługi. Po to tu jestem i tylko tak mogę wam wszystkim pomóc w razie potrzeby. - Eillif uśmiechnęła się nieśmiało do chłopaka. Nie spodziewała się takiego podziękowania. Uśmiechnęła się też w myślach do siebie. Nie spodziewała się takiej pewności siebie i opanowania.
- Co?! Jak to - stracił pamięć? - Rafael z niedowierzaniem wpatrywał się a to na Solmyra, a to na smętnie wyglądającego Fernasa. Jakoś nie widziało mu się, żeby Solmyr dał się namówić na robienie sobie z nich żartów w takich okolicznościach. Tym bardziej to przedstawianie zszokowało myśliwego. - Może wyjaśnijcie nam co się z wami działo, bo chyba nie tylko ja nie do końca rozumiem co jest grane. - zaproponował spokojniejszym tonem, niepewnie spoglądając na niemrawy uśmiech barda.
- Uratowanie życia nie jest drobiazgiem Eillif. Chciałem podarować Ci wrzos, jednak uznałem iż lawenda bardziej przypomina Ciebie. Uspokaja, koi i ma w sobie piękno. - Solmyr spojrzał na zielarkę, na nią, na całą nią a nie tak jak ma w zwyczaju gdzieś poza. po chwili przeniósł wzrok, który powrócił do swojego nieobecnego stanu na łowcę. - Rafaelu nie wiem. - Wrócił do patrzenia w niewidzialny punkt.
Zielarka nie odpowiedziała już nic. Zachowanie Solmyra było... Cała ta sytuacja była bardzo miła. Eillif nie pamiętała kiedy ostatnio usłyszała coś tak miłego. Wolała nic nie mówić. Rozmawiając zawsze potrafiła tylko pogorszyć sprawę. Uśmiechnęła się tylko. Tym razem mając pewność, że robi dobrze.
~ Teraz mu się na podziękowanie zebrało ~ pomyślał, zdumiony zarówno odpowiedzią, jak i zachowaniem Solmyra w tej sytuacji. Lepiej późno niż wcale... Ale teraz!?
- Na romanse im się zebrało, a Fernasowi na jaja - burknął Saelim - Oszaleć można! Nic dziwnego, że skrzaty nas tak podeszły; bogowie wiedzą co oni na swojej warcie wyprawiali!
- Chcesz mnie o coś oskarżyć? - Postawa Solmyra była niewzruszona. Tak samo spokojny, trochę majestatyczny, nieobecny. Jednak na obrzeżaj typowego dla niego głosu zaległa groźba, naturalna i oczywista. W jego oku na moment rozgościło się szaleństwo. Wszytko to przelotne, subtelne jednak zostawiające w głowie pierwotny strach, strach o własne życie.
- Phi! Z kim się gzisz po krzakach to nie mój problem, ale kiedy już tak - zacietrzewił się naraz Saelim. - Warta jest po to, żeby chronić resztę grupy, a nie pleść androny! Chcesz wyrywać ten kawał kija, to rób to jak oboje wykonacie swoje obowiązki!
- Uważasz, że sytuacja ze skrzatami to moja wina?
- zaklinacz mówił swoim dawnym spokojnym głosem rzucanym w niebyt - [i]Jeśli tak to chętnie stanę z tobą do pojedynku abyś to odszczekał.
- Zgupłeś chyba? - zdumiał się Oszust. - Bajek się nasłuchał o rycerzach, to i mu się pojedynków zachciewa i kwiatki babom nosi. Świat się kończy, no! Lepiej powiedz, czy znaleźliście moj... tego... taki drewniany wisior - zwrócił się do Rafaela.
- Mówisz o tym? Trzymaj. - powiedział myśliwy, jakby wyrwany ze stanu zdziwienia faktem, o czym właśnie toczy się rozmowa. Podał złodziejowi znalezisko i spojrzał na niego pytająco, jednak bardziej miał na myśli stanowisko czarownika - wszak zgadzał się z Saelimem - niż zaciekawienie przedmiotem, który przekazywał.
- Dzki - burknął pod nosem Oszust coś, co wyglądało na niechętne podziękowanie i szybko schował odzyskany przedmiot za pazuchę.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że on naprawdę nic nie pamięta? - myśliwy zapytał, raczej retorycznie, Solmyra. Podszedł do barda i łapiąc go za ramiona, począł głośno rzucać słowa, patrząc intensywnie w oczy młodzieńca. - Co jest z tobą chłopie? Nie poznajesz mnie? Przecież wczoraj mieliśmy razem wartę przy ognisku! Nic ci w dyni nie dzwoni? - lekko potrząsnął Fernasem, oczekując odpowiedzi.
- Nie - odpowiedział głucho bard.
Ralfi postanowił zmienić taktykę. - Dobra, ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę! Jesteś mi winny tyle co przedtem! - rzekł stanowczo, ze spojrzeniem kogoś, kto potrafi zadbać o swoje interesy.
- Jakbym ja jeszcze coś oprócz lutni miał, to może i bym się odpłacił - odgryzł się bard - Ale... - przez chwilę szukał odpowiedniego przekleństwa. Nie znalazł - Cholera, mam tylko wspomnienie polany! Nie wiem, kim jesteście i co robimy nad jakąś pieprzoną skrzacią rzeczką! I jak wrócić... do... y... tam, gdzie powinienem wrócić - lekko się zaciął
- Fernasie to nie jest skrzacia rzeczka. Tylko Wartka. Powinieneś wrócić do Viseny Twojej i części z nas rodzinnej osady, ale najpierw musimy odszukać karawanę. Przyłączysz się? - Solmyr wypowiedział potok słów, trochę jakby coś tłumaczył dziecku z cierpliwością a trochę w sposób jakby mówił na głos jaki plan na przyszłość sobie układa.
- Jeśli obaj stroicie sobie żarty to nie jest to odpowiedni moment - skomentował surowo Rafael. Zaraz po tym, znów doszło do niego, że to niemożliwe ~ Chyba nie są aż tak perfidni.. a Solmyr aż tak “rozrywkowy”... ~ Odwrócił się od towarzyszy i pokręcił głową, robiąc przy tym kilka spokojnych wdechów i wydechów. Dopiero po chwili naszła go nowa myśl.
- Fernasie, Solmyr mówi prawdę, a co do karawany... Wyruszyliśmy z Viseny by ją odnaleźć. Tak jak każdy z nas, trzy dni temu stawiłeś się w umówionym miejscu i wyruszyłeś w tę wyprawę. Skoro takie były twoje zamiary, powinieneś je dopełnić... - powiedział żywiołowo do barda. Liczył, że z wątpliwego dobrodusznika mógłby zyskać cennego pomocnika do obranego zadania, chociaż - oczywiście - starannie ukrywał wszelką interesowność.
- Cholera, oczywiście - powiedział Fernas, widocznie nie doceniając dobroczynności Rafaela - Jakbym miał jakiś wybór... no, zawsze mogę błąkać się dekadzień, nim dojdę do Viseny... - żachnął się, lecz szybko się uspokoił - A skoro już przy tym jesteśmy - jaką karawanę i co się z nią stało?
- Stracił pamięć... Dacie wiarę? - zwrócił się po chwili do reszty, kolejny raz z niedowierzaniem kręcąc głową. - Taka widocznie była cena lutni.. Jeśli chcesz powiem ci to i owo. Ale powiedz, ty tak zupełnie nic, tylko tę polanę? - ponownie popatrzył na Fernasa. Zrobiło mu się żal chłopaka, no bo czy on coś zawinił tym chochlikom? No tak, mógł coś zrobić potem, kiedy reszta już uciekła. Tyle, że teraz to i on tego nie pamięta! Ironia losu..
- Może było by lepiej gdybyśmy opowiedzieli mu wszystko w trakcie wędrówki? Nie tylko skrzaty mogą nam zagrozić, a jak będziemy sobie siedzieć i opowiadać na pewno karawana się do nas nie przybliży- stwierdził Jarled patrząc ze zdumieniem na kolegę który stracił pamięć. Żal mu był młodego chłopaka.
~Ciekawe jak chłopak da sobie radę w Visenie gdy nie będzie nic pamiętał~
- Jak macie jakiś plan wędrówki, to lepiej o nim opowiedzcie teraz - stwierdził hardo Fernas - Z tego, co od... Solmyra...? słyszałem, to wasze plany miały zwyczaj obejmować choćby prowokowanie skrzatów. Lepiej być o tym uprzedzonym.
- Dobra, ty chyba rzeczywiście nic nie pamiętasz.. Panie prowokatorze. -Ralfi spojrzał porozumiewawczo na barda. - Ehh, tam są chyba twoje rzeczy, zbierajmy się. Wszystko usłyszysz po drodze - przyznał Grobokopowi rację - No chyba, że chcesz jeszcze spróbować szczęścia i wracać samemu do Viseny? - zaśmiał się subtelnie i poszedł pakować swoje manatki.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-04-2012 o 12:22.
Jerdas jest offline