Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2012, 13:04   #128
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niewidzialność to jednak całkiem niezła sprawa. To fakt, że dwójka morderców zajęta była bardziej niesionym przez siebie ciężarem, niż rozglądaniem się na boki, ale niedostrzegalny przez zwykłe oczy Tarin mógł iść za nimi spokojnie, nie chowając się po kątach, zważając tylko na to, by nie potknąć się lub nie kopnąć jakiegoś kamienia.
Gdy tamta para zatrzymała się w końcu i zajęła przeszukiwaniem zwłok Tarin postanowił wkroczyć do akcji. Sięgnął po zamoczony w oleju kawałek knota.
- Meniup elektrik api - powiedział, wskazując cel.
Gdy elektryczne wyładowanie dosięgnęło morderców ci zareagowali natychmiast. Ignorując obrażenia, niewielkie zapewne, rzucili się na boki, przeturlali parę metrów, a potem zerwali na równe nogi sięgając po broń. Jeden z nich chwycił rapier, drugi, nieco niższy - paskudnie wyglądającą kuszę samopowtarzalną.
- To był błąd! - usłyszał Tarin, po czym w jego stronę pomknęły dwa bełty... oba jednak (na szczęście dla niego) niecelne. Jegomość z rapierem ruszył pędem prosto na maga.
Cóż... Najwyraźniej Tarin nie docenił swoich przeciwników. Zamiast potraktować ich czymś silniejszym, zaczął od drobiazgów. No i teraz przyszło zapłacić za głupotę.
- Peluru ajaib! - Po tym okrzyku w stronę napastnika z rapierem pomknęło pięć świetlistych smug, które zakończyły swój lot na korpusie celu.
Ten jednak, choć na ułamek sekundy zwolnił swe kroki, nie zatrzymał się, ani nie zrezygnował z ataku. Może jednak odczuwał skutki obrażeń, bowiem Tarin zdołał się uchylić przed pchnięciem.
- Tetepi kajut - powiedział Tarin, podczas gdy drugi napastnik szerokim łukiem obchodził obu walczących. Korzystając z nowo nabytej szybkości odskoczył od przeciwnika, a potem sięgnął do torby i rzucił na ziemię malutką kulkę - stworzaczka. Ten w mgnieniu oka przekształcił się w dorodnego lwa, który zaatakował posiadacza rapiera.
Zaatakowany wrzasnął i, co było dość oczywiste, przestał chwilowo interesować się Tarinem i zajął bliższym niebezpieczeństwem, co natychmiast wykorzystał Tarin, posyłając w jego stronę kolejne magiczne pociski.
Kusznik zniknął, nie wiadomo gdzie, a Tarin błyskawicznie poszedł w jego ślady. Zapewne postąpił słusznie, bo nie wiadomo skąd naleciały dwa bełty, kładąc trupem biednego zwierzaczka. Ozdobiony krwawymi śladami pazurów bandyta sięgnął po jakiś eliksir i błyskawicznie go wypił.
Zapewne bardzo honorowym wyjściem byłoby danie tamtemu dojść do pełni sił i dopiero wówczas wznowienie walki, jednak Tarin nie miał zamiaru bawić się w dżentelmena. Na ziemi pojawił się kolejny zwierzak, który z pasją zaatakował bandytę, zaś Tarin, nie chcąc pozostawiać ciężaru walki na lwie po raz kolejny skorzystał z magicznych pocisków.
I to z pewnością był błąd, o czym przekonał się niemal natychmiast.
Gość z rapierem zwalił się na ziemię bez ducha, a mag o mały włos poszedłby w jego ślady.
- Nieeeeeee!! - Kobiecy wrzask rozległ się całkiem niedaleko Tarina, lecz dochodził z... bliżej nieokreślonej lokacji - Zabiłeś mojego mistrza, świnio!!
I nagle Tarin poczuł ból, straszny ból, i to w dodatku podwójny. Pierwszy bełt ugodził go w lewe biodro, a drugi powyżej, w bok...
- Zabiję cię!! - krzyknęła niewidzialna kobieta.
- Bierz ją! - rzucił Tarin do zwierzaka, wskazując kierunek, skąd nadleciały bełty. Sam, korzystając z mocy jednego ze swoich pierścieni zniknął. Jako że stanie bez ruchu wydało mu się nieco mało rozsądne, zaraz potem zrobił kilka kroków w bok.
Posłuszny rozkazowi lew zrobił kilka kroków we wskazanym kierunku. Uniósł łeb, usiłując wywęszyc cel, zatoczył parę kręgów... i nic nie znalazł.
- Rawatan - szepnął Tarin, by skorzystać z właściwości drugiego pierścienia. Natychmiast poczuł częściowy powrót sił. Rozejrzał się dokoła, usiłując dostrzec jakiekolwiek ślady kuszniczki, obserwując na zmianę to trupa strażnika, to trupa ‘mistrza’.
- Zginiesz zdrajco, śmierć za śmierć - Usłyszał Tarin gdzieś z... góry? Z balkonów, dachów?
Mag nie raczył skomentować tej zapowiedzi. Nie miał zamiaru zdradzać miejsca swego pobytu, no i zdecydowanie nie poczuwał się do roli zdrajcy. Nie mówiąc już o tym, że ów tajemniczy mistrz zapłacił swym życiem za śmierć strażnika, tak więc sprawiedliwości stało się zadość. Ale zapewne kuszniczka uznawała jeden rodzaj sprawiedliwości dla niej, a inny - dla pozostałej części świata. Niekiedy trudno było nadążyć za meandrami kobiecych rozumowań.
Tarin po raz kolejny użył pierścienia leczenia, a potem ruszył w stronę bardziej ludnej (miał taką nadzieję) części miasta. Niewielki kawałek. Jednak nieco się rozczarował - w zasięgu wzroku nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Dalsza wędrówka nie leżała w jego planach. Wrócił na miejsce starcia by się przekonać, co takiego miał przy sobie ów zabity strażnik. No i co ciekawego znajdzie przy “mistrzu”, którego pokonanie opłacił ranami i groźbą śmierci.

Przeszukiwanie zwłok na ulicy zdało się Tarinowi mało rozsądnym pomysłem, zaciągnął więc ‘mistrza’ do najbliższej bramy, gdzie w ciszy i spokoju, mógł zająć się przeszukaniem truposza, a jeszcze wcześniej - sobą. W końcu musiał usunąć bełty, jeśli nie chciał przypominać jeża na dwóch nogach. Ale bełtów nie wyrzucał. Posiadanie przedmiotu należącego do kogoś mogło być pomocne przy zidentyfikowaniu jego właściciela. A raczej właścicielki.
Całkiem porządny rapier, karwasze, sakwa ze złotem, pierścień, wisior, karwasze... To wszystko sugerowało, że Tarinowi zwrócą się koszty leczenia i naprawy ekwipunku. Jeśli przeżyje... Tylko po co tamten posypał się cały jakimś metalicznym proszkiem?
Kolejny ból i krew dobitnie świadczyły o tym, że schowanie się w bramie i za niewidzialnością nie stanowiło dostatecznego zabezpieczenia przed mściwą babą.
Parę centymetrów i byłoby po mnie, pomyślał Tarin, nawet nie usiłując wyciągnąć wbitego w pierś bełtu. Niewesołym myślom towarzyszył wredny, kobiecy śmiech, echem odbijający się wewnątrz bramy.
- Ribut api! - powiedział Tarin, wskazując kierunek. Natychmiast schował się za prowizoryczną tarczą uczynioną z ciała mistrza.
Ulica zapłonęła ogniem, a śmiech urwał się, zastąpiony krzykiem kobiety... Po chwili jednak kolejny bełt wbił się w brzuch nieboszczyka - oczywisty dowód na to, że skrytobójczyni żyje. Widać łapczywe, wszystkożerne płomienie, nie wystarczyły, by dać sobie z nią radę.
Czary obszarowe mają to do siebie, że nie trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie znajduje się cel. Wystarczy trafić z dokładnością do paru metrów...
- Awan asid - powiedział Tarin, rzucając w powietrze szczyptę sproszkowanego groszku wymieszanego ze sproszkowanym zwierzęcym kopytem.
Po rzuceniu czaru ulicę wypełniły mgliste opary i rozległ się wyjątkowo paskudny kaszel... a parę chwili po nim dźwięk rogu! Wyjątkowo blisko, na ulicy przed Tarinem, więc to musiała być skrytobójczyni. Przynajmniej taką nadzieję miał Tarin.
Uparta baba, pomyślał, a potem rzucił kolejne zaklęcie.
Żółto-zielony tuman ruszył z wolna w stronę, skąd przed momentem dobiegł dźwięk rogu. Kolejny krzyk świadczył o tym, że ‘prezent’ nie cieszył się zbyt wielkim powodzeniem i nie został przyjęty z radością. O ile, oczywiście, wszystko nie było zwykłą mistyfikacją i, dość udaną, próbą oszustwa.
Krzyk urwał się gwałtownie, gdy okolice źródła krzyku znalazły się w obszarze zabójczego, wysysającego wszelkie ciepło chłodu, będącego efektem kolejnego czaru. Czy ta cisza znaczyła, że Tarin ma, można by powiedzieć, kłopot z głowy? Baba z wozu...? Tego nie był pewien. I nie będzie, dopóki nie zobaczy trupa skrytobójczyni. A nuż jego przeciwniczka trzymała jeszcze jakiegoś asa w rękawie.
Aby ocieplić nieco zbyt chłodne stosunki, jakie między nimi ostatnio zapanowały, Tarin rzucił jeszcze kulę ognia, a potem po raz kolejny skrył się za niewidzialnością. Oczywiście nie miał zamiaru wychodzić na ulicę i na własnej skórze sprawdzać, jak działają zastosowane przed chwilą czary. Lepiej było cierpliwie poczekać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-04-2012 o 22:45.
Kerm jest offline