Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2012, 19:15   #11
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Stał jak wryty, wpatrując się w lewitujące sylwetki rodziców. Miał je przed oczami jeszcze chwilę po ich zniknięciu. Był przekonany, że go słyszą- chciał coś powiedzieć, w głowie miał jednak chaos, z którego nie potrafił wysterylizować konkretnej myśli. Rodzice zniknęli, czar prysnął.
Nie był pewien, czy jest to sen, wizja zesłana na niego przez Ard, czy może coś na podobieństwo podróży w czasie. Próbował przypomnieć sobie, jak skończyło się ich spotkanie, jednak wspomnienia, do pewnego momentu przejrzyste, ostatecznie rozmywały się.

Rozejrzał się. Nikt chyba nie zauważył tego, co on, gapie skupili się na tonącym samochodzie. On jednak na nowo skupił się na świecącym szlaku. Nie łudził się, że mógłby pomóc rodzicom wydostać się z auta, poszedł więc śladem tajemniczej świetlistej linii.


Szary, wyprany z kolorów świat był nad wyraz przygnębiający i niespodziewanie... inny. Z jednej strony znajomy, ale z drugiej, zmieniony w swych fundamentalnych założeniach, co sprawiało, że Erez czuł się bardzo nieswojo. Do tego ciągle przewijał mu się przed oczami widok samochodu i rodziców, jak żywcem wyciągniętych z fotografii, które po nich zostały. To miejsce całym sobą starało się nie zwracać niczyjej uwagi. Nawet ludzie wyglądali jak zombie- nie zwracali uwagi na Ereza, po prostu szli przed siebie. Szarzy, zwykli, zupełnie, jakby zostali wycięci z jednego szablonu.
To była przeszłość. Coś, co istnieje, lecz już dawno straciło właściwą wartość. Coś, na czym nie powinno się skupiać, ponieważ nie podlega żadnym ingerencjom. A jednak, coś tu musiało być, skoro bogini przysłała go właśnie tutaj. Sam wypadek miał raczej formę informacyjną, mężczyzna stawiał więc, że prawdziwy cel znajduje się na końcu świetlistego szlaku.

W trakcie trwającego już niecałą godzinę marszu doszedł do wniosku, że tutaj nie pasuje, nie jest częścią tego świata, tylko gościem, może nawet intruzem. Ludzie nie tylko nie zwracali na niego uwagi, ale w ogóle nie dostrzegali jego obecności. Nie reagowali na jego wypowiedzi; wchodzili na niego, obijali barkami i szli dalej, bez słowa, gestu, czy nawet zerknięcia. Zupełnie, jakby był podmuchem wiatru, którego, mimo iż jest wyraźnie odczuwalny, na próżno wypatrywać.

Prawie każda podróż wymaga postojów, również ta. Przerwa wymuszona została nie tyle przez napotkanie drzwi, lecz osoby pod nimi siedzącej. Starzec o ziemistej cerze, który wybudził Ereza, zdawał się na coś czekać. Lub na kogoś.

- Proszę pana, słyszy mnie pan? Już pana widziałem, tam...- wskazał ręką za siebie.- Obudził mnie pan, jak spałem na ławce, pamięta pan?
- Pan, pan, pan. Mama cię nie nauczyła, że co za dużo to nie zdrowo? - Staruszek zaprezentował mu swe poważnie podniszczone uzębienie w krzywym uśmiechu. - W czym mogę pomóc? I zanim znowu zaczniesz powtarzać się jak potłuczony, żaden ze mnie pan, Sirius jestem.
- Sirius, jest taka sprawa... Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale jesteś jedyną osobą, która zdaje się mnie widzieć. Może potrafisz mi powiedzieć, co tu się dzieje, gdzie i kiedy ja właściwie jestem? I kim wyjątkowym ty jesteś, skoro jako jedyny mnie widziesz?
- Nie dziw się ludziom, nie mogą dostrzec czegoś co w istocie nie należy do tego miejsca. Ostatecznie kiedy to wszystko się wydarzyło, byłeś daleko stąd i byłeś bardzo, bardzo mały. Ja natomiast widzę więcej niż tylko ciebie, pamiętaj, że jest też to świecidełko - wyprostował wychudzony palec i wskazał nim nić, za którą podążał Erez. - To magia, wiesz? Piękna rzecz... i prosta, chcesz to cię nauczę.
- Jaka magia, czym dokładnie jest ta nić? Naucz mnie. Proszę.
- Tak, magia. Sam nie znam jej sekretów, ale ty wiesz już wystarczająco. Zostaje mi pokazać ci jak głęboko sięgnąć, by wydobyć ją z twego wnętrza - podniósł się z ziemi i chwycił dłoń Ereza, następnie przykładając ją do swojej klatki piersiowej. - Teraz zamknij oczy i skup się. Wszystko okrywa koc upleciony z nici Losu. Ta błyskotka, za którą podążałeś to jedna z nich. Drzemie w tobie moc, by zapleść kolejną na jej podobieństwo - Skolnik poczuł jak mężczyzna robi krok w tył i otworzył oczy. Ku jego zdziwieniu między czubkami palców, a brzuchem starca rozciągała się kolejna świetlista wstęga. Nieco cieńsza, poprzerywana, ale podobieństwo było łatwo dostrzegalne. - To czar zwany Nicią Ariadny. Mówiłem, piękne i proste.
- Nić Ariadny?- Erez od razu skojarzył nazwę z mitologią Grecką, którą pobieżnie poznał.- Nić Losu? Ale co ona właściwie wskazuje, to znaczy, co może wskazywać taka luźna nić?- pytając wskazał wolną ręką świetlistą wstęgę leżącą na drodze. Drugą zaś próbował strząsnąć świetlistą pajęczynę łączącą go ze starcem.

Wystarczył jeden ruch, a światło najzwyczajniej w świecie uległo rozproszeniu. Kiedy jednak Sirius położył palec wskazujący w miejscu, w którym poprzednio rozciągała się wstęga, można było dostrzec, że nadal łączy ich praktycznie niewidoczny kawałek materiału.

- Ta jedna pozwala ci znaleźć mnie, nieważne jak wielka dzieliłaby nas odległość. Jeśli jednak takie jest twe życzenie, po prostu zapleć nową, w taki sam sposób, w jaki utworzyłeś tą tutaj. Pamiętaj tylko, że Los to kapryśna potęga. Nie sposób więc połączyć się z więcej niż jedną osobą, miejscem, bądź rzeczą - ponownie uraczył go niezbyt przyjemnym uśmiechem. - Jak to jest poznać swój pierwszy czar?
- To dość... nietypowe- uśmiechnąć się niepewnie.- Ale wiesz co, Siriusie? Nadal nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie. Kim jesteś?- Zadając to pytanie wyciągnął dłoń w jego kierunku próbując ponownie upleść gęstą nić.

Zadziwiające, ale za drugim razem wszystko było dziecinnie łatwe. Wystarczył krótki dotyk i nowa nić znalazła się w miejscu starej. Pojęcie wszystkiego zajmowało mu kilka chwil. Musiał tylko uwierzyć, ale w tych okolicznościach to zdawało się być coraz łatwiejsze.

- Znasz moje imię, nie? No to jak nie wiesz kim jestem? - Postukał się kciukiem w okolicy mostka. - Sirius. Skleroza w tak młodym wieku to prawdziwa tragedia.
- A poczucie humoru w tak podeszłym to ogromna zaleta- skwitował Erez ze śmiechem.- Przecież wiesz, o co pytam. Nie jesteś zwykłym człowiekiem- wiesz coś o magii, no i widzisz mnie, co zważając na okoliczności też nie jest normalne. I coś mi się zdaje, że doskonale wiesz, kim jestem. A więc, kim jesteś? Sługą bogów? Dzieckiem jednego z nich, jak ja?

Odpowiedział mu drażniący uszy rechot. Staruszek zgarbił się, objął brzuch i podrygiwał tak jeszcze przez moment w histerii. Przerwał dopiero kiedy zabrakło mu powietrza. Wtedy kaszlnął jeszcze kilkukrotnie, przetarł łzy i spojrzał na Ereza.

- Doprawdy chłopcze, dawno nikt nie nazwał mnie dzieckiem. Nie, nie jestem taki jak ty. Nie służę również bogom, służę ludziom. Już od bardzo, bardzo dawna. Choć oni zdają się już o mnie nie pamiętać.
- Wiesz może, dlaczego się tu znalazłem? Ard chciała, żebym zobaczył ich wypadek, o to chodziło?
- Może o to. Może o coś więcej. Trafiła ci się matka, która słynie z tego, że robi co chce i kiedy chce - wzruszył ramionami. - Powiedz mi jednak. Czyż nie jest to moment, który zdefiniował całe twe życie? Jak czujesz się teraz kiedy znajdując się w nim wstępujesz w zupełnie nowe? Takie, w którym posiadasz matkę, a kto wie, może i ojca, w którym dzierżysz moce znane wcześniej tylko z bajek.
- To jest...- mężczyzna zamilkł, próbując zidentyfikować swoje prawdziwe uczucia.- Niezwykłe, fakt, ale i na swój sposób... bolesne. Dopiero w wieku 18 lat dowiedziałem się, że moi prawdziwi rodzice nie żyją. Pogodziłem się z tym, odsunąłem w głąb siebie, żyłem dalej. A teraz... To jak rozdrapywanie ran. Okazuje się, że ich śmierć była kłamstwem, a przynajmniej śmierć matki. Nie mogłem od małego dorastać jako syn bogini? Wiem, Ard powiedziała, że to dla mojego dobra. Pewnie miała rację, ale jednak nie mogę powiedzieć, żebym nie miał do niej żalu, tak trochę... Zaraz... Tak w ogóle, to boginią czego jest Ard?
- Nie kłamstwem chłopcze, matka nigdy by cię nie okłamała. To była tajemnica i wierz mi bądź nie, ale dotrzymanie jej również dla niej nie było proste. Jesteśmy w stanie wojny. Ard to bogini, która nagradza godnych i symbolizuje uśmiech losu. Jednego i drugiego postanowiła dać ci w nadmiarze. Otrzymałeś życie prawdziwe, bezpieczne. Przyszedł jednak czas, kiedy twoje dziedzictwo upomniało się o ciebie. Jedyne co mogła ci w tej sytuacji ofiarować to prawda.
- Tak, pewnie masz rację... Ale... To nie jest dla mnie łatwe do zaakceptowania, zrozum.- Zamilkł, w porę uprzytomniwszy sobie, że tłumaczenie się komukolwiek poza Ard w tej sprawie nie jest potrzebne.- Co teraz? Gdzie prowadzi ta nić?- ponownie wskazał na świetlisty ślad, dzięki któremu trafił aż tutaj.
- Sam chciałbym wiedzieć. To dzieło twojej matki. Tylko ona wie gdzie prowadzi i tylko ty możesz podążać jej śladem - ponaglił go ruchem ręki. - Byle szybko, jeszcze stracisz okazję i przyjdzie ci spędzić resztę swoich dni w towarzystwie byle starca.
- Nie byle starca- uśmiechnął się.- Dzięki za pomoc, Siriusie. Mam nieodparte wrażenie, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
- Powodzenia Erez - mężczyzna puścił mu oko i klepnął lekko w plecy, popychając w kierunku drzwi.


Świat stał się jakby mniej szary- kolory powróciły, w niewielkim stopniu, ale jednak. Skolnik Ostatni raz zerknął na starca i chwycił pewnie klamkę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline