Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2012, 07:59   #63
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Podróż - doba piąta (wczesne popołudnie)

♪♫♬ Soundtrack ♪♫♬


Piąty dzień podróży dłużył się niemiłosiernie. Sierpniowy skwar męczył, częste wyprawy po wodę przypominały o złośliwych chochlikach czających się w nadrzecznych zaroślach, a poranne, enigmatyczne ostrzeżenie Solmyra czaiło się gdzieś w zakamarkach umysłów podróżników. Niespokojny był zwłaszcza Fernas, który czuł się trochę jak ciele prowadzone na rzeź. Ale Yarkiss wziął sobie do serca dziwaczną przestrogę zaklinacza; Rafael też zrezygnował z dokazywania i grupa powoli, ostrożnie posuwała się na przód. Pochód zamykał Saelim, łypiąc czujnie wokoło. Las nie był jego naturalnym środowiskiem i im dłużej podróżowali tym mniej pewnie czuł się wśród niebezpieczeństw leśnej głuszy. Nie mógł pojąć jak myśliwi mogli tak beztrosko samotnie wypuszczać się wgłąb kniei i wolał trzymać się blisko grupy.

Słońce minęło zenit. Zerwał się wiatr, a znad morza zaczęły nadciągać deszczowe chmury. Zrobiło się przyjemnie chłodno i nawet perspektywa nadchodzącej burzy nie psuła podróżnym humoru. W końcu dane im było odpocząć od ciągłego gorąca, które wyciągało z ciała siły i spowalniało wędrówkę. Jednak radość nie trwała długo. Najpierw Sigrid wypadła z krzaków i wspięła się na solmyrowy plecak, popiskując niespokojnie. Chwilę później wrócił Thorbrand - bynajmniej nie ścigając łasicę - i usiadł na ramieniu zielarki, przestępując z nogi na nogę i pokrzykując ostro. Wyraźnie chciał ją przed czymś ostrzec, choć bez odpowiednich zaklęć nie mogła zrozumieć przed czym.

Całą grupa zatrzymała się; drużynowy “zwierzyniec”, jak z przekąsem określał go Yarkiss, postronnym mógł wydawać się śmieszny, jednak myśliwi i właściciele chowańców wiedzieli, że zwierzęcych instynktów nie należy lekceważyć. Zwłaszcza, że zbliżali się do zakrętu traktu i rzeki - idealnego miejsca na zasadzkę. Tylko Zass leniwie wylegiwała się na ramionach Korenna - żmii było wszystko jedno.

Ten jeden raz Rafael cieszył się, że grupa jest mało zgrana i podróżuje w ciszy, a odmieniony Fernas zrezygnował z muzykowania, do którego zachęcał go myśliwy. Gdy wszyscy wytężyli słuch, zza drzew dobiegło ich dziwne szwargotanie - ni to ludzki język, ni to szczekanie psów czy syczenie gadów. Niby mowa, lecz nikt nie potrafił rozróżnić słów ani rozpoznać języka. Ewidentnie ktoś... coś było za zakrętem i nie oczekiwało towarzystwa.

Koniec końców Yarkiss nakazał wszystkim ciszę i, zostawiwszy swój bagaż, ruszył w las by sprawdzić kto rozpanoszył się na drodze. Mijające minuty ciągnęły się w nieskończoność i jedyną pociechą dla czekających był fakt, że z przodu nie było słychać żadnych odgłosów walki. Wreszcie myśliwy wrócił utytłany w ziemi i liściach, a wieści jakie szeptem przekazał pozostałym nie były optymistyczne. Na środku traktu stał wóz - bez ludzi i koni, z tego co łowca mógł dostrzec z bezpiecznej odległości. Kilka metrów dalej przejazd zablokowany był przez zwalone drzewo (musiało paść już jakiś czas temu, gdyż liście były mocno zwiędnięte). Wokół wozu kręciła się banda goblinów, radośnie szabrując pozostawiony w lesie dobytek. Okolica mocno cuchnęła padliną - gdy wiatr zmieniał kierunek, smród docierał nawet do czekających ludzi.

Gobliny nigdy nie były dla viseńczyków specjalnym problemem. Wieś była zbyt duża by być dla tych potworów atrakcyjnym celem najazdów, a z lokalnymi osiedlami tychże istot rozprawiano się szybko i sprawnie. Toteż młodzi podróżnicy nigdy nie mieli okazji oglądać z bliska tych niespełna metrowych, żółtoskórych stworzeń o nieproporcjonalnie długich rękach i złośliwych, mętnych oczkach. Obecnie mieli przed sobą pięć do ośmiu (Yarkissowi ciężko było dokładnie określić ilość) dobrze uzbrojonych goblinów - najwyraźniej łupieżczej bandy lub zbrojnej forpoczty jakiegoś klanu, który miał zamiar zasiedlić Wilczy Las. Wśród nich było jedno większe, dobrze uzbrojone stworzenie, które wydawało się dowodzić resztą. Według tropiciela ludzie nie mieli wiele czasu nim paskudztwa ich dojrzą, ponieważ cały czas się przemieszczały.
 
Sayane jest offline