Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2012, 17:20   #133
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Plum!

-You have a message!-mruknął do siebie w pomieszczeniu ogarniętym ciemnościami.
Projekcja filmu niemego ze zdobycznego projektora szpulowego dobiegła końca. Przesadnie gestykulujący ludzie już nie biegali już na czarno-białym obrazie wyświetlanym na brudnej ścianie.

Jedynym źródłem światła był przyciemniony ekran dotykowy odbijający się w stojącej nieopodal szklance wypełnionej przezroczystym płynem.
Nieco dalej stała druga, pusta.
Tą zostawił jakiś czas temu Koroniew.

Mała ikonka koperty pojawiła się w prawym, dolnym rogu ekranu. Smith stuknął w nią palcem, lecz nie stało się zupełnie nic poza zniknięciem maleńkiego znaczka.
Pozornie.

Otworzył elektroniczną klawiaturę, zaś na środku pulpitu zaczęły pojawiać się kropki zgodnie z ilością dotkniętych liter.

Nagle tablet wyłączył się. Również pozornie.
W rzeczywistości przeszedł na inny system, w którym należało pracować jedynie na zaszyfrowanych komendach w odniesieniu do systemu będącego jednym, wielkim szyfrem.

Wszedł w odpowiednie miejsce, przechodząc przez zabezpieczenia. Finalnie ukazał się tekst.
Lub seria przypadkowo wciśniętych przycisków na klawiaturze, włączając w to wszelkie znaki diakrytyczne, symbole i cyfry.
Jak kto woli.

-Kontrast... Nasyceeeenie... Barwa...-mamrotał niewyraźnie pod nosem, przyglądając się zmianom, ujawniającym właściwą wiadomość.
Prosta sztuczka nie do złamania w inny sposób.
Antonia najprawdopodobniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak blisko była prawdy, twierdząc, iż sztuką jest odkrywać karty, jednocześnie je zasłaniając.
Chędożona iluzja!

Smith zagwizdał cicho, odczytując nadawcę.
Stare lisisko-pomyślał, a na jego twarz porośniętą kilkudniowym zarostem wystąpił szeroki uśmiech.
Tak się składało, że zamówienia były już prawie gotowe. Minęło sporo czasu, zaś Anthony płacił nie tylko za jakość, ale też za szybkość wykonania.
Płacił blisko związanym z nim firmom. Właściwie nie z nim, tylko z pewnymi dwoma biznesmenami poleconymi przez niejakiego Noah Jones'a...

Zaraz, zaraz!
Wybory!
Tak naprawdę chyba każdy człowiek na świecie znał wyniki jeszcze przed ich końcem, ale po ostatnich protestach być może zakończą je chociażby w drugiej turze.
Włączył telewizor, gdzie już czekał na niego nowy-stary Prezydent Federacji Rosyjskiej z triumfalnie uniesionymi rękami.

-Farsa. Cholerny tragikomizm sytua...

Nagle do jego pokoju wpadł Cryer! Literki na ekranie komputera zgasły.

-O cholera, o cholera, o cholera. Tony! Mój dobry Boże, musisz mi pomóc. Proszę. Pomóż mi. Ścigają mnie. W ogóle nie wiem... Cholera, może nawet wiedzą, gdzie mieszkam.

Wpadł jak huragan z aparatem i kartą pamięci.
Nawet głuchoniemy ślepiec wiedziałby, że tamten jest poważnie zdenerwowany.
Tętno przyspieszone, ciśnienie krwi podwyższone, oddech spłycony, czoło wilgotne.
Aura słaba i mocno zaburzona.

Jednakże nie to zaprzątało uwagę Smitha. Znaleźli Cryera. Kimkolwiek by nie byli ci "oni".
Miał ochotę zakląć siarczyście. Cała akcja mogła wziąć łeb przez pieprzony przypadek!

Natychmiast przed oczami stanęła mu para Czeczenów rzekomo przygotowujących się do zamachu na Putina.
Pechowcy wpadli przez przypadek. Przez pożar...

Istniały tylko dwa wyjścia.

Albo rzeczywiście są niewinni, nie mieli nic do ukrycia, natomiast ich zatrzymanie przez ukraińską Odessę, to jedynie pokazówka zorganizowana z wielkim rozmachem.

Albo byli bezgranicznymi kretynami i potwornymi amatorami. Nie wiadomo co większe.
Przygotowując się do zamachu, bomby tworzy się na ostatnią chwilę. Materiały są rozproszone i poukrywane w więcej niż jednym miejscu, najlepiej poza własnym mieszkaniem.
Trochę inwencji twórczej! Tylko troszeczkę!

Saletra?
Zabunkrować w mieszkaniu z ogródkiem, na wsi. Gdzieś, gdzie jej worek nie wzbudzi najmniejszych podejrzeń.

C4?
Kupić plastelinę lub modelinę i obkleić. Zrobić sobie ozdobę na półki!

Przewody do detonatora?
Uszkodzone słuchawki... Jakiekolwiek słuchawki! Woltomierz, ładowarka do telefonu, zasilacz do laptopa... Cokolwiek nie wzbudzającego podejrzeń!
Urządzenia detonacyjne ukryte w laptopie, podklejone wewnątrz gitary akustycznej.

Scyzoryk, obcinacz do paznokci, pilnik, obcęgi. Zależnie od sytuacji, lecz niemalże w każdej istniały przydatne narzędzia.

Voila!
Składniki na bombę zakamuflowane i nie wzbudzające podejrzeń. Skonstruowanie wymaga wolnych dziesięciu minut w najgorszym wypadku!

Wystarczy obrać izolację, odpowiednio podłączyć do odmierzonego ładunku. Tylko i aż tyle!
Pożar w jednym miejscu nie spowoduje wykrycia składników w innych.

Już nie wspominając o tym, że nie wiedzieli o wykrywalności substancji wybuchowych po pożarze.
Nawet nie pomyśleli o zniszczeniu dysku z laptopa! Myśleli, że ogień wszystko załatwi?
Otóż nie!
Należy wywołać spięcie, podłączyć do prądu o woltażu i amperażu znacząco przekraczającym możliwości urządzenia!
Rozkręcić i destruować każdy element z osobna. Można pociąć je na fragmenty, rozproszyć po jakimś obszarze.

Ale przede wszystkim, na wszystkich najwyższych bogów, żaden profesjonalista nie nagrywa jak robi ładunek wybuchowy i próbuje nim coś rozpieprzyć!

Identyczny przypadek miał miejsce teraz, choć na innej płaszczyźnie.
Znaleźli Cryera, czyli znaleźli wszystkich łącznie ze studiem. To pewne. John nie był mistrzem mylenia tropów, jak każdy niewyszkolony człowiek, ale Fałszerz najprawdopodobniej nawet się o to nie starał.
Point Man wnosił na podstawie wręcz wyczuwalnego stresu, którym emanował jego rozmówca.
To nie był stan sprzyjający akcjom.

Jednocześnie Smith zauważył coś, co może być problemem podczas ich akcji.
Strefa pewnego działania zespołu mogła być bardzo wąska. Bardzo, bardzo wąska, przez co pewna część Teamu będzie podatna na stres.
To z kolei oznacza zmniejszenie skuteczności.

-Cholera, po prostu nie uwierzysz. Idę przez miasto i wtedy nagle widzę w tym zaułku wiesz jakby on tam był wiesz po prostu... Christian Bale i jakaś baba. I on jej totalnie zrobił Batmana. Masakra! Mam wszystko tutaj, w tym aparacie. Zdjęcia cyfrowe, 3.2 megapiksela, rozdzielczość 2048 × 1536, jpg, heheh. Nie, ty to trzymaj. Ha! Właściwie... możesz zatrzymać ten aparat. U ciebie będzie bezpieczny. Ja nie chcę mieć nic wspólnego z tymi zdjęciami. Zatrzymaj to. Ja… Ja idę, muszę się ukryć i odpocząć. Porozmawiamy rano-powiedział i wyszedł, zostawiając Anthony'ego samego w ciemności rozświetlonej wielką gębą Putina.

Co mogło być na tej karcie?
Pewnie Batman... Znaczy się, Christian Bale, robiący kobiecie Batmana... Że co?!
Trzeba sprawdzić tą cholerną kartę, ale najpierw...

Skrzywił się, kiedy spojrzał na wygaszony ekran. Najpierw wiadomość do Garbowa.
Wyłączył wygaszacz, wyregulował opcje wyświetlania do poprzednich wartości i wszedł w inne miejsce. Tym razem miał przesłać trzy wiadomości.

Zajęło to zaledwie chwilę.
Tekst zawierający potwierdzenie wysłania obu zamówień jeszcze w tym tygodniu zniknął z ekranu, tak jak dwie kopie danych miejsc odbioru i osoby odbierającej.
Kilka komend później powrócił do zwyczajnego systemu operacyjnego.

Wiadomości poszły, jeszcze tylko potwierdzenie telefoniczne, czego sam żądał przy rozmowie o interesach.
Wybrał numer, do którego automatycznie dopasowana była odpowiednia modyfikacja głosu.

-Dzień dobry. Johaness Wolf się kłania-powitał Smith z lekko niemieckim akcentem.

-Gutten morgen, herr Wolf.
Wysilił się rozmówca, lecz najwyraźniej niewiele potrafił powiedzieć w tym języku.
Zresztą to bardzo dobrze. Inżynier sam potrafił niewiele więcej.

-Późno herr dzwoni. Czy w czymś możemy pomóc?

-Owszem. Chciałbym, żebyście po zakończeniu produkcji przetransportowali nasze cacko. Odbierze je mój szwagier. Namiary już wam przesłałem.

-Mein herr, jeśli chodzi o zamówienie, to jestem zmuszony poprosić o hasło...

-Ja, ja. Naturlich-odparł Anthony, przystępując do recytowania formułki.

-Dodatkowo chciałbym zaznaczyć, że w przesłanej przeze mnie wiadomości znajduje się również polecenie zmiany hasła i jego treść.

-Rozumiem, mein herr. Czy to wszystko?

-Tak. Do kolejnego zamówienia-wyłączył się, a czas gonił.
Do niedawna myślał, że ma jeszcze sporo czasu wolnego, ale obecnie już tak nie myślał.
Został do wykonania jeden telefon, wykonanie kilku kopii danych zapisanych na karcie pamięci aparatu, ukrycie wszystkich, kontakt z Andersonem oraz Nasserem, zamontowanie prowizorycznego systemu zabezpieczającego u wejścia, przygotowanie placówki dla Jacka i jazda na spotkanie z Jimem.
No i na lotnisko.

-Boungiorno. Z tej strony Giuseppe Esposito-przywitał się Inżynier stylizowany na Włocha.

-O! Pan Esposito! Jak miło! W czym mogę służyć miłemu panu?


Nie miał czasu na zapoznanie się z zawartością tajemniczego prezentu od Cryera, ale jej zawartość została skopiowana na jego prywatną kartę za pośrednictwem osobistego aparatu.
Druga kopia znajdowała się na jego pendrive'ie, zaś trzecią na ukrytym nośniku.
Samą kartę włożył do swojej brązowej walizki.

Jeszcze dwa telefony.

-Anderson, chcę cię mieć na dachu na wczoraj. Ukrytego. Przygotowania jak zawsze, ale ostrą tylko w ostateczności. Chcę mieć tych skurwysynów i osobiście się nimi zająć. Czas, start-wyłączył się Point Man.

-Mistrz Muammar Nasser? Dzień dobry, mistrzu. Moje nazwisko Ethan Jones.
Byłem u mistrza zapowiedziany już wczoraj, ale sam mistrz rozumie. Odprawa, oczekiwanie na samolot, lot, potem zakwaterowanie. Tyle rzeczy na głowie.
Kiedy i gdzie moglibyśmy się spotkać?


-Ethan...Jones...-głęboki głos, jak ze studni.
-Tak...Śniłem o panu. Jest pan już w moim mieście?

-Jak najbardziej, mistrzu, ale obecnie jestem poza Los Angeles. Czy będzie odpowiadał koniec tego tygodnia?-zapytał Smith.

-Chwileczkę, zerknę w mój terminarz...-cichy głos Mistrza zamilkł, a potem znów się odezwał. Szybko. Za szybko. Suma jaką mu zaproponowano musiała decydować o kolejności przyjęć.
-Tak. Poniedziałek byłby świetny. 9-go, o 6.00 rano.

-Perfekcyjnie, mistrzu. Dziękuję serdecznie i w takim razie... Do zobaczenia w poniedziałek o 6-powiedział Anthony, uśmiechając się pod nosem.

-Bądź pozdrowiony, Ethanie-usłyszał Smith, a zanim po tamtej stronie słuchawka została odłożona słychać było jeszcze głos faceta:
-Sally, skarbie. Wykreśl tam w poniedziałek o szóstej kogokolwiek tam mamy. Tak, jestem...

Niski głos zastąpił sygnał, zostawiając Inżyniera zabawnym pytaniem.
Ile zaproponowali Nasserowi? I jaką musiał mieć minę, gdy mu to zaproponowano?


Spojrzał na wysoką bramę wjazdową do studia.
Jak chyba każdy obiekt, hala posiadała systemy antywłamaniowe, lecz te nie były najtrudniejsze do obejścia.
Nie miał czasu na znalezienie odpowiedniej, a co dopiero wymianę całej instalacji.

Zadarł głowę, dokładnie oglądając wysokie, szerokie wrota.
Nie miał najmniejszego zamiaru tracić Fałszerza przez kilku kretynów, ale też nie mógł stać mu nad głową jak niańka.
Robota musiała być szybką prowizorką, a dopiero po powrocie zajmie się przemianami w twierdzę.

Myślał przez chwilę, wpatrują się w najwyższy punkt suwanych drzwi znajdujący się kilka metrów nad nim.
Chyba miał pomysł.

Nie trzeba stosować niczego skomplikowanego. Niech włamywacze myślą, że obeszli zabezpieczenie, powodzenia.
On miał zamiar zrobić jedynie przekierowanie na szczyt.

Podpiął dodatkowy kabelek, którego drugi koniec włożył sobie w zęby i przywarł do ściany całą powierzchnią dłoni, przedramion oraz częścią wewnętrzną nóg.

Za każdym razem czuł się nieco dziwnie, wspinając się po pionowej powierzchni.
Przypominało to wspinaczkę górską, lecz nie musiał martwić się o oparcie dla dłoni czy stóp. Ono było wszędzie.
Czuł się trochę jak Spiderman. Tylko siecią nie mógł strzelać. Ale ołowiem już tak.

Ruszył w górę, zatrzymując się co kilkadziesiąt centymetrów, by oderwać pasek srebrnej taśmy klejącej, którą przytwierdzał cienki przewód do ściany.
Następnie ruszał wyżej, by dotrzeć pod sam dach, gdzie postawił stopy na metalowej belce stropowej, po której wędrował ja po podłodze.

-Może być-mruknął do siebie po krytycznym przyjrzeniu się własnej pracy.
Jeszcze tylko wykończenie - uciąć na właściwą długość, rozdzielić, obrać z izolacji, połączyć druty.

Konstrukcja była bardzo prosta. Jedna końcówka rozdwojonego kabelka była przytwierdzona do ściany, zaś druga do ruchomych drzwi.
Rozłączenie dwóch drucików z jednego, dwuczęściowego przewodu uruchamiało alarm, zaś mała kosteczka podłączona do alarmu przesyłała wiadomość na komórkę Smitha.
Zasada działania bardzo banalne.

Przykleił kamerkę do belki stropowej, na której stał, by patrzyła idealnie na wejście.

Zszedł pospiesznie na ziemię, po czym nakleił kartkę:

"Nie wychodzić. Drzwi BARDZO wrażliwe na ruch. Zajmę się tym jak wrócę. Wychodźcie i wchodźcie oknem. Wysoko nie macie.
Zamykajcie okno na noc!
Smith"

-I obyście tylko tego nie olali, bo zrobię z dupy jesień średniowiecza-rzekł do siebie.
Spojrzał na zegarek.

-Cholera!-puścił się biegiem wgłąb studia.


Tym razem kucał wczepiony stopami w dach. Tuż przy włazie.
Zaskrzypiała przekręcana "klamka" otwierająca. Musiał ją najpierw nasmarować starą oliwą z magazynu, by chodziła gładko. Tylko wtedy gruba, sprężyna, z drugiej strony przyczepiona do uchwytu, będzie miała siłę ściągnąć ją ponownie zamykając właz.

Musiał odciąć sobie drogę powrotną, zamykając ją tym samym przed ludźmi szukającymi Cryera.
Oczywiście nie był w stanie zapewnić całkowitego bezpieczeństwa. Jego system alarmowy sięgał tylko jednego punktu i nie miał możliwości zabezpieczyć każdego okna.
Musiałby zamontować stalowe żaluzje, by być choć trochę pewnym, iż nie dostaną się tą drogą.
Tego zrobić nie mógł.

Za to mógł zabezpieczyć front alarmem, zamknąć, zablokować i zastawić drzwi ewakuacyjne oraz zamknąć właz na dachu.
Pierwsze dwa zostały zrealizowane. Zostało ostatnie.

Z długą torbą na plecach podciągnął się na rękach wprost na płaski dach. Poczuł na twarzy podmuch świeżego powietrza i nagle poczuł się tak jak dawniej.
Wychodzący na zewnątrz ukradkiem jak złodziej.
Kiedyś widział w takich zagraniach przesławnego Jamesa Bonda. Widział do chwili, w której zrozumiał, że Agent 007 nie potrafi więcej niż uczeń.

Szybko przywiązał zdobyczny, stary sznurek do wciąż odciągniętej "klamki" i powoli zamknął właz.
Przytrzaśnięty materiał przesuwał się bardzo powoli, więc Smith lekko uniósł pokrywę.
Usłyszał nagły trzask, zaś tasiemka została jakby zassana do środka!

No dobrze. Teraz tylko rozłożyć ukryć prezenty dla Andersona.
Rozpiął torbę, w której znajdowały się niemalże całkowicie rozłożony Dragunov i mały Smith&Wesson oraz dwie paczki amunicji. Jedna ostra, jedna usypiająca...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 16-04-2012 o 18:24.
Alaron Elessedil jest offline