Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2012, 20:48   #110
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Mag czekał dłuższą chwilę, lecz nawigatorka ani się nie odezwała, ani nic nie napisała, po prostu patrzyła się w ścianę kompletnie go ignorując.
- Skoro taka jest twoja wola... - rzekł i zaśmiał się krótko. - Chciałem pomóc, ale trudno pomóc komuś kto nie chce współpracować. Nic ci z tego nie przyjdzie - i tak się wszystkiego dowiem, to tylko kwestia czasu. - Mówił spokojnie, lecz w głębi duszy był wściekły. Najchętniej za pomocą czarów wydusiłby odpowiedź z tej kapitańskiej nałożnicy. Tak, taka prawda. Była tylko kapitańską dziwką, a zachowywała się jakby była nie wiadomo jak ważna.
Yagar chętnie by jej pokazał co znaczy dla niego jej pozycja, lecz nie mógł tego zrobić. Miał swoją misję, a ściągnięcie na siebie gniewu załogi raczej nie przybliżyłoby go do pozytywnego zakończenia...

Podczas podróży łodzią naszły go mroczne myśli. Jak zawsze kiedy płynął łodzią. Było mu źle, niedobrze i najchętniej wyładowałby na kimś swoją złość.
Rzeczywiście mógł zostać na statku. Ale teraz droga odwrotu była już odcięta...
Wychodząc z łodzi zamoczył sobie spód szaty. Zaczął złorzeczyć pod nosem, lecz nim doszedł do "najwspanialszych" i najdłuższych ze swych przekleństw jego uwagę coś odwrócili pojawiający się tubylcy.
Przyjrzał się im uważnie. Nie wyglądali zbyt dobrze, biorąc pod uwagę zdeformowane kończyny. Po prawdzie to wyglądali jakby byli pod wpływem jakiejś choroby. Albo po prostu zawierali kazirodcze związki. Nie zdziwiłby się, ta opcja była nawet bardziej prawdopodobna. W końcu to dzikusy!

Gdy Bahadur mówił czarodziej się nie wtrącał i pozwolił mu działać. Mieszkańcy wysp nie byli godni, by zostać zaszczyceni rozmową ze wspaniałym Czerwonym Magiem. Poza tym, jeśli już miałby się do nich odezwać to z pewnością w jakiś sposób by ich obraził. Nie znał się na rozmowach z dzikimi. Zirytowało go, że ci nędznicy mieli czelność się z nich śmiać. Dobrze, że to nie on toczył z nimi negocjacje, bo jedynymi dźwiękami jakie wydawałby wódz tubylców byłyby jękami i krzykami płonącego człowieka.

Prychnął. Caliszyta poprosił go, by rzucił "wykrycie magii".
- Właśnie miałem to zrobić - rzekł, mrużąc oczy. Nadal nie akceptował jego zwierzchności, ale "posłusznie" rzucił zaklęcie. Co prawda tubylcy mogli się za to obrazić, ale szczerze powiedziawszy miał to głęboko w poważaniu. Ba! Nawet by się ucieszył gdyby dzikusy chciały ich zaatakować. Aż go dłonie świerzbiły by rzucić jakiś niszczycielski czar, a nie ciągle jakieś "wykrycia magii". To było dobre dla jakiegoś podrzędnego iluzjonisty, a nie potężnego maga wywołań!

W pobliżu tubylców nie wyczuł żadnej magicznej emanacji, lecz udało mu się odkryć jakąś niewidzialną istotę znajdującą się gdzieś w najbliższej okolicy. Chwilę podtrzymywał czar, lecz nie wykrył nic więcej.
- Te dzikusy muszą chędożyć własne siostry, stąd te wynaturzenia. Żaden nie ma nic wspólnego z magią, wątpię nawet by ich małe móżdżki były w stanie ją pojąć. - Poczekał chwilę, po czym kontynuował. - Za to na wyspie... wyczułem coś niewidzialnego. Czuję obecność jakiejś istoty, lecz nie mogę jej zlokalizować ani odkryć czym jest.
- Szlag... – Bahadur wysłuchał relacji maga o niewidocznej istocie z okolicy. Krukogryf? Szybko sobie przypomniał, co wiedział o istotach obłożonych niewidzialnością. Jak zazwyczaj postępowali magowie...? No, mogli widzieć – ale Bahadur wiedział, że czasami używali jakiegoś świecącego pyłku, aby wskazać ich lokację. Tylko niczego takiego nie mie... mieli – piasek, cholerny piasek!

- Patrzcie na piasek... Jakbyście zauważyli jakieś pojawiające się ślady, to krzyczcie – wydał cicho rozkaz.
- Stójcie! – Bahadur krzyknął do odchodzących. Wrzasnął wręcz! Trzeba było przyznać, że miał parę w płucach...
- Jest tutaj jakiś niewidzialny skurwiel – szepnął, kiedy owi znaleźli się już w zasięgu ściszonego głosu – Nie chcę mieć waszej krwi na rękach, więc was proszę o współpracę. Tu, na piasku, powinno się dać go wypatrzyć... Ale w głąb lasu będzie wam trudniej.
- Grigori, zawsze nad nami czuwa. Tylko wy musita się go obawiać.
- Grigori nie jest jedyną niewidoczną istotą tych wód – stwierdził caliszyta z widocznym wahaniem – Mówi coś wam, że jesteście tacy pewni, że to on? - ot, skoro już pojawiło się imię Grigoriego...
- Odejdźcie, powiedziałem już. Nie ma więcej do dodania - rzekł spokojnie mężczyzna, ale Bahadur poczuł się tak, jakby jego słowa zawierały jakąś niewypowiedzianą groźbę.
Po czym przywódca grupy znowu odwrócił się i zaczął oddalać się od marynarzy.

- Tracisz czas - rzekł cicho mag podchodząc do Pesarkhala. - Ale sądzę, że mają rację. Wydaje mi się, że ta istota którą wyczułem może być tym "Grigorim" czymkolwiek on nie jest. Wypadałoby go znaleźć i pokazać kto tu rządzi...
Caliszyta jedynie popatrzył na odchodzących złym wzrokiem, po czym wydał rozkaz do odpłynięcia. Do organoleptycznego zwiadu dużo bardziej nadawali się Noa i Ashrak... a tubylcy najwyraźniej nie chcieli nic powiedzieć. Mógł spróbować im grozić - mógł... tyle, że jakoś nie miał zamiaru sprawdzać, na ile potężny jest Grigori. Nie bez zdania sprawy towarzyszom i ustalenia, czy to może im cokolwiek pomóc. W końcu ekspertem od spraw tego rodzaju byli Atuar, Yagar i Sylve, a nie on!
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 16-04-2012 o 20:51.
Wnerwik jest offline