Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2012, 13:10   #312
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Grupa podzieliła się tak, aby pilnować zarówno swoich rannych jak i móc stanowić sprawną siłę bojową podczas najazdu na jaskinię. Już po niedługim czasie zagłębili się w jej mroczne czeluście starając się poruszać jak najciszej. Niziołek został wysłany do przodu aby stanowić czujkę oddziału. Miał zawiadamiać o zagrożeniu, aby grupa mogła się w porę przygotować. Krasnolud zastanawiał się czy ten wygadany tłusty szczurek podoła temu zadaniu. Pożyjemy zobaczymy. Tylko oby pożyli na tyle długo by móc opowiadać o tym własnym dzieciom. Ragnar szedł zaraz obok Twardego stanowili bowiem trzon ciężkozbrojnych grupy i byli jak na razie najsprawniejsi w bezpośredniej walce. Reszta wolała jakoś walczyć z dystansu, zadziwiającym było ilu strzelców posiadają. Ale to się mogło przydać, modlił się tylko aby nie musieli się bronić w miejscu, w którym ta przewaga zamieni się w sporą przeszkodę.

Ragnar rozglądał się co jakiś czas oceniając sklepienie i ściany, wypatrywał pęknięć i śladów naruszenia skały. Lepiej byłoby gdyby sufit nie zleciał im tutaj na głowę. Jego obserwację przerwały odgłosy szamotaniny i piskliwy głos niziołka paręnaście metrów przed nimi. "Czerwony" zgrzytnął zębami ściągając gniewnie brwi. Ta tłusta hodowlana świnka znowu nawaliła. Szlag by go trafił. Twardy ruszył do przodu, a Ragnar zaraz za nim. Pędzili ile sił w nogach by w końcu wpaść do szerszej jaskini gdzie znajdowała się grupka mutantów. Żaden z wojów nie zdążył nawet dobiec, kiedy salwa ich strzelców powaliła większość z nich. Pozostałe dwa poczęły uciekać. Pogoń ruszyła. Krasnolud klął jak szewc kiedy kolejni członkowie grupy o dłuższych nogach go wyprzedzali. Ale, to nie jego satysfakcja była teraz najważniejsza. Uciekinierzy musieli zginąć inaczej będzie krucho. Na całe szczęście udało się dogonić oba mutanty, a te szybko zostały wysłane w objęcia swoich plugawych bożków. Niestety nie obyło się bez straty, jak się okazało Karl wpadł do jednej ze szczelin, o której uciekający przed nim mutant musiał wiedzieć i specjalnie naprowadził na nią młodzieńca. "Stalowy Czerep" zajrzał w dół mrużąc oczy, nie dostrzegał dna. Jeśli młodzian miał szczęście, to skręcił sobie kark i umarł szybko, jeśli nie, mógł być niemal cały połamany i teraz konać w męczarniach. Nie życzył nikomu takiej śmierci.

Nieco krzywych spojrzeń zostało rzuconych w stronę niziołka sugerując mu, że pokpił sprawę. Jako zadośćuczynienie miał zleźć po linie na dół aby obaczyć czy Karl jeszcze dycha. Sprawiedliwe zadanie otrzymane po karcących słowach Twardego. Cóż, nie podniosło to Dawita na duchu, ale niestety musi sobie zdać sprawę z tego, że za błędy jednego zazwyczaj płacą też inni. Ragnar stanął na czatach kiedy Ziring i paru innych członków grupy trzymało linę, na której zawieszony został niziołek. Krasnolud zerkał od czasu do czasu przed ramię wyczekując nowin. Niestety, szczelina okazała się o wiele głębsza niż przypuszczali. Kiedy już mieli skreślić swojego młodego towarzysza po jaskini rozniosło się upiorne echo jego krzyków. Wszyscy jak jeden mąż poczęli starania by zlokalizować źródło. Ragnar wraz z Twardym szybko zlokalizowali korytarz mogący prowadzić aż na samo dno szczeliny więc zawiadamiając resztę ruszyli. Podłoże było zdradliwe dlatego musieli poruszać się ostrożnie i wolno, a każda sekunda mogła niestety być ostatnią chwilą życia młodzika, to nie poprawiało nikomu humoru. Szczególnie kiedy krzyki stawały się coraz bardziej przerażające.

Felix jak już mówił, nie najlepiej czuł się w jaskiniach. To był teren dla krasnoludów, goblinów, orków i innych, ale na pewno nie dla człowieka z lasu. Co prawda czasem trzeba było w jakiejś jamie spędzić noc, ale na pewno nie walczyć w jej wnętrzu. Łowca jak zwykle z poezją na ustach schodził za krasnoludami. Śliskie kamienie nakładały dodatkowe upięknienia na usta Felixa. Nie jeden raz potknął się łapiąc się w ostatniej chwili jakiegoś głazu, czy innej skałki. W końcu krzyki nasiliły się do tego stopnia, że wiedzieli, iż Karl musi być gdzieś tu blisko. W końcu go ujrzeli. Zobaczyli też te trzy larwopdoobne (przynajmniej dla Felixa) mutanty.
- Jebani... w rzyć jebani...
Jak powiedział tak zrobił. Naciągnął strzałę i po chwili mierzenia wypuścił pocisk mający przyszpilić to ścierwo chociaż na chwilę do skały.
Malec, gdy tylko odwiązał się z lin, popędził za towarzyszami. Po chwili dogonił ich, gdyż w takich terenach prawdopodobnie było mu się poruszać najłatwiej. Twardy był na miejscu pierwszy. Odkrywając powód krzyków, od razu rzucił się ku pomocy Karlowi. Dawit stanął z tyłu. Dziś już wiele razy dostał, łagodnie mówiąc, zjebkę od Twardego. Obawiał teraz się cokolwiek zrobić, by nie narażać się krasnoludowi. Lepiej w drogę mu już nie wchodzić! Pistolety miał gotowe do użycia, czekał aż będzie miał wolne miejsce do strzału i… zezwolenie.

Ragnar wraz z Twardym dotarli do Karla jako pierwsi, a to co zobaczyli na pewno nie wprawiło ich w lepszy humor. “Stalowy Czerep” warknął bojowo chwytając pewniej za rękojeść swojego zdobionego młota i już miał skoczyć do przodu, kiedy przypomniał sobie, że ma przecież za plecami całe stado strzelców, które już pewnie jest uderzenie serca od wypuszczenia salwy. Schylił się więc na tyle na ile potrafił, a kiedy świst bełtów i strzał ucichł wyskoczył do przodu zmuszając swoje grube kłody zwane nogami do biegu. Miał zamiar uderzyć w najbliższego paskuda pod takim kątem aby odczepić go od biednego Karla. W razie czego był gotów odrzucić młot i tarczę aby gołymi rękoma szarpać się z mutantem.
Walka była krótka, bojowy gniew krasnoludów w połączeniu ze skuteczną salwą drużynowych strzelców zakończyły plugawy żywot stworów. Ragnar ciosem swojego młota wbił nieco już rannego i zdezorientowanego mutanta w glebę, paskudnik wyzionął ducha, o ile jakowegoś w ogóle posiadał. Twardy zaś wyprowadził tak potężny cios, iż mutanta po prostu rozbryznęło we wszystkich kierunkach. Ragnar skrzywił się kiedy kawałki flaków i ohydnej posoki obryzgały jego hełm i brodę. Będzie ją musiał porządnie wyszorować kiedy już wyjdą z tego skurwiałego miejsca. Prowizorycznie tylko paluchami wygrzebał co większe kawałki mięsa i usunął je z siebie.

Do Karla dopchał się drużynowy medyk, niestety było już za późno dla młodzieńca. Przyspieszony oddech i mętne spojrzenie zwiastowały jego rychły koniec. Rudolf tylko pokręcił głową potwierdzając stan przyjaciela. Kiedy młodzian wyzionął ducha zapadła cisza przerwana w pewnym momencie przez wymioty Alberta. Ragnar w gniewie posadził sążniastego kopa w jedno z trucheł mutantów po czym sapnął starając się uspokoić. Parszywy los nie pozwolił Karlowi umrzeć od upadku, że też musiał tak cierpieć nim zmarł. Życie w Starym Świecie po raz kolejny okazało swoją brutalność i paskudne poczucie humoru. "Stalowy Czerep" spojrzał tylko na niziołka przelotnie, ale nawet nie chciał się odzywać. Wiedział, że kłótnia mogłaby go wyprowadzić z równowagi i jeszcze by komuś coś nieumyślnie zrobił. Chciał tego uniknąć, ostatnią rzeza jakiej teraz potrzebowali były wewnętrzne niesnaski. Wypuścił powietrze z głośnym westchnieniem poprawiając hełm.

W końcu grupa ruszyła. Musieli zostawić ciało, nie mogli teraz z nim nic poczynić, dopiero kiedy rozprawią się z potwornościami czyhającymi w tych głębinach będą mogli zapewnić Karlowi odpowiedni pochówek. Duchota i zmęczenie dawała się grupce we znaki, krasnoludy były przyzwyczajone do takich warunków dlatego z żelazna determinacją parły dalej do przodu. W Ragnarze płonął już mały płomyczek, zaczątek mogący się przerodzić w wielki ogień zemsty. Miał zamiar sprawić, że ten kto stworzył owe paskudztwa pożałuje każdej chwili swojego nędznego żywota. Pomszczą śmierć Karla, tego wymagał honor wojownika. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że ktoś go obserwuje, już wcześniej czuł to dziwne wiercące uczucie z tyłu szyi, ale dopiero teraz miał pewność. Zrównał się więc z Twardym i odezwał do niego ciszej w krasnoludzkiej mowie
-Mam wrażenie, że ktoś mnie,albo i nas wszystkich, obserwuje..i to już od paru dłuższych chwil. Obawiam się, że krzyki Karla sprowadziły do nas kogoś...tylko czemu nie atakują? Możemy zmierzać w pułapkę..- rozejrzał się nieco nerwowo starając się zlokalizować kogokolwiek, kto ukryty mógł ich teraz podglądać. Napięcie rosło...
 
Blackvampire jest offline