Na chudy tyłek Morra, zaklął bezgłośnie Gottwin widząc jak wystrzelony przez niego bełt o włos mija plecy kompana. A może powinien podziękować któremuś z bogów? Ulrykowi? Ranaldowi? Albo jeszcze lepiej Myrmidii...
Ciąg dalszy starcia w zasadzie nie wymagał zbyt wielkiego zaangażowania ze strony Gottwina. Krasnoludy w mig rozprawiły się z tymi mutantami, które po salwie przejawiały jeszcze chęć do życia. Niestety dla Karla było już za późno.
Co prawda wynik sześć do jednego nie był najgorszy, lecz i tak śmierć jednego z nich była wielką stratą. Jednak w tym momencie żal należało zostawić na boku, a zająć się przyszłością. Innymi słowy - zostawić tutaj zwłoki Karla i, póki smród nie odebrał wszystkim sił i ochoty do walki ruszyć dalej.
- Im szybciej dopadniemy mutanty, tym krócej będziemy przebywać w tym smrodzie - powiedział na głos. - Lepiej ruszajmy.
Trudno jednak było sądzić, że inne mutanty będą podobne do tych i równie łatwo dadzą się zabić. W końcu banici próbowali i niezbyt im się to udało. Czy stal i ogień dadzą radę zmutowanej skórze? Z pewnością tak, inaczej nie byłoby sensu, by się pchali w głąb ziemi.
- Prędzej czy później spróbują złapać nas w pułapkę, chyba że ich zmutowane mózgi nie wymyślą tak skomplikowanego planu - skomentował słowa Ragnara. - Ale na to bym nie liczył.
W tym wypadku ogromne pole do popisu miał Twardy. Mógł sobie do woli ustawiać 'swoje żołnierzyki' w dowolnych konfiguracjach.
Niech więc próbuje, skoro niby mieli dać mu szansę. |