Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2012, 22:03   #130
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Podzielono ich na mniejsze grupki i zaprowadzono na skraj lasu, by nikt nie przeszkadzał magom w swojej robocie. Przydzielony im zaklinacz, uprzedzony, że dla wielu z nich będzie to pierwsza taka podróż, wyjaśnił pokrótce, że nie ma się czego obawiać i przystąpił do inkantacji czaru.

Trwało to zaledwie sekundę, ale dla elfki czas ten znacznie się wydłużył. Poczuła mocne szarpnięcie w okolicach brzucha. Jakby ktoś przywiązał do jej żołądka linę i pociągnął. Jej ciało rozpadło się na miliardy kawałków, by… pojawić się nagle w miejscu oddalonym o wiele mil. Gdy tropicielka sprawdziła, że wszystkie części jej ciała oraz, przede wszystkim, ekwipunek, są na miejscu, od niechcenia przeciągnęła dłonią po policzku sprawdzając czy magiczna podróż nie wpłynęła na działanie jej relikwiarza. Na szczęście wszystko było tak jak powinno. Z myślą, że woli tradycyjną podróż, Vestigia zabrała się do pomocy przy rozbijaniu obozu.

Gdy wszystko było już gotowe, elfka rozejrzała się po obozie, by poznać towarzyszy broni. Kręcąc się coraz bardziej niespokojnie pośród innych dzieci lasu zrozumiała kogo próbuje wypatrzyć. Zrobiła jeszcze jedną rundkę wokół polany pomagając tam, gdzie była potrzebna i wymieniając po kilka zdań z większością osób, lecz nigdzie nie dostrzegła Frubena. Podeszła do Iriela, który zajęty był próbą rozpalenia ogniska i wybrała spośród mokrych gałęzi najsuchsze.

- Tymi spróbuj. Reszta tylko będzie się kopcić – powiedziała, podając mu kilka patyków.
Elf spojrzał na nią spode łba. Może i był świetnym przywódcą, ale z rozpalaniem ognisk nigdy sobie nie radził i boczył się na Vestigię, gdy ta mu w tym pomagała.
- Weź się nie bocz, bo też potrafię zrobić taką minę. – Tropicielka zmarszczyła brwi, przymrużyła oczy i zacisnęła usta w wąską kreskę. Parodia sprawiła, że na zamyślonej zwykle twarzy Iriela pojawił się cień uśmiechu. – To teraz przysługa za przysługę. - Vestigia mrugnęła do niego, przekładając drewno bliżej ognia, by się osuszyło choć trochę. - Dowiesz się dla mnie, gdzie trafił półelf, którego kilka godzin temu wypłoszyłeś spośród nas? Pamiętasz? Wysoki, długie, czarne włosy, ma dwie fretki, a na imię Fruben. Podpytywałam innych, ale nikt go nie kojarzy, a ty wiesz kogo o to spytać. To jak, pomożesz mi?
Elfka zrobiła swoją popisową minkę. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na elfa. Niczym kociak, który chciał dostać kłębuszek wełny do zabawy.

Z jakiegoś powodu działała na mężczyzn i Vestigia praktycznie zawsze dostawała co chciała. Dowódca tylko westchnął z rezygnacją i tropicielka wiedziała, że zaspokoi jej ciekawość. Kobieta szybko zjadła kolację i wyruszyła na wartę.
Czas płynął leniwie. Nie działo się nic niepokojącego i gdyby nie fakt, że ledwie o krok czai się banda orków, elfka odprężyłaby się. Vesti zdawała sobie jednak sprawę z tego, że musi być czujna.

***

- Kim jesteście? - Rozległ się melodyjny szept driady.

Elfka, zaskoczona nagłym pojawieniem się istoty, odruchowo sięgnęła do rękojeści swojego sejmitara, ale gdy tylko spostrzegła, kim jest owa postać, rozluźniła się. Praktycznie większość swojego życia spędziła w lasach, lecz nigdy nie dane jej było spotkać driady. Wiedziała, że są z natury łagodne dla tych, którzy szanują ich las. Pod tym względem Vestigia nie miała sobie nic do zarzucenia. Kobieta postanowiła na razie nie alarmować nikogo, by nie siać niepotrzebnej paniki. Długoucha zastanowiła się przez sekundę zanim udzieliła odpowiedzi.

- Dziećmi lasu, które podążają do zaatakowanego miasta, by chronić je przed orkami - odparła.
- Miasta wycinają drzewa, zabierają co tylko zechcą, po co im pomagać? Orki są częścią świata, były tu i będą, przeciwnie niż rosnące miasta - odpowiedziała driada, przechylając głowę dziwnie w bok i przyglądając się Vestigii.
- Obawiam się, że tym razem orki nie zaprzestaną na atakowaniu miasta i mogą zniszczyć także las. - Elfka podzieliła się swymi obawami z leśną istotą.
- Już wcześniej się tu pojawiały, radę sobie z nimi dajemy. Ty, dziecię lasu, powinnaś o tym dobrze wiedzieć, wszak wy z nimi najbardziej na wojennej ścieżce... - Uśmiechnęła się przelotnie.
- Jeden, dwa czy nawet grupa - owszem. Jednak tym razem musi być ich zdecydowanie więcej. Nie zwoływano by tylu z nas, gdyby nie było potrzeby - odparła Vestigia. - Zwłaszcza, że orki są wspomagane przez czarcie istoty i inne plugastwo...
- Centaury coś wspominały... - Driada usiadła sobie wygodnie na nieco pochylonym w bok drzewie -Niech i będą setki, niech przyjdą, co najwyżej przyczynią się do polepszenia okolicznej gleby swymi resztkami...
Kobieta spojrzała na driadę z niedowierzaniem.
- O ile wcześniej nie zniszczą tego, co mogłoby wykorzystać ich resztki... One nie przyjdą tu, by odpocząć. Te kreatury lubują się w bezmyślnym unicestwianiu wszystkiego co żyje. - Spróbowała wyjaśnić elfka, po czym zapytała. - Centaury? Wspominały może coś jeszcze?
- A dlaczego mam ci to zdradzić? - odparła wyjątkowo pewna siebie i leśnych stworzeń driada, przekręcając się na drzewie z gracją kota, i kładąc na nim brzuszkiem, po czym... zaczęła figlarnie fikać nogami - Orki, walki, miasta... pogadajmy o czym innym.
- Bo dzieci lasu powinny sobie pomagać - powiedziała długoucha przyglądając się driadzie. Jeśli chciała ona wywrzeć na rozmówczyni jakiekolwiek wrażenie, nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. - Ty pomożesz nam, my pomożemy ochronić naturę i wszyscy będą zadowoleni. A na rozmowę na inne tematy zawsze znajdzie się czas.
- Ale to takie nudne... mówić o walkach, o wojnach... ja się tym martwić nie muszę. Co ma być to będzie... - powiedziała, robiąc przesadnie smutną minę, i nagle zniknęła, wtapiając się w drzewo. Vestigia wpatrywała się w miejsce, w którym zniknęła driada. Zastanawiała się czy nie nalegała zbyt mocno na zdradzenie przez nią informacji. Mogła tym nieświadomie urazić istotę. Wtem szósty zmysł podpowiedział jej, że ktoś czai się z tyłu. Elfka nie zdążyła uskoczyć, gdy poczuła dmuchnięcie w ucho.
-Powiedz coś ciekawego... – Zachichotała istota.
Elfka odwróciła się jak oparzona, ale spostrzegła, kto stroi sobie żarty. Tak się bawimy? No niech będzie... - pomyślała.

- Coś ciekawego - odparła, przekrzywiając zawadiacko głowę i mrugając do driady.
- Nooo...? - Driada wciąż oczekiwała, najwyraźniej nie rozumiejąc o co elfce chodziło.

Vestigia westchnęła. Najwyraźniej przebywanie głównie w męskim gronie sprawiło, że o ile ci rozumieli jej żarty, o tyle z istotami płci pięknej szło jej znacznie gorzej. Nie mając pojęcia, co może okazać się ciekawe dla rozmówczyni, elfka wybrała najprostszy sposób, by się tego dowiedzieć.

- A o czym chcesz usłyszeć? - spytała.
- Ojej... - Driada pokręciła głową i powiedziała coś, co Vestigię zaskoczyło, a jednocześnie i rozbawiło - Bystra to ty nie jesteś co?

Vestigia zrobiła obrażoną minę na tak postawione pytanie, ale długo nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

- Po prostu nie wiem, co możesz uznać za ciekawe. Jesteś pierwszą driadą, jaką w życiu spotkałam - przyznała, gdy tylko się opanowała.
- Och, naprawdę?! - Skoczyła ku elfce z wyciągniętymi ramionami, mając najwyraźniej zamiar wielce ją uściskać...
- Naprawdę - odparła. Nie uskoczyła przed driadą. Postanowiła przyjąć mężnie jej uściski. Wydawało jej się, że powoli zaczyna rozumieć, jak z nią należy postępować. Największym błędem było traktowanie jej jak istoty dziwnej, tymczasem nie różniła się ona od przeciętnej trzpiotki, którą dane było Vestigii tyle razy eskortować.

Driada zarzuciła jej ręce na szyję, przylgnęła do tropicielki, a nawet przytuliła swój policzek do jej policzka, chichocząc. Po chwili odsunęła się nieco od elfki, choć jej dłonie pozostały na ciele Vestigii, ześlizgując się z karku po ramionach w dół, i zatrzymując w okolicach łokci dziewczyny.

- Miło cię poznać wiesz? - powiedziała, spoglądając jej prosto w oczy z czarującym uśmiechem - Miła jesteś w ogóle...
- Miło mi to słyszeć. Ciebie też miło poznać. - Normalnie taki nadmiar miłych słów wywołałby u elfki falę obrzydzenia, ale w tej chwili miała włączony tryb dziewczęcy, którego od dawna nie używała. - Tak w ogóle to jestem Vestigia, a ty?
- Del'dan się zwę - odparła i znowu jej ton zabrzmiał wyjątkowo melodyjnie - Vestigia... bardzo ładne imię - Driada z przemiłym uśmieszkiem... pogładziła jedną dłonią rękę elfki. Następnie zaś już się od niej odsunęła, spoglądając na obozujących nieopodal. Stała z kolei tyłem do tropicielki, wyglądając zza drzewa.
- A jakieś przystojne elfy tam są? - Spytała, nawet do Vestigii się nie odwracając.
- Przystojne? Nieee... Niestety... Same brzydale. Nie poszczęściło mi się z towarzystwem... - Długoucha zrobiła smutną minę.

Miała nadzieję, że zniechęci to driadę do wycieczki tam. Nie chciała, by półnaga driada pałętała się po obozie - w końcu miała go pilnować przed nieproszonymi gośćmi. Gdy była młodsza, mama przestrzegała jej brata przed chodzeniem samopas do lasu. Mówiła, że porwą go driady. Vestigia nie chciała się przekonywać czy jej rodzicielka miała rację. Już pomijając to, jak zareagowaliby mężczyźni na widok, było nie było pięknego i prawie rozebranego, gościa - nic, tylko wykorzystać okazję...

- Ojej... - Zasmuciła się, odwracając do elfki, nagle jednak na jej ustach wyrósł ponownie duży uśmiech - A może ty... - I nie dokończyła, spoglądając nieco szerzej rozwartymi oczami gdzieś za tropicielkę. W lesie pojawił się bowiem znikąd dziwny podmuch wiatru i nagle zaszumiało...
- Co ja? - spytała nagle zaniepokojona elfka. Niby nonszalancko skrzyżowała ręce na piersi. Dzięki temu tropicielka mogła znacznie szybciej dobyć mieczy. W napięciu oczekiwała rozwoju sytuacji, gotowa zaatakować jeśli wystąpi taka konieczność.
- Muszę już iść - powiedziała wyraźnie czymś poruszona Del’dan - Muszę iść. Miło było cię poznać Vestigio, chętnie bym się jeszcze z tobą spotkała... - Driada weszła plecami w drzewo, zupełnie jakby było ono...płynne, znikając w końcu całkowicie. Elfka została sama...

Tropicielka odwróciła się, próbując dostrzec lub chociaż usłyszeć to, co spowodowało tak szybkie pożegnanie, jednak nie przyniosło to żadnej odpowiedzi. Podobnie jak przeszukanie terenu i sprawdzenie drzewa, w którym zniknęła jej rozmówczyni. Elfka, naśladując sowę, wezwała do siebie czujkę z obozu i poleciła jej przekazać dowództwu o dziwnym gościu. Kobieta skinęła głową i popędziła z powrotem. Reszta warty minęła bez większych problemów.

Gdy przyszedł jej zamiennik, zmęczona Vestigia skierowała się w stronę obozu, po drodze zwracając się do Corellona z prośbą o wspomożenie ich podczas bitwy i o pomoc w postaci czarów. Udało jej się bez problemów trafić do swojej grupy. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej podręczna poduszka, Cob, śpi spokojnie przy ognisku. Podeszła do niego, ułożyła się wygodnie opierając głowę na jego ramieniu i zapadła w niespokojny sen…
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline