***
Velprintalar, Pod Szmaragdowym Gryfem
***
Wydawać się mogło, że godzina to w istocie sporo czasu. Ta minęła jednak poszukiwaczom przygód niesłychanie szybko, po zakończeniu wstępnych rozmów poproszeni zostali przez starszego szpiega o opuszczenie pokoju i powrócenie o wyznaczonej godzinie, co da im chwilę spokoju na zorganizowanie ekwipunku i wszystkiego potrzebnego włącznie z mapami i złotem na opłacenie przewodnika. Jak już wspomniałem... Godzina śmignęła wręcz błyskawicznie, przyszli bohaterowie ledwo zdążyli pozałatwiać swoje interesy, gdy trzeba było wracać i szykować się do wymarszu. Na zewnątrz zaczął zapadać już zmrok i wkrótce też właściciele co większych przybytków zaczęli zapalać na zewnątrz światła, pozostali rozświetlali mrok bladymi światełkami bijącymi z wnętrza ich domów. Dwójka szpiegów nie ruszyła się nawet na krok z pokoju na piętrze, jeżeli ktoś został przeczekać przerwę w tawernie, widział że co jakiś czas wchodzi ktoś z wielkimi pakunkami na plecach, wnosząc je na górę. Tak więc narada została wznowiona...
- Psia mać, co prawda miałem nadzieję że będzie was szóstka, ale i w pięciu sobie poradzicie. Ten elfi kurwi syn nie osiągnie już w Velprintalar absolutnie nic - zaczął dość mało przyjaźnie szpieg w okularach, przy okazji bardzo ładnie obrazując mechanikę współpracowania z siłami specjalnymi: możesz się zgodzić albo możesz się zgodzić, nie było innego wyjścia i prawdopodobnie dlatego też Corrik nie zadał sobie trudu skonsultowania się z kimkolwiek odnośnie ewentualnego zarobku lub korzyści materialnych.
- Tak, wiedziałem że o czymś zapomniałem wcześniej ale w sumie żadne z was nie zadało sobie trudu zapytania się. Nie narażacie karków za darmo oczywiście, jeżeli uda wam się odwrócić ten cały bajzel i pomóc nam w sytuacji z Simbul, to oczywiście obsypiemy was złotem, a to rzecz jasna nie wszystko. Nie wnikam w motywacje żadnego z was, ale każdemu spróbuję dogodzić osobno... Informacje - tutaj przerwał i spojrzał na Erianne
- przywileje tak w mieście, jak i poza nim, doskonała reputacja w całym Aglarondzie - tym razem jego wzrok przeniósł się po kolei na Ragnara, Stragosa i Saretha
- oraz oczywiście magiczne artefakty - oraz na Claudię
- wszystko to znajduje się w zasięgu nie tyle może moim, co już na pewno Simbul, która jak zapewne wiecie bardzo troszczy się o osoby jej bliskie i zaufane. Mam nadzieję, że to póki co zaspokoi wasz niepokój, teraz co do sprzętu o który prosiliście...
Na stole leżała wielka sterta narzędzi, worków, różnego rodzaju pierdół i gadżetów, o które część z bohaterów prosiła przed wyruszeniem.
- Sprzęt należy oczywiście do was, rozdzielcie go po sobie już sami, w godzinę udało mi się ściągnąć dla was trzy liny, po trzydzieści metrów każda, konopne oczywiście. Dwa namioty, pięć łopat i kilofów, trzy zestawy wspinaczkowe, w cholerę racji żywnościowych... Na oko starczy wam to na tydzień. Oprócz tego dwie pochodnie, dwie lampy naftowe i trochę nafty do zasilenia tego, sześć bukłaków, koców i worków, dla pani Rind dwie zmiany ubrań, mam nadzieję trafiłem z rozmiarem, mydło, herbata, garnki i czajnik, sztućce, jasna cholera jedziecie na biwak? - Zapytał sam siebie, wyliczając leżące na stole urządzenia
- a, aha jeszcze dla pani Rind słoik miodu - mówiąc to spojrzał na rudzielca z nad okularów przyjmując w wyrazie twarzy ciepły, ojcowski uśmiech. No cóż, może jego dzieci też lubiły herbatę z miodem, o ile je miał.
- To chyba wszystko, Ur mógłbyś... Co to na skurwiałe dzieci Bhaala jest!? - Krzyknął Corrik automatycznie dobywając z pod płaszcza krótkiego, zakrzywionego ostrza i ręcznej kuszy. Zebrani jeszcze przez chwilę nie wiedzieli co się dokładnie stało, ci co bardziej spostrzegawczy dostrzegli na rozdartym o kant kilofa rękawie coś na wzór biegnącego przez przedramię tatuażu. Ci bardziej spostrzegawczy i do tego inteligentni mieli nawet szansę skojarzyć tatuaż z tymi funkcjonującymi w Thay, skąd już była bardzo prosta droga dedukcji, odnośnie afilacji czarnowłosego agenta.
- Sukinsynu... A ja się kurwa zastanawiałem, gdzie ciekła moja siatka informacyjna. Jeszcze mi powiedz, że to ty podrzuciłeś dokumenty z pierdolonymi, Thayskimi zaklęciami co!? - Corrik już nie krzyczał, teraz mówił ciszej, bardzo stanowczo i zupełnie bez emocji, ręczna kusza błądziła w jego dłoni, poszukując gardła zdrajcy, miecz zaś gotowy był do błyskawicznego pchnięcia. Wszystko rozegrało się zbyt szybko, by ktokolwiek miał czas na to zareagować. Młodszy, szybszy i zdecydowanie zwinniejszy Urt wystrzelił przed siebie schodząc ze stójki do półprzysiadu, w jego dłoni właściwie znikąd pojawiło się dziwaczne, poznaczone wieloma zadziorami, sztyletopodobne ostrze. Przez sekundę można było nawet mieć wrażenie, że szpieg przeteleportował się dokładnie przed Corrika, na wysokości jego brzucha i wbił klingę sztyletu aż po jelec. Ukradkiem spojrzał na resztę zebranych, widząc że i część z nich bynajmniej mu nie odpuści (no, biorąc pod uwagę że dwójka z nich była Strażnikami Simbul...).
- Milton, Nessa! - Krzyknął, po czym samemu rozpędził się i wyskoczył przez zamknięte okno, roztrzaskując je na kawałeczki. Grupa awanturników usłyszała łomot karczmarza wrzucanego za szynk i ciężkie odgłosy kilku osób biegnących po schodach. Drzwi otwarły się z łoskotem uderzając w ścianę, zaś do wewnątrz wdarła się piątka napastników. Całe szczęście grupa zebrana w środku zdołała już otrząsnąć się z początkowego szoku i teraz była w pełni gotowości do wyeliminowania pomagierów zdrajcy. Starszy szpieg odczołgał się na bok, pod ścianę starając się tamować krwawienie.
- Kurwa jego mać, magia utrudniająca leczenie. Hej, nie zajmujcie się tymi najemnikami, niech jedno z was, najszybsze sugerowałbym... Ściga tego sukinkota! - Krzyknął starając się zagłuszyć szczęk płyt pancerza i łomot wpadających do sali najemników. Po symbolach na zbrojach i tarczach sądząc, do wewnątrz właśnie zwaliła się pozostała piątka Czerwonego Ogara (którego jednego z przedstawicieli Stragos miał już przyjemność poznać rano). Prawdę mówiąc nie było czasu przyglądać im się dokładnie, bo ci już dobywali broni i szykowali się do zatrzymania pościgu, na pierwszy rzut oka rozróżnić można było trzech mężczyzn i dwie kobiety... Zdecydowanie nie nastawionych pokojowo do życia, zwłaszcza cudzego.
A co? Nie spodziewaliście się, że już na początku wrzucę Was w wir walki, co? Mechanika pojedynku zaraz pojawi się w komentarzach.