Friedrich skinął rycerzowi głową po czym poprawił nakrycie głowy i wygładził czarną koszulę. -Friedrich z Dunstigfurtu - odpowiedział zbrojnemu dośc wysoki, chudy człowiek w mieszczańskich szatach. Zapatrzony w dal, wyprostowany, jadąc wolnym tempem, obracał w myślach wiadomości przekazane przez her Eryka. Jego siwy koń spokojnie uderzał kopytami o bruk. Pochmurna pogoda pasowała do jego nastroju. -Nie podoba mi się to. Nieczęsto odwiedzałem te strony, ale nie spotkało mnie tu żadne nadzwyczajne niebezpieczeństwo na drodze. - rzekł powoli. - Pan Gregor wezwał mnie tutaj i liczyłem, że sam mi wytłumaczy co trzeba zrobić. To bardzo dziwne. nie jestem wojownikiem. Kto zresztą by wiedział, czy odpowiedziałbym na wezwanie na czas, wszak mogłem być w tym czasie w innym mieście, lecz ton listu nie pozostawiał wątpliwości. Eh, sam nie wiem co o tym sądzić. Czemu her Eryk osobiście nie poprowadzi wyprawy? Zebrałby swoje sługi i już dawno byłby w tej jaskini siekał mutanty.
Ale wciaż nie daje mi spokoju - odrzekł po chwili Friedrich - ta myśl, że gdy dwa miesiące temu podróżowałem w tamtym kierunku na trakcie nie słyszał o tym wągrze plugastwa w jaskini. - Westchnął głośno do siebie i dalej patrząc w dal kontynuował swój monolog. - Bo kimże ja jestem, jeśli nie ledwie prostym kupcem? Czemu to po mnie posłał mistrz Gregor? Znam różnych ludzi w okolicznych miastach, mógłbym taką wyprawę uzbroić, mógłbym nakarmić, czy sprowadzić konie, ale Verena raczy wiedzieć, dlaczego powinienem się tam udać osobiście. Oczywiście, trzeba by czasu na ustalenie umów z innymi kupcami, czy rzemieślnikami. Widocznie sprawa nie cierpiała zwłoki... I proszę, oto jesteśmy - kilku jeźdźców - mamy pomóc małej armii w walce z mutantami - Friedrich ponownie westchnął i pokiwał z niedowierzaniem głową, spuszczając wzrok na głowę konia. |