Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2012, 04:17   #24
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ogród otaczający Le Manoir de Dame Chance odzwierciedlał sobą same najlepsze zalety jego właścicielki. Był bowiem równie.. niepoprawny co sama Marjolaine.
Rośliny w nim żyły swoim własnym życiem, czasem tylko przywoływane do porządku z nakazu ochmistrzyni. Z wyuzdaniem zapylane przez pszczoły kwiaty rozsiewały się według własnego widzimisię, nawet nie trzymając się jakichkolwiek norm kolorystycznych. Czerwienie z fioletami, żółcie z błękitami, biele z różami, te wszystkie barwy mieszały się ze sobą tworząc niechlubną tęczę i wzbudzając telepanie serca u niejednego ogrodnika. Nie wspominając już o tych miejscach boleśnie naznaczonych śladami potężnych łap, gdy futrzana bestia tratowała je w swym biegu wolności i radości..
Nie oznaczało to jednak, że ogród nie był zadbany i lekkomyślnością byłoby się w nim zgubić późną nocą. Był zaledwie trochę.. dziki i nieokrzesany. Brakowało mu tego misternego zaplanowania i utrzymywania w sztywnym porządku jak u ogrodów większości pałaców Francji.
Nie uświadczyło się w nim geometrii zaaranżowanej z matematyczną dokładnością do najdrobniejszych szczegółów. Nie było w nim figlarnych labiryncików z żywopłotów, aby zakochane pary mogły się w nich „przypadkowo” gubić. Ponad przechodzącymi nie górowały także rzeźby perfekcyjnych w swej obnażonej do nagości anatomii kobiet i mężczyzn, bo i szczególnie te pierwsze mogłyby panieneczkę swymi kształtami wprawić w kompleksy. Drugie zaś tylko w zakłopotanie swoimi dorodnymi listkami laurowymi.
Tego nie było.
Ale pośród tej puszczonej samopas gęstwiny i jakkolwiek niemożliwym mogłoby się to zdawać, znajdowały się też zakątki prawdziwie cudowne. Tam gdzieś, pośród bękarcich kwiatów i drapieżnie wyciągających swe konary drzewach, znajdowała się altanka opleciona bluszczem.






Jak zapomniana w tym ogrodowym chaosie, ukryta przed nachalnymi spojrzeniami. Jak skarb hrabianki d'Niort, do którego tylko ona znała ścieżkę. Można nawet było się pokusić o stwierdzenie, że było romantycznie. Oh, panieneczka dobrze wiedziała jak się przygotować do spotkania z muszkieterem.
Siedziała na długiej ławie wyściełanej miękkimi poduszeczkami. Siedziała naprzeciwko swego gościa i była.. czarująca.
-Oui, zdobył. Choć zapewne pośród tych wszystkich historii o mnie krążących, trudno teraz uwierzyć w prawdziwość takiej pogłoski, non?- zachichotała równie melodyjnie co ptaszki pośpiewujące im ponad głowami. Wyciągnęła rączkę ku misie znajdującej się na stole pomiędzy nimi, a w której leżało w niej kilka kiści soczystych winogron. Tych ciemnych, oczywiście. Bo słodszych.





Marjolaine z lekkością oderwała sobie jedną z tych pokrytych kropelkami wody kuleczek i z zapałem zbliżyła do usteczek. Ale owoc zaledwie je musnął, zatrzymany nagłym przygnębieniem wymalowującym się na ślicznej twarzyczce. Bezwiednie dotykając swych warg i równie przypadkowo zwilżając je tą drobinką wody z przemytego winogrona, powiedziała zmartwiona -Smuci mnie jednak, że po tylu miesiącach spotykamy się dopiero w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Ostatnie wydarzenia musiały przyprawić Cię o wiele pracy, n'ont-ils pas monsieur?
-Służba królowi i państwu jest służbą zaszczytną, ale i wymagającą.- odparł neutralnym tonem szlachcic rozglądając się po tej altance i wyraźnie zastanawiając nad czymś.- Chociaż, sądząc po tym miejscu... Masz upodobanie w dzikości zapewne. Czyż twój wybranek nie jest równie dziki jak to... miejsce?
Niewątpliwe de Foix czuł się w tym miejscu nieco nieswojo. Bowiem ich spotkanie wyglądało bardziej na potajemną schadzkę kochanków, niż na rozmowę o sprawach państwowych. A przecież takie go tu sprowadziły.

-Oh, to aż tak widać? - zapytała Marjolaine również na moment spojrzeniem uciekając ku otaczającym ich, podobno niezbyt chwalebnym ziemiom Le Manoir de Dame Chance. Ona sama czuła się bardzo swobodnie. Bądź co bądź była panią na swych włościach, nawet jeśli zdawały się one być tak nieokrzesane i odbiegające od słodyczy jaką sobą prezentowała. Do przebywania z prawie obcym mężczyzną w tak urokliwym podchodziła z beztroską, bądź.. całkiem niewinną nieświadomością tego, jak nieodpowiednio takie spotkanie mogło się jawić w innych oczach. Ale wszak była już czyjąś narzeczoną i przecież nie w głowie jej było spraszać sobie kochanków. Non?
-Życie w pałacach jest wygodne, ale zwykle nie daje zbyt wielu powodów do ekscytacji. Być może stąd pochodzi moje uwielbienie do dzikości i ciągłe pragnienie poszukiwania czegoś.. - w krótkiej zadumie wsunęła w końcu winogrona do swych ust. Przez chwilę z rozmarzeniem rozkoszowała się jego smakiem, po czym uśmiechnęła się i dodała z pomrukiem -Nieokiełznanego. Nieprzewidywalnego i przyjemnie zaskakującego. A to wszystko znalazłam w mym narzeczonym.
-Cieszę się twoim szczęściem mademoiselle.- odparł spokojnie Roland z lekkim uśmiechem świadczącym o... zadowoleniu? Wyjaśniła się po chwili przyczyna tego uśmieszku. Otóż Roland znalazł ów haczyk, który miał pociągnąć rozmowę w wybranym przez niego kierunku.- Acz szkoda, że ten romans wyszedł na jaw w tak niefortunnych okolicznościach, które muszę zbadać na polecanie króla. Może więc opowiesz mi pani, o tym nieszczęsnym balu na którym drogi naszym sercom Étienne oddał ducha?
-Wątpię, byś dowiedział się ode mnie czegoś, czego nie usłyszałeś już z innych ust... - odparła Marjolaine z zakłopotaniem i może także lekkim.. rozczarowaniem, że nie będzie dla muszkietera tak cenną skarbnicą wiedzy jakby skrycie chciała.
-Przez większość balu w ogóle nie widziałam markiza, jedynie dobrze się bawiącą jego ładniejszą drugą połówkę. A gdy już się pojawił, ku zdecydowanej uldze rozdrażnionej jego spóźnieniem Madeleine, to.. - urwała nie będąc pewną w jaki delikatny, godny wrażliwej panienki sposób określić zwalenie się gospodarza martwym na posadzkę. Zamiast tego wykonała w powietrzu wdzięczny ruch dłonią wypełniając tę lukę w swojej skromnej relacji -Cóż. Ciąg dalszy zna już cała Francja, non?
-Oui. Acz...- Roland zamilkł zamyślając się.- Nie o Étienne’a jednak chciałbym spytać, a o inne osoby. Być może zauważyłaś czyjeś dziwne zachowanie? Może jakieś wydarzenie utkwiło w twej pamięci?
Spojrzenie szlachcica utkwiło w twarzy Marjloaine. Zupełnie jakby chciał odczytać z jej oblicza prawdę o wydarzeniach z tamtego wieczoru. I dowiedzieć się jaki był jej udział w nich.

-Przecież wiesz monsieur, jak to jest na balach – mówiąc to naplotła na smukły paluszek jeden z opadających na jej dekolt jasnych kosmyków włosów -Muzyka, wino, słodkości. Mnogość gości w barwnych kreacjach, rozmawiających, tańczących, znikających razem pośród korytarzy pałacu..Trudno pośród tylu pokus spostrzec coś odbiegającego od zachowań typowych dla arystokratów.
-Oui, ale po tylu balach i kreacje mogą znużyć i słodkości.- stwierdził Roland z powagą w głosie.- Bale wszak są wymianą poglądów i plotek, oraz obserwacji szlachciców i szlachcianek. Wiem, że niewiele tańczyłaś na tym balu, przynajmniej z początku. I że gdzieś znikłaś... nagle. A potem wróciłaś z kawalerem D’Eon, nieprawdaż?
Dużo wiedział. Zapewne nie była pierwszą osóbką, z którą rozmawiał na temat tego wydarzenia. Uśmiechnął się.- Zawsze cię uważałem za osóbkę wielce elokwentną. Dlaczego więc, tak zdawkowo opowiadasz mi o tym... zaiste niezwykłym balu?
-Kawaler d'Eon jest mym narzeczonym. Wskazanym zatem jest, abym to z nim opuszczała salę balową niż z jakimś innym szlachcicem, non? - zapytała obojętnie, ale zaraz i uśmiechnęła się subtelnie -Ale oczywiście, jeśli to jest kwestia ważna dla Twej sprawy, to mogę ze szczegółami opowiedzieć co robiliśmy po naszym zniknięciu.

Z gracją nachyliła się ku blatowi stolika. Wsparła o niego łokieć jednej ręki, a zaś na wierzchu dłoni ułożyła swój szanowny podbródek, jak przygotowując się do dłuższej opowieści. Drugą ręką sięgnęła ku misie z winogronami, mrucząc cicho w zdradzanej tajemnicy -A także jak to robiliśmy. Jak duża była tęsknota mego wybranka do mnie. Ile czasu nam to zajęło. I ile jeszcze minęło, nim doprowadzeni do porządku mogliśmy powrócić do reszty gości.
Oderwała z kiści owoc spełniający jej obecne wymagania. Za tym ruchem błękitne spojrzenie hrabianki wzniosło się ku oczom Rolanda, wargi rozchyliły się do wypowiedzenia kolejnych słów z powagą w tonie głosu tak samo dużą jak u muszkietera. I brakiem choćby cienia skrępowania przed podzieleniem się z nim swoimi.. informacjami -Mogę być bardzo dokładna. Bardzo elokwentna.

De Foix zaczerwienił się niczym burak, słysząc te słowa. Spoglądał na kobietę siedzącą przed nim i przełknął nerwowo ślinę. Najwyraźniej wypowiedź Marjolaine lekko go zaskoczyła i początkowo nie wiedział co odpowiedzieć. Przez chwilę rozważał sytuację w milczeniu, po czym rzekł.- Cóż... w takim przypadku, jednak muszę poznać szczegóły tego spotkania. Jeśli mogłabyś pani opowiedzieć.
Słowa te mówił z trudem, oblicze jego wyraźnie było zawstydzone. A Marjolaine mogła tylko zgadywać czy powodem jego słów, był obowiązek śledczego czy też lubieżna strona jego natury.

-Mmm.. zastanawiałam się, kiedy w końcu zainteresujesz się moją alkową, monsieur de Foix – odparła figlarnie, z lubością bawiąc się tą dwuznacznością. A także triumfując w duchu na widok reakcji, jaką wywołała w muszkieterze. Koniuszkiem języka powoli musnęła winogrono, które chwilę potem rozgryzione wypełniło usteczka Marjolaine słodkim sokiem.

-Jak dobrze wiesz, był to bal zaręczynowy. Czuć to było w powietrzu, widać było w radości Madeleine. Takie wydarzenie potrafi poruszyć czułe struny w mym Gilbercie, nawet jeśli na co dzień tak skwapliwie im się opiera. Mówił potem, że wyglądałam tak pięknie, aż samo patrzenie na mnie nie było dla niego wystarczające.. - krótki chichot mimowolnie wyrwał się spomiędzy warg panieneczki, powodowany prędzej jej osobistą próżnością niźli onieśmieleniem na wspomnienie takich słów swego ukochanego -Nie mogliśmy razem wyjść, wszak rozkoszowaliśmy się naszym sekretem jak słodkim, zakazanym owocem. Ale wystarczył drobny uśmiech, porozumiewawcze spojrzenie, byśmy niewiele później spotkali się poza salą balową. Prowadził mnie do.. jakiegoś gabinetu? Non.. bardziej saloniku, jakich pewnie wiele w posiadłości markiza..
Zmieniła ułożenie dłoni, by tym razem do jej wnętrza przytulić swój policzek i oczy przymknąć w błogim rozmarzeniu, odpływając z wolna do doznań tamtego wieczoru -Je suis désolé. Trudno się skupiać na otoczeniu, kiedy jest się przypieraną do ściany przez spragnione, męskie ciało. Kiedy usta stają się ofiarą tak drapieżnego złodzieja kradnącego pełne namiętności pocałunki. Kiedy suknia okazuje się być bastionem łatwo ulegającym wsuwającym się pod nią dłoniom..

-Rozumiem.- odparł de Foix krótko. Trudno powiedzieć, jakież to myśli i pragnienia kotłowały się w umyśle muszkietera. Niewątpliwie część owych pragnień uzewnętrzniała się w rosnącej wypukłości jego spodni. Jakiekolwiek pokusy nim targały, to niewątpliwie w końcu wygrał obowiązek, bowiem szlachcic zmienił temat, choć zaczął za bardzo skupiać swój wzrok na dekolcie Marjolaine. Co prawda nie tak imponującym jak u innych dam dworu, to jednak świetnie podkreślonym przez krój sukni.- Słyszałem, że Gilbert rozmawiał z Étiennem gdzieś na osobności. Bodajże w jego gabinecie. Jest ci coś wiadomo na temat tej rozmowy?

Hrabianka, być może bezwiednie pod wpływem wspomnień, być może czując na sobie wzrok muszkietera, opuszkami palców wolnej dłoni sunęła po łańcuszku wijącym się po jej szyi. Oraz dekolcie, szczególnie po nim, dotykając nań porcelanowej skóry naznaczonej gdzieniegdzie jasnoczerwonymi śladami po ustach Maura.
-Gilbert nawet na balach dba o swoje interesy, w które ja staram się nie mieszać. Prowadził takowe z markizem, jak i także z wieloma innymi szlachcicami. I jak tych wielu, też i Étienne miał niespłacone długi. Gdyby zatem mój ukochany był zamieszany w całą tę tragedię, to raczej byłoby na odwrót i to on ległby na posadzce, non? Bo i czemuż miałby się pozbawiać zapłaty? - trwając dalej w tej swojej pozie niepokojącego wodzenia na pokuszenie biednego śledczego, nieznacznie uniosła powieki, by spod wachlarzy długich rzęs rzucić mu pociągłe spojrzenie -Czy mam kontynuować moją opowieść? Zapewniam, że mam jeszcze w zanadrzu wiele szczegółów, którymi mogę się z Tobą podzielić, monsieur.

Przyodziana w zdobiony pantofelek stópka szturchnęła lekko nogę de Foix'a pod stołem. Jak przypadkiem, tak zwyczajnie przez dziewczęcą nieuwagę. Ale to było tylko uspokajające wytłumaczenie. Prysnęło to złudzenie niewinności, gdy Marjolaine z pełną świadomością musnęła prowokująco łydkę mężczyzny.

Spojrzenie mężczyzny wędrowało za palcami dziewczęcia, niczym zahipnotyzowane.
-Oczywiście mademoiselle, wszak... być może... jakiś szczegół ważny dla śledztwa ci się przypomni.- marna to była wymówka w ustach Rolanda. Niewątpliwie szczegóły które przyciągały jego uwagę były związane ze śledztwem w niewielkim stopniu. Na zaczepki nóżki dziewczęcia, jakoś... nie reagował. No, może poza nerwowym przełykaniem śliny.

-Mój najdroższy jest niczym.. dziki ogier. Tak nieujarzmiony, gwałtownie ponoszący ku uniesieniu, a każde ujeżdżanie go jest nowym doświadczeniem rozpalającym zmysły – wymruczała na powrót zamykając oczy, aby skupić się na swej wyobraźni podsuwającej takie obrazy, które.. choć niechętnie to przyznawała, to i jej samej całkiem się podobały -Gorset sukni nie był żadną przeszkodą. Rozerwał jego wiązania, a ja się nawet nie broniłam. Rozerwał, by móc dobrać się do mego biustu, by zacisnąć na nim dłonie w żarliwej pieszczocie wyrywającej rozkoszno-bolesny jęk z moich ust.

Westchnęła ciężej, paluszkami tuż ponad ramą dekoltu zakreślając nieodgadnione kształty na jednej z tych uroczych wypukłości podkreślonych kreacją -A potem całował, wargami wgryzał się w szyję i delikatną skórę piersi. Badał je dokładnie językiem, smakował zaokrąglenia, z wyuzdaniem tworzył swe ścieżki aż ku wrażliwym szczytom.. Ah, płonęłam. Rozpływałam się. Drżałam w oczekiwaniu na więcej..

Ni na jeden moment tej erotycznej bajeczki Marjolaine nie zaprzestała swych niecności pod stolikiem. Wręcz przeciwnie. Odrobinę zwiększyła ich intensywność przesuwając stópkę ku wewnętrznej stronie nogi muszkietera i posuwistymi ruchami kierując się w górę -A jego tęsknota za moją bliskością była zaiste duża.. i gorąca, i zamknięta jeszcze za materiałem zbyt ciasnych dla niej spodni. Jeszcze zamknięta.

Zbyt pochłonięty jej opowieściami Roland nie odzywał się, zapewne szukając w nich “szczegółów ważnych dla śledztwa”. Póki co takie jednak nie chciały się ujawnić, a i samego mężczyznę wprawiał dotyk jej nóżki w drżenie. Oblicze tak spokojne dotąd zrobiło się nieco.. nerwowe, a czoło rosił pot. Zaś wzrok jego skupił się na tej piersi Marjolaine, którą zarówno w jej fantazjach jak i podczas spotkań Maur pozwalał sobie pieścić.

-Jakże przyjemnie było mu się odpłacić i szarpnięciem pozbyć się koszuli.. Przesunąć dłońmi po odsłoniętym torsie, paznokciami zadrapać brzuch podkreślając me prawa do ciała Gilberta. A jego ręce błądziły podciągając moją suknię i docierając do delikatnej bielizny. Dotykał, masował, drażnił się ze mną wiedząc, że to za mało, ciągle za mało.. – palce hrabianki przekroczyły granicę wyznaczaną przez dekolt i z lekkością musnęły opiętą gorsetem pierś, jak w chęci strzepnięcia jakiegoś pyłku z sukni akurat znajdującego się w tak bardzo konkretnym miejscu. A potem znowu sięgnęła nimi wyżej, zaplątując je w złoty łańcuszek dokładnie pomiędzy drobnymi krągłościami i nieznacznie tym gestem wysuwając lwią głowę z ukrycia.

-Zerwał tę przeszkodę odsłaniając upragniony przez siebie skarb mej kobiecości, której szybko stał się zdobywcą swymi wszędobylskimi palcami. A gdy ogień nas już prawie pożerał, gdy bycie nim trawionymi prawie doprowadzało do szaleństwa.. Wtedy to docisnął mnie do ściany, stanowczo rozchylił me uda i.. - dramatyczna przerwa zrównała się z dotarciem stópki Marjolaine do zgięcia kolana muszkietera. I nic nie wskazywało na to, że tam miała się skończyć jej wędrówka. Jedynie zadziałać mogła etykieta, zasady dobrego zachowania w arystokratycznym towarzystwie.. ale przecież ta sytuacja jasno pokazywała jak bardzo panienka poważnie trzymała się tych sztywnych reguł -Posiadł mnie. Zdobył tylko dla siebie. Mocno, głęboko.. mój jęk dusząc pożądliwym pocałunkiem. Był panem mej ekstazy, pod którego ruchami bioder wiłam się w wypełniającej mnie rozkoszy. Oddawałam mu się z każdym pchnięciem. Z każdym w uniesieniu wyszeptanym jego imieniem. Z każdą prośbą o więcej..

Niewątpliwie pochłonięty opowieścią szlachcic, udawał że ignoruje śmiałe zakusy stópki Marjolaine, wzrokiem wędrując za palcami dziewczyny i z miną... wielce niestosowną względem tej sytuacji. A może stosowną aż nadto? Mocno zaczerwieniona twarz i błyszczące oczy. Uwiedziony syrenim śpiewem tej opowieści nie potrafił się oderwać ni od stołu, ni przerwać hrabiance. Tym bardziej, że jej historyjka zbliżała wszak ku gorącemu końcowi. Wybrzuszenie w jego spodniach świadczyło o tym, że Roland jest bardziej mężczyzną, niż można było sądzić po jego sztywnym zachowaniu. Może więc opowieści o jego przesadnej rycerskości, nie były do końca prawdziwe? Któż to wie co on wyczyniał ze swymi kochankami i narzeczonymi, gdy spojrzenie dworskich plotkarek było skierowane w inną stronę?

Chociaż panieneczkę wielce kusiło, aby przynajmniej krótko zerknąć i ocenić wrażenie jakie zrobiła tą opowiastką na osławionym bohaterze, to jednak wstrzymywała się ciągle siedząc z zamkniętymi w rozmarzeniu oczami. Była dobrą aktoreczką, a i owszem. Ale nie aż tak dobrą, by w razie czego ukryć swoje rozbawienie zupełnie mogące zaprzepaścić jej dotychczasowe starania.

-Kochaliśmy się długo, lubieżnie sycąc się naszymi ciałami. Splataliśmy się wręcz zwierzęco, egoistycznie czerpiąc jak największą rozkosz z tej wyrwanej światu chwili intymności. Gilbert zawiesił jedną z mych nóg na swoim biodrze przyciskając mnie do siebie i trzymając w tak żelaznym uścisku nasilił ruchy naszego wspólnego tańca. A ja w pełni otwierałam się przed jego siłą i dzikością, które rozbudzały me zmysły kolejnymi falami pożądania. Nie liczyło się ani miejsce, ani czas. Jedynie to co teraz. Tutaj – wraz z tymi dobitnie i powoli wypowiedzianymi słowami, Marjolaine stópką sięgnęła do uda śledczego. Leniwymi ruchami masowała jego wewnętrzną stronę, już i tak będąc dalece za granicami przyzwoitości, ale jednak nie posuwając się dalej. Wystarczyło, że obecnie jej zachowanie było.. sugestywne, przeplatające relacje z balu z niewiele mniej wyuzdanymi pragnieniami obudzonymi w altance, których ofiarą padał muszkieter.

-Potem.. potem nadszedł szczyt eksplodując przyjemnością nie do opisania. Wyginający spazmatycznie ciała. Potężną ekstazą prawie.. wyrywając mi krzyk z krtani -wspomnienie zdawało się być tak silne, że aż wprawiło głos hrabianki w drżenie. Samo zaś snucie takiej fantazji przyprawiło ją o śliczne rumieńce na policzkach oraz podobnie czarujące przygryzienie dolnej wargi.
 
Tyaestyra jest offline