Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2012, 15:30   #321
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Twardy był myślącym krasnoludem. Lata na ulicy nauczyły go tego i owego. Karak-Azgal i plądrowanie tamtejszych pod ziemi również. Widział również w życiu już nie jedno, sporo miał też za uszami. Słynny krasnoludzki honor zapewne z kolei znajdował się w jego dupie. Był opryszkiem, z pewnymi zasadami nie mniej jednak typem spod ciemnej gwiazdy. Gdyby jego czyny mierzyć krasnoludzką miarą, łeb na pomarańczowo musiałby farbować już kilka razy....

Jednak gdy jego oczy ujrzały młodego chłopaka, jedzonego żywcem przez mutanty. Twardy zapomniał o bożym świecie... W tym również o tym, że powinien wydać jakieś komendy. Pies je srał wpadł w furię. Furię która zaowocowała, jednym z najlepszych uderzeń w jego życiu. Cios rozerwał mutanta a jego części obryzgały zarówno krasnoluda. Jak i jego towarzyszy stojących w koło... Karla niestety nie udało się uratować. Twardy po prostu mocniej zacisnął zęby gdy młodzik umierał. Skręciłby najchętniej w tej chwili Dawitowi kark. Tylko co by to dało obecnie? Nie, nie niziołek dalej będzie zwiadowcą. Jeśli zginie cóż bywa, jeśli nie jego oczy i słowa być może pomogą grupie. Gdyby jednak znów się wpakował w tarapaty z własnej winy....

Na słowa Gottwina zaregował jedynie skinieniem głowy.
-Odpoczniemy później, trafi się pewnie jakieś lepsze ku temu miejsce. Iść jednak musimy wciąż dalej.

Dawit zawiódł kilka razy, Twardy wciąż stawiał na niego jako zwiadowcę drużynowego. To nie brak zwinności i głośne kroki wydały niziołka wcześniej a jego brawura. Co do upadku Karla, to ów zdarzenie było tylko następstwem potyczki z mutantami u wejścia do jaskini. Krasnoludzki wojak posłałem malca przodem, by tak jak wcześniej zrobił rekonesans, niezbadanych jeszcze terenów. Dawit ruszył bez zbędnej polemiki. Pistolety tylko czekały by w razie ostateczności ustrzelić przeciwnika, jednak Dawit głupcem nie był i wiedział, że huk wystrzału w tej jamie ostrzeże wszystkich jej mieszkańców nawet tych najgłębiej ukrytych. Po dość intensywnej i wymagającej wysiłku wspinaczce niziołek wdrapał się pod stromy korytarz, który kończył się znajomym rozwidleniem. Dalsza droga już nie była znajoma kompanom. Szedł. Szedł przed siebie, uważając pod nogi i szukając wzrokiem każdego, możliwego niebezpieczeństwa. Marsz trwał dobrą godzinę, ale malec wiedział, że za plecami kilkadziesiąt metrów dalej podążają jego śladem towarzysze. Jaskinia stała się nieco łatwiejsza w jej pokonywaniu. Pochyłość korytarza nie stwarzała zagrożenia dla równowagi. Szerokość zaś nie wzbraniała grupce maszerować po dwóch. Jaskinia to wiła się niczym żmija, to prostowała, raz przeradzała się w większą jamę, by po kilkunastu metrach przeradzać się w wąski korytarz. Jedno pozostawało niezmienne. Paskudny smród. W końcu jednak Dawit dotarł do miejsca, gdzie musiał zawrócić. Powodem jego decyzji była trójka mutantów siedzących przy ognisku. Jeden z mężczyzn miał kozie rogi na głowie. Drugiemu na policzku pojawiły się usta, a trzeci z mutantów miał dłonie przypominające niedźwiedzie łapy i łuski na szyi i plecach.
Trójka stworów nie spodziewała się nikogo. Jama, w której się znajdowali była dość spora. Wystarczająca, by wysypać się z korytarza i okrążyć ich bez większych problemów i wzajemnego przeszkadzania sobie. Za ich plecami znajdowała się usypana z sporych głazów ściana, przypominająca coś na kształt ścianki działowej, wysokiej na dwa metry. Na środku ów ścianki znajdowały się prowizoryczne drzwi z pozbijanych w całość desek. Drzwi nie trzymały się zawiasów ale nie dało się ich otworzyć przez sporą drewnianą belkę, która była zaklinowana między nimi a ważącym sporo ponad trzysta kilogramów głazem. Jaskinia była ślepym zaułkiem i najprawdopodobniej dalszą drogę kompani znajdą za usypaną z kamieni ścianą. Dawit nie omieszkał poinformować towarzyszy o dźwiękach, które słyszał zza ściany. Jęki, pomruki i szuranie, jak gdyby coś sporego czołgało się po podłożu....

Twardy wskazał palcami połowę strzelców. -Gottwin i panowie ze straży, wy trzymacie się prawej strony korytarza, wbiegacie na prawo i strzelacie. Druga grupa Felix i nasi nowi przyjaciele z lasu lewa strona. I ten sam plan, na końcu wkracza krasnoludzka grupa. Zwiążemy walką tych którzy będą się trzymać na nogach. Jeśli zginą wszyscy hałas pewnie zwabi to coś zza drzwi. Przeładowanie i strzelamy tak długo jak długo walka wręcz nie będzie konieczna. Jeśli to taka większa wersja tych z dołu cofamy się nie podejmując walki. Strzelamy w korytarzu na zmianę do oporu. Dawit strzelasz jako ostatni i tylko w ostateczności. Huk niosący się po korytarzu jest nam najmniej potrzebny.-cały ociekał krwią wrogów. Chaośniaki poznają demona, po innej stronie barykady niż się spodziewali .
 
Icarius jest offline